Kościoły katolickie

‘Ostatnie rozmowy’ Benedykta XVI — ekumenizm realny


‘Ostat­nie roz­mo­wy’ Bene­dyk­ta XVI to waż­na i cie­ka­wa lek­tu­ra. Nie dla­te­go, że zawie­ra jakieś sen­sa­cje, zmie­nia­ją­ce postrze­ga­nie tego pon­ty­fi­ka­tu, ale że jest wej­ściem w świat wia­ry, któ­ry, dale­ki od baj­ko­wej sie­lan­ki, zadzi­wia rady­kal­nym zaufa­niem Bogu. Roz­mo­wa potwier­dza eku­me­nicz­ne ukie­run­ko­wa­nie papie­ża Bene­dyk­ta, jego ducho­we, real­ne i — co naj­waż­niej­sze — spraw­dzo­ne w prak­ty­ce eku­me­nicz­ne fun­da­men­ty.


Ohne Wenn und Aber!

Zawie­dze­ni mogą poczuć się ci, któ­rzy po roz­mo­wie Bene­dyk­ta XVI z Seewal­dem spo­dzie­wa­li się ujaw­nie­nia spek­ta­ku­lar­nych powo­dów ustą­pie­nia papie­ża czy tajem­nej wie­dzy spi­sko­wej z cen­trum dowo­dze­nia Kurią Rzym­ską. Nic takie­go! Klu­czo­we wypo­wie­dzi Bene­dyk­ta nie zaska­ku­ją — może z wyjąt­kiem pobocz­nych, choć inte­re­su­ją­cych dodat­ków, jak choć­by tego, że papież senior wszyst­kie swo­je dzie­ła pisze ołów­kiem. Nie­zwy­kłe jest jed­nak to, że w naj­waż­niej­szych stwier­dze­niach nie­miec­kie­go teo­lo­ga widać ducho­wą kon­se­kwen­cję, któ­ra wymy­ka się łatwiź­nie, z jaką wie­lo­krot­nie ety­kiet­ko­wa­no papie­ża Bene­dyk­ta jako nie­re­for­mo­wal­ne­go fun­da­men­ta­li­stę czy reak­cjo­ni­stę. Argu­ment ten uży­wa­ny jest w róż­nych wer­sjach seman­tycz­nych i kon­ste­la­cjach — zarów­no przez żar­li­wych zwo­len­ni­ków Rat­zin­ge­ra, czy­nią­cych z nie­go nie­do­ści­gnio­ne­go, bez­kom­pro­mi­so­we­go straż­ni­ka depo­zy­tu wia­ry, apo­lo­ge­ty try­denc­kiej spu­ści­zny czy nawet anty­mo­der­ni­stycz­ne­go ducha, jak i prze­ciw­ni­ków, widzą­cych w nim głów­ne­go hamul­co­we­go Kościo­ła rzym­sko­ka­to­lic­kie­go i prze­ciw­ni­ka Sobo­ru Waty­kań­skie­go II. Joseph Rat­zin­ger nie jest zde­cy­do­wa­nie ani jed­nym, ani dru­gim — sam sie­bie widzi jako współ­pra­cow­ni­ka praw­dy, a nie jej ucie­le­śnie­nie, bar­dziej jako słu­gę spra­wy niż mena­dże­ra dłu­go­ter­mi­no­we­go pro­jek­tu, jako kogoś, kto zna swo­je moż­li­wo­ści, ogra­ni­cze­nia i jest świa­dom popeł­nio­nych błę­dów.

Książ­ka może być praw­dzi­wym cio­sem dla tych, któ­rzy po nocach wzdy­cha­jąc do cza­sów Bene­dyk­ta XVI, doszu­ku­ją się w pon­ty­fi­ka­cie papie­ża Fran­cisz­ka jakiej­kol­wiek her­me­neu­ty­ki zerwa­nia, rela­ty­wi­zmu i atro­fii kato­li­cy­zmu — co do tre­ści Bene­dykt stwier­dza kon­ty­nu­ację, a co do for­my sta­wia­nie innych akcen­tów, któ­re — ojej, ojej — podo­ba­ją mu się! I żeby nie było wąt­pli­wo­ści Bene­dykt w wie­lu miej­scach jasno i wyraź­nie to mówi. Ohne Wenn und Aber!

Jak pierw­szo­ko­mu­nij­ne dziec­ko

Wiel­ką zale­tą Ostat­nich roz­mów jest to, że porząd­ku­ją zna­ne fak­ty, cza­sa­mi uzu­peł­nio­ne aneg­dot­ka­mi lub pogłę­bio­ne histo­rycz­nym dystan­sem, wyraź­niej uka­zu­jąc nie tyl­ko Czło­wie­ka, ale i jego teo­lo­gię w kon­tek­ście dzie­jo­wym i pry­wat­nym. Jeden z naj­bliż­szych przy­ja­ciół Rat­zin­ge­ra, eme­ry­to­wa­ny metro­po­li­ta koloń­ski kard. Joachim Meisner, powie­dział kie­dyś, że wie­lu zna Bene­dyk­ta jako wir­tu­oza teo­lo­gii, sta­ją­ce­go do deba­ty z naj­zna­mie­nit­szy­mi teo­lo­ga­mi, filo­zo­fa­mi i inny­mi inte­lek­tu­ali­sta­mi. Jed­nak gdy się modli, to jego poboż­ność i wia­rę porów­nać moż­na z ducho­wo­ścią pierw­szo­ko­mu­nij­ne­go dziec­ka. I rze­czy­wi­ście tak jest. Owa poboż­ność nie jest naiw­no-dzie­cin­na, ale szcze­ra i głę­bo­ka, zakła­da intym­ną rela­cję, któ­ra wyra­sta z biblij­no-patry­stycz­ne­go cha­ry­zma­tu. Owa pew­ność nie wyra­ża się w teo­lo­gicz­nych akro­ba­cjach, ale w pro­stym wyzna­niu, sło­wach, któ­re w pew­nym momen­cie mogą wywo­ły­wać wra­że­nie, że poprzez lek­tu­rę uczest­ni­czy­my nie tyle w wydaw­ni­czym even­cie, ale jak­by w reko­lek­cjach, świa­dec­twie wia­ry w nie­spo­koj­nych cza­sach. Dzie­je się to jed­nak — co znów typo­we dla Bene­dyk­ta — nie w ode­rwa­niu od świa­ta, ale w escha­to­lo­gicz­nej świa­do­mo­ści, któ­ra kształ­tu­je, ba, napę­dza życie i wia­rę chrze­ści­ja­ni­na oraz całe­go Kościo­ła. Tutaj zawar­ty jest słyn­ny pro­gram odświa­to­wie­nia (Entwel­tli­chung), któ­ry z całą mocą, nie bez opo­rów samo­ce­le­bru­ją­ce­go się kato­li­cy­zmu, kon­ty­nu­uje papież Fran­ci­szek.

Choć Bene­dykt wyraź­nie pod­kre­śla, że misty­kiem nie jest, nie ma doświad­czeń mistycz­nej nocy, to jed­nak czę­sto (i pro­sto!) mówi o spra­wach wia­ry z takim prze­ko­na­niem i siłą, że dla wie­lu ludzi, szcze­gól­nie tych nie­ko­niecz­nie prze­peł­nio­nych reli­gij­nym entu­zja­zmem, reflek­sje te mają mistycz­ną bar­wę, posmak, brzmie­nie. Doświad­cze­nie bli­sko­ści i odda­le­nia Boga sta­no­wią nie­od­łącz­ny ele­ment samo­świa­do­mo­ści wia­ry, jaką moż­na odna­leźć w reflek­sji nie­miec­kie­go teo­lo­ga. W swo­ich prze­my­śle­niach Bene­dykt jest moc­no chry­sto­cen­trycz­ny, a nie ekle­zjo­cen­trycz­ny — Kościół nie jest celem sam w sobie, ale zaj­mu­je odpo­wied­nie miej­sce w hie­rar­chii waż­no­ści — nie jest reli­gij­nym fety­szem, ani też ducho­wym sto­wa­rzy­sze­niem z tra­dy­cja­mi, ale prze­strze­nią spo­tka­nia i służ­by dla Pana.

Bun­tow­nik z wybo­ru

Oprócz ducho­wo­ści, naj­cie­kaw­sze frag­men­ty roz­mo­wy to te, któ­re opi­su­ją kło­po­ty ks. Jose­pha Rat­zin­ge­ra z hie­rar­chią kościel­ną i śro­do­wi­skiem nauko­wym. Bene­dykt XVI nie koja­rzy się raczej z bun­tow­ni­kiem, kry­ty­ku­ją­cym histo­rycz­ne pomni­ki, sprze­ci­wia­ją­cym się prze­ło­żo­nym, czy palą­cym manu­skryp­ty z kry­tycz­ny­mi notat­ka­mi recen­zen­tów. A tak wła­śnie było. Choć wycho­wa­ny z dala od lute­rań­skie­go żywio­łu, ma jed­nak w sobie coś bun­tow­ni­cze­go i nie­ko­niecz­nie baro­ko­we­go, gdyż umi­ło­wa­nie dla tra­dy­cyj­nej litur­gii i jej dzie­dzic­twa nie idzie u Rat­zin­ge­ra w parze z kle­ry­kal­nym wiel­ko­pań­stwem, słu­żal­czo­ścią i dwor­skim spo­so­bem bycia. Jakaś doza anty­kle­ry­ka­li­zmu — jak­kol­wiek to dziw­nie może zabrzmieć — zawsze była i jest ele­men­tem teo­lo­gicz­ne­go myśle­nia Bene­dyk­ta, nawet wte­dy, a może wła­śnie szcze­gól­nie wte­dy, gdy mówił o bru­dzie w Koście­le i rugał kapła­nów za ducho­wą amne­zję. Tak! Fran­ci­szek nie był pierw­szym, któ­ry nie szczę­dził ostrych słów pod adre­sem kle­ru — być może głos Bene­dyk­ta, co on sam też samo­kry­tycz­nie wyra­ża, nie był zbyt dono­śny (w prze­no­śni i dosłow­nie), i być może język pozba­wio­ny był nie­kie­dy pla­stycz­nej pro­sto­ty.

Eku­me­nicz­ne akcen­ty

Ta roz­mo­wa z przy­czyn oczy­wi­stych ma kil­ka głów­nych zagad­nień i z pew­no­ścią nie jest nią eku­me­nizm. Nie ozna­cza to jed­nak, że eku­me­nizm  jest pomi­nię­ty czy zmar­gi­na­li­zo­wa­ny. Temat ten poja­wia się w kil­ku miej­scach, a tyl­ko raz w nie­co szer­szym uję­ciu choć — znów — nie są to myśli nowe i dale­ko idą­ce.

Pierw­szy eku­me­nicz­ny akcent, choć na pierw­szy rzut oka, mało istot­ny poka­zu­je też egzy­sten­cjal­ne zain­te­re­so­wa­nie Bene­dyk­ta XVI chrze­ści­jań­ską róż­no­rod­no­ścią. Rat­zin­ger przy­zna­je, że z pro­ble­ma­ty­ką eku­me­nicz­ną zetknął się dzię­ki swo­je­mu nauczy­cie­lo­wi i men­to­ro­wi, prof. Got­tlie­bo­wi Söhn­ge­no­wi, któ­re­go żona była ewan­ge­licz­ką, stąd też i pro­fe­sor nauko­wo podej­mo­wał tema­ty eku­me­nicz­ne, oraz zachę­cał swo­ich stu­den­tów do podej­mo­wa­nia tych zagad­nień. Nie ina­czej było z Rat­zin­ge­rem, któ­ry już na począt­ku karie­ry nauko­wej ana­li­zo­wał kato­lic­ko-eku­me­nicz­ny wymiar Wyzna­nia augs­bur­skie­go, pod­sta­wo­wej księ­gi wyzna­nio­wej Kościo­łów ewan­ge­lic­ko-lute­rań­skich. Ewan­ge­li­cy prze­wi­ja­ją się przez życie Rat­zin­ge­ra, nie­któ­rzy jak­by pomi­mo, a inni dość uro­czy­ście sta­ją w gro­nie tych, któ­rzy wywar­li wręcz nie­za­tar­te pięt­no na teo­lo­gu Rat­zin­ge­rze. On sam wspo­mi­na refor­mo­wa­ne­go teo­lo­ga Karo­la Bar­tha, któ­re­go zali­cza do gro­na „teo­lo­gicz­nych ojców”.

Eku­me­nizm poja­wia się moc­niej w koń­co­wej czę­ści książ­ki. Gdy Seewald pyta Bene­dyk­ta o roz­cza­ro­wa­nia wyni­ka­ją­ce z ruchu eku­me­nicz­ne­go, papież eme­ryt trzeź­wo odpo­wia­da, że każ­dy kto zna rze­czy­wi­stość wie, cze­go nale­ży się spo­dzie­wać. Rela­cje mię­dzy Kościo­łem rzym­sko­ka­to­lic­kim a pra­wo­sła­wiem i pro­te­stan­ty­zmem en bloc postrze­ga jako róż­ne. Tra­dy­cyj­nie ubo­le­wa nad wewnętrz­nym bra­kiem jed­no­ści pro­te­stan­ty­zmu. Nie­mniej pod­su­mo­wu­je, że nie moż­na ocze­ki­wać, że zjed­no­cze­nie Kościo­łów nastą­pi w real­nym sen­sie.

Nale­ży wal­czyć, aby­śmy się wciąż słu­cha­li i od sie­bie uczy­li. Naj­istot­niej­sze jest to, aby wia­ra w Jezu­sa Chry­stu­sa, Syna Boże­go, nie zgi­nę­ła i aby z tej per­spek­ty­wy powsta­wa­ły naj­waż­niej­sze kie­run­ki dla dzia­łań prak­tycz­nych.

Czy tak mówi eku­me­nicz­ny scep­tyk i fun­da­men­ta­li­sta reli­gij­ny?

Nie­uda­na kryt­ka pro domo

Kon­tekst jest waż­ny, stąd też w róż­nych miej­scach i na róż­ny spo­sób odbie­ra­no wypo­wie­dzi Bene­dyk­ta. Szcze­gól­nie w Niem­czech wywo­ła­ły one spo­ro kon­tro­wer­sji, a to z powo­du ostrej kry­ty­ki lokal­ne­go Kościo­ła jako zbyt eta­ty­stycz­ne­go, zbiu­ro­kra­ty­zo­wa­ne­go, ospa­łe­go. Ten ustat­ko­wa­ny i wyso­ko opła­ca­ny kato­li­cyzm, jak wyra­ził się papież Bene­dykt, tra­ci dyna­mi­kę wia­ry. Sło­wa Bene­dyk­ta wywo­ła­ły falę kry­ty­ki — począw­szy od total­nej, a skoń­czyw­szy na drob­nych uszczy­pli­wo­ściach for­mu­ło­wa­nych w pra­sie lub medial­nych dia­lo­gach mię­dzy poszcze­gól­ny­mi duchownymi/świeckimi a na przy­kład sekre­ta­rzem papie­ża, abp. Geo­r­giem Gän­swe­inem. I rze­czy­wi­ście ta część roz­mo­wy to jej naj­słab­sze ogni­wo i w sumie szko­da, że zasła­nia swo­ją ogól­ni­ko­wo­ścią rze­czy dobre, jakie papież mówi o Koście­le w Niem­czech. Wypo­wie­dzi papie­ża w tej mate­rii są o tyle pro­ble­ma­tycz­ne, że prze­cież Bene­dykt był czę­ścią tego Kościo­ła jako wika­riusz, pro­fe­sor, dusz­pa­sterz stu­denc­ki, póź­niej arcy­bi­skup-metro­po­li­ta i w koń­cu papież, więc sta­wa­nie nie­ja­ko obok i sta­wia­nie tak ostrych dia­gnoz może dawać pali­wo do for­mu­ło­wa­nia — skąd­inąd nie­spra­wie­dli­wych i fał­szy­wych — osą­dów, szy­dzą­cych z papie­ża Bene­dyk­ta jako papie­ża-nic-nie-mogę.

War­to jed­nak pod­kre­ślić i przy­po­mnieć, że Bene­dykt w wie­le razy kla­row­nie mówi o swo­ich nie­do­cią­gnię­ciach i błę­dach. Cha­rak­te­ry­stycz­na jest publi­cy­stycz­na swa­da papie­ża, jak­by nie­ty­po­wa dla nie­go, a przez to nada­ją­ca roz­mo­wie dodat­ko­we­go polo­tu. Ten dystans, ducho­wa lek­kość bytu wyni­ka chy­ba nie tyl­ko z dystan­su, mądro­ści koń­co­we­go eta­pu, ale przede wszyst­kim z wia­ry — jestem w rękach Boga, któ­ry niech się nade mną zmi­łu­je.


W Pol­sce książ­ki Seewal­da wyda­ły ofi­cy­ny “Rafa­el” i „Znak”.


Gale­ria
Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.