Rozmowy

O utraconym lub ukrytym uroku świąt


I po świę­tach! Nastrój świą­tecz­ny po raz kolej­ny „gdzieś” się ulot­nił. Pozo­sta­ją wspo­mnie­nia, tele­wi­zyj­ne repor­ta­że, rapor­ty stra­ży pożar­nej, pogo­to­wia ratun­ko­we­go o prze­je­dze­niu wigi­lij­nych bie­siad­ni­ków oraz poli­cyj­ne sta­ty­sty­ki o pija­nych kie­row­cach, wjeż­dża­ją­cych w ludzi, wra­ca­ją­cych wła­śnie z paster­ki. Nastrój ma to do sie­bie, że jest kapry­śny, szu­ka nowych bodź­ców, wyda­rzeń – cza­sa­mi moż­na odnieść wra­że­nie, że rytm życia przy­po­mi­na fabu­łę popu­lar­ne­go bru­kow­ca, któ­ry żyje od jed­nej sen­sa­cji do dru­giej. Cool jest […]


I po świę­tach! Nastrój świą­tecz­ny po raz kolej­ny „gdzieś” się ulot­nił. Pozo­sta­ją wspo­mnie­nia, tele­wi­zyj­ne repor­ta­że, rapor­ty stra­ży pożar­nej, pogo­to­wia ratun­ko­we­go o prze­je­dze­niu wigi­lij­nych bie­siad­ni­ków oraz poli­cyj­ne sta­ty­sty­ki o pija­nych kie­row­cach, wjeż­dża­ją­cych w ludzi, wra­ca­ją­cych wła­śnie z paster­ki. Nastrój ma to do sie­bie, że jest kapry­śny, szu­ka nowych bodź­ców, wyda­rzeń – cza­sa­mi moż­na odnieść wra­że­nie, że rytm życia przy­po­mi­na fabu­łę popu­lar­ne­go bru­kow­ca, któ­ry żyje od jed­nej sen­sa­cji do dru­giej. Cool jest to, co wzbu­dza sen­sa­cję – np. papież, któ­ry mówi już wyraź­niej niż jesz­cze kil­ka tygo­dni temu (jakaś nowa tera­pia far­ma­ko­lo­gicz­na?) albo rene­sans świąt, a raczej świą­tecz­nej komer­cji w kra­jach, w któ­rych naj­bar­dziej kolo­ro­wym świę­tem były do tej pory uro­dzi­ny „uko­cha­ne­go wodza”. Świę­ta, świę­ta i po świę­tach…

Ostat­nio doko­na­łem prze­ra­ża­ją­ce­go odkry­cia: nie lubię Świąt Boże­go Naro­dze­nia! Wszech­obec­ny pośpiech, moje uko­cha­ne kolę­dy w cen­trach han­dlo­wych mię­dzy ogło­sze­nia­mi o sek­sow­nych des­so­us, czy wymu­szo­na uprzej­mość w ten „jak­że magicz­ny czas” wzbu­dza­ją we mnie ogól­ne znie­chę­ce­nie – może to przed­wcze­sna zgorzk­nia­łość kogoś, pozba­wio­ne­go dystan­su do świa­ta, a może roz­pacz­li­wa pró­ba rato­wa­nia teo­lo­gicz­nych muze­aliów. Być może. Jed­na­ko­woż nie zmie­nia to moje­go prze­ko­na­nia, że jeśli miał­bym do wybo­ru świę­ta w obec­nej for­mie lub ich pomi­nię­cie, to praw­do­po­dob­nie nie wahał­bym się dłu­go przed wybo­rem dru­giej opcji. Może szcze­gól­ne sko­mer­cja­li­zo­wa­nie Boże­go Naro­dze­nia świad­czy o tym, że są to świę­ta łatwe?

Łatwe świę­ta

W wigi­lię Naro­dze­nia Pań­skie­go poczyt­ny dzien­nik nie­miec­ki Frank­fur­ter Rund­schau opu­bli­ko­wał felie­ton, będą­cy roz­mo­wą sze­ściu osób z gro­na redak­cji. Myśl prze­wod­nia: po co Boże Naro­dze­nie (Wozu Weih­nach­ten?)? Jed­na z osób powie­dzia­ła: „Myślę, że Świę­ta Boże­go Naro­dze­nia nie mają nic wspól­ne­go z wia­rą. Nie są prze­ka­zy­wa­ne żad­ne tre­ści wia­ry. To, co jest prze­ka­zy­wa­ne, to naro­dzi­ny Chry­stu­sa i jego bez­bron­ność.” W odpo­wie­dzi na to inna oso­ba mówi: „W tra­dy­cji chrze­ści­jań­skiej wia­ra jest życze­niem, aby wie­dzieć skąd się pocho­dzi. W Ewan­ge­lii wg św. Łuka­sza histo­ria naro­dze­nia Pań­skie­go powią­za­na jest z obiet­ni­cą. W momen­cie, w któ­rym się wie­rzy, w polu widze­nia poja­wia się obiet­ni­ca odku­pie­nia. Idea odku­pie­nia ucie­le­śnio­na jest przez Dzie­ciąt­ko. Bóg jest Ojcem i ta mała isto­ta jest Bogiem w posta­ci ludz­kiej. To się oczy­wi­ście wią­że z wia­rą.”

Kolej­ne odpo­wie­dzi ilu­stru­ją sed­no pro­ble­mu: „To, co chcia­łe­m/-am powie­dzieć to coś zupeł­nie inne­go. Trze­ba wie­rzyć w ele­ment reli­gij­ny w tej histo­rii, aby zna­leźć w niej wia­rę. W opo­wie­ści wiel­ka­noc­nej spra­wa wyglą­da ina­czej, bowiem jest ona imma­nent­ną histo­rią wia­ry (…) Boże Naro­dze­nie jest świę­tem, w któ­rym ist­nie­je tau­to­lo­gicz­na rela­cja mię­dzy histo­rią, rodzi­ną i pier­wot­nym doświad­cze­niem, o któ­rym mówi­my. Boże Naro­dze­nie jest rodza­jem budo­wa­nia rodzi­ny, na któ­ry jeste­śmy ska­za­ni. W ide­al­nej sytu­acji rodzi­na sie­dzi pod­czas świąt i opo­wia­da sobie histo­rie rodzin­ne. O Wiel­ka­no­cy trze­ba myśleć, a tym, co jest cudow­ne w Bożym Naro­dze­niu to to, że nie trze­ba myśleć. Boże Naro­dze­nie jest o wie­le bar­dziej boga­te niż Wiel­ka­noc. Gol­go­ta jest ponu­rym miej­scem. Betle­jem i sta­jen­ka, trzech mędr­ców ze Wscho­du, gwiaz­da betle­jem­ska – tutaj otwie­ra się przed nami cały kosmos.”

W dal­szej czę­ści roz­mo­wy poja­wia­ją się roz­wa­ża­nia na temat dzie­ciń­stwa, rodzi­ny i poczu­cia winy, jakie wzbu­dza­ją świę­ta. Dys­ku­tan­ci lądu­ją przy kwe­stii grze­chu pier­wo­rod­ne­go i żalu z bra­ku reli­gij­nej oby­cza­jo­wo­ści. To, co jed­nak jest istot­ne, to ilu­stra­cja roz­po­wszech­nio­ne­go podej­ścia do świąt. Pięk­ny nastrój, świa­teł­ka, pro­ste prze­sła­nie, sym­pa­tycz­ne zwie­rząt­ka, świę­ty Miko­łaj, uro­cze dzie­ciąt­ko w żło­bie, tro­chę magii, współ­czu­ją­cej liry­ki – to wszyst­ko napeł­nia sens świąt w wie­lu rodzi­nach i to nie tyl­ko nie­miec­kich. Sub­tel­ne szcze­gó­ły chrze­ści­jań­skiej sym­bo­li­ki zosta­ją spły­co­ne lub prze­mil­cza­ne. Kie­dy spoj­rzy­my wstecz, jak kie­dyś obcho­dzo­no świę­ta i rozu­mia­no sym­bo­le, to otwie­ra się przed nami zupeł­nie inny, nama­cal­ny (!) świat głę­bi. Oczy­wi­ście nie cho­dzi o to, by ze łza­mi w oczach ide­ali­zo­wać prze­szłość, ale może war­to poku­sić się o kon­struk­tyw­ne spoj­rze­nie na tra­dy­cję, w któ­rej może­my odna­leźć nie tyl­ko auten­tycz­ne prze­sła­nie świąt, ale tak­że sym­bo­le, nie­raz komicz­ne, któ­re pozwa­la­ją na nie­ba­nal­ne wzru­sze­nie atmos­fe­rą żłób­ka betle­jem­skie­go…

Czte­ro­no­gie pac­ki na muchy

Współ­cze­śni egze­ge­ci biblij­ni nie ukry­wa­ją tego, co od daw­na już wia­do­mo: idyl­la czło­wie­ka i zwie­rząt w sta­jen­ce betle­jem­skiej jest naj­praw­do­po­dob­niej zwy­kłą legen­dą. Żaden z ewan­ge­li­stów nie wspo­mi­na nic o zwie­rzę­tach w Betle­jem. Jedy­nie barw­na rela­cja św. Łuka­sza wspo­mi­na o żło­bie. Ale co z wołem i osłem? Zwie­rzę­ta te poja­wia­ją się w poboż­no­ści ludo­wej mniej wię­cej w III wie­ku. W V wie­ku św. Augu­styn z Hip­po­ny wspo­mi­na w jed­nym ze swo­ich kazań: „Uwa­żaj na żłó­bek, nie wstydź się, być zwie­rzem jucz­nym swo­je­go Pana!

Tak­że inni Ojco­wie Kościo­ła chęt­nie posłu­gi­wa­li się sym­bo­li­ką zwie­rząt w swo­ich roz­wa­ża­niach świą­tecz­nych. I tak na przy­kład u św. Grze­go­rza z Nys­sy oraz Ambro­że­go z Medio­la­nu wół i osioł w sta­jen­ce posia­da­li waż­ne, teo­lo­gicz­ne zna­cze­nie: wół sym­bo­li­zo­wał Lud Izra­ela, któ­ry obec­ny jest przy naro­dzi­nach Chry­stu­sa, ale nie rozu­mie tego wiel­kie­go wyda­rze­nia, a osioł przed­sta­wiał poga­no­chrze­ści­jan, któ­rzy nicze­go nie poj­mu­ją. Ojco­wie z lubo­ścią powo­ły­wa­li się na frag­ment z Księ­gi Iza­ja­sza: „Wół zna swe­go wła­ści­cie­la, a osioł żłób swe­go pana, lecz Izra­el nie ma roze­zna­nia, mój lud nicze­go nie rozu­mie.” (Iza­jasz 1,3). U Iza­ja­sza zwie­rzę­ta wystę­pu­ją dość czę­sto i poma­ga­ją mię­dzy inny­mi uka­zać har­mo­nię escha­to­lo­gicz­ne­go odku­pie­nia (por. Iza­jasz 11).

Ale wróć­my do pyta­nia dla­cze­go osioł i wół? Czy Bóg nie mógł sobie wybrać bar­dziej repre­zen­ta­tyw­nych zwie­rząt? Odpo­wie­dzi na to pyta­nie spró­bo­wał udzie­lić pewien rzym­sko­ka­to­lic­ki duchow­ny ks. Aloys von Euw, któ­ry opo­wia­dał nastę­pu­ją­cą aneg­do­tę: Pew­ne­go dnia anioł zebrał wszyst­kie zwie­rzę­ta z całe­go świa­ta przed naro­dzi­na­mi Syna Boże­go, aby spraw­dzić któ­re z nich mogą być pomoc­ne w sta­jen­ce. Król zwie­rząt? Nie – powie­dział anioł – on jest za bar­dzo wynio­sły. Spryt­ny lis? Nie, jest zbyt pod­stęp­ny. Pięk­ny paw? Nie, on jest zbyt próż­ny. Wyli­czan­ka trwa­ła dalej, coraz to nowi kan­dy­da­ci do sta­jen­ki odpa­da­li przy suro­wych kry­te­riach posłań­ca Boga. W koń­cu pozo­stał tyl­ko wół i osioł, któ­rzy mogli zaofe­ro­wać tyl­ko poko­rę i cier­pli­wość. Wnet osioł ode­zwał się nie­śmia­ło w imie­niu swo­im i kole­gi: Może mogli­by­śmy w sta­jen­ce odga­niać naszy­mi ogo­na­mi muchy? Anioł odpo­wie­dział: Tak, jeste­ście odpo­wied­ni, bio­rę was!

Jezus pla­sti­ko­wy czy por­ce­la­no­wy?

Świę­ta to czas sym­bo­li, nawet jeśli pier­wot­na głę­bia sym­bo­lu zosta­je zre­du­ko­wa­na do wul­gar­ne­go zna­ku, pozba­wio­ne­go uczest­nic­twa w wiel­kiej tajem­ni­cy rado­ści. Żłó­bek, pod­kre­śla­ją­cy ubó­stwo Chry­stu­sa i odrzu­ce­nie przez tych do, któ­rych Syn Boży przy­szedł, kolę­dy, w któ­rych poetyc­kim języ­kiem ukry­ta jest teo­lo­gicz­na głę­bia wcie­le­nia, czy nawet tra­dy­cyj­ne paster­ki, przy­po­mi­na­ją­ce o zwia­sto­wa­niu naro­dzin paste­rzom na Polach Betle­jem­skich już daw­no prze­sta­ły być „wła­sno­ścią” chrze­ści­jan i w znacz­nym stop­niu zosta­ły prze­ję­te przez tzw. nie­re­li­gij­ny świat. Wszech­obec­ny lament komer­cja­li­za­cji świąt, jak­kol­wiek słusz­ny w swych zało­że­niach, posia­da jed­nak inne nie­bez­pie­czeń­stwo, o któ­rym czę­sto się zapo­mi­na.

Gorącz
ka zaku­pów i nie­ustan­nych pro­mo­cji to tyl­ko mani­fe­sta­cja cze­goś znacz­nie gor­sze­go: oka­zu­je się bowiem, że świę­ta mogą być pie­lę­gno­wa­ne w swo­jej jak naj­bar­dziej tra­dy­cyj­nej posta­ci, przy jed­no­cze­snym „odre­li­gij­ne­niu” zasad­ni­cze­go sen­su ich obcho­dze­nia.

Jezus pozo­sta­je Jezu­sem, ale reflek­sja nad Jego oso­bą zatrzy­mu­je się na infan­tyl­nym roz­czu­la­niu się nad ślicz­nym dzie­cię­ciem, któ­re musi zno­sić nie­wy­go­dy betle­jem­skiej staj­ni. Wyobra­że­nia kana­li­zu­ją się w tysią­cach, jeśli nie milio­nach szo­pek pro­du­ko­wa­nych na całym świe­cie, tak­że w komu­ni­stycz­nych Chi­nach: kil­ka zbi­tych desek, sło­ma, pla­sti­ko­wy lub por­ce­la­no­wy Jezus oraz Jin­gle Bells w tle.

Przy­ła­pa­łem się na tym, że kie­dy w witry­nach skle­po­wych widzę kolej­ne szop­ki i chrze­ści­jań­ską sym­bo­li­kę, przy­po­mi­na­ją mi się sło­wa jed­nej z naj­wspa­nial­szych kolęd, jakie znam: „Zapa­mię­taj­cie dobrze znak: żłób i pie­lusz­ki wygód brak. Znaj­dzie­cie tam Dzie­ciąt­ko w nich, co trzy­ma wszech­świat w rękach swych (…) Choć sto­kroć więk­szy był­by świat i lśnił prze­py­chem zło­tych szat, za mały on wiel­ko­ścią swą, by słu­żyć za koleb­kę Twą! (…) Ach, miły Panie, Jezu mój, stwórz i w mym ser­cu żłó­bek swój i spo­cząć w nim na sta­łe chciej, bym Cie­bie miał w pamię­ci swej.” (kolę­da Jam z nie­bios zszedł, ks. dr Mar­cin Luter)

Czy jest to pró­ba rato­wa­nia sta­rych sym­bo­li przed zie­ją­cą pust­ką „komer­chy”? Jeden z moich przy­ja­ciół życzył mi na Boże Naro­dze­nie naiw­no­ści, dzię­ki któ­rej będę mógł ina­czej dostrze­gać świat i ludzi. Czy nie pozo­sta­ło zatem nic inne­go jak pochwa­ła naiw­no­ści, uciecz­ka w świat reli­gij­nej uto­pii? Wyda­je mi się, że przy odpo­wied­nim uło­że­niu „naiw­no­ści” może ona zacząć prze­ma­wiać gło­sem nie­sfał­szo­wa­ne­go zaufa­nia, a więc ser­decz­nej naiw­no­ści, jaką mają nie­mow­lę­ta wobec swo­ich rodzi­ców (por. 1 Pio­tra 2,2 n.).

Cały dra­mat naro­dzin, nie­wy­sło­wio­na melo­dia tego naj­waż­niej­sze­go wyda­rze­nia w histo­rii ludz­ko­ści usu­wa się w cień lub zosta­je prze­ma­lo­wa­na na wzru­sza­ją­cą opo­wiast­kę rodzin­ną sprzed dwóch tysię­cy lat. Nie­ste­ty nic nie wska­zu­je na to, że to podej­ście ule­gnie jakimś cudow­nym prze­obra­że­niom. Oba­wiam się, że Boże Naro­dze­nie, podob­nie jak i inne świę­ta chrze­ści­jań­skie, sta­ną się w nie­od­le­głej przy­szło­ści czymś, co w grun­cie rze­czy zaprze­czy ich sen­so­wi – mia­no­wi­cie sta­ną się świę­ta­mi wta­jem­ni­czo­nych z wybo­ru, uro­czy­sto­ścia­mi teo­lo­gów, czy­li wszyst­kich tych, któ­rzy podej­mu­ją wyzwa­nie i ryzy­ko sko­ku w krąg pytań nad sen­sem życia i histo­rii.

Nie wystar­czy jed­nak namasz­czo­ne obu­rze­nie oraz zade­mon­stro­wa­nie teatral­nej obra­zy chrze­ści­jań­skich świę­to­ści. Nale­ży się zapy­tać, czy za obec­ny stan rze­czy nie są odpo­wie­dzial­ne Kościo­ły. Czy upo­rczy­we tkwie­nie przy nie­zmien­nym, a przez to stop­nio­wo nie­czy­tel­nym języ­ku reli­gii nie wspie­ra powszech­ne­go wyob­co­wa­nia i desa­kra­li­za­cji świąt? Czy natręt­ny pęd dopa­so­wa­nia się Kościo­łów do mody nowo­cze­sne­go świa­ta nie stwa­rza wra­że­nia, że Ewan­ge­lia może być pro­duk­tem mar­ke­tin­go­wym jak pasta do zębów czy pro­szek do pra­nia nowej gene­ra­cji? Gdzie jest zło­ty śro­dek? Gdzie nale­ży szu­kać roz­sąd­ne­go, a przy tym nie­ba­nal­ne­go roz­wią­za­nia zaist­nia­łej sytu­acji?

Dariusz P. Bruncz

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.