Dekalog ekumeniczny
- 5 października, 2009
- przeczytasz w 5 minut
Ksiądz Leo Walsh z Sekretariatu do spraw Ekumenizmu i Dialogu Międzyreligijnego Episkopatu katolickiego USA zaprezentował w Waszyngtonie „Dziesięć kwestii które należy znać na temat budowania jedności chrześcijan”. Oto obszerna część tego „dekalogu”: „1. Przesłanie dotyczące jedności chrześcijan pochodzi od samego Chrystusa. (…) 2. Największą przeszkodą dla wiarygodności Ewangelii jest podzielone chrześcijaństwo. (…) 3. Działania na rzecz jedności chrześcijaństwa stanowią integralną część życia […]
Ksiądz Leo Walsh z Sekretariatu do spraw Ekumenizmu i Dialogu Międzyreligijnego Episkopatu katolickiego USA zaprezentował w Waszyngtonie „Dziesięć kwestii które należy znać na temat budowania jedności chrześcijan”.
Oto obszerna część tego „dekalogu”:
„1. Przesłanie dotyczące jedności chrześcijan pochodzi od samego Chrystusa. (…)
2. Największą przeszkodą dla wiarygodności Ewangelii jest podzielone chrześcijaństwo. (…)
3. Działania na rzecz jedności chrześcijaństwa stanowią integralną część życia Kościoła. (…)
4. Kluczem do jedności chrześcijaństwa jest ‘konwergencja’ a nie ‘kompromis’. Budowanie jedności chrześcijaństwa nie oznacza rezygnowania z tego, co zasadnicze dla katolicyzmu tylko po to, by współistnieć z innymi chrześcijanami. Chodzi raczej o poszukiwanie sposobów wyrażania pełni Ewangelii. Dla chrześcijan Prawda nie jest ‘czymś’, lecz ‘Kimś’ (someONE – M.Z.) i jest nią Jezus Chrystus. W poszukiwaniu prawdy, niczym w kole — z Chrystusem w centrum i chrześcijanami na promieniach — im bliżej nam do Niego, tym bardziej zbliżamy się do siebie.
5. Ekumenizm istnieje na wielu poziomach. Można o nim mówić w odniesieniu do małżeństwa w którym strony wywodzą się z różnych tradycji chrześcijańskich, a także odnośnie współpracy pomiędzy parafiami katolickimi, prawosławnymi, protestanckimi i ewangelikalnymi. Ekumenizm funkcjonuje także na poziomie diecezjalnym, narodowym oraz międzynarodowym.
6. Podstawowym działaniem na rzecz jedności jest modlitwa. Chrześcijanie mogą i powinni modlić się wspólnie o jedność. Gdy łączymy nasze modlitwy o jedność z modlitwą Chrystusa, wówczas jest ona możliwa. Stanowi to znak rzeczywistej, choć niedoskonałej komunii wynikającej z naszego chrztu. Jednakże, ponieważ nie jesteśmy w pełni pojednani, to katolicy nie powinni przyjmować komunii św. w innych Kościołach i vice versa.
7. Drugą co do ważności formą działania ekumenicznego jest wspólna praca i świadectwo. Współdziałanie na obszarach powszechnej troski jest znaczącym krokiem ku jedności. To co możemy robić razem winniśmy czynić wspólnie, zwłaszcza w odniesieniu do dzieł miłosierdzia. (…)
8. Trzecią formą ekumenicznego zaangażowania jest dialog. Skoro chrześcijanie modlą się i działają razem, to celowym jest odkrywanie wierzeń, praktyk i doktryn które są dla nas wspólne. Dialog wynika z pragnienia poznania drugiej strony i często owocuje on uznaniem, że więcej nas łączy niż dzieli. Gdy odkryjemy to, na ile jesteśmy ze sobą zbieżni, wówczas możemy uczciwie poruszać kwestie teologiczne i praktyczne, które wciąż nas dzielą.
9. Apatia i prozelityzm są przeciwieństwem jedności. Żyjemy w wyjątkowym czasie, w którym nie występują animozje będące w przeszłości przyczyną podziałów chrześcijaństwa. Niemniej nie powinniśmy być bierni i siedzieć z założonymi rękoma. Jednocześnie prozelityzm (…) jest niedopuszczalny. Niektórzy mogą czuć się w sumieniu powołani do zmiany denominacji, jednak ‘podkradanie owieczek’ jest nie do zaakceptowania.
10. Osiągnięcie jedności będzie trwało bardzo długo. Jako podzieleni chrześcijanie żyjemy przez blisko tysiąc lat. Jedność chrześcijaństwa nie ziści się w ciągu jednej nocy. Jednak poprzez wspólną modlitwę, pracę i pełen życzliwości oraz rozwagi dialog możemy współdziałać z Duchem Świętym, aby modlitwa Chrystusa z Ostatniej Wieczerzy: ‘aby byli jedno… by świat uwierzył’ zaczęła przynosić owoce.”
Powyższa propozycja, adresowana do katolików z USA, wydaje się być cenną także dla chrześcijan na Wisłą.
Przede wszystkim przypomina ona, że każdy chrześcijanin może przyczyniać się do budowania jedności Kościoła, które to dzieło ma różne poziomy. Ekumenizm nie jest konikiem garstki zapaleńców, lecz ważnym elementem życia Kościoła, który powinien być kultywowany także poza świątecznymi okazjami.
„Dekalog” tchnie rozwagą i nadzieją zarazem. Może on być zachętą do podejmowania przez chrześcijan ekumenicznej aktywności, również w obliczu (częstej niestety w Polsce) bierności duchownych, dla których styczniowy „Tydzień Modlitwy o Jedność Chrześcijan” oraz istnienie księdza – diecezjalnego referenta do spraw ekumenizmu, a także odpowiednie rubryki mszalne, zdają się załatwiać niemal wszystko, jeśli chodzi o jedność chrześcijaństwa. Oczywiście należy brać pod uwagę specyfikę naszej rzeczywistości społecznej i kulturowej, przejawiającą się choćby w tym, że istnieją w naszym kraju społeczności lokalne o charakterze rzymskokatolickiej monokultury. Taka sytuacja utrudnia np. możliwość poznania innych chrześcijan, lecz nie powinno to zwalniać zarówno duchownych jak i świeckich z „ekumenicznego zobowiązania”. Warto też przypomnieć, iż w sposób wyjątkowy spoczywa ono na katolickich biskupach, którzy winni być w swych diecezjach „promotorami ekumenizmu”.
Ważną wydaje się przestroga przed uprawianiem „dzikiego ekumenizmu”, który może przejawiać się np. w przystępowaniu przez katolików do komunii św. w innych Kościołach. Sądzę, że, dla niektórych spośród chrześcijan, katolicki zakaz korzystania z protestanckiej gościnności eucharystycznej jest trudny do zaakceptowania. Niemniej, wierność kościelnemu magisterium jest dla katolików istotnym elementem kultywowania wiary, zaś jedność nie może być budowana za wszelką cenę.
Postrzegam również północnoamerykański „Dekalog” jako swoistą przestrogę przed cynizmem i żywieniem poczucia wyższości wobec innych. Istnieje bowiem pokusa, by myśleć o swoim Kościele i swej tradycji jako o tych, które są np. „jedynymi i prawdziwymi” obrońcami ludzkiego życia, bądź też jedynymi, które nie odrzucają osób nieheteroseksualnych. W obliczu postępującej pluralizacji chrześcijaństwa w odniesieniu np. do kwestii ordynowania kobiet, zapłodnienia in vitro, czy też ludzkiej seksualności, można odnieść wrażenie, iż ostateczny cel, jakim jest jego jedność, zamiast przybliżać się — oddala. Jednak przed ekumenicznym defetyzmem może chronić przypomnienie sobie o tym, że, jak stwierdza amerykański dokument, dążąc w dobrej wierze do Chrystusa, Jego uczniowie zbliżają się także do siebie nawzajem.
Ekumeniczny zapał może domagać się owoców „tu i teraz”, co wydaje się być rzeczą niemożliwą. Może to prowadzić do niefortunnych sformułowań w rodzaju „międzyreligijne pitu pitu”, bądź też „prawosławno – rzymskokatolickie pitu – pitu”, które chyba nie przybliżają do ekumenicznego celu. Oliwą na wzburzone wody świętego gniewu zelotów ortodoksji może być świadomość tego, że nie każde spotkanie międzyreligijne bądź wewnątrzchrześcijańskie musi zaowocować consensusem w spornych kwestiach. Z pozoru błahe: wspólna modlitwa, gest życzliwości, charytatywne współdziałanie, przyczyniają się, choć niespektakularnie, do ekumenicznego zbliżenia i jako takie mają sens pomimo tego, że jego uczestnicy nadal zajmują odrębne stanowiska w różnych sprawach.
Jest, być może, ekumenizm rodzajem „słodko-gorzkiego” owocu, którego pasjonaci dążą zarazem do jedności i prawdy, te zaś mogą wydawać się czasem wartościami przeciwstawnymi. Mimo to warto go kosztować.