Tajne dzieje biskupa Jaguckiego
- 28 września, 2008
- przeczytasz w 3 minuty
Zwierzchnik Kościoła ewangelicko-augsburskiego biskup Janusz Jagucki był przez siedemnaście lat zarejestrowany jako tajny współpracownik SB o pseudonimie Janusz — odkryła luterańska Komisja Historyczna zajmująca się lustracją. Poinformowała o tym “Rzeczpospolita”. Biskup potwierdza, że spotkał się z dwoma oficerami prowadzącymi spośród czterech wymienionych w dokumentach bezpieki, nie uznaje tego jednak za współpracę. TW “Janusz” był oceniany jako bardzo wartościowe źródło. Jego teczka liczy ponad 1000 stron. […]
Zwierzchnik Kościoła ewangelicko-augsburskiego biskup Janusz Jagucki był przez siedemnaście lat zarejestrowany jako tajny współpracownik SB o pseudonimie Janusz — odkryła luterańska Komisja Historyczna zajmująca się lustracją. Poinformowała o tym “Rzeczpospolita”.
Biskup potwierdza, że spotkał się z dwoma oficerami prowadzącymi spośród czterech wymienionych w dokumentach bezpieki, nie uznaje tego jednak za współpracę. TW “Janusz” był oceniany jako bardzo wartościowe źródło. Jego teczka liczy ponad 1000 stron.
Pierwsze bardzo zdawkowe notatki w teczce, informuje “Rzeczpospolita”,poświęcone są parafianom z Mazur. Obecny biskup charakteryzuje ich bez najmniejszych ogródek: „pijak, niezgoda w domu, zatargi z milicją”, „syn pijaczyna”, „on pijak, ona ma matkę w NRF”, „obaj piją”, „po polsku mówi słabo”. Kolejne informacje spisywane przez majora Skrzekuta „ze słów TW Janusz” dotyczą przede wszystkim cudzoziemców przebywających z wizytą w Giżycku. Informacje są bardzo szczegółowe. Podawane są numery rejestracyjne samochodów, odnotowywane wysokości ofiar składnych przede wszystkim przez Niemców, treści rozmów w szczególności jeśli uwagi obcokrajowców dotyczą wojska stacjonującego w Giżycku. Pojawiają się też doniesienia, które rodziny mazurskie myślą o emigracji do Niemiec – „Meja z Kożuch, Lange z Pieczonek, Bryłowa z Kamionek i inni bogaci rolnicy”.
“Janusz”, według informacji “Rz”,donosi również na innych duchownych, a także reaguje na wydarzenia w Polsce. W 1976 r., kiedy władze stłumiły protesty robotnicze w Ursusie i Radomiu „wyrażał swe oburzenie wobec tych, którzy niszczą, podpalają i demolują zakłady pracy i obiekty użyteczności publicznej”.
Po stanie wojennym doniesienia TW Janusza to głównie szczegółowe rejestry darów, które przychodziły do parafii. Teczka kończy się w 1988 r. informacjami o konflikcie TW Janusza ze zwierzchnikiem diecezji Pawłem Kubiczkiem oraz o młodych księżach Piotrze Sitku i Jerzym Belowie, którzy przybyli do diecezji objąć parafię. Ostatnia uwaga oficera prowadzącego brzmiała jak kilkadziesiąt innych: „informacji udzielał chętnie, uwag nie zgłaszał”. Podpisał ją ostatni oficer prowadzący Józef Sztabiński. Teczka była prowadzona aż do roku 1990.
Jak w zasadzie wszyscy duchowni (niezależnie od wyznania) biskup zapewnia, że choć spotykał się z oficerami, to nikomu nie zaszkodził. Trudno też znaleźć w jego wypowiedziach choćby element skruchy. Pytany przez Cezarego Gmyza (zaangażowanego luteranina) o to, czy “miał wyrzuty sumienia z powodu tych kontaktów?”, odpowiada nie na temat: “Owszem, jest mi przykro, że trzeba było się spotykać z takimi amoralnymi ludźmi”… a dalej zapewnia: “nikogo nie skrzywdziłem, a z pewnością nie zaszkodziłem w niczym Kościołowi”.
Komentarz
Ta sprawa z pewnością nie jest ostatnią aferą lustracyjną w Kościołach mniejszościowych. Z badań jednoznacznie wynika bowiem, że nasycenie agenturą wspólnot niekatolickich było o wiele wyższe niż Kościoła katolickiego. Trudno więc liczyć, że te sprawy nie będą wyciekać. Jeśli do tej pory tak się nie stało, to tylko dlatego, że mniej niż inne interesują one opinię publiczną. Ale historycy będą je badać, a media będą o nich pisać. I Kościoły mniejszościowe muszą być na to gotowe. Nie można zawsze zasłaniać się katolicką agresją, tym bardziej, że coraz bardziej prawdopodobne jest, że te sprawy będą ujawniać wierni tych wspólnot. Tak jak stało się w przypadku biskupa Jaguckiego.
I coś wtedy trzeba będzie zrobić. Uwierzyć w to, że człowiek, który przez 17 lat spotykał się z bezpieką nikomu nie zaszkodził, zwyczajnie się nie da. Oficerowie bezpieki nie byli głupkami, którzy spotykali się przez lata z bezwartościowymi informatorami. A jeśli informacje pozyskiwali, to na pewno nie były one wykorzystywane po to, by komuś pomóc. Inna rzecz, że te zapewnienia nie są niczym nowym. To lustracyjny standard, i nawet już nie dziwi, że skruchy, wyrzutów sumienia, czy choćby świadomości win duchowni różnych wyznań zwyczajnie nie odczuwają.
W niczym nie zmienia to jednak faktu, że coś z tym fantem powinno się zrobić. A co się zrobi? Nie mam najmniejszych wątpliwości, że — za przykładem Kościoła rzymskokatolickiego — nie zrobi się nic. Komisja uzna, że biskup nie szkodził, opublikuje oświadczenie, a wstyd i zgorszenie pozostanie.
:: Oświadczenie przew. Komisji Historycznej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP