- 30 września, 2024
- przeczytasz w 10 minut
Naszym właściwym powołaniem jest zwiastowanie Ewangelii, a nie rozwój naszego wyznania. Jeśli Duch Święty zechce, aby nasze losy potoczyły się inaczej, to tak będzie – mówi bp Frank Bangerter, zwierzchnik szwajcarskich starokatolików.
Nie można chcieć być biskupem — rozmowa z bp. Frankiem Bangerterem
Naszym właściwym powołaniem jest zwiastowanie Ewangelii, a nie rozwój naszego wyznania. Jeśli Duch Święty zechce, aby nasze losy potoczyły się inaczej, to tak będzie – mówi bp Frank Bangerter, zwierzchnik szwajcarskich starokatolików.
Wpierw wybór, później święcenia. Czy jest coś, co Księdza Biskupa szczególnie zaskoczyło w ostatnim czasie?
Znaczącym momentem był wybór i od tego czasu minęły już cztery miesiące. Nominacja oznacza, że należy się liczyć z możliwością wyboru. Intelektualnie było to zrozumiałe, ale wewnętrznie możliwość taka była dość daleka. Ważne było to, że w ogóle znalazło się trzech uprawnionych duchownych, którzy oddali się do dyspozycji. Moment wyboru był w pewien sposób święty i trudny do zrozumienia. Gdy ogłoszono wynik to natychmiast zrobiło się wokół mnie tłoczno. To było nieco zwariowane, gdyż w jednej chwili wszyscy chcieli się czegoś ode mnie dowiedzieć, a na to trudno jest się przygotować. Oczywiście, w parafii, gdy jako duchowny wypowiadam się na jakiś temat to te słowa mogą mieć znaczenie, ale to jest zupełnie inna sprawa. Po wyborze zostałem natychmiast odciągnięty na bok i nie mogłem się zbyt skoncentrować na tym, co prezydent Synodu i inni mówili do mnie po przyjęciu wyboru.
W prasie opublikowano mnóstwo wywiadów, w których potwierdza Ksiądz Biskup poczucie pewnego oszołomienia.
Na początku nie liczyłem zbytnio, że zostanę wybrany. Cały proces był bardzo długi i trwał od początku stycznia. Było bardzo intensywnie. Zostaliśmy nominowani i zadawano nam bardzo wiele pytań, a wszystko działo się jakby w oddali. Właściwie tego urzędu nie można pragnąć. Nie kandyduje się, a jest się nominowanym. Ten urząd jest tak mocno połączony z odpowiedzialnością, że trudno sobie wyobrazić większą zmianę w życiu. Gdy jednak zbliżały się różne terminy, w tym zgromadzenie wyborcze, podczas którego znów stawiano nam pytania, zaobserwowałem pewną przychylność wobec mojej osoby, szczególnie wśród duchowieństwa, ale nie tylko. Coraz bardziej odczuwałem coś w rodzaju pozytywnej spirali.
Odbyło się pożegnanie z dotychczasową parafią w Zurychu i przejmuje Biskup obowiązki. Czego nowego nauczył się Ksiądz Biskup w ostatnich miesiącach?
Od dnia wyboru byłem wciąż w pełni proboszczem parafii w Zurychu. To największa parafia w naszym Kościele. Mocniej uświadomiłem sobie, jak trudne jest rozluźnienie więzi i to nie tylko ze strony parafii, ale i mojej. Były silne reakcje, których się nie spodziewałem. Niektórzy byli rozczarowani, że przyjąłem wybór.
Nieco prowokacyjnie można powiedzieć, że powoli wyłania się standardowa droga do starokatolickiego biskupstwa, która prowadzi przez międzylądowanie w tradycji reformowanej. Zarówno obecny arcybiskup Utrechtu, jak i Ksiądz Biskup macie za sobą reformowaną przeszłość. Czy to tylko przypadek, że aż dwóch biskupów starokatolickich pochodzi z Kościoła reformowanego?
Ależ oczywiście! Duch Święty wieje, dokąd chce. Trudno mi to dokładnie wyjaśnić. Mogę tylko powiedzieć, że w sercu zawsze byłem katolikiem. Ochrzczony zostałem w Kościele Ewangelicko-Luterańskim w Osnabrück. Ponieważ mój ojciec jest Szwajcarem, krótko po moim chrzcie przeprowadziliśmy się do Szwajcarii. Tam zrobiłem licencjat z teologii ewangelickiej na Uniwersytecie w Bernie. Jednak Kościół Chrześcijańsko-Katolicki znałem od dziecka. Sprawa zmiany wyznania stała się donioślejsza, gdy pojawiła się kwestia służby.
Czy to oznacza, że czuł się Biskup obco w tradycji reformowanej?
Wolnościowe myślenie zostało mi mocno wszczepione, gdyż dorastałem w atmosferze liberalnego Kościoła reformowanego kantonu Bern. Tą cząstkę mam wciąż w sobie, ale liturgicznie oraz sakramentalnie, w kwestii rozumienia Kościoła, zasadniczo byłem zawsze katolikiem. Jako dziecko chciałem wejść do każdego kościoła i od razu czułem się jak w domu. W ten sposób stało się jasne, że Kościół Chrześcijańsko-Katolicki wyraża wszystko to, co jest dla mnie ważne, jest moim domem zarówno w wymiarze teologicznym, jak i zmysłowym.
Nie czułem się obco w tradycji reformowanej. Doskonale rozumiem intelektualne założenia, ale koniec końców chodzi o duchowość, chodzi o to, jak przeżywamy i czujemy Kościół. Liturgia jest dla mnie świętym wydarzeniem. Pomaga mi zagłębić się coraz bardziej w Bożą tajemnicę, dać się jej ponieść. Zasadniczo nie musimy niczego robić, bowiem Bóg nie potrzebuje naszych rytuałów, ale to, co robimy, dzieje się przede wszystkim dla ludzi, gdyż rytuały mają nam pomóc skoncentrować się całkowicie na Chrystusie.
A zatem bycie starokatolikiem nie musi z automatu oznaczać wysokokościelności?
Nie powiedziałbym tego w taki sposób, chociaż z anglikańskiej perspektywy można to o nas powiedzieć. Pozostaliśmy katolikami i wyrażamy to w liturgii. To ona jest moją namiętnością i niesamowicie ważne jest dla mnie to, aby zachować katolicką tożsamość. Pozostaje pytanie, w jaki sposób możemy zachować liturgiczne ukształtowanie i pozostać katolikami w zsekularyzowanym świecie? Czy potrzebujemy więcej wzniosłych elementów? A może więcej bliskości? To jest wciąż kontrowersyjne pytanie, także w naszym Kościele.
Bezpośrednio po wyborze zapowiedział Biskup wypróbowanie nowych form nabożeństw. Co należy przez to rozumieć?
Idealną formą byłoby nabożeństwo, które dociera do wszystkich pokoleń i do ludzi o różnym wykształceniu.
Ale czy taka forma w ogóle istnieje?
Myślę, że tak. Nie jest naszym zadaniem rozgrywanie przeciwko sobie różnych pokoleń. Nasza misja polega zdecydowanie na tym, aby integrować różnych ludzi i budować jedność. To nasz ewangeliczny imperatyw, abyśmy byli jedno. Moje doświadczenie jest takie, że przez dekady próbowano rozdzielać pokolenia i uważam, że to nie jest dobre wyjście. Rozumiem, że poszukuje się nowych form liturgicznych, aby dotrzeć do jak największej liczby wiernych, ale wówczas pewnego dnia nasze dzieci i młodzież nie odnajdą się w naszej katolickiej liturgii, nie będą czuć się w niej zadomowieni, a będą czuć się obco. Powinniśmy znaleźć taką formę, która przemówi do możliwie wszystkich, ale pozostanie katolicka.
Pod względem liczby Kościół Chrześcijańsko-Katolicki jest raczej niewielki – jedynie 12 tys. wiernych. W prawie wszystkich wywiadach, które dotyczą tego Kościoła, pojawia się refleksja, że należy uczynić Kościół jeszcze bardziej rozpoznawalnym. Najwyraźniej jest tak wiele osób w Szwajcarii, które nie mają pojęcia o Kościele Chrześcijańsko-Katolickim, mimo że istnieje on od prawie 150 lat. Co się takiego nie udało, że po tylu latach wciąż musicie zabiegać o rozpoznawalność?
To jest wciąż aktualny temat. Kościół Chrześcijańsko-Katolicki był zawsze niewielki i nigdy nie był Kościołem nakazanym przez zwierzchność jak Kościół rzymskokatolicki czy reformowany. Do naszego Kościoła wstępowano od początku na zasadzie dobrowolności i to już pokazuje ogromną różnicę. A więc od pierwszych chwil były to małe liczby, stąd też związki małżeńskie miały charakter wyznaniowo mieszany, co też znacząco utrudniało rozwój Kościoła. Nasze parafie były i wciąż są w dużym rozproszeniu. W Bernie należy do nas tylko jeden kościół i ludzie muszą pokonywać ogromne odległości, żeby do niego dotrzeć. Z naszej strony zawsze jednak podkreślaliśmy, że najważniejsze jest to, aby mieć Boga w sercu, a granice konfesyjne nie są aż tak istotne.
Takie nastawienie jest piękne, ale czy ma ono jakąś przyszłość?
Naszym właściwym powołaniem jest zwiastowanie Ewangelii, a nie rozwój naszego wyznania. Jeśli Duch Święty zechce, aby nasze losy potoczyły się inaczej, to tak będzie – i to bez względu na to, czy będzie nas wielu lub nie. Mimo iż jesteśmy niewielką wspólnotą, jesteśmy całkiem głośni i również w taki sposób jesteśmy odbierani. Ale to oczywiście nie wystarcza.
W renomowanym i jednocześnie reformowanym wydawnictwie TVZ ukazały się ostatnio interesujące publikacje, dotyczące starokatolickiej historii Kościoła i eklezjologicznej autorefleksji. Czy to jest jakiś plan, część ofensywy medialnej?
Może nie plan, nad którym by pracowano od lat. Powiedziałbym raczej, że tak to się właśnie złożyło, podobnie jak z moim wyborem. To raczej zaskakujący efekt.
Kościół Chrześcijańsko-Katolicki uchodzi za otwarty i progresywny. Czy są w nim konserwatywne enklawy?
Oczywiście są ludzie, którzy z przyczyn ekumenicznych chcieliby być nieco ostrożniejsi. Podjęliśmy decyzje, które w relacjach ekumenicznych nie są proste. Ci, którzy współdecydują w synodzie narodowym, myślą podobnie i głosują tak, a nie inaczej. W ciągu ostatnich 20 lat rzadko kiedy dochodzi do rozbieżności.
Przeszkadza Księdzu Biskupowi, gdy mówię „starokatolicki” zamiast „chrześcijańsko-katolicki”?
Nie, ale wierni zwróciliby mi na to uwagę. Chrześcijańsko-katolicki jest pojęciem, który dokładnie wyraża to, kim jesteśmy i w jakim kierunku zmierzamy: ‘ukierunkowani na Chrystusa katolicy’, nie mamy nikogo ponad Niego. To pojęcie funkcjonowało już przed nami i stosowane było już ok. 1830 roku. Pojęcie ‘starokatolicki” miało pozytywny wydźwięk, gdy było wprowadzane w określonym kontekście, ale to się w ciągu ostatnich dziesięcioleciach zmieniło.
Czy w chrześcijańsko-katolickiej tradycji istnieje alternatywna wizja starokatolicyzmu, np. w bardziej pentekostalnej czy mistycznej wersji?
W Kościele mamy silny ruch, który zajmuje się mistyką. Mamy duchownych, którzy idą w tym kierunku i być może sam do nich należę. Jeśli chodzi o obszar ewangelikalny to nie ma go u nas. Jest sprzeczny z tym, co uważamy za chrześcijańsko-katolickie, jednakowoż zielonoświątkowy element, w sensie ruchu ukierunkowanego na Ducha Świętego, oczywiście istnieje.
Mieszka Ksiądz Biskup w kraju, który ma cztery języki urzędowe. Jaką rolę pełni wielojęzyczność w Kościele? W przestrzeni reformowanej istnieje w tym temacie wiele kontrowersji, ale jaki jest stosunek Księdza Biskupa?
Kościół Chrześcijańsko-Katolicki składa się w 70–80% z niemieckojęzycznych Szwajcarów. Być może 20% stanowią wierni francuskojęzycznych i bardzo mała część mówi po włosku. Sam celebruję nabożeństwa tylko po niemiecku, ale oczywiście rozumiem francuski, gorzej z włoskim. Gdybym miał przed sobą mszał w języku francuskim to naturalnie mógłbym poprowadzić nabożeństwo w j. francuskim.
Dlaczego nie ma żadnego Kościoła Unii Utrechckiej w krajach francuskojęzycznych?
Oczywiście, moglibyśmy się uaktywnić wszędzie, także w obszarze włoskojęzycznym. W Ticino mamy kapłankę, która opiekuje się małą parafią, ale zawsze pojawia się pytanie o zasoby. Naszym priorytetem jest jednak Kościół Chrześcijańsko-Katolicki w Szwajcarii.
Jest Ksiądz Biskup pierwszym biskupem Kościoła Chrześcijańsko-Katolickiego, ale także w Unii Utrechckiej, który otwarcie przyznaje się do orientacji homoseksualnej. Myśli Ksiądz Biskup, że fakt ten mógłby wywołać jakieś turbulencje w Unii Utrechckiej?
Wszystko może powodować turbulencje. Moja orientacja w naszym Kościele nigdy nie była problemem, ponieważ żyjemy w różnorodności, a seksualność należy do Bożego stworzenia. W ciągu ostatnich dziesięcioleci rozwinęliśmy się, także teologicznie i opowiadam się za Kościołem, który żyje różnorodnością. Seksualność jest częścią naszej egzystencji, jest jej elementem jako Boży dar. Podobnie jak w przypadku kapłaństwa kobiet pozostawia się tę kwestię wolności Kościołom narodowym. Nasze podejście wyraża się w przekonaniu, że niektóre tematy nie muszą dzielić Kościoły. Wytrzymujemy to, że żyjemy w napięciu i że część naszych Kościołów wyświęca kobiety, a część nie. To samo dzieje się w kwestii seksualności.
Czasami można odnieść wrażenie, że Unia Utrechcka jest kościelnym kwadratem, składającym się z Niemiec, Austrii, Holandii i Szwajcarii, a tym samym zachodnim klubem. Jak bardzo prawdziwy albo nieprawdziwy jest ten obraz?
Na ten temat można wiele mówić, ale myślę, że należy podkreślić to, co pozytywne. Cieszymy się, że możemy być wspólnie w drodze. Próbujemy poważnie traktować to, co jest zgodne z Ewangelią. Jesteśmy zjednoczeni, nawet wtedy, gdy nie zgadzamy się we wszystkich kwestiach i to nie musi prowadzić do podziału Kościołów. Więcej, to może być też model dla innych. Mamy nawiązane wspólnoty kościelne jak choćby z Kościołem anglikańskim, z Niezależnym Kościołem Filipińskim czy z Kościołem Szwecji lub od niedawna z Kościołem Mar Thoma w Indiach.
Wracając do konsekracji biskupiej. Co szczególnie pozostanie Księdzu Biskupowi w pamięci?
Wybór w maju trafił mnie jak grom z jasnego nieba i momentalnie zmienił moje życie. Od razu pojawiło się zainteresowanie mediów, a w odniesieniu do spraw wewnątrzkościelnych także zapytania od parafii o terminy bierzmowania czy święceń. W sumie doświadczyłem całej tej radości, zaszczytu i ogromnej przychylności jakby w rauszu. Święcenia biskupie w połowie września były wielkim duchowym momentem.
Gdy arcybiskup Utrechtu Bernd Wallet wymieniał uroczyście moje zadania byłem poruszony i zadawałem sobie pytanie: czy naprawdę temu podołam? Czy jestem wystarczająco godny, aby wypełnić to szczególne zadanie, które jest mi powierzane? Ufam, że z Bożą pomocą jest to możliwe – „Z Bogiem moim przesadzam mur”, to słowa z Psalmu 18,30, które są moim zawołaniem biskupim.