Rozmowy

Rozmowa z księdzem Romanem Tomaszczukiem, dyrektorem świdnickiej edycji Gościa Niedzielnego


Ks. Roman Tomasz­czuk uro­dził się w 1975 roku w Oła­wie. Ukoń­czył Metro­po­li­tal­ne Wyż­sze Semi­na­rium Duchow­ne we Wro­cła­wiu. Świę­ce­nia kapłań­skie przy­jął w 2000 roku. Przez pierw­sze czte­ry lata kapłań­stwa pra­co­wał na para­fii w Świd­ni­cy. Od 2004 roku jest dyrek­to­rem świd­nic­kiej edy­cji Gościa Nie­dziel­ne­go. Tomasz Dudziak: W jaki spo­sób w życiu Księ­dza doszło do decy­zji wstą­pie­nia na dro­gę kapłań­ską? Ks. Roman Tomasz­czuk: Księ­dzem chcia­łem być od zawsze. Nie pamię­tam żebym myślał o jakiej­kol­wiek innej […]


Ks. Roman Tomasz­czuk uro­dził się w 1975 roku w Oła­wie. Ukoń­czył Metro­po­li­tal­ne Wyż­sze Semi­na­rium Duchow­ne we Wro­cła­wiu. Świę­ce­nia kapłań­skie przy­jął w 2000 roku. Przez pierw­sze czte­ry lata kapłań­stwa pra­co­wał na para­fii w Świd­ni­cy. Od 2004 roku jest dyrek­to­rem świd­nic­kiej edy­cji Gościa Nie­dziel­ne­go.

Tomasz Dudziak: W jaki spo­sób w życiu Księ­dza doszło do decy­zji wstą­pie­nia na dro­gę kapłań­ską?

Ks. Roman Tomasz­czuk: Księ­dzem chcia­łem być od zawsze. Nie pamię­tam żebym myślał o jakiej­kol­wiek innej dro­dze życia. Natu­ral­nie pra­gnie­nie kapłań­stwa dzie­się­cio­lat­ka ma zupeł­nie inną wagę, niż np. osiem­na­sto­lat­ka. Nie­mniej od zawsze zmie­rza­łem naj­krót­szą dro­gą do semi­na­rium. Tak więc nie było kon­kret­ne­go momen­tu olśnie­nia. Zwy­czaj­nie myśląc o swo­im życiu mia­łem głę­bo­kie prze­ko­na­nie, że mogę być szczę­śli­wy wyłącz­nie jako ksiądz. Dopie­ro w ramach for­ma­cji semi­na­ryj­nej zro­zu­mia­łem, że w kapłań­stwie nie cho­dzi o mnie, ale o Ewan­ge­lię i słu­że­nie Kościo­ło­wi. No ale na wszyst­ko przy­cho­dzi czas.

Jakie były reak­cje rodzi­ny na tę decy­zję?

Ponie­waż od wie­ku dzie­wię­ciu lat wie­le cza­su spę­dza­łem na ple­ba­nii, gdzie uczy­łem się gry na orga­nach, a potem zosta­łem orga­ni­stą i pra­wą rękę pro­bosz­cza, myśla­łem, że dla wszyst­kich jest oczy­wi­ste, że idę do semi­na­rium. Oka­za­ło się, że jest ina­czej. Dopie­ro, gdy zda­łem przed­ostat­ni egza­min matu­ral­ny, przy­zna­łem się rodzi­com, że chcę zostać księ­dzem. Mama roz­pła­ka­ła się i pró­bo­wa­ła przez moment nakło­nić mnie do stu­diów teo­lo­gicz­nych dla świec­kich. Potem zaak­cep­to­wa­ła moją decy­zję, ale nie popie­ra­ła jej ser­cem. W mia­rę upły­wu lat coraz bar­dziej było jasne, że moje myśli o kapłań­stwie nie są fana­be­rią, ale świa­do­mą decy­zją. Dla­te­go tak­że rodzi­ce coraz wyraź­niej dawa­li do zro­zu­mie­nia, że są dum­ni ze mnie. Teraz jest to dla nich spra­wa oczy­wi­sta. Trze­ba dodać, że mam sio­strę i bra­ta, któ­rzy zało­ży­li rodzi­ny, więc w rodzi­ciel­skim sprze­ci­wie nie cho­dzi­ło o wizję życia bez wnu­ków. Rodzi­ce oba­wia­li się raczej, że nie mam praw­dzi­we­go powo­ła­nia, ale wmó­wio­ne – przez śro­do­wi­sko para­fii.

Czy pod­czas przy­go­to­wa­nia do przy­szłej posłu­gi kapłań­skiej zda­rza­ły się u Księ­dza jakieś wąt­pli­wo­ści co do obra­nej dro­gi życio­wej, czy wręcz prze­ciw­nie – prze­ko­na­nie było coraz moc­niej­sze?

Na pierw­szym roku ostrze­ga­no nas o kry­zy­sach roku dru­gie­go, czy czwar­te­go. Odbie­gam od nor­my – nigdy nie mia­łem żad­ne­go kry­zy­su. Nie­ustan­nie dzię­ku­ję Bogu za łaskę powo­ła­nia. Jestem szczę­śli­wym męż­czy­zną i księ­dzem.

Jak roz­po­znać u sie­bie powo­ła­nie do kapłań­stwa?

Myślę, że już odpo­wie­dzia­łem: wewnętrz­ne prze­ko­na­nie, że nie ma lep­szej dro­gi, na któ­rej moż­na zre­ali­zo­wać sens i cel swo­je­go życia. Nie umiem tego ina­czej wyra­zić.

Jak wyglą­da typo­wy dzień Księ­dza w tygodniu/w nie­dzie­lę i świę­ta?

Naj­pierw opi­szę typo­wy dzień typo­we­go księ­dza pra­cu­ją­ce­go na para­fii. Potem opi­sze mój dzień pra­cy w redak­cji Gościa Nie­dziel­ne­go.

Wie­le zale­ży od ilo­ści wika­riu­szy na para­fii. Gdy jest nas wię­cej, wów­czas zajęć jest tro­chę mniej. Wła­ści­wie pra­wie każ­dy dzień jest nie­co inny. Zale­ży bowiem od gra­fi­ku Mszy św. i dyżu­ru w kon­fe­sjo­na­le. Jako wika­riusz w Kate­drze: wsta­wa­łem na pół­to­rej godzi­ny przed pierw­szym obo­wiąz­kiem poran­nym (Msza św. lub kon­fe­sjo­nał cza­sa­mi o 6.15, innym razem o 7.00). Zanim sta­ną­łem przy ołta­rzu: toa­le­ta poran­na, modli­twa, pry­wat­na litur­gia godzin (jutrz­nia) i roz­wa­ża­nie Sło­wa Boże­go. Po Mszy poran­nej śnia­da­nie i kate­chi­za­cja w szko­le.

Po powro­cie ze szko­ły: obiad i zaję­cia przy­go­to­wu­ją­ce do pra­cy para­fial­nej (kon­fe­ren­cje na spo­tka­nia, kate­che­zy, pry­wat­ne roz­mo­wy i spo­wie­dzi św.), wie­czor­ne obo­wiąz­ki (np. dyżur w szpi­ta­lu), jeże­li rano była Msza św., teraz może być kon­fe­sjo­nał. Po kola­cji czas do wła­snej dys­po­zy­cji – tutaj róż­no­rod­ność zajęć bar­dzo boga­ta.

W nie­dzie­lę na para­fii: cały dzień to posłu­ga w koście­le – w Kate­drze odpra­wia­nych jest chy­ba osiem Mszy św. Popo­łu­dniu, raz w mie­sią­cu spo­tka­nia w ramach krę­gów Domo­we­go Kościo­ła, ruchu sku­pia­ją­ce­go mał­żeń­stwa pra­gną­ce pogłę­biać swo­ją ducho­wość w kon­tak­cie ze Sło­wem Bożym i przez zało­że­nia Oazy.

Jako redak­tor Gościa Nie­dziel­ne­go: każ­dy dzień inny. Rano w zasa­dzie tak samo: pobud­ka o 5.00, potem toa­le­ta, modli­twa indy­wi­du­al­na, medy­ta­cja i o 7.00 Msza św. W cią­gu dnia wyjaz­dy na zbie­ra­nie mate­ria­łu albo pisa­nie tek­stów. Poza tym udzie­lam się w orga­ni­zo­wa­niu róż­no­rod­nych dzia­łań dusz­pa­ster­skich, w razie potrze­by poma­gam księ­żom na para­fiach, mam spo­tka­nia w Domu Dzien­ne­go Poby­tu „Przy­stań”, kate­chi­zu­je w popraw­cza­ku, nagry­wam w lokal­nej tele­wi­zji kablo­wej mate­riał p.t. „Świa­tło Sło­wa” – jest to rodzaj wpro­wa­dze­nia i komen­ta­rza do nie­dziel­nych czy­tań mszal­nych.

W tym wszyst­kim jest czas na sport, psa i życie towa­rzy­skie.

Czym inte­re­su­je się Ksiądz poza pra­cą kapłań­ską?

Dbam o kon­dy­cję fizycz­ną: ostat­nio siłow­nia, wcze­śniej basen i sau­na. Mam psa, któ­ry doma­ga się uwa­gi i cza­su. Cią­gle stu­diu­ję – przy­go­to­wu­ję dok­to­rat z teo­lo­gii życia wewnętrz­ne­go na Papie­skim Wydzia­le Teo­lo­gicz­nym we Wro­cła­wiu.

Czy łatwo pogo­dzić obo­wiąz­ki kapła­na z cza­sem na roz­wi­ja­nie swo­ich innych zain­te­re­so­wań?

Nie potrze­bu­ję nicze­go godzić. Wszyst­kie zain­te­re­so­wa­nia pod­po­rząd­ko­wu­ję kapłań­stwu – wpi­su­ję je w swo­ją posłu­gę. Psa też – dzię­ki nie­mu muszę się relak­so­wać, żeby lepiej pra­co­wać. Kie­dyś tego nie potra­fi­łem, więc byłem mniej wydaj­ny, wciąż prze­mę­czo­ny, no ale to cena mło­dzień­czej naiw­no­ści, że jeste­śmy nie do zdar­cia. Podob­nie ze spra­wą teatru, w któ­rym ostat­nio gram. Zasa­da jest pro­sta – jeże­li coś nie poma­ga moje­mu kapłań­stwu, trze­ba z tego zre­zy­gno­wać. Lista prio­ry­te­tów jest usta­lo­na, wio­dą­ce pozy­cje są nie­zmien­ne i dzię­ki temu wszę­dzie mnie peł­no i to cał­kiem dobrze owo­cu­je.

Pra­ca i zain­te­re­so­wa­nia Księ­dza są zwią­za­ne z czę­stym prze­by­wa­niem wśród ludzi. Czy to w jakiś spo­sób poma­ga Księ­dzu być lep­szym kapła­nem?

Jest takie ład­ne stwier­dze­nie, że jeste­śmy z ludu wzię­ci i dla ludu usta­no­wie­ni. Bez ludzi, z dala od nich, obok nich, a tym bar­dziej wbrew nim, nasza posłu­ga sta­je się nie­po­ro­zu­mie­niem, buja­niem w obło­kach swo­ich ego­izmów i pysz­nym nadę­ciem. Chry­stus obie­cał: kto porzu­ci ten świat dla Kró­le­stwa Nie­bie­skie­go, sto­kroć wię­cej otrzy­ma i życie wiecz­ne odzie­dzi­czy. Auten­tycz­ne kapłań­stwo jest wypeł­nio­ne po brze­gi ludź­mi i ich spra­wa­mi – to kon­se­kwen­cja speł­nie­nia obiet­ni­cy Chry­stu­sa. Zamknię­cie się na ludzi to tra­ge­dia samot­no­ści i bez­sen­su życia w celi­ba­cie.

Co Ksiądz sądzi o róż­no­rod­nych wspól­no­tach dzia­ła­ją­cych w Koście­le Rzym­sko­ka­to­lic­kim (Oaza, Odno­wa w Duchu Świę­tym, Neo­ka­te­chu­me­nat itp.)?

Bez tych wspól­not życie Kościo­ła jest dzi­siaj nie­moż­li­we. Ich ist­nie­nie sta­no­wi o żywot­no­ści Kościo­ła. Współ­cze­śni nie chcą być tłu­mem w Koście­le. Chcą reali­zo­wać swo­ją wia­rę we wspól­no­tach odpo­wia­da­ją­cych swo­ją for­ma­cją ich wraż­li­wo­ści. Muszą zaist­nieć jako kon­kret­ni ucznio­wie Chry­stu­sa. Taka jest nasza men­tal­ność – potrze­bu­je­my być trak­to­wa­ni indy­wi­du­al­nie.

Czy ma Ksiądz jakieś doświad­cze­nia oso­bi­ste zwią­za­ne z taki­mi wspól­no­ta­mi?

W Kate­drze pra­co­wa­łem z mło­dzie­żą i two­rzy­li­śmy nie­for­mal­ną gru­pę oko­ło stu dwu­dzie­stu osób, w któ­rej isto­tą for­ma­cji była otwar­tość człon­ków na sie­bie i coty­go­dnio­we spo­tka­nia na Mszy św. Nato­miast jeśli idzie o wspól­no­ty for­mal­ne, to kie­dyś uczest­ni­czy­łem w ruchu Wia­ra i Świa­tło – sku­pia­ją­cym nie­peł­no­spraw­nych i ich przy­ja­ciół. Teraz anga­żu­je się w Domo­wy Kościół. Kame­ral­ne spo­tka­nia sta­ją się dla mnie doty­ka­niem Kościo­ła i kar­mie­niem się świa­de
ctwem życia mał­żon­ków zma­ga­ją­cych się o wier­ność Jezu­so­wi i umie­ją­cych cie­szyć się swo­ja wia­rą.

Czy róż­no­rod­ność duchowości/pobożności tych wspól­not jest zja­wi­skiem pozy­tyw­nym dla Kościo­ła, czy wręcz prze­ciw­nie?

Bez tej róż­no­rod­no­ści nie moż­na odczy­tać praw­dy o Koście­le. Wie­lość cha­ry­zma­tów, dary Ducha Świę­te­go i Boże zaan­ga­żo­wa­nie w nasz świat obja­wia się przede wszyst­kim w życiu i posłu­dze grup i wspól­not.

Jaki jest sto­su­nek Księ­dza do eku­me­ni­zmu (na pozio­mie władz kościel­nych, dys­ku­sji teo­lo­gicz­nych, prak­tycz­nych dzia­łań oddol­nych)?

Spra­wa waż­na przede wszyst­kim tam, gdzie pro­por­cje liczeb­ne mię­dzy Kościo­ła­mi są podob­ne. Nato­miast w naszym śro­do­wi­sku, eku­me­nizm jest tyl­ko sym­bo­licz­ny. Ten mię­dzy poszcze­gól­ny­mi rodzi­na­mi i przy­ja­ciół­mi dzie­je się bez teo­lo­gów i ofi­cjal­nych gestów. I to od daw­na. On jest war­to­ścio­wy w zależ­no­ści od sta­nu wia­ry poszcze­gól­nych uczest­ni­ków tego dia­lo­gu. Nie­mniej każ­dy sygnał, że Kościół jest róż­no­rod­ny zawsze pro­wo­ku­je do pytań o praw­dę, dla­te­go „insty­tu­cjo­nal­ne” gesty są tak­że potrzeb­ne. Cie­szy mnie, że teo­lo­go­wie tak­że poszu­ku­ją wspól­nych roz­wią­zań dla kwe­stii „zgor­sze­nia podzia­łu uczniów Jezu­sa”. Każ­de poro­zu­mie­nie na tym pozio­mie daje moral­ne wspar­cie dla ini­cja­tyw oddol­nych. Naj­pięk­niej­szym zna­kiem pojed­na­nia jest dla mnie Wspól­no­ta z Taize. Oto jak moż­na kochać Boga jed­nym ser­cem i jed­nym Duchem.

Czy ma Ksiądz jakieś doświad­cze­nia oso­bi­ste zwią­za­ne z eku­me­ni­zmem?

Oprócz poje­dyn­czych kon­tak­tów z wier­ny­mi innych Kościo­łów nie mia­łem oka­zji uczest­ni­czyć w spe­cjal­nych wyda­rze­niach eku­me­nicz­nych. No może war­to wspo­mnieć o akcji ewan­ge­li­za­cyj­nej pro­wa­dzo­nej kie­dyś w Świd­ni­cy przez Ruch Nowe­go Życia. Byłem głów­nym part­ne­rem dla człon­ków gru­py ewan­ge­li­za­cyj­nej, któ­rzy byli bap­ty­sta­mi. Wspo­mi­nam tę współ­pra­cę bar­dzo dobrze.

Dzię­ku­ję za roz­mo­wę.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.