Opinie

Czy tak trudno jest powiedzieć “przepraszam”?


Od ponad 25 lat trwa w Koście­le Zie­lo­no­świąt­ko­wym dys­ku­sja na temat taj­nych współ­pra­cow­ni­ków, a dokład­nie pasto­rów oraz osób zali­cza­ją­cych się do gro­na przy­wód­ców Kościo­ła, któ­rzy w cza­sach PRL, pod­ję­li współ­pra­cę ze służ­ba­mi bez­pie­czeń­stwa.


Dys­ku­sja na nowo odży­ła za spra­wą arty­ku­łu pasto­ra Ada­ma Ciuć­ki: „Kościół pod nad­zo­rem bez­pie­ki”, w któ­rym ujaw­nio­no kil­ku byłych i aktu­al­nych człon­ków władz kościel­nych zare­je­stro­wa­nych jako komu­ni­stycz­nych TW.

W nie­któ­rych przy­pad­kach, z powo­du bra­ku peł­nych akt, skut­ki takiej współ­pra­cy trud­no dziś oce­nić. Rów­nież trud­no jest pre­cy­zyj­nie oce­nić szko­dli­wość tej­że współ­pra­cy, ponie­waż nie wie­my, do cze­go kon­kret­nie funk­cjo­na­riu­sze SB wyko­rzy­sty­wa­li zdo­by­te od TW infor­ma­cje. Cza­sem tyl­ko suge­stie i podzie­le­nie się wie­dzą z SB na temat jakie­goś pasto­ra, zbo­ru czy wyda­rze­nia kościel­ne­go, słu­ży­ły do tego, żeby zastra­szyć kolej­nych pasto­rów, znisz­czyć kolej­ne zbo­ro­we wyda­rze­nia lub zdys­kre­dy­to­wać ini­cja­ty­wy ogól­no­ko­ściel­ne.

Fak­tem bez­sprzecz­nym jest, że SB sta­wia­ła sobie za jed­no­znacz­ny cel osła­bie­nie, a nawet znisz­cze­nie Kościo­łów ewan­ge­li­kal­nych w Pol­sce. Jak zatem oce­nić tych duchow­nych, któ­rzy podej­mo­wa­li współ­pra­cę z SB?

Powo­dy do pod­ję­cia współ­pra­cy bywa­ły róż­ne. Nie­któ­rzy decy­do­wa­li się na dono­sze­nie na innych bra­ci, bo dzię­ki temu moż­na było po pro­stu coś zała­twić. Cza­sem to były nawet dobre rze­czy, jak cho­ciaż­by talon na tań­szy węgiel do ogrze­wa­nia kapli­cy, cegły i cement na budo­wę kościo­ła, pasz­port, któ­ry umoż­li­wiał stu­dia w zagra­nicz­nej szko­le biblij­nej. Podej­mo­wa­no zatem współ­pra­cę w prze­ko­na­niu, że niko­mu się w ten spo­sób nie zaszko­dzi, że nie będzie się mieć niczy­jej krwi na rękach, że cel uświę­ca środ­ki.

Bywa­ły przy­pad­ki, gdy podej­mo­wa­no współ­pra­cę myśląc, że nie ma się po pro­stu inne­go wyj­ścia. Bywa­li pasto­rzy, któ­rzy odma­wia­jąc współ­pra­cy nara­zi­li­by się przez to na ujaw­nie­nie nie­po­chleb­nych fak­tów, stra­ci­li­by sta­no­wi­sko, któ­re zaj­mo­wa­li lub o któ­rym dopie­ro marzy­li, stra­ci­li­by służ­bę, a może nawet rodzi­nę. Współ­pra­co­wa­no zatem, bo „takie były cza­sy”, bo „każ­da wła­dza pocho­dzi od Boga”, bo „podej­mo­wa­nie nego­cja­cji z wła­dzą nie jest prze­cież grze­chem”… Ale co wte­dy, jeśli ta wła­dza za cel sta­wia­ła sobie znisz­cze­nie Kościo­ła? I czy fak­tycz­nie napraw­dę nie było inne­go wyj­ścia?

Nie to jed­nak jest w tym wszyst­kim naj­gor­sze… Wca­le nie naj­gor­sze jest to, że oso­by, któ­re kie­dyś gło­si­ły w zbo­rach kaza­nia i kie­ro­wa­ły Kościo­łem rów­no­cze­śnie współ­pra­co­wa­ły z insty­tu­cją, któ­ra chcia­ła ten Kościół znisz­czyć. Naj­gor­sze w tym wszyst­kim jest to, że przez 25 lat taj­ni współ­pra­cow­ni­cy nie są w sta­nie powie­dzieć pro­ste­go sło­wa „prze­pra­szam”, wyra­zić żalu i przy­znać się, że dziś z per­spek­ty­wy lat żału­ją, a może nawet wsty­dzą się, że nie opar­li się wte­dy ‘zapro­sze­niom’ do pod­ję­cia współ­pra­cy z SB.

Dla­cze­go tak trud­no jest powie­dzieć zwy­kłe sło­wo „prze­pra­szam”?  Prze­cież każ­dy z nas popeł­nia błę­dy, ma chwi­le sła­bo­ści, upa­da a nawet grze­szy … Jeste­śmy tyl­ko ludź­mi, a nie popeł­nia­ją błę­dów tyl­ko ci ludzie, któ­rzy już nie żyją. Jed­nak przez ćwierć wie­ku nikt z osób, będą­cych były­mi TW , a któ­re zaj­mo­wa­ły lub nadal zaj­mu­ją  wyso­kie sta­no­wi­ska w KZ , nie zdo­był się na to, by prze­pro­sić Kościół za zło, któ­re zosta­ło wyrzą­dzo­ne, nie tyl­ko wte­dy , gdy dzia­ła­nia TW były świa­do­me, ale też nie­świa­do­mie, w złej lub w dobrej wie­rze, roz­myśl­ne lub nie­roz­myśl­ne…

Od lat wła­dze Kościo­ła zie­lo­no­świąt­ko­we­go gra­ją na zwło­kę. Od lat spra­wa jest po pro­stu zamia­ta­na pod przy­sło­wio­wy dywan, a prze­cież, gdy­by sło­wa prze­pro­sin padły 25 lat temu, temat już daw­no stał­by się histo­rią. A tak nie­ste­ty wra­ca jak bume­rang, przy­po­mi­na­jąc, że każ­dy Kościół ma mrocz­ne dzie­je. Temat będzie nie­ste­ty tak dłu­go powra­cał, aż nie zosta­ną pod­ję­te jakie­kol­wiek (cho­ciaż­by sym­bo­licz­ne) pró­by zadość­uczy­nie­nia ofia­rom dono­sów.

Powo­dy, dla któ­rych tak cięż­ko jest powie­dzieć sło­wo prze­pra­szam, są dwa:

Po pierw­sze – żeby być zdol­nym do skru­chy i prze­pro­sin, trze­ba mieć w sobie poko­rę.

Wyra­zić żal z powo­du swo­je­go postę­po­wa­nia potra­fią tyl­ko ci, któ­rzy są świa­do­mi swo­ich sła­bo­ści i grzesz­no­ści, któ­rzy wie­dzą, że są po pro­stu ludź­mi, tymi, któ­rzy upa­da­li zarów­no w prze­szło­ści, ale też wie­dzą, że wciąż będą upa­dać, bo są jedy­nie grzesz­ni­ka­mi.

Po dru­gie- żeby być zdol­nym do skru­chy i prze­pro­sin, nie powin­no się być nie­wol­ni­kiem wła­sne­go wize­run­ku.

Jeśli przez lata budu­je się mit, że pastor i przy­wód­ca jest zawsze wzo­rem postę­po­wa­nia, że jest „twa­rzą Kościo­ła”, kimś kto wyzna­cza wizję i poka­zu­je dro­gę. To nic dziw­ne­go, że za wszel­ką cenę chce się ukryć choć­by śla­do­wą ilość wad i sła­bo­ści przy­wód­cy, a prze­pro­sze­nie za rze­czy więk­sze­go kali­bru jest po pro­stu abso­lut­nie nie­moż­li­we, gdyż runął­by wte­dy mit tak mozol­nie budo­wa­ny przez lata.

Nie nale­ży jed­nak za budo­wa­nie tego mitu winić tyl­ko przy­wód­ców Kościo­ła. Budo­wa­nie mitu o ide­ale przy­wód­cy odby­wa się poprzez pra­cę wie­lu rąk. Z jed­nej stro­ny robią to duchow­ni, by uła­twić sobie kie­ro­wa­nie Kościo­łem oraz uwie­rzy­tel­nić w ten spo­sób swo­je kon­cep­cje i pomy­sły. Z dru­giej stro­ny zwy­kli chrze­ści­ja­nie patrzą na przy­wód­ców Kościo­ła jak na ido­li. Szu­ka­ją wspa­nia­łych kazno­dzie­jów, pasto­rów i lide­rów, któ­rym mogli­by zawie­rzyć, za któ­ry­mi poszli­by jak w ogień, któ­rzy byli­by dla nich dru­gi­mi Moj­że­sza­mi.

To dla­te­go wła­śnie, tak lubi­my jeź­dzić na duże kon­fe­ren­cje, bo spo­ty­ka­my tam wiel­kich lide­rów i kazno­dzie­jów prze­ma­wia­ją­cych do ogrom­nych tłu­mów. Fascy­nu­je­my się „wyjąt­ko­wy­mi” kazno­dzie­ja­mi i pasto­ra­mi, któ­rzy sta­ją się chrze­ści­jań­ski­mi ido­la­mi, na któ­rych my sza­rzy i zwy­kli chrze­ści­ja­nie, człon­ko­wie małych zbo­rów, patrzy­my z zachwy­tem, myśląc, że taki pastor i kazno­dzie­ja to jest KTOŚ. Bro­ni­my wize­run­ku przy­wód­cy tępiąc jaką­kol­wiek kry­ty­kę i dys­ku­sję na temat trud­nych wyda­rzeń, a za wzór chrze­ści­jań­skie­go postę­po­wa­nia uwa­ża­my posta­wę abso­lut­nej lojal­no­ści wobec czło­wie­ka, któ­ry stoi na cze­le dane­go Kościo­ła. Woli­my zatem pew­nych tema­tów nie poru­szać, by mit o ide­ale przy­wód­ców nie runął, zapo­mi­na­jąc, że to prze­cież zawsze byli, są i będą tyl­ko ludzie. Bro­niąc mitu o wyjąt­ko­wo­ści i ide­ale przy­wód­ców zaprze­cza­my tym samym dok­try­nie o powszech­nym kapłań­stwie ludu Boże­go.

Cza­sem nasze „zachwy­ty” sta­ją się na tyle cho­ro­bli­we, że zapo­mi­na­my, iż wszel­ka chwa­ła i cześć, zawsze i wyłącz­nie nale­ży się tyl­ko Jedy­ne­mu Panu Kościo­ła. My zaś WSZYSCY pozo­sta­li, bez wzglę­du na nasze pozy­cje i sta­no­wi­ska, bez wzglę­du rów­nież na dobro lub zło, któ­re czy­ni­my, jeste­śmy co naj­wy­żej „słu­ga­mi bez­u­ży­tecz­ny­mi”. Nie war­to więc za wszel­ką cenę jakie­mu­kol­wiek czło­wie­ko­wi, choć­by na pozór naj­bar­dziej wspa­nia­łe­mu, wci­skać koro­ny na gło­wę, bo prę­dzej czy póź­niej nas zawie­dzie. Nie war­to rów­nież, za wszel­ką cenę kur­czo­wo utrzy­my­wać koro­ny na swo­jej wła­snej gło­wie, bo i tak prę­dzej czy póź­niej trze­ba będzie ją przed Kimś zdjąć. Może więc jed­nak war­to czę­ściej mówić sło­wo „prze­pra­szam”…

_________________________

Czy­taj rów­nież arty­ku­ły z dzia­łu: “Pod nad­zo­rem

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.