17. Niedziela po Trójcy Świętej
- 18 września, 2005
- przeczytasz w 3 minuty
“Wtedy odpowiedział mu jeden z ludu: Nauczycielu, przyprowadziłem do ciebie syna mego, który ma ducha niemego. A ten, gdziekolwiek go pochwyci, szarpie nim, a on pieni się i zgrzyta zębami i drętwieje; i mówiłem uczniom twoim, aby go wygnali, ale nie mogli. A On im odrzekł, mówiąc: O rodzie bez wiary! Jak długo będę z wami? Dokąd będę was znosił? Przywiedźcie go do mnie! I przywiedli go do niego. A gdy go duch ujrzał, zaraz zaczął nim szarpać, a on upadłszy na ziemię, tarzał się z pianą […]
Ewangeliczna opowieść o uzdrowieniu epileptyka ilustruje sposób, w jaki postrzegano tę chorobę w czasach Jezusa. Dziś epilepsja nie jest “opętaniem przez Szatana”, ale chorobą związaną zzakłóceniami bioelektrycznych czynności mózgu. Z innych relacji ewangelistów dowiadujemy się jednak, że Jezus dokonał radykalnej reinterpretacji choroby. Zbliżał się do trędowatych, negował przekonanie, jakoby choroba była pokoleniową karą za grzech.
W naszej opowieści o epileptyku, podobnie jak i w innych relacjach o cudownym uzdrowieniu, istnieje jeden, wspólny punkt ciężkości. Z całą pewnością nie jest nim spektakularny cud, wywołujący zachwyt, ale wydarzenie, które stoi za pierwszoplanową sensacją. Jezus dotyka się cierpiących, a tymi cierpiącymi jesteśmy my wszyscy, którzy tracimy z oczu Boga, a przez to sens Prawdy, nadziei i miłości. Przesłanie to wyrażają ostatnie słowa perykopy: “A Jezus ujął go za rękę i podniósł go, a on powstał.”
Wiara, cud, uzdrowienie, nawrócenie — wprawdzie może się wydawać, że są to wydarzenia niezwykłe, dane przeżyć nielicznym, jednakże świadectwo Ewangelii zaprzecza temu przekonaniu. Niezwykłość zwiastowanego przez Jezusa Chrystusa Królestwa Bożego polega właśnie na odkrywaniu Bożego działania w tym, co małe, niedostrzegalne pod ciężarem ludzkich przesądów, kulturowych uwarunkowań lub powierzchownym zachwytem. Pan Jezus zaprasza nas do ufnej wiary. Duch Święty, błogosławiony Pocieszyciel, sprawia, że ludzkie niedowiarstwo, zarówno to deklarowane, jak i pieczołowicie skrywane, zaczyna się stopniowo przemieniać w serdeczną ufność.