Do diabła z takim ekumenizmem
- 30 stycznia, 2011
- przeczytasz w 2 minuty
Jeśli rację mają niektórzy komentatorzy rzymskokatoliccy, w tym Tomasz Terlikowski, iż ekumenizm lansowany przez Kościół rzymski to wciąż upudrowany konwersjonizm, ekumenizm powrotu pod skrzydła Rzymu (w formie “Anglicanorum coetibus”, otwartych rąk wobec prawosławnych i protestantów), to bez owijania w bawełnę i bawienia się w kościelną dyplomację czynniki decyzyjne we wspólnocie rzymskokatolickiej powinny to jasno i wyraźnie wyartykułować. Jak na razie wiele wskazuje na to, że interpretacja ekumenizmu poczyniona przez Terlikowskiego jest uzasadniona — niemniej jednak, […]
Jeśli rację mają niektórzy komentatorzy rzymskokatoliccy, w tym Tomasz Terlikowski, iż ekumenizm lansowany przez Kościół rzymski to wciąż upudrowany konwersjonizm, ekumenizm powrotu pod skrzydła Rzymu (w formie “Anglicanorum coetibus”, otwartych rąk wobec prawosławnych i protestantów), to bez owijania w bawełnę i bawienia się w kościelną dyplomację czynniki decyzyjne we wspólnocie rzymskokatolickiej powinny to jasno i wyraźnie wyartykułować.
Jak na razie wiele wskazuje na to, że interpretacja ekumenizmu poczyniona przez Terlikowskiego jest uzasadniona — niemniej jednak, podobnie jak to było w przypadku sławetnego “subsitit in” lub w szerszym aspekcie, interpretacji tzw. ducha soborowego — pewne treści papieskiej/-ich wypowiedzi można zrozumieć również nieco inaczej. Stąd potrzebna, a nawet niezbędna jest jednoznaczna deklaracja. Im prędzej się ona pojawi tym lepiej — pozwoli ona zaoszczędzić bardzo dużo bezcennego czasu i niemałych środków.
Jestem przekonany, że w razie jasnej deklaracji Kościoła rzymskiego (zgodnie z biblijnym tak-tak, nie-nie), globalny ekumenizm nabierze niespotykanego dotąd spokoju, świętego spokoju. Dlaczego? Twierdzę, że takie oświadczenie sprawi, iż wielu partnerów ekumenicznych (zarówno międzynarodowych organizacji, jak i poszczególnych Kościołów) zrewiduje sensowność i celowość rozmów teologicznych z Rzymem. Ze swoją ekumeniczną inicjatywą Rzym pozostanie sam na “ekumenicznym” placu boju, nadal pozostanie kolosem, ale samotnym kolosem, triumfalnie celebrującym swój, ale tylko swój ekumenizm. Nikt już nie będzie odnosił się ze zrozumieniem do trudnej sytuacji Kościoła rzymskiego w Ameryce Południowej, gdzie toczy się prawdziwa wojna o dusze między katolicyzmem a wspólnotami neoprotestanckimi (głównie zielonoświątkowcami wszelkiej maści) i nikt też nie będzie traktował poważnie rzymskich deklaracji, że nie chodzi o uniatyzm, ani żadne inne zakamuflowane działania podjazdowo-kłusownicze.
Z ekumenizmem prowadzącym do Rzymu wielu chrześcijan na świecie nie chce mieć nic wspólnego. Dla wielu chrześcijan — i chyba nie tylko dla protestantów — to koniec ekumenizmu w ogóle lub po prostu strata czasu. Bezcennego. Jedność w urzędzie, posługiwaniu i świętowaniu Eucharystii nie musi zakładać przeciągania przez stół, ani stawiania pod ścianą ekumenicznych partnerów. Ekumenizm różne ma oblicza, podobnie jak jedność i Kościół Chrystusowy — nie zmieni tego żonglerka etykietkami nt. prawdziwego i fałszywego ekumenizmu. Ważne jest jednak, aby jak najszybciej określić, powiedzieć i zdeklarować, czego chce każda ze stron — chrześcijaństwo protestanckie z pewnością nie chce rzymskiego ekumenizmu.
:: Link do tekstu Tomasza Terlikowskiego
foto: nataliedee.com