
- 13 lipca, 2015
- przeczytasz w 3 minuty
Ogromne zainteresowanie wywołały w Internecie słowa ks. prof. Marcina Hintza, biskupa diecezji pomorsko-wielkopolskiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego nt. in vitro. Polscy luteranie już w 2009 roku uznali zapłodnienie pozaustrojowe za moralnie godziwe pod p...
Chrześcijański dwugłos ws. in vitro
Ogromne zainteresowanie wywołały w Internecie słowa ks. prof. Marcina Hintza, biskupa diecezji pomorsko-wielkopolskiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego nt. in vitro. Polscy luteranie już w 2009 roku uznali zapłodnienie pozaustrojowe za moralnie godziwe pod pewnymi warunkami.
W rozmowie z Gazetą Wyborczą bp Hintz podkreślił, że sposób wypowiadania się niektórych hierarchów rzymskokatolickich w sprawie in vitro “przekracza nie tylko debatę bioetyczną, ale też i ramy ruchu ekumenicznego.”
Odpowiadając na sugestię dziennikarki, że takie stanowisko podważa działania papieża Jana Pawła II na rzecz jedności chrześcijańskiej, bp Hintz stwierdził, że papież ten rzeczywiście wyznaczył drogę ekumenicznego otwarcia dla Kościoła rzymskokatolickiego, szczególnie w Polsce, który przed jego pontyfikatem był bardzo sceptycznie nastawiony do ekumenizmu. — Jednak działania papieża nie doprowadziły do przełomowych zmian w pojmowaniu możliwości budowania wspólnoty między Kościołami. W dalszym ciągu przy formułowaniu dokumentów Jan Paweł II nie przyjmował głosów innych Kościołów – podkreślił luterański biskup.
Bp Hintz zwrócił uwagę, że opinie polskich biskupów rzymskokatolickich nie odbiegają od tego, co głosił w kwestii in vitro Jan Paweł II, to jednak papież nie starał się mówić w imieniu całego chrześcijaństwa, co nie jest zgodne z ekumenicznym duchem czasów.
» Gazeta Wyborcza: Rozmowa z ks. bp. Marcinem Hintzem
Komentarz
Różnice między Kościołami chrześcijańskimi są faktem i to nie tylko na płaszczyźnie teologiczno-dogmatycznej, ale i etycznej. Od dawna wielu ekumenistów, szczególnie po stronie rzymskokatolickiej, podkreśla, że nie tyle różnice natury teologicznej, co właśnie etycznej utrudniają rozwój dialogu ekumenicznego. Co więcej, różnice w tzw. zagadnieniach moralnych różnią chrześcijan ponad granicami konfesyjnymi – w Kościołach protestanckich i anglikańskich różnice te mają nie raz charakter instytucjonalny (prowadzić mogą do schizmy) natomiast w Kościele rzymskokatolickim sprzeciw wobec nauki społecznej Kościoła ma charakter ukryty, ale też praktyczny, który widać na przykładzie stosunku wiernych do prawd podawanych przez biskupów do wierzenia.
Dla jednych owo zróżnicowanie będzie cnotą samą w sobie, dla innych spektaklem zgorszenia i powodem do formułowania pryncypialnych stwierdzeń, zamykających dialog. Możliwe są pośrednie stanowiska, które różnice zdań przyjmują „po prostu” za stan faktyczny i próbują na drodze dialogu, polemiki, sporu dojść do porozumienia lub przynajmniej osiągnąć jego wstępny cel: zrozumienie stanowiska innych.
Niestety, słowa niektórych polskich biskupów rzymskokatolickich wspierane przez polityczne akty strzeliste, że oto bez Kościoła (wiadomo jakiego!) nie ma Polski, prowadzą do zawłaszczenia wiary chrześcijańskiej przez jedną ze stron. Jednych zupełnie to nie dziwi, innym jest po prostu przykro, a jeszcze inni nie kryją oburzenia na słowa, które zamiast łączyć dzielą. Dobrze, że bp Hintz jasno zaprotestował przeciwko zawłaszczaniu chrześcijaństwa w Polsce przez jedną grupę wyznaniową, nawet jeśli jest to społeczność dominująca.
Przyznam, że nie do końca rozumiem naznaczonych tanim triumfalizmem komentarzy pod wywiadem biskupa Marcina Hintza. O ile opinia biskupa w tej kwestii jest mi bardzo bliska, o tyle popadanie komentujących w samozachwyt już mniej. Także w Kościele Ewangelicko-Augsburskim nie ma jednolitego stanowiska ws. in vitro, mimo że stanowisko Synodu Kościoła jest jasne. Luteranin ma prawo mieć inną opinię na taki czy inny temat niż stanowisko jego Synodu, co też wyraźnie zaznaczył bp Hintz.
Polscy luteranie różnią się nie tylko w kwestii in vitro, ale również w podejściu do partnerstw/małżeństw jednopłciowych, mają odmienne poglądy polityczne, zróżnicowaną duchowość, a także różne perspektywy teologiczne. Stąd też nieufnie podchodzę do potoku pochwał płynących pod adresem luteranów w polskim Internecie po wypowiedzi bp. Hintza, a także do radości wielu współwyznawców, że oto „my nie jesteśmy tacy jak ci”. Owszem nie jesteśmy, jesteśmy inni – ale ani lepsi, ani gorsi.
Dariusz Bruncz