Mariawityzm jutra — rozmowa z ks. dr. M. Danielem Mamesem o przyszłości mariawityzmu
- 24 listopada, 2011
- przeczytasz w 10 minut
Czy mariawityzm czeka duchowy renesans? Jakie zmiany czekają Kościół Starokatolicki Mariawitów? — o tym i wielu innych kwestiach opowiada w rozmowie z ekumenizm.pl ks. dr M. Daniel Mames, teolog mariawicki i proboszcz mariawickich Parafii św. Mateusza Apostoła i Ewangelisty i św. Rocha w Nowej Sobótce oraz Przenajświętszego Sakramentu w Kadzidłowej. Na początku 2011 roku pojawiła się informacja o tym, że kapituła Kościoła Starokatolickiego Mariawitów podjęła decyzję o rozpoczęciu przygotowań do synodu mariawitów. Niedługo minie rok od tej decyzji […]
Czy mariawityzm czeka duchowy renesans? Jakie zmiany czekają Kościół Starokatolicki Mariawitów? — o tym i wielu innych kwestiach opowiada w rozmowie z ekumenizm.pl ks. dr M. Daniel Mames, teolog mariawicki i proboszcz mariawickich Parafii św. Mateusza Apostoła i Ewangelisty i św. Rocha w Nowej Sobótce oraz Przenajświętszego Sakramentu w Kadzidłowej.
Na początku 2011 roku pojawiła się informacja o tym, że kapituła Kościoła Starokatolickiego Mariawitów podjęła decyzję o rozpoczęciu przygotowań do synodu mariawitów. Niedługo minie rok od tej decyzji — jakie są jej owoce i czy sama zapowiedź synodu zmieniła coś w Kościele?
Po pierwsze należy zauważyć, że w dzisiejszych realiach naszego Kościoła przygotowanie Synodu nie jest rzeczą łatwą. Wynika to przede wszystkim z uwarunkowań historycznych, bowiem ostatni synod miał miejsce w 1937 roku. Poprzedni, styczniowy z 1935 r., był zwołany ad hoc celem rewizji dyscypliny i doktryny Kościoła. Ten, który odbył się dwa lata później był już lepiej przygotowany merytorycznie. W chwili obecnej, jak wiemy, nie ma potrzeby zwołania synodu ad hoc. Musi więc być on przygotowany merytorycznie, i to waśnie się dzieje. Mam na myśli prace komisji liturgicznej, która zajmuje się rewizją mszału, czy komisji prawnej pracującej nad ujednoliceniem prawa wewnętrznego Kościoła. Odnośnie pytania o to, czy sama decyzja cos zmieniła, uważam, iż jest to ważny sygnał o potrzebie wewnątrzkościelnej debaty. Odejście od episkopalizmu w kierunku synodalizmu wymusza pluralizację dyskursu eklezjalnego, dotychczas będącego domeną kleru. Zresztą już sama dyskusja wokół potrzeby synodu wyznacza drogę ku inkluzyjności mariawityzmu, a zatem staje się siłą napędową misyjności Kościoła.
Wypowiedź Księdza można uznać za poniekąd rewolucyjną, gdyż synod nie musi oznaczać odejścia od czegokolwiek, a o wiele bardziej dopełnienie wymiaru episkopalnego aspektem synodalnym — czyż nie taki miał być w zamyśle mariawityzm w swojej warstwie ustrojowej?
Pierwotnie Kościół mariawitów miał mieć ustrój synodalny i zakonny zarazem. Lata 20. ubiegłego stulecia przyniosły zmianę tego ustroju na episkopalny i zakonny. Po II wojnie światowej Kościół przyjął de facto ustrój episkopalny. Innymi słowy — w pierwotnej warstwie ustrojowej wymiar zakonny był dopełniany synodalnym, nie zaś episkopalny. Nie uważam, że synod — w odniesieniu do naszego Kościoła, miałby oznaczać “odejście”. Dla mnie Synod to “powrót” do pierwotnych idei mariawityzmu, także w odniesieniu do warstwy ustrojowej.
Powstaje jednak pytanie na ile Kościół chce być bardziej synodalny. Bolączką wszystkich Kościołów mniejszościowych w Polsce — bez względu na to, jaki ustrój wypiszą sobie na sztandarach — jest klerykalizm. W warunkach mariawickich jest to ogromna odpowiedzialność kapłana-proboszcza i w sumie autokratyczne rządy Naczelnej Rady Kościoła. Jaki jest w tym udział wiernych? Czy oni mają rzeczywisty wpływ na sytuację w Kościele, pomijając aspekt parafialny?
Rzeczywiście na chwilę obecną wpływ wiernych na kierunek działalności Kościoła jest bierny (pominąwszy — jak to Pan zauważył — aspekt parafialny). Rada Kościoła może przyjąć do wiadomości i rozpatrzeć propozycje oddolne, inicjowane przez wiernych. To samo dotyczy Kapituły. Nie mniej jednak decydentami są duchowni. Zapowiedź Synodu oznacza w jakimś stopniu deklerykalizację, dopuszczenie laikatu do współodpowiedzialności za losy Kościoła.
Czy Księdza zdaniem wierni chcą tej odpowiedzialności? A może jej się już domagają?
Sądzę, że wierni zarówno oczekują przyjęcia odpowiedzialności i są na to gotowi. Jednak nie używał bym tu sformułowania “domagają się”, bowiem sugerowałoby to nastroje rewolucyjne wśród wiernych, a tak nie jest.
A może jednak przydałaby się rewolucja — przynajmniej ta na miarę 1906 roku, gdy poczucie, czy przede wszystkim wiara w “bezkonkurencyjność” Dzieła Wielkiego Miłosierdzia skłaniała ludzi, w tym i kapłanów, do niewiarygodnego wysiłku misyjnego, którego owocem były nie tylko powołania zakonne i kapłańskie, ale przede wszystkim nowi mariawici. Wydaje mi się, że dziś niewiele pozostało z tego ducha i Kościół Starokatolicki Mariawitów dobrze urządził się w wytyczonych przez historię torach, uśpił swoją misyjność i poczucie alternatywy wobec rzymskiego katolicyzmu.
Myślę, że największą bolączką w tej kwestii jest ograniczenie mariawityzmu do obszaru polskojęzycznego. Poza granicami naszego kraju idea Dzieła Wielkiego Miłosierdzia znana jest bądź to połowicznie (“z drugiej ręki”), bądź po prostu rozpowszechniane sa informacje szkalujące nasz Kościół. Misyjność to wyjście “poza siebie”, “na zewnątrz”. Dlatego cieszy wzrastająca świadomość mariawitów o konieczności przekroczenia granic zakreślonych przez nasz ojczysty język (pomijam tu zagadnienie prowincji francuskiej). Wyjście “na zewnątrz” oznacza także powrót do pierwotnego charyzmatu zgromadzenia kapłańskiego: szerzenia czci Przenajświętszego Sakramentu. Nie chodzi tu o utrzymywanie, czy jej pielęgnowanie, a o rozpowszechnianie tam, gdzie jej jest zbyt mało, bądź w ogóle jej nie ma.
Wszystko dobrze i pięknie, tyle tylko, że odszedł Ksiądz zręcznie od zasadniczego pytania: co z misyjnością ruchu mariawickiego? jakoś jej nie widać! Czy mariawityzm ma w ogóle pomysł na siebie w drugiej dekadzie XXI wieku?
Powtórzę to, co wcześniej powiedziałem: wzrasta świadomość misyjna mariawitów, przede wszystkim świeckich. To oni w tym momencie stanowią siłę napędu misyjnego. Ich koncepcja to pozyskanie sympatyków mariawityzmu m.in. poprzez internet. Mam na uwadze nie tylko fora i inne portale społecznościowe, ale również “wpuszczanie w sieć” informacji o Kościele (np filmów na YouTube). To jest budujące. I dobrą lekcją misyjności dla nas, duchownych.
Ależ od samego YouTube i świadomości (nie)licznych do misyjności jeszcze daleko. O ile na początku XX wieku wiadomo było czym jest mariawityzm i jakie są jego cele, to obecnie niezbyt wiadomo, w którą stronę Kościół miałby podążać. Jak na razie duże pokłady energii marnowane są na zachowaniu status quo.
YouTube to tylko jeden z przykładów. Proszę zauważyć, iż na początku mariawityzmu był tylko jeden kapłan — o. Felicjan M. Franciszek Strumiłło. Później w szeregi kapłańskie wstąpił o. Kazimierz M. Jan Przyjemski. I od tych dwóch rozpoczęła się działalność misyjna. Liczba nie przesądza. Chociażby wspomniany o. Franciszek — miał świadomość misyjną, ale kompletnie nie nadawał się na misjonarza (i nie jest to zarzut czyniony w kierunku tego zmarłego w opinii świętości duchownego). Ojciec Jan był natomiast niestrudzonym misjonarzem. Nie oznacza to, iż jestem zdania, że należy czekać na “objawienie się” takiego drugiego misjonarza. Trzeba po prostu działać i to czynią szczególnie młodzi mariawici. Może efekty nie są piorunujące, ale ze sprawami Bożymi nie da się obchodzić jak z pracą marketingową w firmie. To tak nie działa.
No tak, ale Ksiądz mówi o przeszłości i trudno oprzeć się wrażeniu, że mariawici mają dużo do powiedzenia na temat własnej przeszłości, bardzo się denerwują – i to słusznie – gdy jest ona przekręcana, a jeśli idzie o tu i teraz oraz przyszłość to nie za bardzo wiedzą, w którą stronę iść. Proszę wybaczyć moją nieustępliwość, ale co ma mariawityzm do zaproponowania DZIŚ polskiemu chrześcijaninowi lub ateiście poszukującemu duchowego domu?
Pytanie czym jest mariawityzm obecnie, dokąd zmierza, jakie są jego cele, jest zagadnieniem de facto teologicznym, które pojawia się dyskusji. Jedno z
podejść rozumie Dzieło Wielkiego Miłosierdzia jako szkołę duchowości, która powinna być otwarta dla każdego chrześcijanina (czy w ogóle człowieka), kto pragnie nią kroczyć. Misyjność oznacza tu szerzenie idei, nie zaś akcję misyjną Kościoła. Drugie podejście kładzie nacisk na utrzymanie status quo, czyli pielęgnowanie tego, co jest w Kościele. To drugie podejście determinuje zwrócenie się bardziej ku przeszłości, ku tradycji. Pierwsze podejście, inkluzywne, pozwala wejść w przestrzeń naszego Kościoła i poszukiwanie własnego miejsca w świecie, odkrywanie na nowo Boga, drugie — stanie się członkiem Kościoła.
Więc dlaczego młody człowiek poszukujący duchowego domu i nie mający żadnego przygotowania teologicznego lub solidnego wychowania religijnego wyniesionego z domu, co zdarza się obecnie nagminnie, miałby się zainteresować mariawityzmem?
Chociażby dlatego, że Mariawityzm jest ścieżką dla każdego. To, co jest “pociągającego” w Dziele Wielkiego Miłosierdzia, to wezwanie do budowania Królestwa Bożego na ziemi, a co za tym idzie — do stania się współbudowniczym z Bogiem i z Nim współmieszkańcem. Mariawityzm pozwala odbudować relacje z Bogiem, przede wszystkim relacje miłości. Ponieważ kapłani są sługami sakramentów, nie mający władzy nad duszami ludzkimi, taki młody człowiek na szansę na otwarcie się na bezpośredni dialog z Eucharystycznym Bogiem w sakramencie Komunii i Pokuty. Tu nikt nie może powiedzieć — jesteś niegodny, albo brak ci wiary. To Bóg kreśli Swe Słowo w sercu, nie zaś człowiek.
To co Ksiądz napisał jest z pewnością piękne, ale również bardzo uniwersalne. Gdzie jest to mariawickie proprium?
Ależ taki ma być mariawityzm — ciągłym przypominaniem o tej uniwersalne powinności chrześcijaństwa.
Ale takich uniwersalnych duchowości, mieszczących się dokładnie w tym, co Ksiądz opisał, możemy spotkać praktycznie w każdej tradycji wyznaniowej, protestantyzmu nie wyłączając.
Owszem, ale do tego należałoby dołączyć przestrzeń liturgiczną, stanowiąca epicentrum duchowości mariawickiej: Msza Święta (spożywanie Ciała i Krwi Pańskiej) oraz Adoracja (kontemplacja Chrystusa Eucharystycznego). Jeśli połączymy owe uniwersum z niepowtarzalną liturgią mariawicką (eksplikującą ową duchowość i jednocześnie pozwalającą na partycypowanie w przestrzeni ducha) dotkniemy tego, co istotne w Dziele Wielkiego Miłosierdzia.
Przecież to wszystko jest obecne w mariawityzmie, a mimo to wiernych nie przybywa. Co zatem jest nie tak? Czyżby – mówiąc językiem marketingowym – mariawityzm nie potrafił się „sprzedać”?
Po pierwsze, statystyki kościelne pokazują, że odnotowujemy minimalny przyrost wiernych (także poprzez konwersje). Po wtóre, sądzę, że brak jest w naszym Kościele na szerszą skalę duszpasterstwa osób poszukujących. W Krakowie działalność w środowisku ludzi zagubionych duchowo prowadzi ks. M. Paweł Rudnicki. Placówka tamtejsza organizuje pogadanki na tematy religijno-społeczne, po których jest możliwość indywidualnej rozmowy z duszpasterzem. Jeśli chodzi o marketingowe “sprzedawanie mariawityzmu”, nasuwa się automatycznie pytanie o obecność mariawityzmu w przestrzeni medialnej. I faktycznie tu pozostaje duże pole do działania przede wszystkim ze strony władz Kościoła.
Biorąc pod uwagę duchowe wyzwania i opisane przez Księdza Doktora uwarunkowania teologiczne ruchu mariawickiego, jak należy rozumieć istotę mariawityzmu w świetle dokumentu podpisanego przez mariawickich i rzymskokatolickich członków Komisji Mieszanej ds. Dialogu między obydwoma Kościołami, w którym znajdujemy ni mniej ni więcej sformułowanie, że Objawienia św. Marii Franciszki nie stanowią części doktryny mariawickiej? Takie stwierdzenie można uznać za sprzedaż, tyle że nie marketingową.
Niektórzy komentatorzy wspominanego dokumentu są zdania, iż niezbyt szczęśliwie dokonano pewnych sformułowań. Jednak jeden z członków komisji bilateralnej, ks. prof. Rudnicki, zwrócił uwagę że doktryna Kościoła Starokatolickiego Mariawitów opiera się na nauce Soborów Powszechnych i Tradycji. Objawienia św. Marii Franciszki stanowią natomiast dla mariawitów drogę duchowego rozwoju. Mariawici to są ci, którzy uznają starą katolicka doktrynę i prowadzą swe życie według wskazań nakreślonych w Objawieniach Dzieła Wielkiego Miłosierdzia. Oczywiście treść objawień jest osadzona w tej doktrynie, można więc przyjąć, że i one same są jej elementem (choć jej nie konstytuują, a jedynie eksplikują)
Przypomnę, że w przedmowie do Dzieła Wielkiego Miłosierdzia wydanego przez Kościół Starokatolicki Mariawitów ówczesny biskup naczelny M. Włodzimierz Jaworski wprost stwierdził, że Objawienia stanowią księgę wyznaniową mariawityzmu…
Termin “księga wyznaniowa” nie utożsamiałbym z pojęciem “księga symboliczna, ani tym bardziej podobne powadze Pismu Świętemu (jak chociażby Księga Mormona). Księga wyznaniowa, czyli nadająca kierunek duchowości naszego wyznania. Nie stanowi ona przecież orzeczeń dogmatycznych, choć jej treści poruszają się w ramach doktryny katolickiej.
Czy 80 lat po rozłamie zmienił się stosunek płockich mariawitów do abp. Jana M. Michała Kowalskiego i jak wyglądają obecnie relacje, a także perspektywy/cele kontaktów między płockim a felicjanowskim nurtem mariawityzmu?
Współcześnie emocje wokół postaci abpa M. Michała ostygły. O ile dawniej mówiło się niechętnie o jego osobie, o tyle obecnie jest na nowo odczytywana. Myślę, że to dobry sygnał. Pomógłby zapewne także w relacjach z Kościołem Katolickim Mariawitów, z którym nie są prowadzone oficjalne rozmowy o zjednoczeniu w jeden organizm kościelny. Kontakty ze społecznością naszego siostrzanego Kościoła ograniczają się faktycznie do życzliwej, chrześcijańskiej koegzystencji. Z perspektywy trudnej historii można powiedzieć, że to tylko tyle i aż tyle.
To na czym polega siostrzaność obydwu Kościołów? Na historii?
Na historii tak, ale nade wszystko na wierności objawieniom (choć różnie je interpretujemy).
Jakie Ksiądz widzi szanse na odrodzenie życia zakonnego w mariawityzmie?
Po pierwsze trzeba się gorąco modlić o powołania zakonne — męskie i żeńskie. A że perspektywa odrodzenia jest świadczy nie tak dawna profesja wieczysta s. M. Colombe Poisson. Znam osobiście kilka dziewcząt, które chciałyby wstąpić w szeregi sióstr mariawitek. Podobnie rzecz wygląda w odniesieniu do zgromadzenia męskiego i III zakonu. Kandydaci są, teraz trzeba modlić się i cierpliwie czekać, aż ich powołanie dojrzeje i powiedzą “fiat” Chrystusowi.
W chrześcijaństwie mamy różne, czasem konkurujące i wykluczające się wizje ekumenizmu. Czy można mówić o mariawickiej perspektywie ekumenizmu?
W rzeczach koniecznych do zbawienia — jedność, w niekoniecznych ‑wolność, a we wszystkim miłość. To słowa św. Marii Franciszki.
Dziękuję za rozmowę.
rozmawiał Dariusz Bruncz