Antykościelna narracja trwa
- 19 marca, 2012
- przeczytasz w 4 minuty
Pojawia się coraz więcej informacji związanych z rządowymi przymiarkami zmian w funkcjonowaniu Funduszu Kościelnego, a w konsekwencji finansowania Kościołów i związków wyznaniowych. A fakty te coraz wyraźniej wskazują, że rządowi nie chodzi o poważny dialog z Kościołami, czy o finansowanie Kościołów w ogóle, a o wywołanie awantury wokół spraw kościelnych. Po co? Można się tylko domyślać. Sposób załatwiania sprawy rozpoczęty od buńczucznych oświadczeń przy jednoczesnej świadomości, że niczego nie da się załatwić jednostronnie, chyba że przy […]
Pojawia się coraz więcej informacji związanych z rządowymi przymiarkami zmian w funkcjonowaniu Funduszu Kościelnego, a w konsekwencji finansowania Kościołów i związków wyznaniowych. A fakty te coraz wyraźniej wskazują, że rządowi nie chodzi o poważny dialog z Kościołami, czy o finansowanie Kościołów w ogóle, a o wywołanie awantury wokół spraw kościelnych. Po co? Można się tylko domyślać. Sposób załatwiania sprawy rozpoczęty od buńczucznych oświadczeń przy jednoczesnej świadomości, że niczego nie da się załatwić jednostronnie, chyba że przy pominięciu wyraźnych zapisów konstytucji (Art. 25, ust. 4 i 5) oraz dwustronnych umów, pokazuje nonszalancję, przy której zamieszanie wokół ACTA jest niewinnym, karnawałowym dowcipem.
Niemniej jednak prorządowe media i – mówiąc delikatnie – sceptyczne wobec religii, w tym szczególnie Kościoła rzymskokatolickiego czynniki odniosły ogromny sukces.
Po expose premiera Donalda Tuska, w którym szef rządu obwieścił koniec czasu łaski, a więc rzekomych przywilejów, związanych z Funduszem Kościelnym stworzonym przecież na zgliszczach zagrabionego i do dziś niezrekompensowanego majątku, rozpoczęła się niespotykana od wielu lat antykościelna nagonka. Tępy antyklerykalizm idzie w parze z daleko posuniętą demencją kulturową reprezentowaną przez środowiska (centro)lewicowe spod znaku obyczajówki tudzież odkurzonego sierpa i młota. Antyburżuazyjna narracja oburzonych tak mocno spokrewniona z komunistyczną propagandą wczesnych lat PRL‑u trafiła na podatny grunt – niemała część obywateli otrzymała bowiem smakowity kąsek, który absorbuje tyle uwagi i emocji, że nie starcza już siły, aby obejrzeć się dookoła, a już nie mówiąc o spoglądaniu wstecz i naprzód. Liczy się tu i teraz w wulgarnej i aspołecznej refleksji.
Przytaczane masowo opinie, że wprowadzenie 0,3% podatku na Kościoły i związki wyznaniowe pokaże „ile tak naprawdę jest wierzących w Polsce” to nie tylko przejaw skrajnej ignorancji i niebywałego cynizmu, ale zamach państwa na jego obywatelskie struktury. To właśnie w Kościołach, parafiach, zakonach i ogromnej ilości instytucji kościelnych od lat, dziesięcioleci i wieków kultywowane były cnoty chrześcijańskie niezbędne dla funkcjonowania państwa obywatelskiego, w którym obywatel nie jest statystą, biernym graczem, a żywym podmiotem, świadomym swojej odpowiedzialności i realizującym ją w działaniu dla dobra wspólnego. Instytucje dzieła miłosierdzia, a także te, które na co dzień są jedyną deską ratunku dla wielu ludzi, to coś więcej niż pozarządowe organizacje charytatywne.
Działalność Kościołów to służba, która nie przestanie działać, nawet jeśli którakolwiek opcja polityczna zdecyduje się na całkowitą likwidację funduszu – wiedzą to także obecnie rządzący, wiedzą, że Kościoły nie mogą wyrzec się swojej społecznej misji. I właśnie tutaj objawia się gigantyczny cynizm tych, którzy uprawiają politykę faktów dokonanych, pozornego dialogu prowadzonego za pomocą strony internetowej i dyspozycyjnych publicystów, zapewniających, że nie o walkę z Kościołem/Kościołami chodzi, a o sprawiedliwość społeczną. Retoryka, której głęboką i jedyną „mądrością” są słowa „Niech Kościoły same finansują swoje kościoły” obnaża hipokryzję i przypudrowaną politycznym partykularyzmem chrystofobię, świętującą triumfy w wielu częściach Europy.
Dbałość i troska o wspólne dziedzictwo narodowe – a tym są świątynie i ważne nekropolie różnych wyznań i religii – nie jest łaską pańską jakiegokolwiek rządu, czy przejawem dobrej woli społeczeństwa. Zachowanie wspólnego dziedzictwa narodowego, na które składa się mozaikowa tradycja Rzeczypospolitej – to powód do dumy i przywilej, że oto my – żyjący w XXI wieku – możemy z tych skarbów korzystać i na ich gruncie rozwijać i współkształtować naszą tożsamość. Jeśli ktoś tego nie rozumie, to już niczego nie zrozumie i rzeczywiście czerwona flaga tudzież liść konopi lub proaborcyjny plakacik to jedyne, co pozostaje.
Środki z Funduszu Kościelnego to również pieniądze, z których opłacane jest zachowanie naszego wspólnego dziedzictwa. Dzisiejsza „Rzeczpospolita” donosi, że również i z tego państwo się nie wywiązuje, informując, że „w 2010 r. Ministerstwo Finansów zawiesiło dotacje na te cele i od tego czasu pokrywa wyłącznie składki społeczne i zdrowotne na osoby duchowne.” To prawda, że obecny system jest niewydolny, to prawda, że istniały nadużycia w Komisji Majątkowej, ale prawdą jest również to, że zaniedbania proceduralne w Komisji Majątkowej oraz brak szczegółowych danych obciążają głównie państwo. Każda afera, dotycząca gruntów kościelnych, „obiektywnie nagłaśniania” w różnych mediach i automatycznie wmontowywana w wielką opowieść o wielkim przekręcie nie tylko zaciemnia istotę problemu, lecz przede wszystkim karmi trolle jednego tematu, brylujące tam i ówdzie, przekonując o wielkim skoku Kościoła (Kościołów) na kasę państwa. A to wszystko przy solennym zapewnieniu, że o żadną krucjatę przeciwko Kościołom nie chodzi.
:: Ekumenizm.pl: 0,3% podatku na Kościoły?