Ekumenizm w Polsce i na świecie

24. Niedziela po Trójcy Świetej


“Wte­dy podob­ne będzie kró­le­stwo nie­bie­skie do dzie­się­ciu panien, któ­re wzię­ły swo­je lam­py i wyszły na spo­tka­nie pana mło­de­go. Pięć z nich było nie­roz­sąd­nych, a pięć roz­trop­nych. Nie­roz­sąd­ne wzię­ły lam­py, ale nie wzię­ły z sobą oli­wy. Roz­trop­ne zaś razem z lam­pa­mi zabra­ły rów­nież oli­wę w naczy­niach. Gdy się pan mło­dy opóź­niał, zmo­rzo­ne snem wszyst­kie zasnę­ły. Lecz o pół­no­cy roz­le­gło się woła­nie: “Pan mło­dy idzie, wyjdź­cie mu na spo­tka­nie!” Wte­dy powsta­ły wszyst­kie […]


Wte­dy podob­ne będzie kró­le­stwo nie­bie­skie do dzie­się­ciu panien, któ­re wzię­ły swo­je lam­py i wyszły na spo­tka­nie pana mło­de­go. Pięć z nich było nie­roz­sąd­nych, a pięć roz­trop­nych. Nie­roz­sąd­ne wzię­ły lam­py, ale nie wzię­ły z sobą oli­wy. Roz­trop­ne zaś razem z lam­pa­mi zabra­ły rów­nież oli­wę w naczy­niach. Gdy się pan mło­dy opóź­niał, zmo­rzo­ne snem wszyst­kie zasnę­ły. Lecz o pół­no­cy roz­le­gło się woła­nie: “Pan mło­dy idzie, wyjdź­cie mu na spo­tka­nie!” Wte­dy powsta­ły wszyst­kie owe pan­ny i opa­trzy­ły swe lam­py. A nie­roz­sąd­ne rze­kły do roz­trop­nych: “Użycz­cie nam swej oli­wy, bo nasze lam­py gasną”. Odpo­wie­dzia­ły roz­trop­ne: “Mogło­by i nam, i wam nie wystar­czyć. Idź­cie raczej do sprze­da­ją­cych i kup­cie sobie!” Gdy one szły kupić, nad­szedł pan mło­dy. Te, któ­re były goto­we, weszły z nim na ucztę wesel­ną, i drzwi zamknię­to. W koń­cu nad­cho­dzą i pozo­sta­łe pan­ny, pro­sząc: “Panie, panie, otwórz nam!” Lecz on odpo­wie­dział: “Zapraw­dę, powia­dam wam, nie znam was”. Czu­waj­cie więc, bo nie zna­cie dnia ani godzi­ny.” Mt 25,1–13

Koniec świa­ta zbli­ża się nie­ubła­ga­nie. Nie koniec całe­go świa­ta, nie escha­to­lo­gicz­ne dni apo­ka­lip­sy, ale bar­dzo kon­kret­ny koniec nasze­go świa­ta: śmierć naszych bli­skich. Gdy odcho­dzą rodzi­ce, żona, a cza­sem — choć to tak nie­na­tu­ral­ne — nasze dzie­ci koń­czy się kawa­łek świa­ta. Koń­czy się nasz mister­nie budo­wa­ny świat. I nic się już nie da napra­wić, prze­ba­czyć, ulep­szyć, zbu­do­wać. Rzu­co­ne mimo­cho­dem prze­kleń­stwo, zaprze­pasz­czo­ny czas, któ­re­go nie dali­śmy dziec­ku, wciąż odkła­da­na wizy­ta — zosta­ną uwiecz­nio­ne w zatrzy­ma­nym obra­zie świa­ta. Nie do napra­wie­nia, nie do cof­nię­cia, już na zawsze w Bożej pamię­ci. Prze­ra­ża­ją­ca wizja, w któ­rej już mama, ojciec, żona i mąż nie wpusz­cza­ją nas do minio­ne­go cza­su. Bóg nie przy­wró­ci zaprze­pasz­czo­nych szans. A z Jego, a raczej naszych ust pad­ną prze­ra­ża­ją­ce sło­wa: “Zapraw­dę, powia­dam wam, nie znam was”.


Czu­waj­cie więc, bo nie zna­cie dnia ani godzi­ny


Koniec świa­ta to też nasz wła­sny koniec. Nie zna­ny, i zwy­kle nawet nie prze­wi­dy­wa­ny: może w kosz­mar­nym bólu powol­ne­go odcho­dze­nia na raka, może szyb­ki w wypad­ku samo­cho­do­wym, albo jesz­cze jakiś inny. On zakoń­czy już wszyst­ko. Wraz z nim znik­nie cały nasz świat, prze­kształ­ci się w wiecz­ność, nie­zmien­ną, twar­dą nie­ubła­ga­ną jak wyrok. Jak pisał Róże­wicz, śmierć nie­ubła­ga­na korek­tor­ka spra­wi, że nie da się już zmie­nić żad­ne­go prze­cin­ka. Nasze zdra­dy, krzyw­dy, błę­dy pozo­sta­ną na zawsze przed nami. Bez moż­li­wo­ści poku­ty, odro­dze­nia, nawró­ce­nia czy prze­ba­cze­nia. Wiecz­nie trwać będę przed nie­speł­nio­ny­mi obiet­ni­ca­mi, oszu­stwa­mi, drob­ny­mi kłam­stwa­mi, czy flir­ta­mi, o któ­rych nie chce infor­mo­wać żony czy męża. Na zawsze pozo­sta­nę już z fał­szy­wym obra­zem same­go sie­bie, któ­ry nic nie ma wspól­ne­go z praw­dą, tak że sta­jąc przed Panem — sam sie­bie nie roz­po­znam, nie usły­szę swo­je­go praw­dzi­we­go imie­nia… i pozo­sta­nę na wie­ki tam, gdzie nie ma już nadziei.


Czu­waj­cie więc, bo nie zna­cie dnia ani godzi­ny


Ta Ewan­ge­lia nie jest jed­nak tyl­ko prze­ra­ża­ją­cym ostrze­że­niem przed zbli­ża­ją­cym się Dniem Sądu. Nie jest tyl­ko prze­stro­gą, groź­bą, gro­że­niem pal­cem, ale przede wszyst­kim dobrą nowi­ną. Na nasze zanie­dba­nia, grze­chy, bra­ki i zaprze­pasz­czo­ne jest lekar­stwo. Jest nim zawsze i nie­odmien­nie Świa­tło — Jezus Chry­stus.


Tyl­ko bez­gra­nicz­ne, kon­kret­ne oso­bi­ste zawie­rze­nie Mu — oczysz­cza nas z tego, co już nie­zmien­ne. Tyl­ko On prze­ba­czyć może grze­chy, któ­rych inni wyba­czyć już nie mogą. Tyl­ko w Nim moż­li­we jest nawró­ce­nie i prze­ba­cze­nie. Nie ma ono jed­nak nic wspól­ne­go z “tanią łaską”. Nie jest pro­stym zapo­mnie­niem, napra­wie­niem naszych zanie­dbań, zała­twie­niem naszych rachun­ków. Jest począt­kiem trud­nej dro­gi docie­ra­nia do świa­tła, budo­wa­nia nowych/starych rela­cji, napra­wia­nia tego, cze­go napra­wić się nie da. Bez złud­nych nadziei na pro­ste roz­wią­za­nia i łatwe lekar­stwa. Zdra­da i wyrze­cze­nie bolą tam samo jak przed­tem. Samot­ność nie sta­je się ani odro­bi­nę mniej dole­gli­wa. Ciem­ność Boskie­go Mil­cze­nia i ludz­kich osą­dów nie roz­świe­tla się ferią róż­no­braw­nych świa­teł. Na koń­cu tej dro­gi nawra­ca­nia jest tyl­ko do głę­bi ludz­ki krzyk “Boże mój, Boże cze­muś mnie opu­ścił”. I śmierć! I dopie­ro po niej nadzie­ja… Nic wię­cej. Amen.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.