Świadek Benedykt?
- 19 sierpnia, 2010
- przeczytasz w 3 minuty
W USA toczy się kilka spraw o molestowanie seksualne z udziałem księży rzymskokatolickich. Niektórzy z oskarżycieli domagają się powołania Benedykta XVI na świadka. – Nie sądzę, aby papież musiał osobiście stawić się w sądzie. Jestem przekonany, że wystarczy nagranie z zeznaniami – powiedział Jeff Anderson, który reprezentuje ofiary molestowania. – Pracując 25 lat nad tego rodzaju sprawami, doszedłem do wniosku, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu – dodał. […]
W USA toczy się kilka spraw o molestowanie seksualne z udziałem księży rzymskokatolickich. Niektórzy z oskarżycieli domagają się powołania Benedykta XVI na świadka. – Nie sądzę, aby papież musiał osobiście stawić się w sądzie. Jestem przekonany, że wystarczy nagranie z zeznaniami – powiedział Jeff Anderson, który reprezentuje ofiary molestowania. – Pracując 25 lat nad tego rodzaju sprawami, doszedłem do wniosku, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu – dodał.
Kościół broni się przed takim postawieniem sprawy, a wśród argumentów, którymi się posługuje, dwa zdają się mieć kluczowe znaczenie: suwerenność poszczególnych Kościołów lokalnych oraz immunitet Stolicy Apostolskiej jako niepodległego państwa. Jeffrey S. Lena z Berkeley, amerykański prawnik, reprezentujący interesy Kościoła rzymskokatolickiego zauważa, że mit o całkowitym i bezpośrednim podporządkowaniu poszczególnych jednostek papieżowi został wykreowany przez media. Porównał to z próbą pozwania prezydenta Stanów Zjednoczonych za przestępstwo, którego dopuścił się zwykły obywatel lub nawet reprezentant administracji państwowej.
Oponenci inaczej rozmieszczają jednak akcenty. Problemem jest to, że papież, jako głowa państwa znacznie odbiega od utartego wzorca i dlatego immunitet nie powinien mu przysługiwać. Jednym z ich zarzutów jest gospodarcza działalność Kościoła, która czyni jego status nieokreślonym. Watykan jest wyjątkową instytucją, której obszary prawne nie zostały jeszcze ściśle zbadane. – Jest to coś, z czym sąd nie miał do czynienia w przeszłości – stwierdził Michael Helfand, ekspert w dziedzinie prawa wyznaniowego.
Kościoła polemizuje z tym stanowiskiem. Przyznaje, że każdy arcybiskup jest mianowany bezpośrednio przez papieża i w pewnym zakresie mu podlega, to nie można mówić tutaj o relacji pracodawca – pracownik. – Kiedy arcybiskup pracuje przez dziesięciolecia bez aktywnego nadzoru, wówczas jest to wyraźny znak niepodległości i nie można tutaj mówić o formie zatrudnienia – odpowiada Lena. Taka argumentacja nie zadawala antagonistów, którzy podkreślają hierarchiczną strukturę Kościoła Rzymskokatolickiego i brak całkowicie niepodległych sektorów w polu jego działania.
Sądy w Oregonie i Kentucky już ustaliły, że porównywanie księży do pracowników Watykanu nie jest nadużyciem, a apelacja Kościoła do Sądu Najwyższego nie przyniosła dla niego spodziewanych rezultatów. Zarówno Lena, jak i Anderson, co nie powinno nikogo dziwić inaczej odczytują decyzję Sądu Najwyższego. Lena bagatelizuje sprawę i zapowiada rozszerzenie apelacji, natomiast Anderson uznaje zarządzenie, jako pierwszy krok na drodze ku sprawiedliwości. – Ta cała tak zwana doktryna o suwerenności, która tak długo stanowiła barierę, zaczyna pękać. Watykan jest wciąż niezależny, ale brak mu immunitetu – kończy Anderson.
Nie mam jednak co oczekiwać na wielki precedens. Sprawy tego typu ciągną się latami. Kolejnym krokiem jest oczywiście próba dotarcia do oficjalnych dokumentów watykańskich, co jednak spotyka się z dezaprobatą hierarchów. Rzecznik Watykanu, o. Federico Lombardi pyta – Jeżeli bym wybrał się do USA i poprosił rząd tego państwa o pokazanie mi wszystkich dokumentów, które są w ich rękach, jak sądzicie, jaka byłaby ich reakcja?