BRAWA DLA SZWAJCARÓW
- 30 listopada, 2009
- przeczytasz w 4 minuty
Ponad 57% Szwajcarów opowiedziało się za zakazem budowy minaretów w tym kraju. Wynik referendum zaskoczył nawet zwolenników inicjatywy – sondaże przewidywały wynik oscylujący wokół 40%. Negatywne opinie nt. referendum wyrazili przedstawiciele Kościoła Ewangelicko-Reformowanego i Rzymskokatolickiego, a także reprezentanci elit społecznych. Na Szwajcarów posypały się gromy ze strony prasy zagranicznej, zarzucającej im przedoświeceniową ciasnotę i pogwałcenie praw człowieka. Na ulicach przeciwnicy zakazu wyszli na spontaniczne demonstracje, ustawiają […]
Ponad 57% Szwajcarów opowiedziało się za zakazem budowy minaretów w tym kraju. Wynik referendum zaskoczył nawet zwolenników inicjatywy – sondaże przewidywały wynik oscylujący wokół 40%. Negatywne opinie nt. referendum wyrazili przedstawiciele Kościoła Ewangelicko-Reformowanego i Rzymskokatolickiego, a także reprezentanci elit społecznych. Na Szwajcarów posypały się gromy ze strony prasy zagranicznej, zarzucającej im przedoświeceniową ciasnotę i pogwałcenie praw człowieka.
Na ulicach przeciwnicy zakazu wyszli na spontaniczne demonstracje, ustawiają papierowe minarety na chodnikach i zapalają znicze w centralnych punktach miast przy bożonarodzeniowych choinkach.
Komentarze
Szwajcaria poddała się lękom. Szwajcaria sprzeniewierzyła się demokracji. Szwajcaria uległa dyktatowi populistów. Wielki szloch ogarnął wszystkich: Kościoły, związki zawodowe, partie lewicowe, organizacje pracodawców, salony i saloniki, nie wspominając już o prasie.
O czym właściwie zdecydowali Szwajcarzy? Sprzeciwili się wpływom politycznego islamu, a przede wszystkim wyrazili swój stanowczy sprzeciw wobec paralelnych społeczeństw z własnym sądownictwem i obyczajami, często nie tylko niezgodnymi, ale i wrogimi wobec demokracji i fundamentalnych praw człowieka. Szwajcarzy wystawili rzeczywiste świadectwo nieudanej, a wręcz katastrofalnej integracji społeczności muzułmańskiej, a minarety potraktowano – nie bez słuszności – jako symbol siły. Szwajcarzy powiedzieli głośno to, co gołym okiem widać w wielu częściach niemieckich, austriackich, holenderskich czy brytyjskich miast. Islamskie getta coraz bardziej stają się inkubatorami przemocy, eksterytorialnym bezhołowiem na kulturowej mapie kraju, a wszystko to przy nieskutecznych działaniach władz.
Organizowane z wielką pompą szczyty integracyjne są najlepszym dowodem jeśli nie na brak to na zatrważającą wadliwość integracji, często przez lewicowo-feministyczno-zielonych komisarzy mylonej z wrogą asymilacją. Ci sami, którzy teraz rozdzierają szaty, płaczą nad druzgocącym wynikiem referendum nie wychodzą z protestami świetlnymi na ulice, gdy mordowni są chrześcijanie, gdy próbuje się wymazać się z europejskiej tożsamości jej chrześcijańskie korzenie, nie protestują, gdy hołota nie potrafiąca czytać ze zrozumieniem zabija zakonnice i Bogu ducha winnych ludzi po wystąpieniu Benedykta XVI w Ratyzbonie, ci wielce uwrażliwieni na wolność religijną tolerantyści nie zalewają się łzami, gdy na krzyżu wiesza się genitalia lub krzyżuje żabę – cóż to jest w porównaniu z minaretem? Nic, tylko wolność sztuki, ekspresja „artysty”.
Zamiast protestów w obronie tego, co samo ich ukształtowało, tolerantyści wolą walcami politycznej poprawności rozjechać wszystko, co w jakikolwiek sposób wiąże się z jasną tożsamością tego Kontynentu. Robią przy tym dużo krzyku tak, aby usłyszał cały świat – wszyscy mędrcy mądrze kiwający mądrymi głowami: neutralność, świeckość, a wreszcie bylejakość i destrukcja. Wierzą w Strasburg i inne instancje, które niejednokrotnie okazywały się bardziej łaskawe dla argumentu siły niż argumentu dyskusji, bardziej łaskawe dla amnezji historycznej i strachu przed dżihadem niż mocnym kręgosłupem. Już rozpoczęła się wielka kampania, mająca na celu ośmieszenie wyniku referendum. Słusznie podsumował te głosy Philipp Gut na łamach prestiżowego tygodnika Weltwoche: — Kto zwycięzcom zarzuca instrumentalizację rzekomymi lękami i niepewnościami, a swoją własną (przegraną) pozycję utożsamia z rozsądkiem, ten wzbudza nie tylko pozór wszystkowiedzącej arogancji, ale nie dostrzega problemu i zdradza dziwne rozumienie demokracji, patologizując decyzję podjętą zgodnie z zasadami wolnościowego i demokratycznego porządku.
I niewątpliwie rację ma, a raczej miała, Oriana Fallaci, gdy w jednej ze swoich ostatnich książek pisała: „Europa, która płonie, znów zachorowała na chorobę, jaka w ubiegłym stuleciu uczyniła faszystów także z Włochów niefaszystów, nazistów także z Niemców nienazistów i bolszewików także z Rosjan niebolszewików. I która dziś czyni zdrajców także z tych, którzy nie chcą nimi być: to strach. To śmiertelna choroba, strach. Choroba, która żywiona oportunizmem, konformizmem, syndromem kurka na dachu, karierowiczostwem i oczywiście tchórzostwem zbiera więcej ofiar niż rak.” (Siła rozumu, s. 57.) Strach przed czym? Przed tym, czym naprawdę Europa jest lub jaka powinna być, jeśli ma przeżyć.
Decyzję Szwajcarów nie odczytuję jako walki z islamem, ale z islamizmem. Nikt nie zabrania wyznawcom islamskiego boga wolnego wyznawania wiary. Nikt nie zabrania budować im meczetów, czy zdobywać nowych wyznawców. Więcej, państwa europejskie łożą krocie na naukę języka i programy socjalne, aby uspołecznić i zaktywizować muzułmańską ludność. Nieudana integracja i związane z tym zagrożenia zogniskowały się w tym referendum. Jakkolwiek zabrzmi to cynicznie i nietolerancyjnie – gratuluję Szwajcarom! Może przebudzą się inni.
:: Ekumenizm.pl: Szwajcarscy biskupi nie chcą zakazywaćminaretów
:: Ekumenizm.pl: Austriaccy biskupi spierają się o minarety