- 18 lipca, 2023
- przeczytasz w 11 minut
Na początku 2023 roku niemieckie Kościoły ewangelickie opublikowały dane z liczbami wystąpień z Kościoła. Znów historyczny wynik ponad 380 tys. wystąpień. Jeszcze bardziej przytłaczające liczby nadeszły niedawno z Kościoła rzymskokatolickiego. Ten odnotował po...
Odkościelnienia i zaniku wiary nie da się powstrzymać — rozmowa z prof. dr. Detlefem Pollackiem
Na początku 2023 roku niemieckie Kościoły ewangelickie opublikowały dane z liczbami wystąpień z Kościoła. Znów historyczny wynik ponad 380 tys. wystąpień. Jeszcze bardziej przytłaczające liczby nadeszły niedawno z Kościoła rzymskokatolickiego. Ten odnotował ponad 520 tys. wystąpień w 2022 r. Czy da się jeszcze coś uratować i jak postępuje sekularyzacja w Polsce – wyjaśnia najbardziej znany niemiecki socjolog religii prof. dr hab. Detlef Pollack (Berlin/Münster).
Co rusz pojawiają się pojęcia zmierzchu bogów czy powrotu bogów. Pan natomiast mówi o sekularyzacji lub o upłynnieniu religijnych treści. Czy naprawdę wszystko chyli się ku upadkowi i przypomina trzęsienie ziemi?
Zależy, o którym regionie mówimy i o jakiej religii.
O chrześcijaństwie w Niemczech, w Europie.
Te tąpnięcia nie można nazwać inaczej niż dramatyczne. Obojętnie, jaki wskaźnik religijności weźmiemy – czy to członkostwo w Kościele, uczęszczanie na nabożeństwa, zaufanie do instytucji Kościoła lub też wiarę w Boga czy nawet to, jak ważna jest religia w życiu… od 50 lat nieustannie obserwujemy tendencje spadkowe, a od około 10 lat jedynie przyspieszenie tego fenomenu. W 1949 roku w Niemczech Zachodnich – Niemcy Wschodnie i tak znajdują się w szczególnej sytuacji – prawie 90% mieszkańców przyznawało się do wiary w Boga. W latach 90. XX wieku było to już 60–70% obywateli, a dziś około 50%. W odniesieniu do wiary w Boga mamy najistotniejszy wskaźnik religijności, który jest dość ściśle powiązany z innymi zmiennymi jak chodzenie do kościoła, przynależność czy duchowość. Wielu ludzi mówi, że mają zastrzeżenia wobec Kościołów, ale wiara coś dla nich znaczy. Wypowiedź ‘mogę wierzyć także bez Kościoła’ jest szeroko rozpowszechnionym motywem dla wystąpienia z Kościoła, jednak w rzeczywistości odnosi się on jedynie do mniejszości wśród występujących, którzy rzeczywiście deklarują wiarę w Boga.
Parę tygodni temu (rzymskokatolicka) Niemiecka Konferencja Biskupów opublikowała sensacyjne i znów historyczne liczby. 520 tys. wystąpień i to tylko w jednym roku. Oczekiwał pan aż takiego załamania?
Takich rzędów wielkości nie spodziewałem się, ale było jasne, że liczby wystąpień w Kościele katolickim będą dużo wyższe niż w Kościołach ewangelickich. Przez dziesięciolecia liczba wystąpień u ewangelików była większa niż u katolików. W 2010 roku po raz pierwszy było odwrotnie. To właśnie wtedy po raz pierwszy dyskutowano publicznie o przypadkach seksualnego wykorzystania w Kościele. Później, liczby wystąpień z Kościoła ewangelickiego były na krótko znów wyższe, a od trzech lat wystąpienia z Kościoła katolickiego są stale wyższe od tych z Kościołów ewangelickich. Odwrócenie tych stosunków wskazuje na to, że mamy do czynienia z głęboko sięgającym tąpnięciem. Jako obserwator odnoszę wrażenie, że instytucja, która dziś ma wciąż 21 milionów członków, jest w trakcie rozpadu i to w szybkim tempie.
Czy te liczby zwielokrotnią się w kolejnych latach?
Fala wystąpień będzie rosnąć, a nawet przyspieszać. Roczny współczynnik wystąpień w latach 50. XX wieku wynosił 0,2–0,3%. W latach 60. już 0,7%. Najwyższe liczby, które odnotowywaliśmy jeszcze niedawno, wahały się w granicach 1,2–1,4%, a dzisiaj jesteśmy już przy 1,9% w przypadku Kościołów ewangelickich oraz 2,5% w odniesieniu do Kościoła rzymskokatolickiego. To jest trzykrotność lub więcej niż trzykrotność tego, co mamy w zestawieniu z liczbami z lat 60. To jest zupełnie inna jakość.
Kilka tygodni temu tygodnik Die Zeit opublikował tekst, prezentujący pana sylwetkę. W artykule znalazł się plastyczny opis spotkania z władzami Berlińskiej Parafii Katedralnej, podczas którego postawiono pytanie: „Czy chce pan powiedzieć, że obojętnie, co zrobimy, to będą to jedynie środki przedłużające życie?” Zapytam zatem: czy Kościoły znajdują się na oddziale intensywnej terapii bez nadziei na lepsze czasy?
Właściwie nie dostrzegam symptomów, pozwalających stwierdzić, że trend odkościelnienia i sekularyzacji może zostać odwrócony czy nawet tylko powstrzymany. W mojej ocenie Kościoły w Niemczech wykonują całkiem dobrą robotę. Znam szczególnie dobrze Kościół ewangelicki i jest wielu duchownych, którzy prowadzą ciekawe nabożeństwa, którzy pracują w niekonwencjonalny sposób z młodzieżą, którzy są dialogicznie i otwarcie nastawieni, oraz odpowiadają na indywidualne potrzeby wiernych. Sposób, w jaki zwiastują chrześcijańskie przesłanie, nie jest już tak konfrontacyjny i pouczający jak kiedyś. O wiele bardziej Kościół stawia dziś na umiarkowane tony. Jeszcze w latach 50. mottem Kirchentagu (tzw. Ewangelickie Dni Kościoła, spotkanie świeckich ewangelików odbywające się co dwa lata – przyp. red.) były słowa „Ratujcie człowieka”. Dzisiaj mówi się „Spójrzcie”.
Jak pan to interpretuje?
Kościół stał się skromniejszy, bardziej powściągliwy. Także niedawno podczas Kirchentagu w Norymberdze hasłem były słowa „Nadszedł czas”. Ale na co? Kto definiuje, na co nadszedł czas? Kościół pozostawia wiernym odpowiedź, do czego dojrzał czas. Nie jest już tym, który objaśnia świat jako całość, który mówi, co należy robić, ale próbuje komunikować się z wiernymi na poziomie partnerskim. Dotyczy to przynajmniej Kościoła ewangelickiego.
W Kościele rzymskokatolickim jest tzw. Droga Synodalna, która w episkopacie ma zarówno zwolenników, jak i przeciwników. W Kościele ewangelickim powstają nowe inicjatywy reform i projekty, jednak bilans przynosi otrzeźwienie. Jak znaleźć odpowiednią drogę? Trzeba być bardziej konserwatywnym, a może jeszcze bardziej liberalnym? Co Kościoły robią nie tak?
Stawia pan złe pytanie. Kościoły wiele robią dobrze, ale to i tak im nic nie pomoże. To, co obserwujemy, jest nie tylko i być może nawet nie w pierwszej kolejności porażką systemu kościelnego, ale przede wszystkim kryzysem wiary chrześcijańskiej. Gdy spojrzymy na liczby z Niemiec to widzimy, że tylko 20% obywateli wierzy w Boga, którego głoszą Kościoły. Kolejne 30% deklaruje, że wierzą w istnienie czegoś wyższego, ale nie w Boga, jak przedstawia go Biblia, a pozostałe 50% to agnostycy albo ateiści. Wobec takiej sytuacji wiary Kościoły nie mogą zbyt wiele zdziałać. Programem Kościoła jest zwiastowanie wiary w Jezusa, jego śmierci i zmartwychwstania, wiary w życie wieczne. Jeśli ludzie w to nie wierzą to można zrobić nawet najlepsze nabożeństwo, zabrać młodzież na obóz wypoczynkowy, wymyślić nowe formy nabożeństw, ale trendu spadkowego się już nie powstrzyma.
Zabrzmiało zupełnie jak mowa na pogrzebie Kościołów lub zinstytucjonalizowanego chrześcijaństwa w ogóle.
To coś więcej niż to. Trzeba stwierdzić, że nie tylko Kościoły tracą coraz bardziej, ale zauważalny jest ostry spadek we wszystkich postaciach wiary.
Być może jednak nie należy się poddawać i dostrzegać światełko w tunelu? Nie będzie spektakularnego odrodzenia, ale być może jakaś skromna forma zrywu?
Poza Europą chrześcijaństwo jest bardzo żywe, a miejscami zdobywa nawet nowych wyznawców, ale w wysoko uprzemysłowionych, pluralistycznych i zróżnicowanych społeczeństwach przyspieszonej nowoczesności nie jest ono odporne na zmiany. Nadziei na odrodzenie nie wolno porzucać. Kościoły wykazują się odwagą, że opierają się sekularyzacji, próbując nowych form nabożeństwa i duszpasterstwa, ale także przeciwdziałają trendom reformami strukturalnymi. Próbować trzeba! Być może Kościoły zdobędą nowe życie, jeśli stracą obecne. Biblijna wiara w zmartwychwstanie potwierdzałaby to.
Nierzadko można usłyszeć od konserwatywnego skrzydła w takim czy innym Kościele, że dość już eksperymentowania i nadszedł czas powrotu do dobrze znanych i tradycyjnych treści. Czy konserwatyzm, czy to w postaci ewangelikalizmu czy reakcyjnego katolicyzmu, jest odpowiedzią na ten radykalny kryzys?
Jeśli ktoś pójdzie w Niemczech do Kościołów ewangelikalnych to zobaczy żywe zbory. Przychodzą rodzice ze swoimi dziećmi, ludzie jasno mówią o swojej wierze i widać, że ona znaczy dla nich wiele. Jest ta imponująca spontaniczność wiary, współoddziaływanie indywidualizacji o silnym zabarwieniu emocjonalnym oraz wspólnotowości. Niemniej liczby pozostają niewielkie. Ci, którzy jeszcze 20 lat temu mówili, że przyszłość Ewangelickiego Kościoła Niemiec (EKD) leży w parafiach ewangelikalnych, dziś już tego nie mówią, gdyż także tzw. Kościoły wolne tracą wiernych. Prawdą jest jednak, że wielu, którzy nie są zadowoleni z tradycyjnych Kościołów krajowych, przyłącza się do zborów ewangelikalnych, ale wielu też po prostu odchodzi. Zdumiewające jest to, że ten segment pozostaje względnie stabilny i stanowi ok. 1–2% społeczeństwa. Nie należy oczekiwać zmiany trendów za sprawą środowisk konserwatywnych. Oczywiście, Kościół nie umrze, ale po prostu będzie stawał się coraz mniejszy.
A socjolodzy religii staną się nagle bezrobotni…
Cóż, nasze znaczenie spada wraz z religią. Wiele koleżanek i kolegów nie chce się z tym pogodzić. Reakcja wielu socjologów religii na trend sekularyzacji przejawia się w tym, że po porostu redefiniują religię i religią nazywają także bojaźń wobec natury, zachwyt piłką nożną, uwielbienie dla gwiazd muzyki pop czy też jogę uznają za religię. Jednak owo przedefiniowanie mija się jakby z celem i postrzegam to bardziej jak fundusz wspierania bezrobotnych dla socjologów religii.
Wracając jeszcze do Kościoła rzymskokatolickiego, niektórzy krytycy liberalnych reform przekonują, że wszystko to, o co walczą zwolennicy Drogi Synodalnej zrealizowane jest już w Kościołach ewangelickich oraz w Kościele starokatolickim. W którym kierunku będzie podążać Kościół katolicki? Czy ta inicjatywa może spowolnić trend odkościelnienia?
Gdyby nie nastąpiły żadne procesy reform to odejście od wiary byłoby najprawdopodobniej jeszcze większe. Ale nawet jeśliby Kościół katolicki wprowadził święcenia kobiet i zniósł celibat, nie wywołałoby to radykalnych zmian. Przebudowa Kościoła nie pomogłaby zanadto. Jeśli konserwatyści mówią, że musimy być bardziej konserwatywni, to odpowiedziałbym: jeśli staniecie się jeszcze bardziej konserwatywni to stracicie także tych, których jeszcze macie, gdyż większość z tych, którzy pozostają, to głównie liberałowie. Kościół jest fenomenem złożonym z różnych proweniencji. Nie ma niezawodnej recepty, dzięki której można uratować Kościół, a ten musi trzymać razem i wytrzymać różne perspektywy, aby spowolnić proces odkościelnienia. Wzmocnienie pozycji konserwatywnych zatrzyma tylko niewielką grupkę, a wielu wypędzi z Kościoła.
Niemniej w rozmowie z dziennikiem Kölner-Stadt-Anzeiger, już po opublikowaniu statystyk z wystąpieniami, powiedział pan: „Jeśli różnica między kapłaństwem a laikatem miałaby być zatarta, będzie to atak na istotę Kościoła jako „świętej instytucji’.” Ta wypowiedź wzmacnia niejako zwolenników status quo i można ją interpretować jako wsparcie dla narracji oby-tak-dalej.
Tą wypowiedzią chciałem jedynie unaocznić, co jest stawką, jeśli sakramentalny charakter Kościoła, wyrażający się w kapłaństwie, ale także w Eucharystii, zostanie porzucony. Nie opowiadam się jednak za tym, aby trzymać się mocno utartych form. Co powinno zostać zachowane, a co zmienione – tego nie mogę jako socjolog religii ocenić. To pytanie teologiczne.
A jak niemiecki socjolog religii patrzy na Polskę?
Poziom religijności i kościelność w Polsce są znacznie wyższe niż w Niemczech, ale obecnie obserwujemy w najmłodszym pokoleniu 18–30-latków nagły i sięgający głęboko spadek religijnej i kościelnej więzi. To bardziej dramatyczne niż spadek, który przez dziesięciolecia dokonywał się w Niemczech. Można to nawet całkiem dobrze wyjaśnić, mimo że moi polscy koledzy wciąż zgadują, jak do tego mogło dojść. Dla mnie jako zewnętrznego obserwatora sprawa jest jasna: obserwujemy reorientację od religijnych, narodowych, konserwatywnych i kościelnych wartości w kierunku samospełnienia, dążenia do awansu społecznego i uznania. Przed 1989 rokiem Polacy odnajdywali w Kościele wolność. Dzisiaj Kościół nie jest już do tego konieczny. Inna sprawa, która rzuca się w oczy, to konserwatywna osnowa Kościoła katolickiego, sprawiająca, że w nowoczesnym świecie jest on odbierany czasami jako ciało obce.
Dostrzega pan jakąś wyraźną cezurę tych zmian?
Od terapii szokowej lat 90. polskie społeczeństwo wyraźnie się zmieniło. Polska ma kwitnącą gospodarkę, która stwarza możliwości kariery, a młodzi ludzie widzą wiele szans w Unii Europejskiej. Kościół katolicki w Polsce wciąż mocno stawia na historię i wartości narodowe, ale wielu młodych nie odnajduje się w tym kontekście. Są oczywiście atrakcyjne oferty w Kościele, ale siła przyciągania otwartego, pluralistycznego i dynamicznego społeczeństwa jest po prostu większa.
Można powiedzieć zatem coś kojącego w odniesieniu do Kościołów?
Kościół jest ważny, jeśli ludzie doświadczają w swoim życiu kryzysów i przełomów. Kościoły mogą towarzyszyć ludziom w tych sytuacjach poprzez duszpasterstwo, także poprzez rytuały. Kościół musi być blisko ludzi. Dla wielu ważne jest błogosławieństwo Kościoła jak choćby wtedy, gdy rodzą się dzieci lub umierają nasi bliźni albo zawierany jest związek małżeński. Tutaj, tak jak dawniej, Kościoły mogą być wciąż ważne, chociaż dla kurczącego się już segmentu.
Na koniec chciałbym jeszcze powrócić do środowiska socjologów religii. Jak bardzo pańskie przewidywania są zgodne z tym, co mówią koleżanki i koledzy po fachu?
W aspekcie religijno-socjologicznym to bardzo kontrowersyjny temat. Jeszcze 20 lat temu nie mówiłbym tego, co teraz mówię, z aż taką ostrością. Zawsze byłem zwolennikiem teorii sekularyzacji, która wprawdzie może wyjaśnić wiele, ale nie wszystko. Przez dziesięciolecia większość socjologów religii w Niemczech lub gdziekolwiek indziej sprzeciwiło się tej teorii. Uważam, że absurdalne jest mówienie o powrocie bogów, że zmieniają się tylko religijne formy, że nie słabnie znaczenie czy zapotrzebowanie na religię. Jeśli ktoś pracuje empirycznie to zachowuje trzeźwość osądu. Takie tezy mogą reprezentować jedynie ci, którzy nie prowadzą badań empirycznych. Wśród socjologów religii jest ich paru.
prof. dr Detlef Pollack - urodzony w Weimarze, z wykształcenia socjolog religii i teolog ewangelicki, aktualnie wiceprzewodniczący interdyscyplinarnego projektu naukowego Inicjatywa Doskonałości “Religia i Polityka” Uniwersytetu Monasterskiego (Münster) finansowego z funduszu RFN. Prof. Pollack zajmuje się głownie socjologią religii, ale jest również uznanym ekspertem ds. transformacji politycznej, w tym szczególnie d. NRD oraz krajów byłego Bloku Wschodniego. Niektóre publikacje prof. Pollacka ukazały się również w języku polskim.
teoria sekularyzacji głosi, że religia i nowoczesność nie pasują do siebie, a modernizacja życia społecznego prowadzi nieuchronnie do zaniku znaczenia religii w danym społeczeństwie, które się w skutek tego sekularyzuje.