O kopalniach, Piusie IX i kobietach, czyli biskupich igraszek ciąg dalszy
- 8 kwietnia, 2004
- przeczytasz w 10 minut
Tak naprawdę nie sądziłem, że moje nader luźne przemyślenia, jakie zawarłem w tekście „Biskupie igraszki z kobietami” zatoczą tak wielki krąg, że zainteresuje się nim tak wiele osób, nie wyłączając luterańskiego Konsystorza, biskupów, a nawet ENI, agencje informacyjną należącą do Światowej Rady Kościołów (ŚRK).
Najwidoczniej temat okazał się na tyle intrygujący, że nie skończyło się na powierzchownej lekturze tekstu, jakich w sieci można odnaleźć tysiące. Co więcej, moje rozczarowanie Komunikatem Konferencji Biskupów Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego okazało się być niczym w porównaniu z reakcją jednego z biskupów, który w wywiadzie dla ENI ochoczo był łaskaw wyrazić swoją opinię na temat ordynacji niewiast, a co za tym idzie roli kobiet w Kościele.
Doszły mnie słuchy, że tekst o biskupich igraszkach był dla niektórych małostkowy, pogardliwy, tudzież nazbyt złośliwy, a do tego rażąco niesprawiedliwy. Nie wiem czego spodziewali się niestrudzeni rycerze patriarchalnych wykwitów w kościelnym piekiełku, ale na swoje usprawiedliwienie chciałbym nadmienić, że nie chodziło ani o tanią, antyklerykalną prowokację (to takie nudne!), ani też (sic!) o ordynację kobiet. Do dymisji się nie podam (zresztą z czego miałbym zrezygnować), ani nie złożę donosu na samego siebie. Nie należę do kręgu osób, które dałyby się poćwiartować za to, ażeby piękne białogłowe mogły zakładać kapłańskie szatki, tudzież razić po oczach biskupimi krzyżami w barwach tęczy. Wolę już dobre cygaro od Fidela, tudzież odpowiednio schłodzone piwo, dobrą muzykę, a nawet kolejne zapewnienia premiera Leszka Millera, że rząd ma się całkiem dobrze. Słowo harcerza!
Otóż mnie w tym komunikacie poirytował sam język, cokolwiek nieudolny (ciekawe kto go rzeźbił – chyba nie teologiczny Fidiasz), jak i sposób argumentowania. Wywołał on ponure skojarzenia z najnowszej historii Kościoła, o których za chwilę. Chcąc wejść w krąg biskupiej argumentacji trudno oprzeć się wrażeniu nieznośnej, wręcz wywołującej święty niepokój intelektualnej czkawki. Ale nie uprzedzajmy zdarzeń. Poniżej pozwolę sobie na przetłumaczenie części depeszy ENI z 1. kwietnia 2004 roku, która bynajmniej nie jest niewinnym dowcipem na prima aprilis, a raczej eklezjalnym koszmarem.
Depesza ENI
Kobiety nie mogą być pastorami lub zjeżdżać do kopalń, mówi polski luteranin
Warszawa, 1. kwietnia 2004 roku — Jonathan Luxmoore
Prominentny lider protestancki w Polsce wyraził „głęboką obawę”, odnoszącą się do oświadczenia tamtejszego Kościoła Luterańskiego, który odrzuca ordynację kobiet i instruuje swoich duchownych, aby nie współprowadzili nabożeństw z kobietami.
„Jestem zdumiony, ponieważ myślałem, że nasze Kościoły osiągnęły porozumienie” powiedział biskup Zdzisław Tranda, emerytowany zwierzchnik 4‑tysięcznego Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w Polsce, zauważając, że komunikat zaprzecza istniejącym porozumieniom między Luterańskim, Reformowanym oraz Metodystycznym Kościołem w Polsce, które uznały swoje decyzje, dotyczące ordynacji kobiet.
Komentarz reformowanego biskupa był odpowiedzią na komunikat Konferencji Biskupów Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce, który został wydany 11. grudnia, ale opublikowany w marcu przez kościelny dwutygodnik Zwiastun.
Przewodniczący luterańskiego Synodu, bp Tadeusz Szurman powiedział ENI, że komunikat nie był nową decyzją, lecz tylko wyjaśnieniem „wiążących zasad” jego Kościoła. „Ordynacja kobiet nie jest tutaj problemem” stwierdził Szurman. „Nasze świątynie są pełne, nasze parafię się rozrastają i jesteśmy stawiani wobec wielu innych, ważnych kwestii. Nie chcemy iść drogą Zachodu, która prowadzi do tego, że będziemy mieć więcej meczetów niż kościołów.” Problemem była tyko „kwestia kilku kobiet, które chciałyby być ordynowane” powiedział Szurman.
„Nasz Kościół jest zbyt mały, a nasi księża zbyt zajęci, aby wprowadzać takie zmiany” zauważył luterański biskup. „Kobiety nie mogą wykonywać tej pracy tak, jak nie mogą zjechać do naszych kopalni.”
(…)
Dziennikarz polskiej Ekumenicznej Agencji Informacyjnej, Kazimierz Bem wyraził przekonanie, że komunikat postawi „istotne pytania” dla ekumenicznych partnerów Kościoła Luterańskiego w Polsce i za granicą z powodu swoich jednoznacznych konsekwencji takich jak możliwość, że ordynowane kobiety byłyby odsunięte od uczestniczenia w luterańskich ordynacjach w Polsce.
„Komunikat po raz pierwszy jasno stwierdza, że polski Kościół Luterański nie ordynuje kobiet i nie planuje, by to zmienić” powiedział Bem. „To podkopuje ekumeniczną jedność, jaka powstała między luteranami a reformowanymi.”
(eni)
Kopalnie i ołtarz
Tekst depeszy skonsultowałem w ramach dziennikarskiej dociekliwości z osobami bardziej kompetentnymi ode mnie i okazało się, że zawiera ona kilka nieścisłości, które jednak nie wpływają w żaden sposób na znaczenie i ogólną wymowę tekstu. Główny błąd to dane personalne: ks. bp Tadeusz Szurman nie jest prezesem Synodu Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP. Obecnie jest nim ks. Jan Gross, emerytowany proboszcz parafii luterańskiej w Mikołowie. Ks. Szurman był przez jakiś czas prezesem Synodu, ale było to przed objęciem funkcji biskupa Diecezji Katowickiej KE‑A. To tyle sprostowań.
Wypada odnieść się do słów biskupa Szurmana. Kilka kwestii rzuca się w oczy: błyskotliwa analiza kryzysu religijności na tzw. „Zachodzie” oraz idylliczna wizja pasma sukcesów duszpasterskich Kościoła Luterańskiego nad Wisłą. Pozwólcie, Drodzy Czytelnicy, że zacznę od drugiej kwestii. Biskup Szurman przekonuje, że parafie luterańskie w Polsce kwitną, a ludzie masowo lgną do kościołów. Zachęcam wszystkich Czytelników, żeby zechcieli zweryfikować powyższą opinię, także tych w Katowicach, gdzie od lat rezyduje Jego Ekscelencja biskup Szurman.
W odremontowanej niedawno staraniem bp. Szurmana katedrze p.w. Zmartwychwstania Pańskiego (chwała mu za to!) raczej tłumów nie widać. Mogę jedynie spekulować jak jest w innych, pomniejszych parafiach, kościołach filialnych… czy one też pękają w szwach? Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie chodzi mi o wytykanie czegoś, co odczuwają wszystkie Kościoły w Polsce, nawet ten największy, ale o odmitologizowanie upudrowanej mało przekonywującą retoryką wizji Kościoła sukcesu.
Kościół Ewangelicko-Augsburski w Polsce ma z całą pewnością wielki potencjał misyjny i nie dla niejednego katolika, a nawet przedstawiciela dowolnego Kościoła mniejszościowego, stanowić może kuszącą alternatywę, jednakże należy zastanowić się, czy mydlenie oczu półprawdami wzmacnia czy szkodzi wiarygodności polskich luteranów? Czy czasem nie jest tak (i to chyba jest udręką wszystkich Kościołów mniejszościowych w Polsce), że tzw. tożsamość wyznaniowa nazbyt często identyfikowana jest z powierzchownym antykatolicyzmem bez pozytywnych czynników, które składają się na szeroko rozumianą świadomość konfesyjną? Problem kompleksu oblężonej twierdzy jest chyba naturalny zarówno dla wspólnoty luterańskiej w Polsce, jak i dla garstki katolików w Finlandii. Ale wróćmy do konkretów.
Idąc tokiem rozumowania bp. Szurmana można pokusić się o refleksję, że kryzys Kościołów na tzw. Zachodzie spowodowany jest ordynowaniem pań na duchownych. Tutaj Ekscelencja dopatruje się chyba zasadniczego problemu. Biskup przeraźliwie boi się meczetów nad Wisłą, chyba nawet bardziej niż Kościół Rzymskokatolicki, który od kilku lat organizuje Dni Dialogu z Islamem. Ponadto biskup zdaje się mieć prostą receptę, a co najgorsze, jeszcze prostszą diagnozę zachodniego kryzysu. Wszystkiemu winne są kobiety!
Oczywiście nieważne, że Kościoły na Zachodzie funkcjonowały w zupełnie innych warunkach społeczno-politycznych niż odizolowane od „nowinek” Kościoły w Europie Środkowo-Wschodniej. Oczywiście bez znaczenia są uwarunkowania historyczne (Francja) i gospodarcze (Niemcy), które doprowadziły do znacznego wzrostu społeczności muzułmańskiej w Europie Zachodniej? Oczywiście nieważne jest też to, że współczesny świat nie rządzi się prawami kulturowo-religijnego monolitu, a jest przykładem zdumiewającego pluralizmu myślowego. Nie chcę teraz zagłębiać się w to, czy to dobrze czy źle, lecz chciałbym jeno zapytać, czy Jego Ekscelencja, Ksiądz Biskup nie mógłby się pokusić o większą naukową dociekliwość? To nie jest przecież takie trudne. Wystarczy zajrzeć do stanowiska biskupów ewangelickich w Polsce nt. integracji europejskiej (szeroko informowała o tym prasa) i wczytać się weń dokładnie, a następnie wysnuć wnioski, dotyczące oblicza i przyszłości Europy. Czyżby biskup nie czytał dokumentów, które sam podpisuje?
Bardzo łatwo jest spojrzeć za płot do sąsiada, pokręcić głową i stwierdzić w duchu faryzeusza z ewangelicznej przypowieści: o jak dobrze, że nie jesteśmy tacy, jak ci Niemcy, czy Francuzi, czy Anglicy, którzy niedługo będą mieć więcej meczetów niż kościołów. O dzięki Ci, Panie, że jesteśmy tacy wspaniali, konserwatywni, że mamy pełne kościoły, wystrzegamy się wszelkich nowinek, które opóźniłyby nasz wielki, duszpasterski sukces. Oh, God you are so absolutely great! Czy oglądali Państwo Monty Pythona? Tak tylko pytam…
Powyższe przekonanie o wyższości polskiej teologii (jeśli taka w ogóle istnieje) nie jest także obce duchownym rzymskokatolickim, którzy z obrzydzeniem spoglądają na Zachód, a gdy jadą tam pracować szybko leczą się ze wschodniego snobizmu. Oczywiście zasada ta działa w obie strony i uzależniona jest od duchowej proweniencji każdego człowieka. Jestem ciekaw jaką duchową strategię na sukces Kościoła E‑A w Polsce ma biskup Szurman i jego bracia w posłudze biskupiej? Czy jest jeszcze coś poza stanowczym „nie” dla ordynacji kobiet? Może dowiem się tego z kolejnego komunikatu.
Poza analizą sytuacji kościelnej, której nie powstydziłby się na politycznym podwórku trybun uciskanego Narodu, bijący obecnie rekordy popularności, ks. biskup Szurman postanawia za pomocą znanej paraboli przekonać ludzi, że kobieta nie może zjechać do kopalni węgla kamiennego, więc także (cóż za żelazna konsekwencja i piorunujący wywód logiczny?!) nie może stanąć przy ołtarzu w roli duchownego. Niby to jakieś naturalne wyposażenie mężczyzn, że oni np. mogą? Aż się boje zapytać, co mają faceci, czego nie mają kobiety, bo jeszcze bym doprowadził do zgorszenia i rumieńców wśród niektórych Czytelników, a nade wszystko Czytelniczek.
Jednak nie boję się zapytać, kiedy bp Szurman postawi formalny wniosek, by Kościół Ewangelicko-Augsburski w Polsce zerwał kontakty partnerskie z Niemcami i Szwecją? Jeśli nie ma zamiaru, to należy się bp. Szurmanowi ogromne współczucie, że musi znosić konflikt sumienia, jakże ciężkie brzemię, gdy jego oczęta zmuszone są oglądać wyświęcone kobiety. Cóż za koszmar! Cóż za zgroza! Najgorszemu wrogowi bym tego nie życzył! Taki dyskomfort i to nie tylko psychiczny, ale też teologiczny! Bardziej można współczuć jedynie ewangelikom reformowanym w Polsce, których komunikat luteranów wprowadził w niemałe zakłopotanie.
By żelaznej konsekwencji stało się zadość należałoby też odrzucić, względnie oddać, wszelką pomoc finansową od tych Kościołów, na czele których (nie bądźmy małostkowi) stoją panie w randze biskupa. Ileż bym dał za możliwość uczestniczenia w ojcowskiej rozmowie między biskupem Szurmanem a „biskup” (?) Marią Jepsen z Hamburga, gdy biskup Szurman będzie się starał wyjaśnić, że nie może aktywnie uczestniczyć w liturgii komunijnej, gdyż jest ona tylko… diakonem. Chyba na nic nie pomoże płacz pani biskup, kobiece wdzięki (ach, uroda to rzecz gustu!), ani też fakt, że owa biskup jest najstarszą stażem biskupem w Niemczech (informacja za EAI). No nic, trzeba porzucić płonne nadzieje.
Jest jeszcze jedna sprawa, którą już częściowo nadmieniłem: analiza kryzysu i pomysły naprawy. Otóż w poprzednim tekście napisałem, że komunikat biskupów ewangelickich przypomina nie tylko oświadczenia Konferencji Episkopatu Polski (KEP), lecz w swojej argumentacji idzie dalej niż sławetna deklaracja Jego Eminencji Józefa kardynała Ratzingera pt. Dominus Iesus. Przyznaję, że było to porównanie niezbyt trafne, ponieważ nie oddaje ono teologicznej głębi komunikatu i omawianej wypowiedzi Ekscelencji Szurmana. Wiedziałem, że gdzieś znajdę głębszą analogię i po jakimś czasie… znalazłem. Kochani Czytelnicy, weźcie kilka głębokich oddechów, może jakąś butelkę dobrego, kalifornijskiego wina, jak ktoś lubi, zajmijcie wygodną pozycję w ulubionym fotelu i weźcie do ręki wiekopomne dzieło papieża Piusa XII, encyklikę Humani generis z 12. sierpnia 1950 roku. Gorąco polecam! Jest to bez wątpienia lektura fascynująca i doskonale wpisująca się w nasz krajobraz nowinek i zepsucia Kościoła.
Encyklika Humani generis porusza wiele ważnych kwestii, m.in. problem interpretacji Pisma Św., autorytetu w Kościele Katolickim i różnych zagadnień teologicznych. Jest ona też ponownym sprzeciwem Kościoła Rzymskokatolickiego wobec fenomenu, który możemy umownie określić mianem modernizmu. Jest ona swoistą kontynuacją innych, papieskich dokumentów jak sylabus Lamentabili z 1907 roku kanonizowanego przez Piusa XII papieża Piusa X, czy też wcześniejszy sylabus z 1864 roku, będący dodatkiem do słynnej encykliki Quanta cura papieża Piusa IX. Lektura powyższych dokumentów jest pożyteczna nie tylko z przesłanek edukacyjnych, ale także szeroko rozumianej historiozofii. Oczywiście każdy mógłby zaproponować inny zestaw tekstów, jednakże powyższe wydają mi się dość wyraziste.
Na zakończenie krótka uwaga: tak jak JE ks. bp Tadeusz Szurman był powiedział, że komunikat biskupów nie zajmuje się ordynacją kobiet, tak i ja chciałem uroczyście oznajmić, jako skromny laikat, że także i powyższe przemyślenia nie dotyczą ordynacji kobiet. Po co sobie strzępić język nad kwestiami tak oczywistymi jak ta, że w kopalni mogą pracować tylko mężczyźni.
nadal ekumenicznie zatroskany Marek Piewka
Zobacz także:
» Ekumenizm.pl: Biskupie igraszki z kobietami (preludium)
» Ekumenizm.pl: Postludium — Posprzątajcie po sobie!