Były pastor i show-konwersja
- 29 sierpnia, 2012
- przeczytasz w 4 minuty
Miesiąc temu niemieckie media religijne – lub przynajmniej ich część – zelektryzowała informacja, która powielana była również przez niektóre polskie portale, w tym religijne. Oto luterański pastor Andreas Theurer ogłosił, że nie ma żadnego uzasadnienia dla pozostawania poza Kościołem rzymskokatolickim, dlatego on – jako „luterański pastor” – wyciąga z tego konsekwencje i zamierza konwertować do Kościoła rzymskokatolickiego. Zamierza, bo show odbędzie się 31 października, w Święto […]
Miesiąc temu niemieckie media religijne – lub przynajmniej ich część – zelektryzowała informacja, która powielana była również przez niektóre polskie portale, w tym religijne. Oto luterański pastor Andreas Theurer ogłosił, że nie ma żadnego uzasadnienia dla pozostawania poza Kościołem rzymskokatolickim, dlatego on – jako „luterański pastor” – wyciąga z tego konsekwencje i zamierza konwertować do Kościoła rzymskokatolickiego. Zamierza, bo show odbędzie się 31 października, w Święto Reformacji.
Zanim Theuerer ogłosił swoje plany, opublikował książeczkę o wymownym tytule „Dlaczego nie mielibyśmy zostać katolikami?”, w której starał się wykazać, że nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego jest bardziej biblijne od tego, co naucza Kościół luterański. Po publicznym ogłoszeniu decyzji o konwersji i ukazaniu się książki na rynku wydawniczym władze Ewangelickiego Kościoła Wirttembergii zareagowały natychmiastowym odsunięciem pastora Theurera od służby w parafii i Kościele, dyscyplinarnie pozbawiając go praw wynikających z ordynacji. Decyzja władz Kościoła spotkała się z krytyką, niezrozumieniem i oburzeniem zainteresowanego, a także – co dziwi – niektórych komentatorów rzymskokatolickich, którzy wyrażali ogromne zdumienie z faktu, że ewangelicy w ogóle śmią postrzegać zamiar Theurera jako zdradę, tym bardziej, że ex-duchowny sam przyznał, że od wielu lat miał wątpliwości co do jego miejsca w Kościele ewangelickim.
Sprawa jest delikatna, głównie dlatego, że dotyczy wielu ludzi, że byli oszukiwani przez swojego duszpasterza, który zanim ogłosił w mediach swój zamiar już miał przyobiecane miękkie lądowanie w rzymskokatolickiej diecezji Augsburg z perspektywą przyjęcia święceń kapłańskich za kilka lat. Theurer stał się na kilka dni gwiazdą konserwatywnych portali katolickich, udzielał wywiadów i wyjaśnień, wzywając niekiedy władze Kościoła ewangelickiego do polemiki, które w całej sprawie zachowały się bardzo wstrzemięźliwie. Dlaczego? Już w 1977 roku kierownictwa Ewangelickiego Kościoła Niemiec oraz Konferencji Biskupów Niemieckich uzgodniły, że w przypadku przechodzenia duchownych z jednego Kościoła do drugiego, obydwie wspólnoty chcą zachować dyskrecję ze względu na delikatność sprawy. Jak ustaliła ewangelikalna agencja informacyjna idea, od lat 60. XX wieku ok. 100 księży ewangelickich przeszło na katolicyzm i tyle samo kapłanów rzymskokatolickich dokonało konwersji do jednego z ewangelickich Kościołów krajowych. W przypadku wiernych świeckich liczba ta jest znacznie większa na korzyść Kościołów ewangelickich.
Co jest z złego w planowanej konwersji Theurera? Otóż nic! Absolutnie nic! Jeśli ktoś dochodzi do wniosku, że wierność Ewangelii i własnemu sumieniu nakazuje zmianę wyznania ze wszystkimi tego konsekwencjami, to taki indywidualny wybór należy uszanować. Respekt obowiązuje obydwie strony – kościelną i osoby, która odchodzi. W tym przypadku zabrakło wyczucia jednej ze stron, a konkretnie milczenia.
Zawsze sobie i wielu moim współwyznawcom, w tym księżom pełniącym różne urzędy w Kościele, zadawałem pytanie: dlaczego nie weźmiemy przykładu z naszych sióstr i braci rzymskich katolików, i nie zaczniemy także „chwalić się” nowymi członkami, których także w naszym Kościele nie brakuje, szczególnie w wielkomiejskich parafiach. Oczywiście nie jest tak, że nowo przyjętych chowamy i wstydzimy się ich – konwersję dokonywane są zazwyczaj publicznie, podczas nabożeństw. Pomijam tutaj recydywę w postaci wydmuszkowych konwersji lansowanych i produkowanych w Polsce zarówno przez niektórych duchownych rzymskokatolickich, jak i ewangelickich w kontekście małżeństw wyznaniowo mieszanych. Myślę, że odpowiedź na postawione pytanie nie jest ani prosta ani jednoznaczna. Można jej poszukiwać w duszpasterskiej wrażliwości, teologicznym ukształtowaniu, ale też pośród niezbyt pozytywnych cech.
Ostatnio miałem okazję rozmawiać z byłym pastorem jednego z wolnych Kościołów, który po wieloletniej służbie w swoim Kościele zdecydował się złożyć urząd i wstąpić do Kościoła, do którego i ja przed 15 laty oficjalnie wstąpiłem. Urzekł mnie sposób, w jaki ów ex-pastor pożegnał się ze swoją wspólnotą – bez wyrzutów, z wdzięcznością i pragnieniem życia w zgodzie. Znam też przypadki byłych luteran i katolików, którzy uczynili podobnie bez popadania w autoegzaltacje i bez siania triumfu we wspólnocie, do której się dołączają, i zgorszenia we wspólnocie, z której wychodzą.
: : Ekumenzm.pl: Antyekumeniczne konwersje
: : Ekumenizm.pl: My jesteśmy najlepsi — słowo o apologetycznej propagandzie