Arcybiskup Michalik i nowe standardy zachowania
- 16 lutego, 2007
- przeczytasz w 2 minuty
W Kościele czas zamiatania pod dywan, udawania, że przeszłość nie istnieje albo jest wyłącznie wymysłem ubecko-dziennikarskiej spółki, powoli przemija. I nie chodzi tylko o wydanie I tomu studiów krakowskich historyków z IPN i Papieskiej Akademii Teologicznej czy zapowiedziane na przyszły tydzień opublikowanie długo oczekiwanej pracy ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Chodzi także o wytyczenie nowych standardów zachowania przez arcybiskupa Józefa Michalika. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski — ujawniając sporządzone przez SB dokumenty na swój temat i udzielając obszernych wywiadów […]
W Kościele czas zamiatania pod dywan, udawania, że przeszłość nie istnieje albo jest wyłącznie wymysłem ubecko-dziennikarskiej spółki, powoli przemija. I nie chodzi tylko o wydanie I tomu studiów krakowskich historyków z IPN i Papieskiej Akademii Teologicznej czy zapowiedziane na przyszły tydzień opublikowanie długo oczekiwanej pracy ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Chodzi także o wytyczenie nowych standardów zachowania przez arcybiskupa Józefa Michalika.
Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski — ujawniając sporządzone przez SB dokumenty na swój temat i udzielając obszernych wywiadów Telewizji Polskiej i Katolickiej Agencji Informacyjnej, pokazał, jak należy postępować w takich sprawach.
Odwaga, otwartość i odrobina zaufania do dziennikarzy, czy szerzej — do świeckich katolików — sprawiają, że — choć dokumenty sąniekompletne — tylko nieliczni będą kwestionować dobrą wolę biskupa i podawać w wątpliwość czystość jego sumienia. Sam fakt spokojnej, nie histerycznej rozmowy przed telewizyjnymi kamerami powoduje, że księdzu arcybiskupowi po prostu chce się wierzyć.
Ale z całej tej sprawy wynika jeszcze, że niewinni nie muszą się bać. Jeśli ktoś rzeczywiście nie współpracował, nie ewangelizował ubeków i nie dzielił się z nimi swoimi radościami, a jedynie został bez własnej wiedzy i zgody zarejestrowany jako kandydat na TW, a później jako TW, to w dokumentach pozostają ślady jego niewinności. Tak jest najwyraźniej także w tym wypadku. Współpraca miała trwać trzy lata. Później, pod pretekstem wyjazdu za granicę, ks. Michalik został wyrejestrowany. I choć dokumentacja została niemal w całości zniszczona — to chyba dla nikogo nie ulega wątpliwości, że gdyby TW Zefir był dobrym źródłem dla prowadzących go ubeków, gdyby przekazywał im jakieś informacje, to na pewno nie zrezygnowaliby z takiego kontaktu. Szczególnie w sytuacji, gdy ks. Michalik wyjeżdżał do Rzymu, gdzie jego usługi mogły być dla bezpieki bezcenne.
Tomasz P. Terlikowski
Tekst ukazał sie w dzisiejszej “Rzeczpospolitej”.