Dwa ważne głosy o nabożeństwie
- 2 marca, 2012
- przeczytasz w 3 minuty
Coraz mniej Niemców uczęszcza na niedzielne msze i nabożeństwa. Z jednej strony niemieckie media informują o dużym wpływie Kościołów na życie publiczne, czego niezbitym dowodem ma być fakt, że na dwoma najważniejszymi osobami w państwie będą za chwilę ludzie mocno związani z Kościołem, a z drugiej świątynie dwóch największych wyznań nie odnotowują większego zainteresowania niedzielną liturgią. A jednak wciąż pojawiają się głosy, które z różnych perspektyw i w różny sposób chcą przywrócić znaczenie, […]
Coraz mniej Niemców uczęszcza na niedzielne msze i nabożeństwa. Z jednej strony niemieckie media informują o dużym wpływie Kościołów na życie publiczne, czego niezbitym dowodem ma być fakt, że na dwoma najważniejszymi osobami w państwie będą za chwilę ludzie mocno związani z Kościołem, a z drugiej świątynie dwóch największych wyznań nie odnotowują większego zainteresowania niedzielną liturgią. A jednak wciąż pojawiają się głosy, które z różnych perspektyw i w różny sposób chcą przywrócić znaczenie, i powagę nabożeństwa.
Są to głosy ekumeniczne – nie dlatego, że podkreślają w jakiś szczególny sposób ekumeniczny postulat, ale ekumeniczne w swoim przesłaniu.
Szczególną uwagę przykuwa jedna z najpopularniejszych postaci Kościoła rzymskokatolickiego w Niemczech w ciągu ostatnich lat – ks. prałat Wilhelm Imkamp. Człowiek o niebywałej erudycji, ostrym języku, ale też finezyjnym (w sumie kwestia smaku) dowcipie, który nie boi się konfrontacji z modnymi w Berlinie i ostatnio w Warszawie antyklerykalnymi trendami. Imkamp, kierujący sanktuarium maryjnym Maria Vesperbild.
W rozmowie z Radiem Watykańskim stwierdził, że msza jest w wielu parafiach trywializowana, nie udzielane jest już Ciało Chrystusa, a eucharystyczne wypieki. — A wszystko to dla społecznego uspokojenia. Najważniejsze, abyśmy byli dla siebie mili i jakoś o wszystkim mówili. Misterium zniknęło, a z mszy zrobiliśmy wydarzenie kulturalne – dodał.
Ze słowami Imkampa utożsamia się wielu katolików i to nie tylko ci, którzy chcieliby całkowitego powrotu przedsoborowej mszy. Wielu drażni liturgiczna fuszerka, schematyczne podejście do liturgii lub też inna skrajność, kiedy duchowny za wszelką cenę chce zaistnieć poprzez swój aktywizm i fałszywie rozumiane aggiornamento. Msza jako autocelebracja kapłana i mnożące się nadużycia liturgiczne obnażają stopniowe zeświecczenie oraz duchową demencję wielu katolików. Ale nie tylko katolików!
Również w wielu zachodnioeuropejskich kościołach ewangelickich – i niestety coraz częściej także i w Polsce – nabożeństwo traktowane jest jak układanka klocków puzzle, gdzie dowolnie ksiądz lub ad hoc zwołana parafialna grupa liturgiczna zmieniają porządek nabożeństwa, a w skrajnych przypadkach formuły liturgii komunijnej, aby pod pretekstem nieprzystawalności Słów Ustanowienia do sposobu myślenia współczesnego człowieka, skonstruować nie tylko zupełnie nową liturgię, ale i nową teologię, a w konsekwencji nowego boga. Zwiastowanie Ewangelii poprzez głoszenie Słowa Bożego i udzielanie Sakramentów Świętych stanowi dla ewangelików (ale chyba nie tylko) serce Kościoła. Dlatego – stwierdził nieco mniej spektakularnie w minionych dniach ks. Alfred Buß, przechodzący w stan spoczynku zwierzchnik Ewangelickiego Kościoła Westfalii, Kościół, który nie ma misyjnych ambicji skazany jest zawał serca. To właśnie nabożeństwo posiada centralne znaczenie dla ewangelickiej tożsamości i rozumienia Kościoła.
Głosy księży Imkampa i Buß, wydawało by się tak odległe od siebie, wskazują jednak nie tyle na kryzys, co potrzebę kryzysu w Kościołach, aby wreszcie obudziły się (zarówno duchowni, jak i wierni) z wygodnej oczywistości i wykazały się odwagą, aby zrozumieć to, co otrzymały i wciąż otrzymują. Kościoła nie trzeba wynajdywać od nowa – Kościół wciąż się odradza nawróceniem tych, którzy do Kościoła należą i go poprzez powołanie tworzą.