Kardynał obnosi się ze swoim bogactwem
- 23 listopada, 2004
- przeczytasz w 4 minuty
Duchowny żyje w nowoczesnym pałacyku, ma prywatnego szofera, sekretarkę, prywatną służbę i samochód „Audi 6”. Chodzi o kardynała emeryta Barcelony, Ricarda María Carlesa. Bogate życie purpurata powoduje gniew u jego byłych wiernych, którzy oskarżają go o obnoszenie się ze swoim luksusowym życiem. Według hiszpańskiego dziennika „El Mundo” dwanaście osobistości z Katalonii wystosowało już w tej sprawie list do Watykanu prosząc, aby podjęto tam konkretne kroki przeciw takiej […]
Duchowny żyje w nowoczesnym pałacyku, ma prywatnego szofera, sekretarkę, prywatną służbę i samochód „Audi 6”. Chodzi o kardynała emeryta Barcelony, Ricarda María Carlesa. Bogate życie purpurata powoduje gniew u jego byłych wiernych, którzy oskarżają go o obnoszenie się ze swoim luksusowym życiem. Według hiszpańskiego dziennika „El Mundo” dwanaście osobistości z Katalonii wystosowało już w tej sprawie list do Watykanu prosząc, aby podjęto tam konkretne kroki przeciw takiej postawie kardynała.
„Będę blisko was”, napisał kardynał Carles w swoim pożegnalnym liście, kiedy odchodził ze stanowiska arcybiskupa Barcelony, do katolickich wiernych i tak też uczynił. Chociaż większość biskupów, którzy przechodzą na emeryturę, opuszcza swoją diecezję, aby nie przeszkadzać swojemu następcy, Carles zdecydował się na pozostanie w Barcelonie i korzystanie z wszystkich zdobytych i przygotowanych dla siebie przywilejów. Jego domem nie jest już pałac biskupi, ale modernistyczny pałacyk „Alemany w najbardziej eleganckiej i najdroższej strefie Barcelony. Do 1995 r. pałacyk należał do Fundacji „Dom Świętego Jakuba” i do stowarzyszenia „Nowe Drogi”, jednakże w minionym roku przeszedł w posiadanie archidiecezji, gdyż sam kardynał Carles zdecydował się na rozwiązanie fundacji i stowarzyszenia z powodu wybuchu finansowego i seksualnego skandalu (w tym z udziałem nieletnich).
21 września 2001 r. kardynał doszedł do wieku emerytalnego i zgodnie z Kodeksem Prawa Kanonicznego złożył rezygnację z zarządzania archidiecezją na ręce papieża Jana Pawła II. Mając jednak doskonałe układy w watykańskiej Kurii, otrzymał zgodę na przedłużeniekadencji na następne dwa lata,które dobrze wykorzystał, aby przygotować swoje odejście. Najpierw sprawił, aby Watykan wybrał na biskupów niektórych diecezji katalońskich – Lleida, Tortosa i Vic – zaufanych mu ludzi. W mistrzowskim zagraniu poczynił kroki, aby Watykan podzielił wielką archidiecezję Barcelony na trzy mniejsze diecezje, przy czym na czele jednej z nich udało mu się posadzić swojego człowieka, biskupa Saiz Menesesa, jako biskupa Tarrasa. Na stanowisko administratora apostolskiego Watykan zgodził się wybrać oddanego Carlesowi, José Angela Saiza, który miał przekazać po dwóch miesiącach władzę nowemu biskupowi Barcelony, Martínezowi Sistach.
Na początku kardynał Carles myślał o wycofaniu się do swojej dawnej diecezji w Tortosa. Wykorzystując rodzinę Allepuz-Blasco (kierowcę i sekretarkę, którzy pracują z nim od około dwudziestu lat) kupił tam od diecezji 1,3 hektara ziemi, wraz ze znajdującym się na nim budynkiem, za 25.600 euro, co było małą sumką zważywszy, że kardynał już wiedział, iż pół roku później wartość tego terenu znacznie wzrośnie. Rzeczywiście, sześć miesięcy poźniej teren został zurbanizowany i w 2001 r. jego wartość wynosiła 365.416 euro, czyli 14 razy więcej, niż za niego Carles zapłacił.
Carles jednak nie wycofa się z życia publicznego kręgów kościelnych . Tuż przed odejściem z przedłużonego już i tak przez Watykan mandatu arcybiskupa Barcelony kazał przebudować pałacyk „Alemany” i zakazał wystawienia go na sprzedaż, gdyż chciała go zakupić ambasada Japonii. Kosztował już wówczas około 350–400 milionów dawnych pesetów. Sprzedaż pałacyku miała podreperować finanse archidiecezji, ale Carles miał już dla niego inne przeznaczenie, czyli przemienienie go w swoją nową rezydencję.
Pałacyk został przebudowany na zewnątrz i wewnątrz, przekształcono go na dom dla kardynała i służących mu osób oraz dobudowano windę. Sama pensja małżeństwa Allepuz wynosi, i to bez opłat związanych z ubezpieczeniem, 120 tys. euro rocznie. Tymczasem kardynał posiada również inne, usługujące mu, osoby. Kupił też samochód „Audi 6” o wartości 48 tysięcy euro. Wszystko to, jak się przypuszcza, za pieniądze z kasy archidiecezji.
Tymczasem kardynał, który wszystko sobie świetnie zaplanował, nie liczył się z gniewem swoich dawnych wiernych, chociaż powinien się tego spodziewać, bo podczas 14 lat stania na czele archidiecezji, stał się raczej mało kochanym duszpasterzem. „Carles pozostawił diecezję podzieloną, ekonomicznie zrujnowaną i w trudnej do naprawienia sytuacji”, powiedział Miguel Esquirol, prezydent „Grupo San Jordi” od Praw Człowieka. „A na koniec poszedł żyć w pałacu, skandalizując tym bardzo wierzących i niewierzących”, dodał Esquirol. To dlatego on i innych 11 katolickich przywódców, jak chociażby pani teolog Maria Martinell, senator Josep Benet, parlamentarzysta Alex Masllorens i były rektor Uniwersytetu Barcelony, Antoni Badia, napisali list ze skargą do papieża. Proszą w nim, aby ten zainterweniował i przekonał byłego arcybiskupa Barcelony, by dla dobra Kościoła żył w skromniejszych warunkach, jak to uczynili wcześniej inni emerytowani biskupi.
Dla przykładu, kardynał Jubany mieszka w domu księży kamilianów. Biskup Díaz Marchán otrzymuje 50 tys. pesetów miesięcznej emerytury z ubezpieczenia i drugie tyle z Konferencji Episkopalnej Hiszpanii żyjąc w skromnym mieszkaniu w budynku przeznaczonym dla kapłanów w Oviedo. Inni emerytowani biskupi również żyją ze swoją rodziną lub w domach opieki społecznej, czy kapłańskich.
Jan Paweł II dotąd nie odpowiedział na list, ale uczynił to następca kardynała Carlesa na czele archidiecezji Barcelony, biskup Martínez Sistach, który stwierdził, że jego poprzednik padł ofiarą oszczerczej kampanii, gdy tymczasem obowiązkiem jest okazanie wdzięczności komuś, kto przez 14 lat swojego życia z zaangażowaniem służył swojej diecezji. Nieliczni przyjaciele kardynała Carlesa mówią wręcz o dokonanym na nim „linczu”. Jednakże liczni przeciwnicy mówią o skandalu.
Według Esquirola, Sistach znalazł się w trudnej sytuacji, bez możliwości manewru, ale mógł przynajmniej nie wypowiadać się, siedzieć cicho, na co, według Esquirola, nie pozwoliły mu wpływowe, chroniące Carlesa, osobistości Watykanu.