- 14 grudnia, 2014
- przeczytasz w 2 minuty
Warto było odczekać marsz PiS i poczekać na rezygnację pięciu biskupów z zasiadania w komitecie honorowym wiecu, którego organizatorzy stwierdzają brak demokracji w Polsce, a nawet brak niepodległości....
Biskupi w roli leśnych dziadków
Warto było odczekać marsz PiS i poczekać na rezygnację pięciu biskupów z zasiadania w komitecie honorowym wiecu, którego organizatorzy stwierdzają brak demokracji w Polsce, a nawet brak niepodległości. O ile biskupi — zapewne przymuszeni przez Watykan lub mądrzejszych od siebie doradców — wycofali się, o tyle wyjaśnienia serwowane później potwierdzają tezę, że Kościół rzymskokatolicki w Polsce, szczególnie ten hierarchiczny, nie potrzebuje zewnętrznych wrogów. Wystarczą mu jego biskupi w roli leśnych dziadków, szkodzących […]
Warto było odczekać marsz PiS i poczekać na rezygnację pięciu biskupów z zasiadania w komitecie honorowym wiecu, którego organizatorzy stwierdzają brak demokracji w Polsce, a nawet brak niepodległości. O ile biskupi — zapewne przymuszeni przez Watykan lub mądrzejszych od siebie doradców — wycofali się, o tyle wyjaśnienia serwowane później potwierdzają tezę, że Kościół rzymskokatolicki w Polsce, szczególnie ten hierarchiczny, nie potrzebuje zewnętrznych wrogów. Wystarczą mu jego biskupi w roli leśnych dziadków, szkodzących nie tylko wizerunkowi Kościoła, ale jego powołaniu.
Metropolita częstochowski abp Wacław Depo uzasadniał swój krok w tył — tudzież ucieczkę do przodu — zbytnim upolitycznieniem jego udziału w partyjnym marszu. W sumie trudno powiedzieć, czy bardziej żenujący jest początkowy patronat arcybiskupa nad marszem czy wyjaśnienie po rezygnacji. Podobnie konstatowali jego bracia w urzędzie, zaznaczając jednocześnie, że sama idea marszu jest im niezmiernie bliska.
Ktoś może zapytać, dlaczego irytuję się politykowaniem biskupów innego Kościoła. Otóż odpowiedź jest równie prosta, co w jakiejś mierze ekumeniczna: w przestrzeni publicznej akcja biskupów była ukazywana jako poparcie Kościoła większościowego dla największej partii opozycyjnej i satelit. Nawet jeśli nie jest to prawdą, to jednak ani prymas, ani metropolita warszawski, ani konferencja episkopatu nie zajęli stanowiska w sprawie, chyba, że za stanowisko należy uznać brak komentarza. Medialny i społeczny odbiór marszu wspieranego przez biskupów kładzie się cieniem na chrześcijaństwo w Polsce, ukazując je jako element potęgujący ekstremalne zachowania/słowa.
Biskupom nikt nie zabrania wypowiedzi o charakterze politycznym. Mają do tego pełne prawo zarówno jako obywatele tego kraju, a także jako biskupi. Kościół nie żyje w próżni i ma prawo, a nawet obowiązek, zabierania głosu w ważnych sprawach społeczno-politycznych. Tego prawa biskupów zawsze broniłem i będę bronić, gdyż na tym polega również suwerenność Kościoła/ów i przy okazji państwa.
Kościół/y tracą swoją niezależność i ważną rolę społeczną, gdy stają się częścią partyjno-politycznej walki, której stawką nie jest ani niepodległość, ani godność człowieka, a po prostu przejęcie władzy. Odium upolitycznienia szkodzi polskiemu chrześcijaństwu, wypycha je na peryferie obojętności. To naprawdę zadziwiające, jak bardzo biskupi wykazują się brakiem ewangelicznego rozpoznania i troski o wszystkich wiernych, także tych niepasujących do czarno-białego schematu. To zadziwiające, że są w Polsce duchowni gotowi podpalić wszystko, nawet powołanie własnego Kościoła. Zadziwiające jest też to, że to właśnie biskupi nie potrafią wyciągać wniosków z całkiem niedawnej historii, nie potrafią uczyć się na błędach, przyczyniając się do ośmieszania własnej wspólnoty, instrumentalizując największą świętość — Ewangelię.