Zanim postawi się pomnik wypędzonym, trzeba opłakać tych, których się zabiło — problem wypędzenia i pamięci
- 20 sierpnia, 2003
- przeczytasz w 8 minut
W ostatnim numerze Tygodnika Powszechnego (33/2003) umieszczono wywiad z Markiem Edelmanem, ostatnim żyjącym przywódcą powstania w getcie warszawskim oraz uczestnika powstania warszawskiego. Rozmowa z Edelmanem jest ponownym przypomnieniem dramatu wojny, ale także sporem o pamięć, a raczej o prawo do pamięci i jej rozumienie. Wypędzenie to problem historyczno-polityczny, posiadający jednakowoż głęboki wymiar duchowy, także religijny. Od zakończenia wojny Kościoły chrześcijańskie angażują się w pojednanie. Jeszcze w trakcie działań wojennych wielu […]
W ostatnim numerze Tygodnika Powszechnego (33/2003) umieszczono wywiad z Markiem Edelmanem, ostatnim żyjącym przywódcą powstania w getcie warszawskim oraz uczestnika powstania warszawskiego. Rozmowa z Edelmanem jest ponownym przypomnieniem dramatu wojny, ale także sporem o pamięć, a raczej o prawo do pamięci i jej rozumienie. Wypędzenie to problem historyczno-polityczny, posiadający jednakowoż głęboki wymiar duchowy, także religijny. Od zakończenia wojny Kościoły chrześcijańskie angażują się w pojednanie. Jeszcze w trakcie działań wojennych wielu zatroskanych chrześcijan miało odwagę mówić o pojednaniu i przebaczeniu, i to wobec napływających z terenów okupowanych tragicznych wieści o masowych obozach zagłady niewinnych kobiet, mężczyzn i dzieci.
Preludium
Mimo upływu lat emocje związane z pamięcią historyczną nie opadają. Przemijają kolejne życiorysy, kolejna generacja zanika, ale pytanie o pamięć wciąż wzbudza ogromne kontrowersje na szczeblu politycznym i w relacjach międzyludzkich. Znany w Polsce ze swych rewizjonistycznych żądań Związek Wypędzonych (BdV) kierowany przez posłankę opozycyjnej CDU wielokrotnie domagał się od Polski i Czech zadośćuczynienia za wypędzenie kilku milionów Niemców z tzw. ziem odzyskanych oraz rejonów sudeckich po kapitulacji Niemiec faszystowskich. Żądania te przybierały niejednokrotnie formę politycznego szantażu. Podczas każdej kampanii wyborczej kandydaci na urząd kanclerza z prawej strony niemieckiej sceny politycznej byli gośćmi zjazdów ziomkostw niemieckich, na których wyrażali swoje ogromne zrozumienie i poparcie dla celów BdV.
Sama Erika Steinbach wielokrotnie apelowała do niemieckiego rządu o zablokowanie procesu akcesyjnego Polski i Czech do Unii Europejskiej (UE), jeśli państwa te nie przeproszą za wypędzenie i nie udostępnią odpowiedniego funduszu rekompensacyjnego dla wypędzonych i ich rodzin, którzy utracili swój dobytek w Prusach Wschodnich, na Pomorzu, Śląsku czy w czeskich Sudetach. W okresie rządów chadecji obawy wśród państw kandydujących wzrastały, szczególnie podczas ostatniej kampanii wyborczej, kiedy to chadecki kandydat na kanclerza, bawarski premier Edmund Stoiber (CSU) nie ukrywał swojego poparcia dla żądań pani Steinbach. Nie obeszło się bez kryzysu dyplomatycznego jaki powstał na linii Berlin-Praga po wypowiedziach Stoibera i ówczesnego premiera Republiki Czeskiej Milosa Zemana. Niemiecki kanclerz Gerhard Schröder (SPD) musiał pod naciskiem polityków w swoim kraju odwołać roboczą wizytę w Pradze, a radykalne wypowiedzi demagogów nie ustawały mimo wspólnych apeli prezydentów Johannesa Raua i Vaclava Havla. Smutne, ale prawdziwe. Po przełomie 1989 roku i wprowadzania rządów demokratycznych do państw byłego bloku wschodniego wydawało się, że w warunkach demokracji cywilizowane narody europejskie dojdą do konsensusu opartego na trzeźwej analizie historycznej i wspólnych korzeniach judeo-chrześcijańskich. Po okresie narzuconego przez komunistyczną propagandę milczenia o skomplikowanych losach ostatniej wojny nastąpił okres wzmożonego rozrachunku.
Niemcy, przeżywające od kilku lat poważny kryzys gospodarczy nie rezygnują z ideologicznej debaty o pamięć, winę i dramat wypędzonych. Podczas ostatniej kampanii wyborczej do parlamentu okazało się, że w niemieckim społeczeństwie nadal tkwią głębokie urazy i uprzedzenia historyczne. Stan taki stwarza przestrzeń dla różnego rodzaju populistów takich jak zmarły tragicznie Jürgen Möllmann z opozycyjnej partii liberalnej FDP. W swoich ulotkach wyborczych w niewybredny sposób zaatakował wiceprzewodniczącego Centralnej Rady Żydów Niemieckich, popadając w antysemicką retorykę. Partyjni koledzy Möllemanna z berlińskiej centrali oraz rodzinnej Północnej Nadrenii Westfalii szybko zdystansowali się od swojego kolegi i unieszkodliwili go, pozbawiając wszystkich stanowisk kierowniczych w FDP. Na tym jednak kwestia antysemityzmu i ideologicznych sporów o historię nie skończył się.
Na początku lat 90-tych BdV rozpoczęło staranie o zbudowanie centrum-pomnika przeciwko Wypędzonym. W 2000 roku powołano nawet fundację, która z dużym powodzeniem zbiera środki finansowe na ten cel. Zastanawiano się wpierw gdzie takie Centrum ma stanąć: wielu, w tym przede wszystkim prominentni członkowie rządzącej SPD, opowiadali się za Wrocławiem jako miastem czterech kultur, natomiast BdV zdecydowanie opowiedziało się za lokalizacją Centrum Wypędzonych w Berlinie. Z kolei dla wielu ludzi, szczególnie dla tych, którzy doświadczyli okropieństwa wojny na ciele i duszy centrum wypędzonych nie ma w ogóle racji bytu. Taką opinię prezentuje też w wywiadzie dla TP Marek Edelman.
Ku pojednaniu
Pojednanie to ciężki kawałek chleba, tym bardziej jeśli chodzi o poczucie narodowej dumy i niewyrażalne nieszczęście zaplanowanej eksterminacji milionów Żydów różnej narodowości. Wojna to także dramat wielu innych narodów i grup etnicznych: zarówno Rosjan mordowanych przez hitlerowców lub likwidowanych przez komunistyczny reżim stalinowski. Wojna to także śmierć wielu Polaków, czwarty rozbiór Polski, zniszczenie fundamentów państwa polskiego i wejście w kolejną, trwającą 50 lat niewolę radziecką. Wojna to także szok polskich obywateli, widzących swojego Prezydenta w jarmułce, przepraszającego w imieniu całego narodu za straszliwą zbrodnię, jakiej dopuścili się Polacy na swoich żydowskich sąsiadach w Jedwabnem i okolicznych miejscowościach.
Innymi słowy wojna to wielowymiarowy dramat, który trudno zawrzeć w suchych statystykach i historycznych faktach. Wojna to zasadnicze zerwanie więzi międzyludzkich, brutalne wykorzenienie z uniwersalnego systemu wartości każdego człowieka, a w perspektywie teologicznej najbardziej radykalny sprzeciw człowieka wobec Boga, który stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo. Wojna to także zderzenie światów, a raczej zderzenie różnych historii, obok których nie można przejść do porządku dziennego. Mówienie o wojnie wymaga niezwykłej pokory, szczególnie od tych, którzy znają ją tylko z relacji najbliższych czy historycznego przekazu.
Podczas lektury rozmowy z Markiem Edelmanem wielokrotnie rodził się we mnie bunt: jak można wypowiadać tak jednoznaczne słowa. Nawet jeśli stwierdzenia Edelmana zgodne są z prawdą, to pytanie o ich sens, wkład w pojednanie, wspólną Europę wydawało się być retoryczne. W odniesieniu do problemu budowy Centrum Wypędzonych Edelman stwierdza: „Jeśli pomysł Centrum wychodzi ze środowisk Związku Wypędzonych, to znaczy, że jest to zakamuflowany powrót do idei Drang nach Osten. W niemieckiej podświadomości stale tli się przekonanie, że Niemcy mają za mało Lebensraum, że tak wielki naród musi mieć wielką przestrzeń do istnienia, że mu się to zwyczajnie należy (…) Każda wojna niesie śmierć. Po obu stronach. Ale Wielka Brytania nie stawia pomnika cywilnym Anglikom, którzy zginęli od niemieckich bomb. Niemcy za to stale krzyczą, że ich cywile ginęli podczas bombardowań alianckich. To świadczy o zadufaniu. I bezczelności. Oraz dowodzi, że nic nie zrozumieli z nauki II wojny. Więcej: ta wojna była przez Niemców wyczekiwana. Naród był za Hitlerem. Chcieli zapanować nad całym światem. I może by im się udało, gdyby nie popełnili błędu, prowokując wojnę z Ameryką. Też z zadufania.”
W świetle powyższego rodzi się pytanie, czy omawiane kontrowersje dotyczą „starego” problemu winy kolektywnej czy rzeczywiście chodzi o historyczną kulturę opłakiwania milionów ofiar? Czy zatem rację ma Edelman, który mówiąc o zasadniczej niemożności zestawienia obok siebie cierpienia ofiar reżimu hitlerowskiego w całe Europie i poza nią z niezaprzeczalnym cierpieniem wypędzonych?
Jeśli dobr
ze zrozumiałem intencję Edelmana, to przedmiotem sporu nie jest naiwna i sentymentalna, jakkolwiek historycznie uzasadniona, argumentacja, a ogromna obawa przed relatywizacją historii, obawa przed choćby znikomym „wyrównaniem” cierpienia matki z dzieckiem w komorze gazowej, a rezygnacją ludzi pozbawionych jakichkolwiek środków do życia i zmuszonych do tułaczki. Oko za oko, ząb za ząb? Poniekąd tak i tu właśnie leży, przepraszam za słowo, słabość, ale zarazem i przejmująca siła wywodu Edelmana.
Nie można zapomnieć, iż nie chodzi tutaj o spekulację lub najbardziej przekonywującą apologię, ale o bezpośrednie doświadczenie, które wymyka się nieraz jakimkolwiek formom ekspresji prócz milczenia i płaczu. Edelman mówi: „Zanim postawi się pomnik wypędzonym, trzeba opłakać tych, których się zabiło.” Czy oznacza to, że wypędzeni, często osoby aktywnie walczące z hitlerowskim szaleństwem, nie mają prawa do łez? Nie, problemem wydaje się być „jedynie” zaciemnianie lub dekontekstualizacja historycznego dramatu, w którym głównymi „aktorami” są wina i cierpienie.
Każde cierpienie, każdy ucisk i każdą łzę można zinstrumentalizować, dlatego też zastanawiam się czy czasem inicjatywa pani Steinbach i jej BdV jeszcze bardziej utrudnia dyskusję nt. pojednania. Trudno mi jest sobie wyobrazić w Berlinie pomnik dla wypędzonych, stojący niedaleko muzeum holocaustu. Ale czy chodzi tutaj o granice ludzkiej wyobraźni?
Kościoły chrześcijańskie do dziś są świadkami pojednania. W wielu częściach świata Kościoły poprzez swoich misjonarzy, duchownych, teologów, pracowników socjalnych poświęcają swoje życie na rzecz porozumienia, pojednania i dialogu. Wydaje się nam to dziś oczywiste, tak jak świadectwo Ewangelii jest oczywiste. Jednakże nie zawsze tak było. Kościół Ewangelicki w Niemczech (EKD) po zakończeniu wojny opublikował słynne Stuttgardzkie Wyznanie Winy (Stuttgarter Schulderklärung), kilkanaście lat później niezwykle kontrowersyjne Memorandum Wschodnie o wypędzonych, po którym miliony Niemców oskarżyło EKD o zdradę interesów narodowych. W Memorandum EKD odrzucając pojęcie kolektywnej winy w niezwykle dojrzały, wymowny, ale i wizjonerski sposób wyraziło swoje stanowisko w kwestii wypędzonych i polsko-niemieckiej granicy na Odrze i Nysie. Również hierarchowie Kościoła Rzymskokatolickiego w Polsce doświadczyli wiele przykrości po wydanym pod koniec obrad Vaticanum II listu do niemieckich braci w urzędzie z prośbą opartą o Ojcze Nasz: „Wybaczamy i prosimy o wybaczenie.” Hałaśliwa propaganda PRL starała się ten odważny i prawdziwie ewangeliczny czyn przedstawić jako zdradę polskiej racji stanu.
Mając w pamięci nakaz misyjny Chrystusa (Mt 28,16–20) Kościoły głoszą Ewangelię o usprawiedliwieniu grzesznika z łaski przez wiarę w zbawczą śmierć Jezusa Chrystusa. Głoszenie tej radosnej wieści zakłada także odważne świadectwo o trudnej sztuce pojednania wobec świata. Jest to misja szczególna, bowiem wymagająca od ludzi Kościoła, wszystkich ochrzczonych namiętnego zaangażowania się, wyrozumiałości, pokory i rozwagi w formułowaniu ostatecznych wniosków. Dialog ku pojednaniu to także modlitwa o pomoc, bowiem człowiek sam z siebie nic uczynić może. Niezwykłej delikatności wymaga też drażliwa kwestia wypędzonych, która w mniej lub bardziej bezpośredni sposób dotyczy nas wszystkich. Trudno o jednoznaczne oceny, trudno o obojętność. Tam, gdzie nie ma otwarcia, tam dialog od samego początku skazany jest na niepowodzenie.
Redaktorzy TP zadają Markowi Edelmanowi pod koniec wywiadu pytanie, czy on nie jest w stanie „wejść w kalosze” wypędzonych, zrozumieć ich dramat, ciężką sytuację. Edelman odpowiada: „Nie mam powodu, by wchodzić w kalosze kata. Nie mogę wejść w ich mentalność, bo oni byli zadowoleni, kiedy mnie zabijali. Tylko Pan Bóg jest tak sprawiedliwy, że opłakuje nawet kata. Ja nie jestem Panem Bogiem.”
To ostre słowa, mogące wzbudzać rozczarowanie swoim „zacietrzewieniem”, jednakowoż są to też słowa, które formułują istotną myśl o Bogu Miłości, który w Jezusie Chrystusie jest Bogiem dla nas, dla wszystkich bez wyjątku, bez względu na narodowość czy wyznawaną religię.
Dariusz P. Bruncz
Zobacz także w Magazynie SR: Rola Kościołów Ewangelickich w procesie pojednania i integracji europejskiej I