- 30 marca, 2017
- przeczytasz w 2 minuty
Media obiegły ostatnio informacje o księdzu, który spoliczkował ucznia, i o niezdrowym zainteresowaniu seksualnością w tekście ulotki przygotowującej dzieci do spowiedzi. Wszystkie te opowieści łączy jeden element – rekolekcje wielkopostne. To z ich powodu ucz...
Pozorne zebranie myśli — fasadowe rekolekcje
Media obiegły ostatnio informacje o księdzu, który spoliczkował ucznia, i o niezdrowym zainteresowaniu seksualnością w tekście ulotki przygotowującej dzieci do spowiedzi. Wszystkie te opowieści łączy jeden element – rekolekcje wielkopostne. To z ich powodu uczniowie opuszczają mury szkół i tłumnie idą do kościołów pod opieką nauczycieli. Za katechizację rekolekcyjną i ochroniarską działalność nauczycieli płacą podatnicy.
Nie mam nic przeciwko rekolekcjom, choć sam niewiele z nich pamiętam, gdy jeszcze w ramach rzymskokatolickiej katechezy w nich uczestniczyłem. Nie pamiętam, czy chciałem, czy musiałem – raczej to drugie. Rekolekcje były – przynajmniej wówczas – radosnym wyłomem ze szkolnej rzeczywistości. Lwia część chodziła, nieliczni opuszczali, ale wszyscy z różnych powodów byli zadowoleni. Świadome rekolekcje – już w wieku dorosłym – odbyłem z własnej woli, już nie w Kościele rzymskokatolickim, ale też nie w ewangelickim. Jakoś forma księdza stającego na podwyższeniu i mówiącego do posłusznie zgrupowanej młodzieży o tym i owym to nie moja bajka.
Z pewnością jest wiele miejsc, w tym szkół, w których rekolekcje są poważnie traktowane przez prowadzących i uczestników. Nie wszędzie egzekwowany jest reżim obowiązkowości i wciąż poszukiwane są alternatywne formy w większym stopniu gwarantujące zebranie myśli, a czasem nawet roztrzaskanie religijnego widzimisię, aby później znów zebrać kawałki. Właśnie, zebrać na nowo, jakby ponownie skolekcjonować to, co cenne. Oby takich miejsc więcej! Nie da się tego jednak zrealizować, jeśli rekolekcje pozostaną stadną powinnością opłacaną przez państwo, czyli podatników. Nie da się tego zrobić, jeśli będą tym, z czym się najczęściej kojarzą – prowizorką.
Trudno oczekiwać tutaj rzeczywiście dobrej zmiany. Zbyt mocno interesy kasty purpuratów i prokościelnej władzy są powiązane. Zbyt silne są współzależności i ideologiczna opieka sprawowana przez jednych ku pożytkowi i na wymierną korzyść drugich. Szkoda w tym wszystkim samej idei rekolekcji, uczciwych i sumiennych kapłanów, prawdziwego duszpasterstwa i – nie na końcu – samych uczniów.