Opinie

Czy wolno nam dyskutować o eutanazji?


Decy­zjabel­gij­skie­go par­la­men­tu o euta­na­zji dzie­ciprze­mknę­ła przez pol­skie media. Zazwy­czajw tonie emo­cjo­nal­ne­go obu­rze­nia, nie­kie­dyw tonie oskar­ży­ciel­skim. Ale jest jeden kło­pot — my w Pol­sce po pro­stu nie mamy pra­wa zaj­mo­wać jed­no­znacz­ne­go sta­no­wi­ska prze­ciw euta­na­zji, oce­niać Bel­gów i Holen­drów. Tak dłu­go, jak nie zała­twi­my rze­czy pod­sta­wo­wych. Byłem kie­dyś prze­ko­na­ny, że euta­na­zja to pra­wo każ­de­go z nas i jeśli tyl­ko śmier­tel­nie cho­ry czło­wiek tego chce, nale­ży mu pozwo­lić umrzeć. Bo prze­cież każ­dy ma pra­wo decy­do­wać o wła­snym życiu. Nadal […]


Decy­zjabel­gij­skie­go par­la­men­tu o euta­na­zji dzie­ciprze­mknę­ła przez pol­skie media. Zazwy­czajw tonie emo­cjo­nal­ne­go obu­rze­nia, nie­kie­dyw tonie oskar­ży­ciel­skim. Ale jest jeden kło­pot — my w Pol­sce po pro­stu nie mamy pra­wa zaj­mo­wać jed­no­znacz­ne­go sta­no­wi­ska prze­ciw euta­na­zji, oce­niać Bel­gów i Holen­drów. Tak dłu­go, jak nie zała­twi­my rze­czy pod­sta­wo­wych.

Byłem kie­dyś prze­ko­na­ny, że euta­na­zja to pra­wo każ­de­go z nas i jeśli tyl­ko śmier­tel­nie cho­ry czło­wiek tego chce, nale­ży mu pozwo­lić umrzeć. Bo prze­cież każ­dy ma pra­wo decy­do­wać o wła­snym życiu. Nadal tak uwa­żam. Ale dziś jestem prze­ko­na­ny, że przy speł­nie­niu kil­ku warun­ków, ta decy­zja pra­wie zawsze będzie brzmia­ła „chcę żyć”.

Pamię­tam opo­wieść czło­wie­ka, któ­ry pra­co­wał w hospi­cjum w Holan­dii. Otóż star­szy pan, ter­mi­nal­nie cho­ry na nowo­twór, posta­no­wił odejść, pod­da­jąc się euta­na­zji. Hospi­cjum zawia­do­mi­ło więc całą rodzi­nę, by przy­je­cha­li się poże­gnać — chciał być wów­czas wśród bli­skich. Kil­ka dni póź­niej w poko­ju star­sze­go pana poja­wi­li się daw­no nie­wi­dzia­ni kuzy­ni, miesz­ka­ją­cy w innym kra­ju syn z wnucz­ka­mi, kil­ko­ro przy­ja­ciół. Gdy czło­wiek ów zoba­czył swo­ich bli­skich, gdy mógł z nimi zno­wu poroz­ma­wiać, dotknąć — prze­szła mu ocho­ta na śmierć.

Ale rodzi­na i zna­jo­mi zaczę­li się nie­cier­pli­wić, prze­by­li prze­cież szmat dro­gi nie po to, by sobie poga­dać, ale by go odpro­wa­dzić na dru­gą stro­nę. Strasz­ne? Może i strasz­ne, ale praw­dzi­we. Star­szy pan tego dnia nie umarł — prze­pi­sy nie pozwa­la­ją pod­dać się euta­na­zji, gdy sam zain­te­re­so­wa­ny ma jakieś wąt­pli­wo­ści. Odszedł kil­ka tygo­dni póź­niej, gdy ser­ce odmó­wi­ło posłu­szeń­stwa.

Pamię­ta­cie Janu­sza Świ­ta­ja? Jako mło­dy chło­pak miał wypa­dek na moto­cy­klu. Skoń­czył przy­ku­ty do łóż­ka, z maszy­na­mi pod­trzy­mu­ją­cy­mi życie, spa­ra­li­żo­wa­ny od szyi w dół. Publicz­nie doma­gał się pra­wa do euta­na­zji, zło­żył (ktoś zło­żył w jego imie­niu) wnio­sek do sądu, by umoż­li­wio­no mu euta­na­zję.Stał się sym­bo­lem wal­ki o pra­wo do śmier­ci.

Choć nadal jest spa­ra­li­żo­wa­ny,w zeszłym roku roz­po­czął stu­dia. Życie zawdzię­cza Annie Dym­nej — to jej fun­da­cja kupi­ła mu kom­pu­ter, któ­rym może ste­ro­wać rucha­mi gał­ki ocznej. Dzię­ki nie­mu mógł zacząć korzy­stać z inter­ne­tu, mieć kon­takt z ludź­mi. Potem został przez fun­da­cję zatrud­nio­ny na sym­bo­licz­nym sta­no­wi­sku — miał kon­tak­to­wać się przez inter­net z ludź­mi w podob­nej sytu­acji.

- Trze­ba umieć wyko­rzy­stać swój poten­cjał. Nawet, gdy czas odli­cza się w mie­sią­cach — powie­dzia­ła mi kie­dyś star­sza pani w hospi­cjum na war­szaw­skim Ursy­no­wie. Mia­ła przed sobą kil­ka mie­się­cy życia, funk­cjo­no­wa­ła wyłącz­nie dzię­ki mor­fi­nie poda­wa­nej zewną­trzo­po­no­wo. Na szaf­ce koło jej łóż­ka pię­trzy­ły się cza­so­pi­sma, jakieś doku­men­ty. — Jestem histo­ry­kiem, przez całe życie uczy­łam w liceum. Nie mam teraz wie­le siły, ale sta­ram się poma­gać w opra­co­wa­niach Ośrod­ko­wi Kar­ta — mówi­ła, zer­ka­jąc znad oku­la­rów.

Tra­fi­łem kie­dyś do domu czło­wie­ka ter­mi­nal­nie cho­re­go na nowo­twór mózgu. Nie poru­szał się, nie mógł samo­dziel­nie jeść. W cią­gu dnia mie­wał kil­ka godzin świa­do­mo­ści, resz­tę cza­su spę­dzał w pół­śnie. Miał przed sobą kil­ka tygo­dni życia. Wie­dział o tym. Zebra­łem się na odwa­gę, by zadać bez­czel­ne pyta­nie: co trzy­ma go przy życiu. Zmie­rzył mnie wzro­kiem. — Bo chcę jutro zoba­czyć uśmiech mojej żony. Bo chcę poroz­ma­wiać z sio­strą zakon­ną, któ­ra przy­cho­dzi dwa razy w tygo­dniu. Będzie­my pla­no­wać podróż do Azji. — Chce Pan jesz­cze gdzieś poje­chać? — zapy­ta­łem głu­pio. — Codzien­nie jeż­dżę. Wystar­czy zamknąć oczy.

Wzru­sza­ją Was takie histo­rie? Cie­szę się. Ja też się pra­wie pory­cza­łem, gdy tra­cą­cy przy­tom­ność star­szy pan mówił, że wystar­czy zamknąć oczy, by podró­żo­wać. Tyl­ko że wszyst­kie te obraz­ki łączy jed­no — pacjen­ci mie­li dostęp do leków uśmie­rza­ją­cych ból albo nie mie­li takiej potrze­by. Odcho­dzi­li w spo­ko­ju. Pani histo­ry­ka dosta­wa­ła mor­fi­nę bez dys­ku­sji, bez licze­nia. Janusz Świ­taj choć spa­ra­li­żo­wa­ny, nie cier­pi katu­szy fizycz­nych. Żona pana od nowo­two­ru mózgu nie mia­ła opo­rów przed wyda­niem każ­dych pie­nię­dzy, żeby zapew­nić mu ochro­nę przed bólem. Nie wszy­scy mają to szczę­ście.

Kie­dy w zeszłym roku prze­czy­ta­łemarty­kuł „Poli­ty­ki” o (nie)leczeniu bólu, dłu­go nie mogłem dojść do sie­bie. Jaki nie­ludz­ki, plu­ga­wy sys­tem pozwa­la trak­to­wać ludzi jak zwie­rzę­ta. Zaszczu­cie, sza­leń­stwo, obłęd. Prze­pi­sy­wa­nie keto­na­lu na roz­ry­wa­ją­cy wnętrz­no­ści ból. Odmo­wa wypi­sa­nia mor­fi­ny, bo „algo­rytm tego nie prze­wi­du­je”. Bo kon­tro­la z NFZ może zakwe­stio­no­wać. Bo żyjesz za dłu­go (według pro­ce­dur NFZ, czło­wiek obję­ty opie­ką palia­tyw­ną powi­nien żyć trzy mie­sią­ce). Bo lekarz ma wąt­pli­wo­ści moral­ne przed poda­wa­niem mor­fi­ny. Bo w zasa­dzie takie­go pacjen­ta nie opła­ca się leczyć. Jak skrę­ci kost­kę, to trze­ba go wyre­je­stro­wać z opie­ki palia­tyw­nej, żeby kost­kę wyle­czyć. A potem zno­wu zare­je­stro­wać. Powiedz­cie takie­mu czło­wie­ko­wi, że ma pra­wo do życia, że powi­nien zna­leźć sobie cel i poma­gać w histo­rycz­nych opra­co­wa­niach.

Tak, tak wła­śnie powi­nien zro­bić. Ale naj­pierw trze­ba mu zapew­nić pod­sta­wo­wy kom­fort życia. Ochro­nę przed bólem, żeby umie­rać po ludz­ku i w spo­ko­ju, a nie jak wierz­ga­ją­ce z bólu zwie­rzę. I to jest pod­sta­wo­wy waru­nek, żeby decy­zja brzmia­ła „chcę żyć”. Potem może­my popra­co­wać nad socjal­nym wspar­ciem rodzin, żeby mia­ły siłę opie­ko­wać się ter­mi­nal­nie cho­ry­mi.

Kie­dy to osią­gnie­my, zyska­my pra­wo do debat etycz­nych na temat euta­na­zji. Bo na razie to wszyst­ko bicie pia­ny.

Maciej Gajek
Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.