Społeczeństwo LGBTQ +

Awantura o rodzinę i homoseksualizm u polskich luteran?


Czy pol­skich lute­ran cze­ka awan­tu­ra o seks i rozu­mie­nie rodzi­ny? Naj­wy­raź­niej tak — przy­naj­mniej taka wyda­je się inten­cja pew­ne­go wystą­pie­nia pod­czas syno­du naj­więk­szej liczeb­nie die­ce­zji lute­rań­skiej w Pol­sce.


Pod­czas Syno­du Die­ce­zji Cie­szyń­skiej Kościo­ła Ewan­ge­lic­ko-Augs­bur­skie­go syno­da­ło­wie wysłu­cha­li wystą­pie­nia ks. Lesz­ka Czy­ża (Wisła Malin­ka) nt. spoj­rze­nia na rodzi­nę i sek­su­al­ność czło­wie­ka. Wystą­pie­nie pre­zen­to­wa­ło nie tyl­ko co naj­mniej kon­tro­wer­syj­ne tezy „bibli­stycz­ne”, ale też pro­pa­go­wa­ło tre­ści dusz­pa­ster­sko nie­bez­piecz­ne i nie­od­po­wie­dzial­ne — przy­naj­mniej tak wyni­ka ze zmo­dy­fi­ko­wa­ne­go tek­stu wystą­pie­nia, któ­re uka­za­ło się dru­kiem w Gło­sie Para­fial­nym Para­fii Ewan­ge­lic­ko-Augs­bur­skiej w Ustro­niu. Tekst został sygno­wa­ny przez jesz­cze jed­ne­go duchow­ne­go, ks. Mar­ka Lon­dzi­na (Dzię­gie­lów).

Tekst przy­po­mi­na obwiesz­cze­nie urzę­du nauczy­ciel­skie­go. Wysu­wa rosz­cze­nie, że bynaj­mniej nie cho­dzi o pry­wat­ną opi­nię dwóch duchow­nych, magi­strów teo­lo­gii ewan­ge­lic­kiej, ale o auten­tycz­ne świa­dec­two Pisma Świę­te­go. Co wię­cej auto­rzy nie dopusz­cza­ją innej reflek­sji, zabez­pie­cza­jąc się eks­klu­zyw­ny­mi stwier­dza­nia­mi „nie­zgod­ny z Pismem”, „Pismo potę­pia” itd. oraz sta­wia­jąc de fac­to swo­ją ana­li­zę tek­stu biblij­ne­go na rów­ni z samym tek­stem. Ale od począt­ku.

Mał­żeń­stwo i rodzi­na

Auto­rzy przy­wo­łu­ją cyta­ty z Pisma Świę­te­go, doty­czą­ce stwo­rze­nia czło­wie­ka (nie ma roz­gra­ni­cze­nia na róż­ne antro­po­lo­gie uka­zy­wa­ne w dwóch róż­nych opi­sach stwo­rze­nia świa­ta!), przy­ka­zań i związ­ku mał­żeń­skie­go. Obok Pisma wystę­pu­je „auto­ry­tet wspie­ra­ją­cy” w posta­ci publi­ka­cji nie­ży­ją­ce­go pro­fe­so­ra teo­lo­gii ewan­ge­lic­kiej prof. W. Bene­dyk­to­wi­cza (meto­dy­sty). Auto­rzy stwier­dza­ją, że „współ­ży­cie sek­su­al­ne według zale­ceń Boga może mieć miej­sce jedy­nie mię­dzy jed­nym męż­czy­zną i jed­ną kobie­tą, wewnątrz trwa­łej i nie­ro­ze­rwal­nej rela­cji, któ­rą jest zwią­zek mał­żeń­ski. Każ­dy inny wyraz sek­su­al­no­ści jest nie­zgod­ny z Pismem Świę­tym i przez nie potę­pia­nym.

Powsta­je pierw­sze pyta­nie: gdzie? W któ­rym miej­scu Pismo Świę­te okre­śla „wol­ne związ­ki” oraz „związ­ki homo­sek­su­al­ne” jako rodza­je nie­mo­ral­no­ści? Rozu­miem, że abp Marek Jędra­szew­ski z Łodzi ma swo­je powo­dy, ale czy księ­ża lute­rań­scy ze Ślą­ska Cie­szyń­skie­go rów­nież? Te same? Mimo że auto­rzy powta­rza­ją sło­wo rodzi­na, to jed­nak nie mówią wyraź­nie, o jaki model rodzi­ny im cho­dzi — czy cho­dzi o rodzi­nę sta­ro­te­sta­men­tal­ną z cza­sów noma­dycz­nych, czy może o rodzi­nę taką, jak ją widzie­li auto­rzy pism nowo­te­sta­men­to­wych, a może ojco­wie Refor­ma­cji? Auto­rzy zauwa­ża­ją, że „wie­le dzie­ci wycho­wu­je się w rodzi­nach nie­peł­nych z róż­nych powo­dów — śmierć jed­ne­go z rodzi­ców, roz­wód rodzi­ców, nie­peł­ne rodzi­ny, adop­cyj­ne. Nie są to abso­lut­nie rodzi­ny gor­sze, ale żaden z tych mode­li nie był pier­wot­nym zamia­rem Boga.” Skąd to auto­rzy wie­dzą i czym zatem są te rodzi­ny, jeśli nie „pier­wot­nym zamia­rem Boga” — nie wia­do­mo. Moż­na spe­ku­lo­wać na róż­ne spo­so­by, tym bar­dziej jeśli doda­my inne mode­le spo­łecz­ne­go współ­ży­cia, a prze­cież i model rodzi­ny — co za banał — zmie­niał się na prze­strze­ni lat.

Odmie­nia­ne przez przy­pad­ki poję­cie mał­żeń­stwa ist­nie­je w tek­ście jako oczy­wi­stość sta­ła, a poję­cia typu „miłość mał­żeń­ska” wyeks­tra­ho­wa­ne ze sta­ro­żyt­nych kon­tek­stów zapre­zen­to­wa­ne jako nor­ma­tyw­ne. Tak na mar­gi­ne­sie: w hebraj­skim Sta­re­go Testa­men­tu nie ist­nie­je sło­wo mał­żeń­stwo, a mąż i żona są syno­ni­ma­mi męż­czy­zny i kobie­ty. Poję­cie rodzi­ny odda­je sło­wo dom, bar­dzo pojem­ne zna­cze­nio­wo.

Jesz­cze do nie­daw­na mał­żeń­stwa nie mia­ły wie­le wspól­ne­go z miło­ścią, a były trans­ak­cją han­dlo­wą prze­pro­wa­dza­ną ponad gło­wa­mi — są kul­tu­ry i reli­gie, któ­re wciąż w ten spo­sób rozu­mie­ją „świę­ty zwią­zek mał­żeń­ski”, wyra­ża­jąc jed­no­cze­śnie obu­rze­nie wszel­ki­mi prze­ja­wa­mi moral­ne­go per­mi­sy­wi­zmu, odda­ją­ce­mu hołd ducho­wi tego zepsu­te­go świa­ta. Dzie­wic­two mia­ło w tym kon­tek­ście kon­kret­ną cenę. Nie ina­czej było w „cza­sach biblij­nych”, w któ­rych za żonę trze­ba było zapła­cić, a ponad­to tole­ro­wa­no poli­ga­mię — oczy­wi­ście w jed­ną stro­nę: męż­czy­zna mógł mieć żon kil­ka, żona jed­ne­go męża. Zapew­ne poli­ga­mia sta­ro­żyt­nych patriar­chów i tole­ro­wa­nie kon­ku­bi­na­tów były w zamy­śle Bożym, nie­peł­ne rodzi­ny już nie. Rze­czy­wi­stość zasko­czy­ła Pana Boga?

Zanu­rzo­ne w sta­ro­żyt­nej rze­czy­wi­sto­ści prze­pi­sy doty­czą­ce natu­ry mał­żeń­stwa (Hebr 13,4), a przy­wo­ły­wa­ne przez auto­rów tek­stu (mała uwa­ga: ap. Paweł nie jest auto­rem Listu do Hebraj­czy­ków), nie wyja­śnia­ją jed­nak nie­zwy­kle zło­żo­ne­go kon­glo­me­ra­tu pojęć jak: czy­stość, roz­pu­sta, czy — w innych miej­scach — nie­przy­zwo­ite sło­wa. Czym jest w ogó­le czy­stość? Jak nale­ży ją rozu­mieć i z cze­go wyni­ka zło tzw. wol­nych związ­ków, a więc osób, któ­re z róż­nych przy­czyn nie decy­du­ją się na zawar­cie związ­ku mał­żeń­skie­go?

Homo­sek­su­alizm

W obszer­nym frag­men­cie poświę­co­nym homo­sek­su­ali­zmo­wi auto­rzy już na samym wstę­pie dekre­tu­ją: „Na pod­sta­wie wie­lu wer­se­tów Pisma Świę­te­go musi­my jasno powie­dzieć, że homo­sek­su­alizm jest grze­chem.” Jed­nak parę aka­pi­tów dalej auto­rzy prze­ko­nu­ją: „Nie sta­wia­my zna­ku rów­no­ści mię­dzy skłon­no­ścia­mi homo­sek­su­al­ny­mi i czy­na­mi homo­sek­su­al­ny­mi. Biblia nie potę­pia samych skłon­no­ści lecz czy­ny homo­sek­su­al­ne (…) posia­da­nie skłon­no­ści nie ozna­cza, że się popeł­nia grzech.” Pomi­ja­jąc już dziw­ną inter­pre­ta­cję homo­sek­su­ali­zmu w kon­tek­ście lute­rań­skiej nauki o grze­chu, to wypa­da zapy­tać: sko­ro auto­rzy „patrząc z biblij­nej per­spek­ty­wy” na homo­sek­su­alizm, stwier­dza­ją raz, że jest on grze­chem, a za chwi­lę, że skłon­no­ści już nie, to naj­wy­raź­niej auto­rzy nie rozu­mie­ją tak napraw­dę, czym w ogó­le jest (homo/hetero)seksualizm, zamy­ka­jąc się w wigwa­mie sek­su­al­nych fobii. Na dobrą spra­wę nie pole­mi­zu­ją z rze­czy­wi­sto­ścią, a raczej ze swo­im odbio­rem rze­czy­wi­sto­ści, bo prze­cież „obo­jęt­ne, co na ten temat mówi współ­cze­sna kul­tu­ra”.

Dowód? Czy­ta­my, że „patrząc na temat homo­sek­su­ali­zmu z biblij­nej per­spek­ty­wy, abso­lut­nie nie da się zaak­cep­to­wać stwier­dze­nia, iż miłość w obrę­bie jed­nej płci wypły­wa z Boże­go aktu stwo­rze­nia” — tutaj auto­rzy ogła­sza­ją, że dwie oso­by tej samej płci, nawet jeśli się kocha­ją, popeł­nia­ją grzech — nie poda­ją dowo­du ani empi­rycz­ne­go, ani biblij­ne­go (sko­ro „Biblia nie mówi”, to pew­nie jest to „grze­chem”). Doko­nu­ją stwier­dze­nia, któ­re z per­spek­ty­wy dusz­pa­ster­skiej, czy po pro­stu ludz­kiej jest wyra­zem pychy, mało­dusz­no­ści i obra­zu Boga peł­ne­go bez­względ­no­ści i suro­wo­ści. Za chwi­lę jed­nak księ­ża kon­sta­tu­ją: „Obo­jęt­nie, co na ten temat mówi współ­cze­sna kul­tu­ra, nie znaj­du­je­my na obro­nę takie­go sta­no­wi­ska ani jed­ne­go wer­se­tu biblij­ne­go, za to wie­le potę­pia­ją­cych współ­ży­cie sek­su­al­ne osób tej samej płci.”

W tym momen­cie homo­sek­su­alizm prze­sta­je być uczu­ciem nie­zgod­nym z „Bożym porząd­kiem” i znów sta­je się czy­stym sek­sem — tutaj nastę­pu­je sze­reg cyta­tów, któ­re w oce­nie auto­rów mają popie­rać ich tezy, tyle tyl­ko, że żaden z cyta­tów nie odno­si się do homo­sek­su­ali­zmu takie­go, jaki dzi­siaj zna­my i ile o nim wie­my. W koń­cu nie­waż­ne, co na ten temat mówi kul­tu­ra (czym­kol­wiek ona dla auto­rów jest). Waż­ne już chy­ba jest, co mówi kul­tu­ra i kon­tekst histo­rycz­ny w spra­wie nie­wol­nic­twa nie­za­ka­za­ne­go, a wręcz przy­ję­te­go ze zro­zu­mie­niem jesz­cze na kar­tach Nowe­go Testa­men­tu. Kul­tu­ra nie jest chy­ba taka zła, bo naj­wy­raź­niej auto­rzy tek­stu ule­ga­ją tej­że kul­tu­rze, medial­nej nar­ra­cji tudzież innym nie­wi­dzial­nym wpły­wom łącząc kwe­stie rodzi­ny z homo­sek­su­ali­zmem, jak­by jed­no warunkowało/definiowało dru­gie.

Sta­no­wi­sko Kościo­ła

W koń­co­wej czę­ści tek­stu auto­rzy sta­wia­ją kil­ka tez:

„Nie powin­ni­śmy jako Kościół Ewan­ge­lic­ko-Augs­bur­ski igno­ro­wać ani lek­ce­wa­żyć tema­tu homo­sek­su­ali­zmu”

Peł­na zgo­da. W Koście­le temat ten nie jest igno­ro­wa­ny, jest obec­ny, ponie­waż w tym Koście­le BYŁY, SĄ i BĘDĄ oso­by homo­sek­su­al­ne — zarów­no świec­cy, jak i księ­ża — któ­re bez sto­so­wa­nia zafik­so­wa­nych na sek­su­al­no­ści klisz potrze­bu­ją i mają pra­wo do dusz­pa­ster­skie­go pokrze­pie­nia jako tacy sami grzesz­ni­cy jak księ­ża-auto­rzy tek­stu. Kościół nie musi się obse­syj­nie wypo­wia­dać na każ­dy temat narzu­ca­ny przez media, czy inne związ­ki wyzna­nio­we (bez wzglę­du na ich wiel­kość — czy to będzie ogrom­ny Kościół rzym­sko­ka­to­lic­ki czy mały Kościół ewan­ge­lic­ko-refor­mo­wa­ny). Nie optu­ję za mil­cze­niem, choć uwa­żam, że spra­wa sek­su­al­no­ści to nie spra­wa Kościo­ła, księ­dza czy kogo­kol­wiek inne­go, a pry­wat­na spra­wa i odpo­wie­dzial­ność każ­de­go czło­wie­ka w gra­ni­cach prze­wi­dzia­nych pra­wem i sza­cun­kiem wobec dru­gie­go czło­wie­ka. Nie­mniej suge­ro­wa­nie, jako­by zagad­nie­nie homo­sek­su­ali­zmu było palą­cym pro­ble­mem Kościo­ła, sta­wia­ją­cym na pró­bę jego wia­ry­god­ność, jest nad­uży­ciem. Nie sek­sem, homo- czy hete­ro­sek­su­ali­zmem żyje Kościół, a Ewan­ge­lią o Jezu­sie Chry­stu­sie, a w Ewan­ge­lii o homo­sek­su­ali­zmie nic nie ma.

„Nie może­my powie­dzieć, że nie mamy na ten temat spre­cy­zo­wa­ne­go zda­nia”

Owszem może­my, bo nie mamy jasno spre­cy­zo­wa­ne­go zda­nia. Mamy co praw­da oświad­cze­nie ws. in vitro, ale to jesz­cze nie zna­czy, że jest to sta­no­wi­sko lute­rań­skie par excel­len­ce. To sta­no­wi­sko Syno­du nie jest w żad­nym razie wią­żą­ce dla lute­ran. W kwe­stii homo­sek­su­ali­zmu Kościół w wymia­rze insty­tu­cjo­nal­nym nie wypra­co­wał sta­no­wi­ska. Podej­mo­wa­ne były dość żało­sne pró­by stwo­rze­nia doku­men­tu-potwor­ka, nie­mniej syno­da­ło­wie zacho­wa­li trzeź­wość umy­słu i nie dopu­ści­li do dal­sze­go pro­ce­do­wa­nia. Temat jest zbyt waż­ny i poważ­ny, aby pozo­sta­wić go jedy­nie w rękach księ­ży i to tych, któ­rzy swo­je prze­my­śle­nia na ten czy inny temat uwa­ża­ją za praw­dę obja­wio­ną im nie ina­czej niż w Piśmie Świę­tym.

„To nas zawsty­dza w wia­ry­god­nym świa­dec­twie przed świa­tem chrze­ści­jań­skim, jak i nie­chrze­ści­jań­skim”

Zawsty­dza kogo i gdzie? Kto i w czy­im imie­niu prze­ma­wia? Wyda­je się, że Kościół zawsty­dzać mogą o wie­le bar­dziej istot­niej­sze kwe­stie i zanie­dba­nia, a nie brak okre­ślo­ne­go doku­men­tu w moc­no zide­olo­gi­zo­wa­nej i zsek­su­ali­zo­wa­nej spra­wie.

„Ocze­ki­wa­nia spo­łecz­ne zmu­sza­ją nas do zaję­cia sta­no­wi­ska w tej spra­wie”

Czy­li zatem kul­tu­ra, opi­nia publicz­na i wszyst­kie inne nie­sa­kral­ne fak­to­ry mają jed­nak zna­cze­nie?

„I nie moż­na mieć wąt­pli­wo­ści, że Kościół, któ­ry powstał w opar­ciu o zasa­dę Sola scrip­tu­ra, nie zaj­mie w tej kwe­stii inne sta­no­wi­sko niż przed­sta­wio­ne w Piśmie Świę­tym.”

Pomi­jam szan­taż zawar­ty w powyż­szym stwier­dze­niu (czy­taj: tyl­ko takie rozu­mie­nie Pisma, jakie my mamy, jest dopusz­czal­ne). Nie wiem, o jakim Koście­le mówią księ­ża. Kościół Ewan­ge­lic­ko-Augs­bur­ski NIE POWSTAŁ w opar­ciu o zasa­dę Sola scrip­tu­ra, bo jej jesz­cze w obec­nej for­mie nie było. Poja­wi­ła się nie­szczę­śli­wie jako zasa­da for­mal­na w XIX wie­ku. Wcze­śniej mówio­no o Schri­ft­prin­zip, któ­ra nie jest jed­nak tym samym, a wią­że się z chry­sto­cen­trycz­ną her­me­neu­ty­ką Pisma Świę­te­go, w któ­rym odnaj­du­je­my Sło­wo Boże. Luter wpraw­dzie paro­krot­nie uży­wa tego ter­mi­nu, jed­nak nie jest on jesz­cze obła­do­wa­ny baga­żem nad­użyć, a ozna­cza przede wszyst­kim chry­sto­cen­trycz­ną opty­kę krzy­ża.

Kościół Ewan­ge­lic­ko-Augs­bur­ski nie powstał w wyni­ku jakiej­kol­wiek zasa­dy, XIX-wiecz­nej, czy XVI-wiecz­nej, a jest wyra­zem miło­ści do Chry­stu­sa, posłu­szeń­stwa wobec Jego Dzie­ła i woli, któ­rą odnaj­du­je­my w Piśmie Świę­tym, ale nie tyl­ko. Dosko­na­łe i nie­omyl­ne Sło­wo Boże, któ­re dzię­ki Refor­ma­cji wol­no nam odnaj­dy­wać w Piśmie Świę­tym, jest świa­dec­twem miło­ści, bez­gra­nicz­nej, a zara­zem samo­ogra­ni­cze­nia się Boga dla nas. W Koście­le lute­rań­skim Pismo odczy­tu­je­my, wpa­tru­jąc się w Chry­stu­sa, przez Nie­go, w Nim i z Nim. Pismo to nie uni­wer­sal­ny kok­tajl z cyta­ta­mi na każ­dą oka­zję, ale klu­czo­wy kie­run­kow­skaz w życiu chrze­ści­ja­ni­na. To nie narzę­dzie stra­sze­nia wiecz­nym potę­pie­niem, odrzu­ce­niem czy czym­kol­wiek innym, ale — pośród wszyst­kich swo­ich nie­do­sko­na­ło­ści — prze­sła­nie Wiel­kie­go Boże­go Miło­sier­dzia.
[down­lo­ad-attach­ments]


Gale­ria
Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.