Apostolicum — pobożny relikt? Czyli jak Kościół dokonuje harakiri
- 7 czerwca, 2011
- przeczytasz w 4 minuty
Czy Apostolskie Wyznanie Wiary to przeżytek, powodujący odpływ ludzi z Kościoła? Czy znane w całym zachodnim chrześcijaństwie chrzcielne wyznanie wiary jest niedorzecznością, której nikt odpowiedzialny nie powinien narzucać „wiernym” i czy w ogóle Bóg jest (jeszcze) Stworzycielem nieba i ziemi, i czy można jeszcze wierzyć w Sąd Ostateczny? Według uczestników rozmowy panelowej na zakończonym w niedzielę w Dreźnie Kirchentagu (Niemieckie Dni Kościoła) odpowiedź może być tylko jedna – apostolski skład wiary […]
Czy Apostolskie Wyznanie Wiary to przeżytek, powodujący odpływ ludzi z Kościoła? Czy znane w całym zachodnim chrześcijaństwie chrzcielne wyznanie wiary jest niedorzecznością, której nikt odpowiedzialny nie powinien narzucać „wiernym” i czy w ogóle Bóg jest (jeszcze) Stworzycielem nieba i ziemi, i czy można jeszcze wierzyć w Sąd Ostateczny?
Według uczestników rozmowy panelowej na zakończonym w niedzielę w Dreźnie Kirchentagu (Niemieckie Dni Kościoła) odpowiedź może być tylko jedna – apostolski skład wiary to relikt. W dyskusji wziął udział znany publicysta zajmujący się sprawami religijnymi Christian Nürnberger, określający się często mianem protestanckiego agnostyka, oraz Herbert Koch, emerytowany superintendent (biskup regionalny) z Bonn.
O ile wynurzenia Nürnbergera, publicysty, który chwalił się, że po ukończeniu studiów teologicznych nie mógł z czystym sumieniem powtórzyć żadnego zdania z apostolskiego credo, które jest dla niego starą skrzynią ze stosem łachmanów, nie są niczym nadzwyczajnym, o tyle deklaracja duchownego Kocha zadziwiają, a nawet szokują. Tym bardziej, że odpowiedzialny do niedawna za zwiastowanie Ewangelii człowiek diagnozuje, że credo jest fundamentalistyczną insynuacją i jeden z głównych powodów zmniejszającej się ilości wiernych na niedzielnych nabożeństwach. Dla „księdza” Kocha Jezus jest po prostu prorokiem (kogo? czego?) i mędrcem, a sens prawdziwej wiary chrześcijańskiej nieskażonej pobożnymi legendami można odnaleźć u przedstawicieli liberalnej myśli teologicznej z XVIII i XIX wieku. Tyle Koch.
W całej tej historii znamiennych jest kilka aspektów.
1) Koch, którego trudno po wypowiedzianych słowach w ogóle nazwać księdzem, niepowodzenia duszpasterskie (tutaj: zmniejszająca liczba uczestników niedzielnych nabożeństw) widzi w wyznaniu wiary. Sobie nie ma nic do zarzucenia, bo w końcu nowoczesnym teologiem jest, i to takim, który nie wierzy w ‘bzdury’ jak ponowne przyjście Chrystusa na ziemi, zmartwychwstanie, czy narodziny Jezusa z Marii Panny. Teolog Koch, oświadczając to, co oświadczył dokonał druzgocącej samooceny i pokazał to, co odnajdujemy na kartach Ewangelii – w Kościele są nie tylko pasterze, ale również najemnicy-urzędasy, którzy często ujawniają się ze swoimi błyskotliwymi ideami po przejściu na emeryturę.
2) Kirchentag, jak oznajmił bp Jochen Bohl podczas nabożeństwa wieńczącego wydarzenie, był świętem wiary. I trudno – mimo wszystkich wypaczeń i potknięć uznać, że było zupełnie inaczej. Niemniej jednak nasuwa się pytanie: w imię czego władze Kirchentagu, a w konsekwencji tego decydenci z Kościołów ewangelickich w Niemczech, w tym biskup miejsca Jochen Bohl, nie zareagowali ostro po takich wypowiedziach jak ta panów Kocha i Nürnbergera. Kto ma interes w tym, aby promować odgrzewane kotlety XIX-wiecznych sceptyków? Kto ma interes w tym, aby na „ewangelickim święcie wiary” uwiarygadniać/autoryzować herezje, zamiast zachęcać do konstruktywnej dyskusji nad znaczeniem starożytnych symboli i prawd wiary tu i teraz? W imię jakiej wolności zaprasza się ludzi do lansowania antychrześcijańskich treści – na pewno nie w imię ewangelicznej/ewangelickiej wolności, o której urzędnicy Ewangelickiego Kościoła Niemiec nieustannie mantrują od wielu lat, a która z evangelische Freiheit w reformacyjnym, czy w ogóle chrześcijańskim rozumieniu nie ma nic wspólnego?
3) Wypowiedzi Nürnbergera i Kocha mają również swój aspekt ekumeniczny. W mediach katolickich pojawiły się notki o „wewnątrzewangelickiej dyskusji” nt credo, tudzież pytanie, czy protestanci chcą znieść wyznanie wiary. I oczywiście można się denerwować, jak i ja się zdenerwowałem, że przecież nie jest to żadna „wewnątrzewangelicka” dyskusja, a co najwyżej luźna pogawędka byłych chrześcijan, teologicznych wykształciuchów, tzw. protestantów kulturowych, Kościół szerokim łukiem omijających lub traktujących go jak spirytualistyczne kółko wymiany myśli i kontrowersji oczywiście, ALE pogawędka ta odbywa się w przestrzeni kościelnej, pod szyldem Kościoła. Stąd też zapytania, niepozbawione ekumenicznej Schadenfreude, mają swoje uzasadnienie.
Chciałbym, aby mylił się publicysta tygodnika Der Spiegel, Jan Fleischhauer, który w refleksjach po Kirchentagu skonstatował, że Ewangelickie Dni Kościoła pokazały, iż Kościół ewangelicki jest tam, gdzie są Zieloni – na protestach przeciwko energii atomowej, globalizacji, polityce socjalnej rządu etc., płacąc za tę autosekularyzację wysoką cenę, cenę wiarygodności.
Zresztą jak mają ludzie traktować poważnie Kościół, skoro on się sam niepoważnie traktuje, podcinając gałąź, więcej, odcinając korzenie, z których wyrasta. Po co być w Kościele, który tak naprawdę niezbyt różni się od Partii Zielonych, SPD, Amnesty International czy Greenpeace, które nie zakłócają dodatkowo niedzielnych poranków biciem w dzwony. Na co komu Kościół tak podobny do tego świata, że od niego praktycznie nieodróżnialny. Wiele wskazuje na to, przed czym od dawna przestrzegało wielu teologów i socjologów religii, że to nie sekularyzacja jest zagrożeniem dla Kościoła, ale on sam dla siebie. Kościół nie potrzebuje zewnętrznych wrogów – ci już dawno przestali się nim interesować, a Kościół już dawno przestał się mobilizować wobec zewnętrznych zagrożeń. W końcu zamiast misji obowiązuje dialog pod wszelkimi postaciami. Jeśli nic się nie zmieni, to Kościół wykończy się sam, swoim samouwielbieniem, upolitycznieniem i klerykalizacją, mylnie postrzeganą jako antidotum na sekularyzację. I nie chodzi tylko o Kościół ewangelicki w Niemczech, choć od niego wiele możemy się nauczyć. Także wiele dobrego.
Dariusz Bruncz