Arcybiskup Paetz wraca na salony
- 12 lutego, 2007
- przeczytasz w 5 minut
Coraz bardziej widoczna nadaktywność abp. Juliusza Paetza wywołuje publiczne zgorszenie. Zapraszanie go na uroczystości, koncelebrowanie przez niego istotnych mszy czy spotkania z papieżem pokazują, że Kościół hierarchiczny ma już dość separowania byłego metropolity poznańskiego. Sprawa arcybiskupa Juliusza Paetza nigdy nie została wyjaśniona do końca. Jego przeniesienie na emeryturę, choć dla wielu stanowiło dowód jego winy, dla innych było tylko smutnym końcem “medialnej nagonki” na metropolitę poznańskiego. […]
Coraz bardziej widoczna nadaktywność abp. Juliusza Paetza wywołuje publiczne zgorszenie. Zapraszanie go na uroczystości, koncelebrowanie przez niego istotnych mszy czy spotkania z papieżem pokazują, że Kościół hierarchiczny ma już dość separowania byłego metropolity poznańskiego.
Sprawa arcybiskupa Juliusza Paetza nigdy nie została wyjaśniona do końca. Jego przeniesienie na emeryturę, choć dla wielu stanowiło dowód jego winy, dla innych było tylko smutnym końcem “medialnej nagonki” na metropolitę poznańskiego. Brak wyjaśnienia, co było przyczyną przeniesienia arcybiskupa na emeryturę, czy decyzja o zezwoleniu mu na uczestniczenie we wszystkich publicznych uroczystościach przyczyniły się jeszcze do wzmocnienia wątpliwości co do jego winy. To właśnie tamte decyzje i zaniedbania (wcale niekoniecznie rzymskie) są przyczyną, dla której abp Paetz może próbować — wspierany zresztą przez część hierarchii — znów zaistnieć w polskim Kościele.
Spotkania z papieżem, takie jak to, do którego doszło przed dziesięcioma dniami, są tylko jednym z elementów tej misternej gry, której celem jest jeśli nie uniewinnienie byłego metropolity, to przynajmniej dyskretne wprowadzenie go z powrotem na kościelne salony.
Stopniowe oczyszczanie
“Uniewinnianie” arcybiskupa Paetza rozpoczęło się już dawno temu. Początkowo przybierało dość ostrożne formy. A to prymas Polski w wywiadzie dla KAI stwierdził, że “wstrząsy w tzw. sprawie poznańskiej są w dużej mierze kreowane przez media”, a to jakiś duchowny zaprosił abp. Paetza na uroczystość bierzmowania w swojej parafii, a to naukowiec z Poznania powiedział, że nie ma dowodów na jakiekolwiek niewłaściwe zachowania seksualne arcybiskupa. Siłę tych wypowiedzi wzmacniały jeszcze symboliczne decyzje, jak choćby ta o zamieszkaniu arcybiskupa Paetza w cieniu katedry — w specjalnie dla niego wyremontowanym pałacyku na Ostrowie Tumskim.
Wszystko to razem, choć skontrowane ostrym oświadczeniem Watykanu zakazującym metropolicie seniorowi sprawowania posługi biskupiej na terenie archidiecezji poznańskiej, sprawiło, że wielu wiernych zaczęło zadawać pytanie o rzeczywistą winę arcybiskupa. — Nie przedstawiono dowodów, nie ukarano biskupa, a do tego pozwolono mu pozostać w cieniu katedry; może więc nie było dowodów na jego winę, a on sam stał się ofiarą medialnej nagonki — zaczęli powtarzać nie tylko zwolennicy arcybiskupa. I nawet trudno się im dziwić, widząc, jak stopniowo hierarcha wracał na kościelne salony, jakby nic w jego przeszłości się nie stało.
Chętnie widziany gość?
Śmierć Jana Pawła II tylko przyspieszyła ten powrót. Pierwszym sygnałem, że jest na to zgoda istotnych dla polskiego Kościoła osób, był ingres arcybiskupa Stanisława Dziwisza — abp Paetz pojawił się na nim jako normalny gość, którego obecność nikogo nie dziwiła. O ile jednak tę obecność można było tłumaczyć względami kanonicznymi, na ingresy zaprasza się bowiem wszystkich zarówno emerytowanych, jak i aktywnych biskupów, o tyle już kolejnych wizyt metropolity seniora nie da się wyjaśnić w ten sposób. A mowa tu choćby o przyjęciu na cześć kardynała Dziwisza wydanym przez zgromadzenie Legionistów Chrystusa na terenie rzymskiego Uniwersytetu Regina Apostolorum, które odbyło się w marcu 2006 roku. W nim także, choć tu nie było już żadnych powodów kanonicznych, uczestniczył abp Paetz.
Pierwszym medialnym potwierdzeniem tego stopniowego wprowadzania arcybiskupa na salony stała się pielgrzymka Benedykta XVI do Polski. To w jej trakcie Polacy mogli zobaczyć, jak usunięty ze stanowiska arcybiskup poufale wita się z papieżem i przez dłuższą chwilę z nim rozmawia. Później nieoficjalnie tłumaczono, że metropolita senior sam się wepchał przed papieża i wymusił na nim tę chwilę rozmowy, ale niesmak i medialny obraz pozostał, jeszcze wzmacniając wrażenie, że sprawy Paetza nigdy nie było. A później było już tylko łatwiej. Prezydent Poznania Ryszard Grobelny, tłumacząc, dlaczego miasto zaprosiło arcybiskupa do koncelebrowania mszy świętej z okazji rocznicy Czerwca ’56 roku, mógł spokojnie powiedzieć: — Jak sami państwo wiecie, ten temat nie został jednoznacznie rozstrzygnięty. Abp Paetz jest osobą, która funkcjonuje w Kościele.
I rzeczywiście trudno było odmówić prezydentowi racji. Po koncelebrze mszy pod poznańskimi krzyżami arcybiskup Paetz brał udział w wielu innych uroczystościach, w tym w ingresie biskupa Wacława Depy do katedry w Zamościu. Wtedy jak zawsze tłumaczono jego obecność wymogami kanonicznymi, czyli koniecznością zaproszenia na ingres wszystkich biskupów, także tych emerytowanych. Powrót zaś na salony przypieczętowały ponawiane wizyty arcybiskupa w Rzymie i szeroko komentowane rozmowy z Benedyktem XVI.
Grzech zaniechania
Oficjalnie oczywiście nikt głośno nie mówi o uniewinnieniu arcybiskupa. Rzecznicy prasowi czy biskupi zazwyczaj odmawiają komentarzy dotyczących obecności arcybiskupa Paetza na rozmaitych kościelnych uroczystościach, a nowy metropolita poznański abp Stanisław Gądecki — co jakiś czas — przypomina o obowiązujących abp. Paetza ograniczeniach. Jednak nawet te nieliczne wypowiedzi, które się pojawiają, każą przypuszczać, że istnieje dość powszechne przekonanie, iż dość już separowania byłego metropolity poznańskiego. — Był taki pogląd, który mówił, że wszyscy w łodzi powinni być czyści i święci, a reszta za burtę. Jestem przekonany, że nie jest to prawdziwy obraz Kościoła. My nikogo za burtę wyrzucić nie możemy, bez względu na to, czy jest dobry, czy jest zły. Dla każdego miłosierdzie boże całe życie, dopóki żyje — podkreślał podczas dyskusji o uczestnictwie abp. Paetza w uroczystościach poznańskich (rocznicy wydarzeń 1956 roku) abp Gądecki.
I choć nie sposób nie zgodzić się z taką wizją miłosierdzia bożego, to niestety nie uwzględnia ona publicznego zgorszenia, jakie stanowi coraz bardziej widoczna nadaktywność abp. Paetza. Zapraszanie go na uroczystości, koncelebrowanie przez niego istotnych mszy czy powracające obrazki przedstawiające go podczas sympatycznych rozmów z papieżem nie są bowiem nic nieznaczącymi spotkaniami starych znajomych, ale ważnymi symbolami stosunku do odpowiedzialności moralnej hierarchii. Albo bowiem arcybiskup był winien — i wtedy z braku widocznej pokuty czy choćby wyznania win powinien być odseparowany od wszelkiej publicznej działalności (co nie oznacza przecież wyrzucenia go z łodzi Kościoła), albo — jak dowodzi choćby Radio Maryja — był całkowicie niewinny, ale wtedy należałoby także o tym poinformować opinię publiczną i ukarać winnych niesłusznie oskarżających arcybiskupa.
Tertium non datur! Wszelkie inne działania symbolicznie relatywizują moralne nauczanie Kościoła i pokazują, że podwójne standardy moralności — inne dla hierarchów niż dla zwykłych wiernych — są w Kościele w Polsce raczej normą niż wypadkiem przy pracy.
Tomasz P. Terlikowski
Tekst ukazał się w dzisiejszej “Rzeczpospolitej”