Arcybiskup detektyw
- 2 lutego, 2007
- przeczytasz w 4 minuty
Wypowiedzi i działania arcybiskupa Józefa Życińskiego budzą coraz większe wątpliwości. Nie jest jasne, czy do metropolity lubelskiego ktoś rzeczywiście zgłosił się z ubeckimi teczkami, nie wiadomo też kto po informacjach od abp. Życińskiego buszował po serwerze jednej z lubelskich redakcji — informuje dzisiejsza “Rzeczpospolita”. Jak dowiedziała się “Rz” prokuratura nie wyklucza, że jeszcze raz przesłucha arcybiskupa Józefa Życińskiego. Prawdopodobnie wezwie też na przesłuchanie jego sekretarza. Prokuratorzy chcą ustalić, kto […]
Wypowiedzi i działania arcybiskupa Józefa Życińskiego budzą coraz większe wątpliwości. Nie jest jasne, czy do metropolity lubelskiego ktoś rzeczywiście zgłosił się z ubeckimi teczkami, nie wiadomo też kto po informacjach od abp. Życińskiego buszował po serwerze jednej z lubelskich redakcji — informuje dzisiejsza “Rzeczpospolita”.
Jak dowiedziała się “Rz” prokuratura nie wyklucza, że jeszcze raz przesłucha arcybiskupa Józefa Życińskiego. Prawdopodobnie wezwie też na przesłuchanie jego sekretarza. Prokuratorzy chcą ustalić, kto chciał sprzedać arcybiskupowi esbeckie akta dotyczące ludzi Kościoła. O ofercie arcybiskup opowiedział dziennikarzom w piątek. Przed ponad dwoma laty były esbek lub milicjant sugerował Życińskiemu, że może mu sprzedać dokumenty.
Jednak podczas pierwszego przesłuchania arcybiskup podkreślał, że nie ma dowodów propozycji kupna akt. Dostał ją w krótkim liście. Nie pamięta daty, nazwiska i adresu nadawcy. Odpowiedź wysłał na zwrotny adres w śródmieściu Lublina. Nie miał informacji, że list nie dotarł do adresata. Poza tym podkreślił, że przybył do Lublina jako pasterz odpowiedzialny za zbawienie także tych, którzy walczyli z Kościołem. I nie chce odgrywać roli detektywa wobec tych, dla których jest przede wszystkim pasterzem.
Tak szczytne wypowiedzi nie przeszkodziły jednak metropolicie w prowadzeniu śledztwa przeciwko innym swoim owieczkom, które nie były oficerami bezpieki. Redakcja “Kuriera Lubelskiego” zapowiada, że złoży dziś w prokuraturze doniesienie o możliwości włamania na serwer gazety lub próby inwigilacji redakcji. Kilka dni temu arcybiskup w wywiadzie dla KAI przyznał, że “zwrócił się do władz z prośbą o pomoc przy określeniu, skąd wysłano internetowy blog, który ukazał się na portalu jednej z lubelskich gazet, a jego sformułowania przypominały bardzo język z tej propozycji sprzedania materiałów SB”. Ostatecznie jednak arcybiuskup miał się zwrócić o pomoc w ustaleniu, skąd pochodzi wpis do “osoby znającej się na informatyce”.
To zaś na tyle wzburzyło redakcję “Kuriera”, która chce, żeby prokuratura ustaliła, kto i w jaki sposób ustalił adres internauty. — Być może ktoś włamał się na nasz serwer. To mogła być próba inwigilacji redakcji lub czytelników — twierdzi w rozmowie z “Rz” Małgorzata Ilka, redaktor naczelna “Kuriera”.
Komentarz
Arcybiskup Życiński znany był z braku odpowiedzialności za słowo. W sprawie arcybiskupa Wielgusa mataczył przez wiele tygodni. Najpierw sugerował, że w tamtej sprawie nie ma dokumentów, by po wielu tygodniach przyznać, że pewne dokumenty znał od ponad pół roku. I by przykryć przykre wrażenia mijania się z prawdą przystąpił do kontrataku sugerując, że ktoś próbował mu sprzedać dokumenty bezpieki (co miało oczywiście sprawiać wrażenie, że dokumenty przedstawiane przez dziennikarzy czy historyków są albo nic nie warte, albo pochodzą z nieodpowiednich źródeł). Tyle, że tym razem arcybiskup najwyraźniej nie docenił prokuratury, która słysząc o przestępstwie postanowiła dowiedzieć się, kto za nim stoi i ośmieliła się przesłuchać arcybiskupa.
A ten z właściwym sobie wdziękiem poinformował, że nia ma najmniejszych dowodów na popełnienie przestępstwa, a nawet gdyby miał, to by ich nie podał, bo jest przecież duszpasterzem także wszystkich ubeków i nie będzie pomagał w ich łapaniu. Ciekawe, czy gdyby arcybiskup miał dowody na popełnienie kradzieży, także nie przekazałby ich prokuraturze, jako pasterz złodziei? A może jego duszpasterska miłość obejmuje tylko ubeków?
Nie chcę być złośliwy, ale ton wypowiedzi arcybiskupa oraz inne jego działania sprawiają, że wiele wskazuje na to ostatnie. O ile bowiem arcybiskup nie chciał być detektywem w sprawie ubeków, to nie przeszkadzał sobie w śledzeniu działań jednej z lubelskich gazet. Jakaś “osoba dorze znająca się na informatyce” miała na jego prośbę sprawdzić skąd pochodzi wpis na jednymz blogów. Czy arcybiskup nie ma świadomości, że takie działania są przestępcze? Dlaczego nie chcąc być detektywem w sprawie ubeków, decyduje się na bycie detektywem w sprawie blogów? To pytania, które powinna wyjaśnić prokuratura, ale to też pytania, które trzeba sobie stawiać pisząc o Kościele. Bo wiele wskazuje na to, że arcybiskup Życiński wciąż jest zdania, że może więcej niż zwykły obywatel, że sutanna i piuska sprawiają, iż prawo i zwyczajna ludzka odpowiedzialność za słowo jego nie dotyczą.