Rozmowy

Zanim postawi się pomnik wypędzonym, trzeba opłakać tych, których się zabiło — problem wypędzenia i pamięci


W ostat­nim nume­rze Tygo­dni­ka Powszech­ne­go (33/2003) umiesz­czo­no wywiad z Mar­kiem Edel­ma­nem, ostat­nim żyją­cym przy­wód­cą powsta­nia w get­cie war­szaw­skim oraz uczest­ni­ka powsta­nia war­szaw­skie­go. Roz­mo­wa z Edel­ma­nem jest ponow­nym przy­po­mnie­niem dra­ma­tu woj­ny, ale tak­że spo­rem o pamięć, a raczej o pra­wo do pamię­ci i jej rozu­mie­nie. Wypę­dze­nie to pro­blem histo­­ry­cz­no-poli­­ty­cz­ny, posia­da­ją­cy jed­na­ko­woż głę­bo­ki wymiar ducho­wy, tak­że reli­gij­ny. Od zakoń­cze­nia woj­ny Kościo­ły chrze­ści­jań­skie anga­żu­ją się w pojed­na­nie. Jesz­cze w trak­cie dzia­łań wojen­nych wie­lu […]


W ostat­nim nume­rze Tygo­dni­ka Powszech­ne­go (33/2003) umiesz­czo­no wywiad z Mar­kiem Edel­ma­nem, ostat­nim żyją­cym przy­wód­cą powsta­nia w get­cie war­szaw­skim oraz uczest­ni­ka powsta­nia war­szaw­skie­go. Roz­mo­wa z Edel­ma­nem jest ponow­nym przy­po­mnie­niem dra­ma­tu woj­ny, ale tak­że spo­rem o pamięć, a raczej o pra­wo do pamię­ci i jej rozu­mie­nie. Wypę­dze­nie to pro­blem histo­rycz­no-poli­tycz­ny, posia­da­ją­cy jed­na­ko­woż głę­bo­ki wymiar ducho­wy, tak­że reli­gij­ny. Od zakoń­cze­nia woj­ny Kościo­ły chrze­ści­jań­skie anga­żu­ją się w pojed­na­nie. Jesz­cze w trak­cie dzia­łań wojen­nych wie­lu zatro­ska­nych chrze­ści­jan mia­ło odwa­gę mówić o pojed­na­niu i prze­ba­cze­niu, i to wobec napły­wa­ją­cych z tere­nów oku­po­wa­nych tra­gicz­nych wie­ści o maso­wych obo­zach zagła­dy nie­win­nych kobiet, męż­czyzn i dzie­ci.

Pre­lu­dium

Mimo upły­wu lat emo­cje zwią­za­ne z pamię­cią histo­rycz­ną nie opa­da­ją. Prze­mi­ja­ją kolej­ne życio­ry­sy, kolej­na gene­ra­cja zani­ka, ale pyta­nie o pamięć wciąż wzbu­dza ogrom­ne kon­tro­wer­sje na szcze­blu poli­tycz­nym i w rela­cjach mię­dzy­ludz­kich. Zna­ny w Pol­sce ze swych rewi­zjo­ni­stycz­nych żądań Zwią­zek Wypę­dzo­nych (BdV) kie­ro­wa­ny przez posłan­kę opo­zy­cyj­nej CDU wie­lo­krot­nie doma­gał się od Pol­ski i Czech zadość­uczy­nie­nia za wypę­dze­nie kil­ku milio­nów Niem­ców z tzw. ziem odzy­ska­nych oraz rejo­nów sudec­kich po kapi­tu­la­cji Nie­miec faszy­stow­skich. Żąda­nia te przy­bie­ra­ły nie­jed­no­krot­nie for­mę poli­tycz­ne­go szan­ta­żu. Pod­czas każ­dej kam­pa­nii wybor­czej kan­dy­da­ci na urząd kanc­le­rza z pra­wej stro­ny nie­miec­kiej sce­ny poli­tycz­nej byli gość­mi zjaz­dów ziom­kostw nie­miec­kich, na któ­rych wyra­ża­li swo­je ogrom­ne zro­zu­mie­nie i popar­cie dla celów BdV.

Sama Eri­ka Ste­in­bach wie­lo­krot­nie ape­lo­wa­ła do nie­miec­kie­go rzą­du o zablo­ko­wa­nie pro­ce­su akce­syj­ne­go Pol­ski i Czech do Unii Euro­pej­skiej (UE), jeśli pań­stwa te nie prze­pro­szą za wypę­dze­nie i nie udo­stęp­nią odpo­wied­nie­go fun­du­szu rekom­pen­sa­cyj­ne­go dla wypę­dzo­nych i ich rodzin, któ­rzy utra­ci­li swój doby­tek w Pru­sach Wschod­nich, na Pomo­rzu, Ślą­sku czy w cze­skich Sude­tach. W okre­sie rzą­dów cha­de­cji oba­wy wśród państw kan­dy­du­ją­cych wzra­sta­ły, szcze­gól­nie pod­czas ostat­niej kam­pa­nii wybor­czej, kie­dy to cha­dec­ki kan­dy­dat na kanc­le­rza, bawar­ski pre­mier Edmund Sto­iber (CSU) nie ukry­wał swo­je­go popar­cia dla żądań pani Ste­in­bach. Nie obe­szło się bez kry­zy­su dyplo­ma­tycz­ne­go jaki powstał na linii Ber­lin-Pra­ga po wypo­wie­dziach Sto­ibe­ra i ówcze­sne­go pre­mie­ra Repu­bli­ki Cze­skiej Milo­sa Zema­na. Nie­miec­ki kanc­lerz Ger­hard Schröder (SPD) musiał pod naci­skiem poli­ty­ków w swo­im kra­ju odwo­łać robo­czą wizy­tę w Pra­dze, a rady­kal­ne wypo­wie­dzi dema­go­gów nie usta­wa­ły mimo wspól­nych ape­li pre­zy­den­tów Johan­ne­sa Raua i Vac­la­va Havla. Smut­ne, ale praw­dzi­we. Po prze­ło­mie 1989 roku i wpro­wa­dza­nia rzą­dów demo­kra­tycz­nych do państw byłe­go blo­ku wschod­nie­go wyda­wa­ło się, że w warun­kach demo­kra­cji cywi­li­zo­wa­ne naro­dy euro­pej­skie doj­dą do kon­sen­su­su opar­te­go na trzeź­wej ana­li­zie histo­rycz­nej i wspól­nych korze­niach judeo-chrze­ści­jań­skich. Po okre­sie narzu­co­ne­go przez komu­ni­stycz­ną pro­pa­gan­dę mil­cze­nia o skom­pli­ko­wa­nych losach ostat­niej woj­ny nastą­pił okres wzmo­żo­ne­go roz­ra­chun­ku.

Niem­cy, prze­ży­wa­ją­ce od kil­ku lat poważ­ny kry­zys gospo­dar­czy nie rezy­gnu­ją z ide­olo­gicz­nej deba­ty o pamięć, winę i dra­mat wypę­dzo­nych. Pod­czas ostat­niej kam­pa­nii wybor­czej do par­la­men­tu oka­za­ło się, że w nie­miec­kim spo­łe­czeń­stwie nadal tkwią głę­bo­kie ura­zy i uprze­dze­nia histo­rycz­ne. Stan taki stwa­rza prze­strzeń dla róż­ne­go rodza­ju popu­li­stów takich jak zmar­ły tra­gicz­nie Jür­gen Möl­l­mann z opo­zy­cyj­nej par­tii libe­ral­nej FDP. W swo­ich ulot­kach wybor­czych w nie­wy­bred­ny spo­sób zaata­ko­wał wice­prze­wod­ni­czą­ce­go Cen­tral­nej Rady Żydów Nie­miec­kich, popa­da­jąc w anty­se­mic­ką reto­ry­kę. Par­tyj­ni kole­dzy Möl­le­man­na z ber­liń­skiej cen­tra­li oraz rodzin­nej Pół­noc­nej Nad­re­nii West­fa­lii szyb­ko zdy­stan­so­wa­li się od swo­je­go kole­gi i uniesz­ko­dli­wi­li go, pozba­wia­jąc wszyst­kich sta­no­wisk kie­row­ni­czych w FDP. Na tym jed­nak kwe­stia anty­se­mi­ty­zmu i ide­olo­gicz­nych spo­rów o histo­rię nie skoń­czył się.

Na począt­ku lat 90-tych BdV roz­po­czę­ło sta­ra­nie o zbu­do­wa­nie cen­trum-pomni­ka prze­ciw­ko Wypę­dzo­nym. W 2000 roku powo­ła­no nawet fun­da­cję, któ­ra z dużym powo­dze­niem zbie­ra środ­ki finan­so­we na ten cel. Zasta­na­wia­no się wpierw gdzie takie Cen­trum ma sta­nąć: wie­lu, w tym przede wszyst­kim pro­mi­nent­ni człon­ko­wie rzą­dzą­cej SPD, opo­wia­da­li się za Wro­cła­wiem jako mia­stem czte­rech kul­tur, nato­miast BdV zde­cy­do­wa­nie opo­wie­dzia­ło się za loka­li­za­cją Cen­trum Wypę­dzo­nych w Ber­li­nie. Z kolei dla wie­lu ludzi, szcze­gól­nie dla tych, któ­rzy doświad­czy­li okro­pień­stwa woj­ny na cie­le i duszy cen­trum wypę­dzo­nych nie ma w ogó­le racji bytu. Taką opi­nię pre­zen­tu­je też w wywia­dzie dla TP Marek Edel­man.

Ku pojed­na­niu

Pojed­na­nie to cięż­ki kawa­łek chle­ba, tym bar­dziej jeśli cho­dzi o poczu­cie naro­do­wej dumy i nie­wy­ra­żal­ne nie­szczę­ście zapla­no­wa­nej eks­ter­mi­na­cji milio­nów Żydów róż­nej naro­do­wo­ści. Woj­na to tak­że dra­mat wie­lu innych naro­dów i grup etnicz­nych: zarów­no Rosjan mor­do­wa­nych przez hitle­row­ców lub likwi­do­wa­nych przez komu­ni­stycz­ny reżim sta­li­now­ski. Woj­na to tak­że śmierć wie­lu Pola­ków, czwar­ty roz­biór Pol­ski, znisz­cze­nie fun­da­men­tów pań­stwa pol­skie­go i wej­ście w kolej­ną, trwa­ją­cą 50 lat nie­wo­lę radziec­ką. Woj­na to tak­że szok pol­skich oby­wa­te­li, widzą­cych swo­je­go Pre­zy­den­ta w jar­muł­ce, prze­pra­sza­ją­ce­go w imie­niu całe­go naro­du za strasz­li­wą zbrod­nię, jakiej dopu­ści­li się Pola­cy na swo­ich żydow­skich sąsia­dach w Jedwab­nem i oko­licz­nych miej­sco­wo­ściach.

Inny­mi sło­wy woj­na to wie­lo­wy­mia­ro­wy dra­mat, któ­ry trud­no zawrzeć w suchych sta­ty­sty­kach i histo­rycz­nych fak­tach. Woj­na to zasad­ni­cze zerwa­nie wię­zi mię­dzy­ludz­kich, bru­tal­ne wyko­rze­nie­nie z uni­wer­sal­ne­go sys­te­mu war­to­ści każ­de­go czło­wie­ka, a w per­spek­ty­wie teo­lo­gicz­nej naj­bar­dziej rady­kal­ny sprze­ciw czło­wie­ka wobec Boga, któ­ry stwo­rzył czło­wie­ka na swój obraz i podo­bień­stwo. Woj­na to tak­że zde­rze­nie świa­tów, a raczej zde­rze­nie róż­nych histo­rii, obok któ­rych nie moż­na przejść do porząd­ku dzien­ne­go. Mówie­nie o woj­nie wyma­ga nie­zwy­kłej poko­ry, szcze­gól­nie od tych, któ­rzy zna­ją ją tyl­ko z rela­cji naj­bliż­szych czy histo­rycz­ne­go prze­ka­zu.

Pod­czas lek­tu­ry roz­mo­wy z Mar­kiem Edel­ma­nem wie­lo­krot­nie rodził się we mnie bunt: jak moż­na wypo­wia­dać tak jed­no­znacz­ne sło­wa. Nawet jeśli stwier­dze­nia Edel­ma­na zgod­ne są z praw­dą, to pyta­nie o ich sens, wkład w pojed­na­nie, wspól­ną Euro­pę wyda­wa­ło się być reto­rycz­ne. W odnie­sie­niu do pro­ble­mu budo­wy Cen­trum Wypę­dzo­nych Edel­man stwier­dza: „Jeśli pomysł Cen­trum wycho­dzi ze śro­do­wisk Związ­ku Wypę­dzo­nych, to zna­czy, że jest to zaka­mu­flo­wa­ny powrót do idei Drang nach Osten. W nie­miec­kiej pod­świa­do­mo­ści sta­le tli się prze­ko­na­nie, że Niem­cy mają za mało Leben­sraum, że tak wiel­ki naród musi mieć wiel­ką prze­strzeń do ist­nie­nia, że mu się to zwy­czaj­nie nale­ży (…) Każ­da woj­na nie­sie śmierć. Po obu stro­nach. Ale Wiel­ka Bry­ta­nia nie sta­wia pomni­ka cywil­nym Angli­kom, któ­rzy zgi­nę­li od nie­miec­kich bomb. Niem­cy za to sta­le krzy­czą, że ich cywi­le ginę­li pod­czas bom­bar­do­wań alianc­kich. To świad­czy o zadu­fa­niu. I bez­czel­no­ści. Oraz dowo­dzi, że nic nie zro­zu­mie­li z nauki II woj­ny. Wię­cej: ta woj­na była przez Niem­ców wycze­ki­wa­na. Naród był za Hitle­rem. Chcie­li zapa­no­wać nad całym świa­tem. I może by im się uda­ło, gdy­by nie popeł­ni­li błę­du, pro­wo­ku­jąc woj­nę z Ame­ry­ką. Też z zadu­fa­nia.”

W świe­tle powyż­sze­go rodzi się pyta­nie, czy oma­wia­ne kon­tro­wer­sje doty­czą „sta­re­go” pro­ble­mu winy kolek­tyw­nej czy rze­czy­wi­ście cho­dzi o histo­rycz­ną kul­tu­rę opła­ki­wa­nia milio­nów ofiar? Czy zatem rację ma Edel­man, któ­ry mówiąc o zasad­ni­czej nie­moż­no­ści zesta­wie­nia obok sie­bie cier­pie­nia ofiar reżi­mu hitle­row­skie­go w całe Euro­pie i poza nią z nie­za­prze­czal­nym cier­pie­niem wypę­dzo­nych?

Jeśli dobr
ze zro­zu­mia­łem inten­cję Edel­ma­na, to przed­mio­tem spo­ru nie jest naiw­na i sen­ty­men­tal­na, jak­kol­wiek histo­rycz­nie uza­sad­nio­na, argu­men­ta­cja, a ogrom­na oba­wa przed rela­ty­wi­za­cją histo­rii, oba­wa przed choć­by zni­ko­mym „wyrów­na­niem” cier­pie­nia mat­ki z dziec­kiem w komo­rze gazo­wej, a rezy­gna­cją ludzi pozba­wio­nych jakich­kol­wiek środ­ków do życia i zmu­szo­nych do tułacz­ki. Oko za oko, ząb za ząb? Ponie­kąd tak i tu wła­śnie leży, prze­pra­szam za sło­wo, sła­bość, ale zara­zem i przej­mu­ją­ca siła wywo­du Edel­ma­na.

Nie moż­na zapo­mnieć, iż nie cho­dzi tutaj o spe­ku­la­cję lub naj­bar­dziej prze­ko­ny­wu­ją­cą apo­lo­gię, ale o bez­po­śred­nie doświad­cze­nie, któ­re wymy­ka się nie­raz jakim­kol­wiek for­mom eks­pre­sji prócz mil­cze­nia i pła­czu. Edel­man mówi: „Zanim posta­wi się pomnik wypę­dzo­nym, trze­ba opła­kać tych, któ­rych się zabi­ło.” Czy ozna­cza to, że wypę­dze­ni, czę­sto oso­by aktyw­nie wal­czą­ce z hitle­row­skim sza­leń­stwem, nie mają pra­wa do łez? Nie, pro­ble­mem wyda­je się być „jedy­nie” zaciem­nia­nie lub dekon­tek­stu­ali­za­cja histo­rycz­ne­go dra­ma­tu, w któ­rym głów­ny­mi „akto­ra­mi” są wina i cier­pie­nie.

Każ­de cier­pie­nie, każ­dy ucisk i każ­dą łzę moż­na zin­stru­men­ta­li­zo­wać, dla­te­go też zasta­na­wiam się czy cza­sem ini­cja­ty­wa pani Ste­in­bach i jej BdV jesz­cze bar­dziej utrud­nia dys­ku­sję nt. pojed­na­nia. Trud­no mi jest sobie wyobra­zić w Ber­li­nie pomnik dla wypę­dzo­nych, sto­ją­cy nie­da­le­ko muzeum holo­cau­stu. Ale czy cho­dzi tutaj o gra­ni­ce ludz­kiej wyobraź­ni?

Kościo­ły chrze­ści­jań­skie do dziś są świad­ka­mi pojed­na­nia. W wie­lu czę­ściach świa­ta Kościo­ły poprzez swo­ich misjo­na­rzy, duchow­nych, teo­lo­gów, pra­cow­ni­ków socjal­nych poświę­ca­ją swo­je życie na rzecz poro­zu­mie­nia, pojed­na­nia i dia­lo­gu. Wyda­je się nam to dziś oczy­wi­ste, tak jak świa­dec­two Ewan­ge­lii jest oczy­wi­ste. Jed­nak­że nie zawsze tak było. Kościół Ewan­ge­lic­ki w Niem­czech (EKD) po zakoń­cze­niu woj­ny opu­bli­ko­wał słyn­ne Stut­t­gardz­kie Wyzna­nie Winy (Stut­t­gar­ter Schul­der­klärung), kil­ka­na­ście lat póź­niej nie­zwy­kle kon­tro­wer­syj­ne Memo­ran­dum Wschod­nie o wypę­dzo­nych, po któ­rym milio­ny Niem­ców oskar­ży­ło EKD o zdra­dę inte­re­sów naro­do­wych. W Memo­ran­dum EKD odrzu­ca­jąc poję­cie kolek­tyw­nej winy w nie­zwy­kle doj­rza­ły, wymow­ny, ale i wizjo­ner­ski spo­sób wyra­zi­ło swo­je sta­no­wi­sko w kwe­stii wypę­dzo­nych i pol­sko-nie­miec­kiej gra­ni­cy na Odrze i Nysie. Rów­nież hie­rar­cho­wie Kościo­ła Rzym­sko­ka­to­lic­kie­go w Pol­sce doświad­czy­li wie­le przy­kro­ści po wyda­nym pod koniec obrad Vati­ca­num II listu do nie­miec­kich bra­ci w urzę­dzie z proś­bą opar­tą o Ojcze Nasz: „Wyba­cza­my i pro­si­my o wyba­cze­nie.” Hała­śli­wa pro­pa­gan­da PRL sta­ra­ła się ten odważ­ny i praw­dzi­wie ewan­ge­licz­ny czyn przed­sta­wić jako zdra­dę pol­skiej racji sta­nu.

Mając w pamię­ci nakaz misyj­ny Chry­stu­sa (Mt 28,16–20) Kościo­ły gło­szą Ewan­ge­lię o uspra­wie­dli­wie­niu grzesz­ni­ka z łaski przez wia­rę w zbaw­czą śmierć Jezu­sa Chry­stu­sa. Gło­sze­nie tej rado­snej wie­ści zakła­da tak­że odważ­ne świa­dec­two o trud­nej sztu­ce pojed­na­nia wobec świa­ta. Jest to misja szcze­gól­na, bowiem wyma­ga­ją­ca od ludzi Kościo­ła, wszyst­kich ochrzczo­nych namięt­ne­go zaan­ga­żo­wa­nia się, wyro­zu­mia­ło­ści, poko­ry i roz­wa­gi w for­mu­ło­wa­niu osta­tecz­nych wnio­sków. Dia­log ku pojed­na­niu to tak­że modli­twa o pomoc, bowiem czło­wiek sam z sie­bie nic uczy­nić może. Nie­zwy­kłej deli­kat­no­ści wyma­ga też draż­li­wa kwe­stia wypę­dzo­nych, któ­ra w mniej lub bar­dziej bez­po­śred­ni spo­sób doty­czy nas wszyst­kich. Trud­no o jed­no­znacz­ne oce­ny, trud­no o obo­jęt­ność. Tam, gdzie nie ma otwar­cia, tam dia­log od same­go począt­ku ska­za­ny jest na nie­po­wo­dze­nie.

Redak­to­rzy TP zada­ją Mar­ko­wi Edel­ma­no­wi pod koniec wywia­du pyta­nie, czy on nie jest w sta­nie „wejść w kalo­sze” wypę­dzo­nych, zro­zu­mieć ich dra­mat, cięż­ką sytu­ację. Edel­man odpo­wia­da: „Nie mam powo­du, by wcho­dzić w kalo­sze kata. Nie mogę wejść w ich men­tal­ność, bo oni byli zado­wo­le­ni, kie­dy mnie zabi­ja­li. Tyl­ko Pan Bóg jest tak spra­wie­dli­wy, że opła­ku­je nawet kata. Ja nie jestem Panem Bogiem.”

To ostre sło­wa, mogą­ce wzbu­dzać roz­cza­ro­wa­nie swo­im „zacie­trze­wie­niem”, jed­na­ko­woż są to też sło­wa, któ­re for­mu­łu­ją istot­ną myśl o Bogu Miło­ści, któ­ry w Jezu­sie Chry­stu­sie jest Bogiem dla nas, dla wszyst­kich bez wyjąt­ku, bez wzglę­du na naro­do­wość czy wyzna­wa­ną reli­gię.

Dariusz P. Bruncz

Tygo­dnik Powszech­ny

Zobacz tak­że w Maga­zy­nie SR: Rola Kościo­łów Ewan­ge­lic­kich w pro­ce­sie pojed­na­nia i inte­gra­cji euro­pej­skiej I

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.