Boże dzieło, nasze ręce — luteranie z ELCA w służbie “Ewangelii inkluzji”
- 23 sierpnia, 2009
- przeczytasz w 7 minut
Jak można było się spodziewać, północnoamerykańscy luteranie z ELCA podążyli śladem episkopalian w urzeczywistnianiu przesłania „ewangelii inkluzji”. Decyzje dotyczące błogosławienia par jednopłciowych oraz ordynowania aktywnych gejów i lesbijek wzbudziły entuzjazm także wśród liberalnych episkopalian. Zdaniem ks. Susan Russel, przewodniczącej progejowskiej organizacji „Integrity” działającej w Kościele Episkopalnym, lato 2009 roku stało się wymodlonym, symbolicznym momentem nie tylko dla homoseksualnych luteranów i episkopalian, lecz także dla […]
Jak można było się spodziewać, północnoamerykańscy luteranie z ELCA podążyli śladem episkopalian w urzeczywistnianiu przesłania „ewangelii inkluzji”. Decyzje dotyczące błogosławienia par jednopłciowych oraz ordynowania aktywnych gejów i lesbijek wzbudziły entuzjazm także wśród liberalnych episkopalian.
Zdaniem ks. Susan Russel, przewodniczącej progejowskiej organizacji „Integrity” działającej w Kościele Episkopalnym, lato 2009 roku stało się wymodlonym, symbolicznym momentem nie tylko dla homoseksualnych luteranów i episkopalian, lecz także dla wszystkich tych, którzy zabiegają o pokój i sprawiedliwość oraz szanują godność każdej istoty ludzkiej.
„Cieszymy się, że nasi luterańscy bracia i siostry w Chrystusie dołączyli do Kościoła Episkopalnego w misji zaangażowania w inkluzję wszystkich ukochanych przez Boga,”, stwierdziła ks Russel. Według biskupa Gary’ego Wollersheima z ELCA, podjęte decyzje są kwestią sprawiedliwości, gościnności oraz realizacji tego, czego od luteranów z ELCA oczekiwałby dziś Jezus.
Nieco inaczej decyzje zgromadzenia widzi ks. Richard Mahan, który powiedział: „Nie mogę zrozumieć tego, jak Kościół który znam od czterdziestu lat może usprawiedliwiać to, co potępia Bóg. Pismo św. nigdzie nie mówi o tym, że homoseksualizm i małżeństwa jednopłciowe są Dlań możliwe do przyjęcia”. Dokument „Ludzka seksualność: dar i zaufanie” zakłada to, że nie wszyscy luteranie będą zgodni w myśleniu na podnoszone przezeń tematy, stąd zawiera on stwierdzenie: „żyjąc pośród różnych poglądów, wierni Kościoła będą towarzyszyć sobie nawzajem w studiach, modlitwie i namyśle, pasterskiej trosce i wzajemnym szacunku”.
Konstatacja ta koresponduje z przesłaniem Dariusza Bruncza, mówiącym, że „należy uczynić wszystko, aby nikt nie wstał od wspólnego Stołu – zarówno sakramentalnego, jak i tego, który jest symbolem woli dialogu i porozumienia”. Realizacja tego szczytnego wezwania może oznaczać, że w obliczu wewnątrzchrześcijańskiego pluralizmu w kwestiach wiary i moralności, Kościół celebrujący swe zróżnicowanie staje się dla społeczeństwa płynnej nowoczesności przede wszystkim przesłaniem pokoju i sprawiedliwości.
Z pewnością luteranizm pielęgnuje wspólnotowość. Zapewne, jak stwierdza Dariusz Bruncz, „…federacyjne, stowarzyszeniowe ujęcie Kościoła NIE MA nic wspólnego z klasycznym luteranizmem …”. Nie sposób wątpić, iż Światowa Federacja Luterańska patronuje powstawaniu znakomitych dokumentów na ten temat. Jednakże wydaje się, że luterańska wspólnotowość różni się od tejże, kultywowanej przez „siostrzany” anglikanizm. Postronny obserwator wydarzeń we współczesnym chrześcijaństwie może odnieść wrażenie, iż wśród luteranów, w imię unikania kontrowersji, żywą jest strategia: „nie mów, nie pytaj” w odniesieniu do spraw, które np. dla jedności Wspólnoty Anglikańskiej mają kluczowe znaczenie.
Chodzi np. o powszechne uznawanie posługiwania diakonów, księży i biskupów, których styl życia jest uznawany za zgodny z przesłaniem Biblii, czy też o nauczanie dotyczące małżeństwa i seksualności, tożsame z tradycją Kościoła Powszechnego. Sadzę, że prace nad przymierzem anglikańskim odzwierciedlają dążenie do zbudowania takiego poczucia wspólnotowości w łonie „Anglican Communion”, które wykluczałoby sytuację, gdy pośród jej członków nie ma zgody np. co do tego czym jest małżeństwo. Jesteśmy chyba świadkami wyczerpywania się anglikańskiej formuły „comprehensiveness” – inkluzywności, która dotąd pozwalała na rozwój „wielobarwnego” anglikanizmu. Być może apoteoza zróżnicowania i przeciwieństw, które według prymaski Kościoła Episkopalnego bp Schori należy hołubić, bowiem przez nie właśnie przemawia Duch Święty, doprowadza w anglikanizmie do sytuacji, w której trzeba jasno określić zasady dalszego istnienia Wspólnoty, bowiem dotychczasowe regulacje okazują się niewystarczające?
Wspomniana przez Dariusza Bruncza perspektywa krzyża pozostaje chyba kluczową dla północnoamerykańskich luteranów. Tyle, że niektórzy z nich zdają się twierdzić, iż ukrzyżowany i zmartwychwstały Jezus Chrystus, znalazłszy się w Ameryce Północnej AD 2009, błogosławiłby związki gejów, lesbijek, biseksualistów i biseksualistek, zaś dla innych Tenże nie robiłby tego, a wręcz przeciwnie, wzywałby wymienionych do opamiętania się i nawrócenia. Nie można wykluczyć tego, że akceptacja paradoksu stanowiącego w luteranizmie, jak pisze Dariusz Bruncz, niezbywalny komponent działania i myślenia, na dłuższą metę może okazać się niewystarczającym spoiwem dla tej tradycji. Autor ten zapytuje: „Czy tradycyjne ujęcie Kościoła i jego misji w teologii luterańskiej, iż jest to społeczność wierzących zebrana wokół zwiastowanego Słowa i Sakramentów, jest wystarczająca w kontekście nowych wyzwań, a w szczególności w odniesieniu do ekumenicznej refleksji eklezjologicznej, która mocnym piętnem odbija się również na ostatnich dokumentach Światowej Federacji Luterańskiej?” Wydaje się, że wiele skłania do odpowiedzi mówiącej, że to tradycyjne ujęcie właśnie przestaje wystarczać, bowiem Słowo zwiastowane przez jednych oznacza coś innego niż to, które głoszą pozostali.
Różnice te ujawniają się właśnie na poziomie jednego organizmu kościelnego jakim jest ELCA. Mówił o tym ks. Paull Spring przewodniczący konserwatywnej koalicji w łonie ELCA – CORE: „Bolejemy nad decyzją Zgromadzenia Kościelnego, odrzucającą jasne przesłanie Biblii, według którego intencją Boga co do małżeństwa jest związek jednego mężczyzny i jednej kobiety. (…) To tragiczne, że tak duża liczba członków ELCA jest skłonna odrzucić jasne nauczanie Biblii, podtrzymywane i wyznawane przez chrześcijan przez blisko dwa tysiące lat.” Ks. Erma Wolf, wiceprzewodnicząca CORE, stwierdziła: „ELCA jest bardzo podzielonym Kościołem, a ta decyzja dzieli nas jeszcze bardziej. Bardzo trudne będzie dla wiernych luteranów wspieranie ELCA, gdy Kościół ten skłania się do odrzucania konkretnego nauczania Pisma Świętego”. Pomysłodawcy stanowiska społecznego na temat seksualności twierdzą, że jest ono swoistym kompromisem, który umożliwi ELCA funkcjonowanie w obliczu wewnętrznego zróżnicowania co do kontrowersji etycznych. Jednak zdaniem luterańskich konserwatystów, oznacza to w istocie narzucenie Kościołowi pewnych rozwiązań niepopartych refleksją teologiczną.
Rozwiązania te pozostają w sprzeczności z tradycją Kościoła Powszechnego i oznaczają pogorszenie relacji ekumenicznych ELCA z innymi Kościołami. „Ludzka seksualność: dar i zaufanie” stwierdza, że głębokie różnice w kwestii seksualności mogą być w ELCA tolerowane, bowiem jedność Kościoła opiera się wyłącznie na ewangelii i sakramentach. Według „Listu otwartego” CORE do członków Zgromadzenia Kościelnego ELCA, „twierdzenie to oddziela prawo i ewangelię w sposób sprzeczny zarówno z Pismem Świętym, jak i z wyznaniami wiary. Kościół zasadza się na całym Słowie Bożym, zarówno na prawie jak i na ewangelii …”, zaś przyjęty przez Zgromadzenie dokument zdaje się dopuszczać różnice we wszystkich kwestiach etycznych, nawet tych najbardziej fundamentalnych. Proponowana przez stanowisko społeczne „strukturalna elastyczność”, w założeniu umożliwiająca obieranie „lokalnej opcji” co do wyboru duchownych homoseksualnych osłabi, zdaniem konserwatystów, jedność ELCA.
Omawiany dokument wzywa oponentów w bieżącym sporze d
o szacunku dla „więzów sumienia” drugiej strony, przywołując postawę Marcina Lutra na sejmie w Wormacji. Niemniej Luter, jak piszą jego konserwatywni spadkobiercy, będąc szczerym w swych poglądach, przyznawał, że jego sumienie jest związane Słowem Bożym. „Sumienie może błądzić. To Słowo Boże a nie sumienie jest ostatecznym trybunałem odwoławczym dla Kościoła”, czytamy w liście. „Zanosimy za was nasze modły i zapraszamy do pracy z nami na rzecz odnowy Kościoła pod Słowem Bożym”, kończą swój list członkowie CORE. Zapewne poczucie „odnawiania Kościoła pod Słowem Bożym” mają również ich liberalni adwersarze, którzy dominują dziś w Ewangelicko-Luterańskim Kościele Ameryki. Czy istnieje kryterium ustalenia tego co odnawianie to oznacza w istocie? Czy luterańska i chrześcijańska wspólnotowość może przejawiać się w tym, że potencjalni członkowie wspólnoty przyznają, że „Kościół należy odnawiać pod Słowem Bożym” i rozumiejąc przez to różne rzeczy zasiądą razem do sakramentalnego stołu? Wydaje się, że dla katolików i prawosławnych, a także sporej części anglikanów, wspólnota taka nie byłaby autentyczną.
Żyjemy niejako w cieniu rozmaitych zgromadzeń, rad i synodów przebiegających pod, pięknymi często, hasłami, takimi jak choćby motto Zgromadzenia ELCA: „Boże dzieło, Nasze ręce.” Niestety, coraz trudniej o harmonię, jeśli chodzi o melodię ich przesłania, choć zainteresowani zdają się podkreślać swe zaangażowanie we wspólne dobro, wzajemną miłość i własną żywotność.
Czytaj także:
:: Ekumenizm.pl: Czym luteranizm stoi?