- 9 września, 2017
- przeczytasz w 4 minuty
500 lat po reformacji większość protestantów nie podziela poglądów Marcina Lutra, a większość katolików i protestantów uważa, że obydwie tradycje więcej łączy niż dzieli – wynika z dwóch badań przeprowadzonych przez Pew Research Center w USA i 15 krajach zacho...
500 lat po reformacji — pomieszanie z poplątaniem, czy…
500 lat po reformacji większość protestantów nie podziela poglądów Marcina Lutra, a większość katolików i protestantów uważa, że obydwie tradycje więcej łączy niż dzieli – wynika z dwóch badań przeprowadzonych przez Pew Research Center w USA i 15 krajach zachodnioeuropejskich.
Z badań wynika, że nieco ponad połowa amerykańskich protestantów uważa, że zarówno dobre uczynki, jak i wiara są potrzebne do zbawienia. Tyle samo uważa, że oprócz Biblii chrześcijanie powinni kierować się także wskazaniami doktryny kościelnej i różnych tradycji. Podobnie sytuacja wygląda w Europie Zachodniej.
Według Pew Research Center, w Niemczech aż 61% protestantów twierdzi, że dobre uczynki są potrzebne do zbawienia, a w Szwajcarii aż 57% tamtejszych protestantów ma podobne zdanie. Jedynie w Norwegii 51% protestantów stwierdziło, że zbawienie jest jedynie z łaski przez wiarę.
Z perspektywy ekumenicznej doniosły jest inny wynik – ok. połowa katolików i protestantów w Europie uważa, że obydwie tradycje bardziej są do siebie podobne niż różne.
Komentarz
Wyniki badań są szokujące – chciałoby się powiedzieć… a może jednak nie są. Dla protestantów, którzy niechętnie odnoszą się do ruchu ekumenicznego, często obwiniając go o wszelkie nieszczęścia swoich Kościołów i innych, wyniki badań potwierdzają wyznawaną przez nich tezę, że oto współczesny protestantyzm oddalił się od reformacyjnych ideałów i powinien czym prędzej powrócić do odrzuconego dziedzictwa. Z tym przekonaniem wiąże się pewien automatyzm, a nawet magiczna wiara, że jeśli wykręci się żarówkę i zapali świeczki, młotkiem roztłucze komputer i pozostawi tylko Biblię wszystko powróci do normy. Z drugiej jednak strony badania pokazują, że główne tematy teologii reformacyjnej – tak jak są wciąż głoszone przez Kościoły – docierają do coraz mniejszej liczby odbiorców.
Nie wiadomo na ile próba jest reprezentatywna i na ile uwzględniono konteksty lokalne. Wyniki zdają się pokazywać nie tylko zastraszający brak edukacji religijnej, ale wręcz porażkę Kościołów i teologów. Z pewnością dane nie pokazują wszystkiego, być może nie uwzględniają różnic wyznaniowych i pobożnościowych w łonie protestantyzmu tak europejskiego, jak i amerykańskiego. Być może… Albo mamy do czynienia z cichą przemianą świadomości religijnej, w której protestantyzm staje się mniej zinstytucjonalizowaną wersją łatwiejszego w percepcji katolicyzmu, a katolicyzm afirmując niektóre eklezjologiczne i organizacyjne postulaty szeroko rozumianego protestantyzmu, pozostaje przy swojej doktrynie? Z pewnością tak nie jest, gdyż również podobne badania przeprowadzane wśród katolików pokazują rozbrat między oficjalną doktryną Kościoła a przekonaniami katolików.
Pewne jest jedno: chrześcijaństwo ulega tektonicznym przemianom. I właśnie w tym kontekście dziwić powinna narracja utrzymana niekiedy w tonie zarzutu, że oto współcześni protestanci nie wierzą już tak jak wierzyli XVI-wieczni reformatorzy. A powinni? Z pewnością nie, gdyż zasadniczo byłoby to nie tylko sprzeczne z intencją reformatorów i reformacji, ale przeczyłoby zdroworozsądkowemu podejściu do wiary. Nie tylko negowałoby jej dynamiczny charakter i okoliczności w jakich wzrasta, słabnie, rodzi się i umiera, ale też uczyniłoby z chrześcijaństwa kodeks norm i przepisów do wierzenia podanych. Oczywiście, nigdy nie było jednolitego chrześcijaństwa, a tym bardziej nigdy nie było jednolitego protestantyzmu. Tak jak były reformacje, tak też były i są protestantyzmy, często wykluczające się i odnajdujące duchową bliskość z „niedawnymi wrogami”.
Czy wyniki badań są niepokojące? Z wielu powodów tak, gdyż pokazują, że nastąpiło coś w rodzaju zerwania duchowej i teologicznej tożsamości na przynajmniej kilku płaszczyznach. Czy są powodem do rozpaczy? Z pewnością nie, chyba że ktoś siłę chrystianizmu utożsamia z konkretnymi liczbami. Spadające liczby wiernych nie są oczywiście powodem do świętowania i euforii, udawania, że nic się nie stało. Jednak dla chrześcijan nie powinny być również uzasadnieniem rozpaczy i poszukiwaniem odpowiedzi w fundamentalizmach. Chrześcijaństwo zawsze ulegało przemianom i nie ma w tym niczego odkrywczego. Będzie się zmieniało na naszych oczach i długo po naszej śmierci.
Nie wiem jak czytelnicy ekumenizm.pl, ale w zanikaniu chrześcijaństwa masowego, oczywistego i odziedziczonego dostrzegam spory potencjał i nie zamierzam przyłączać się do tych, którzy z rozrzewnieniem wspominają dawne wspaniałe czasy, o ile kiedykolwiek takie istniały.