Opinie

Ekumeniczny sabotaż kardynała Kocha


Kar­dy­nał Kurt Koch, prze­wod­ni­czą­cy Papie­skiej Rady ds. Popie­ra­nia Jed­no­ści Chrze­ści­jan, mówiąc o koniecz­no­ści nowej ewan­ge­li­za­cji pod­czas syno­du bisku­pów w Rzy­mie, stwier­dził, że współ­cze­sna seku­la­ry­za­cja wyra­sta z podzia­łu chrze­ści­jań­stwa zachod­nie­go w XVI wie­ku i wła­śnie o tych nega­tyw­nych skut­kach Refor­ma­cji nale­ży pamię­tać pod­czas zbli­ża­ją­cych się obcho­dów 500-lecia Refor­ma­cji. Hie­rar­cha, współ­od­po­wie­dzial­ny mię­dzy inny­mi za bila­te­ral­ny dia­log rzy­m­sko­­ka­­to­­li­c­ko-lute­­ra­ń­ski, zauwa­żył, że dro­ga do pojed­na­nia z lute­ra­na­mi jest wciąż dale­ka, a powo­dem tego […]


Kar­dy­nał Kurt Koch, prze­wod­ni­czą­cy Papie­skiej Rady ds. Popie­ra­nia Jed­no­ści Chrze­ści­jan, mówiąc o koniecz­no­ści nowej ewan­ge­li­za­cji pod­czas syno­du bisku­pów w Rzy­mie, stwier­dził, że współ­cze­sna seku­la­ry­za­cja wyra­sta z podzia­łu chrze­ści­jań­stwa zachod­nie­go w XVI wie­ku i wła­śnie o tych nega­tyw­nych skut­kach Refor­ma­cji nale­ży pamię­tać pod­czas zbli­ża­ją­cych się obcho­dów 500-lecia Refor­ma­cji.

Hie­rar­cha, współ­od­po­wie­dzial­ny mię­dzy inny­mi za bila­te­ral­ny dia­log rzym­sko­ka­to­lic­ko-lute­rań­ski, zauwa­żył, że dro­ga do pojed­na­nia z lute­ra­na­mi jest wciąż dale­ka, a powo­dem tego są róż­ne kon­cep­cje Kościo­ła. Według kar­dy­na­ła Kocha jedy­nie solid­ny dia­log teo­lo­gicz­ny może prze­ła­mać podzia­ły, jed­nak moż­li­wa jest rów­nież dro­ga na skró­ty, pole­ga­ją­ca na powo­ła­niu ordy­na­ria­tu dla lute­ra­nów – podob­nie jak to uczy­nio­no dla angli­ka­nów (Angli­ca­no­rum coeti­bus). Jak infor­mu­je Radio Waty­kań­skie, kar­dy­nał zastrzegł, że ini­cja­ty­wa musia­ła­by wyjść od samych lute­ra­nów, któ­rzy chcie­li­by przejść do Kościo­ła rzym­skie­go, zacho­wu­jąc swo­je tra­dy­cje i zwy­cza­je.

Komen­tarz

Im bli­żej Świę­ta Refor­ma­cji, im bli­żej obcho­dów 500-lecia Refor­ma­cji, tym moc­niej teo­lo­dzy, w tym tak­że hie­rar­cho­wie Kościo­ła rzym­sko­ka­to­lic­kie­go, napo­mi­na­ją i prze­ko­nu­ją, że refor­ma­cyj­na rocz­ni­ca nie może prze­ro­dzić się w kon­fe­syj­ną auto­in­sce­ni­za­cję kon­stru­owa­ną na potrze­by zaścian­ko­wej apo­lo­ge­ty­ki tudzież pod­grze­wa­nia anty­ka­to­lic­kich nastro­jów w nie­któ­rych śro­do­wi­skach lute­rań­skich, czy ogól­nie mówiąc, pro­te­stanc­kich. I słusz­nie. Nie bra­ku­je wśród spad­ko­bier­ców Refor­ma­cji takich postaw, dla któ­rych gra­ni­ce wyzna­nio­we przy­po­mi­na­ją linie wyso­kie­go napię­cia, któ­rych prze­kro­cze­nie sta­no­wi nie tyl­ko zamach dla wła­snej toż­sa­mo­ści, moc­no zlęk­nio­nej i zakon­ser­wo­wa­nej XVI-wiecz­ny­mi zaklę­cia­mi, lecz tak­że deto­na­cję Ewan­ge­lii jako takiej. Takie posta­wy nie są świa­dec­twem siły czy kon­fe­syj­nej toż­sa­mo­ści, a raczej kapi­tu­la­cją, ogło­sze­niem bez­sil­no­ści wobec zmie­nia­ją­ce­go się świa­ta, a w koń­co­wym efek­cie uru­cho­mie­niem pro­ce­su auto­de­struk­cji, stop­nio­we­go prze­kształ­ca­nia wła­snej wspól­no­ty w sek­tę, a w naj­lep­szym wypad­ku prza­śny skan­sen.

Takie posta­wy nie rodzą się jed­nak tyl­ko w gło­wach pro­te­stanc­kich papie­ży i papie­żą­tek tudzież pomniej­szych auto­kra­tów, któ­rzy z obrzy­dze­niem patrząc na Rzym sami sta­ją się minia­tu­rą tego wszyst­kie­go, co tak bar­dzo ich odpy­cha od „kato­lic­kich prze­są­dów i neo­po­gań­stwa”.

Opi­sa­ne posta­wy to rów­nież pro­dukt głu­pich, pozba­wio­nych wraż­li­wo­ści wypo­wie­dzi eku­me­nicz­nych „part­ne­rów”. Trud­no ina­czej odnieść się bowiem do wypo­wie­dzi kar­dy­na­ła Kocha, któ­ry dość, że doko­nu­je ahi­sto­rycz­nej inter­pre­ta­cji skut­ków seku­la­ry­zmu, to jesz­cze zachę­ca do pój­ścia dro­gą na skró­ty, usku­tecz­nia­jąc tym samym kościel­ną obłu­dę, moral­ność Kale­go: ina­czej brzmią gło­sy rzym­sko­ka­to­lic­kich hie­rar­chów, w tym Kocha nie wyłą­cza­jąc, gdy w nie­któ­rych Kościo­łach lokal­nych rodzą się pomy­sły, wymu­sza­ją­ce dro­gę na skró­ty. Argu­men­tu­jąc z per­spek­ty­wy rzym­sko­ka­to­lic­kiej hie­rar­cho­wie pod­kre­śla­ją siłę cier­pli­wo­ści i koniecz­ność sza­cun­ku wobec Kościo­ła uni­wer­sal­ne­go (Welt­kir­che). Tego wszyst­kie­go zabra­kło w wypo­wie­dzi kar­dy­na­ła Kocha pod adre­sem lute­ran. Szwaj­car prze­mó­wił gło­sem wojen­ne­go stra­te­ga, pro­win­cju­sza-pro­ze­li­ty, a nie gło­sem dusz­pa­ste­rza, teo­lo­ga-eku­me­ni­sty odpo­wie­dzial­ne­go za dia­log z ina­czej wie­rzą­cy­mi w tego same­go Chry­stu­sa.

Oczy­wi­ście każ­de dziec­ko wie, że zanim roz­po­czę­ła się Refor­ma­cja (mniej­sza o to, że w ogó­le trud­no okre­ślić jaką­kol­wiek datę), Kościół Zachod­ni był mode­lo­wym przy­kła­dem anty­se­ku­la­ry­zmu, roz­dzia­łu wła­dzy świec­kiej i duchow­nej i nie ist­nia­ło w nim nic, co mogło­by dopro­wa­dzić do refor­ma­cyj­ne­go prze­si­le­nia, któ­re to z kolei zapro­gra­mo­wa­ło 31 paź­dzier­ni­ka 1517 roku bom­bę z opóź­nio­nym zapło­nem – seku­la­ryzm wła­śnie. Cóż, nikt roz­sąd­ny nie będzie nego­wał fak­tu, że refor­ma­cja jako ruch reli­gij­ny, ale rów­nież spo­łecz­ny, kul­tu­ro­wy, a zatem zanu­rzo­ny w rze­czy­wi­sto­ści XVI-wiecz­nej Euro­py, była kolej­nym eta­pem w dzie­jach kon­ty­nen­tu, eta­pem, któ­ry przy­spie­szył pro­ce­sy okre­śla­ne mia­nem seku­la­ry­za­cji. Jed­nak Refor­ma­cja to rów­nież pogłę­bie­nie życia reli­gij­ne­go, rene­sans patry­sty­ki, kul­tur naro­do­wych i kul­tu­ry w ogó­le, to wiel­kie ducho­we odro­dze­nie w wie­lu wymia­rach, choć tak­że wie­le pro­ble­mów i wyzwań. Nie­któ­re z nich pozo­sta­ją wciąż aktu­al­ne. Jeśli Refor­ma­cja przy­czy­ni­ła się do seku­la­ry­za­cji to w podob­nym stop­niu niż rzym­skie sny o ducho­wej hege­mo­nii. Soju­sze tro­nu i ołta­rza, któ­re naj­szyb­ciej pro­wa­dzą do seku­la­ry­za­cji, nie są wyłącz­nie lute­rań­ską dome­ną. Bynaj­mniej nie cho­dzi o licy­ta­cję: kto bar­dziej, kto mniej, jed­nak wska­zy­wa­nie pal­cem na lute­ran jako głów­nych wino­waj­ców seku­la­ry­za­cji, a tak wła­śnie moż­na zin­ter­pre­to­wać kar­dy­nal­ską dia­gno­zę, jest po pro­stu nie­po­waż­ne i prze­ja­wem ewan­ge­licz­nej praw­dy o bel­ce i źdźble.

Jed­nak o ile histo­rycz­ne wywo­dy kar­dy­na­ła Kocha mogą być przed­mio­tem deba­ty histo­ry­ków, spe­cja­li­stów od filo­zo­fii histo­rii i innych uczo­nych, o tyle wypo­wiedź waty­kań­skie­go eku­me­ni­sty o ordy­na­ria­tach dla lute­ra­nów jest nie­szczę­śli­wym wypad­kiem przy pra­cy albo zamie­rzo­ną stra­te­gią sabo­to­wa­nia eku­me­nicz­nej koeg­zy­sten­cji. Kar­dy­nał Koch, zna­jąc lute­ra­nizm, powi­nien wie­dzieć, że refor­ma­to­rom i współ­cze­snym ewan­ge­li­kom tra­dy­cji lute­rań­skiej nie cho­dzi­ło o zwy­cza­je, któ­re będą mogli zacho­wać, ale przede wszyst­kim o to, aby Ewan­ge­lia była wier­nie i czy­sto zwia­sto­wa­na. Gdy­by cho­dzi­ło jedy­nie o zwy­cza­je, to napraw­dę nie było­by o czym mówić. Niech bio­rą, co chcą ich zyski liche są — chcia­ło­by się dopo­wie­dzieć, jed­nak nie o trium­fa­li­stycz­ny hymn cho­dzi, a po pro­stu o stwier­dze­nie: Pal licho zwy­cza­je — nie na nich zbu­do­wa­ny jest Kościół. Wie­rzy­my prze­cież, że Kościół świę­ty jest żywym gło­sem Ewan­ge­lii, a zatem nie bez zna­cze­nia jest rów­nież fakt, jak ów Kościół „się dzie­je” i dokąd zmie­rza.

Rację ma kar­dy­nał: lute­rań­ski punkt widze­nia jest sprzecz­ny z rzym­skim, a zni­we­lo­wa­nie róż­nic ozna­cza, że na koń­cu tej sygna­li­zo­wa­nej dro­gi na skró­ty nie będzie praw­dzi­wych ewan­ge­li­ków albo też praw­dzi­wych rzym­skich kato­li­ków. Jeśli zatem kar­dy­nał chce, aby ewan­ge­li­cy prze­sta­li być tymi, kim są, porzu­ci­li tra­dy­cję, z któ­rej wyro­śli, a któ­ra nie zaczy­na się 31 paź­dzier­ni­ka 1517 roku, to szko­da mar­no­wać czas na dal­sze roz­mo­wy, a zaofe­ro­wać coś, na co połasz­czą się mniej­sze lub więk­sze grup­ki „lute­ra­nów”. Sko­ro numer udał się z angli­ka­na­mi, to może uda się i z lute­ra­na­mi – czy to jest ta stra­te­gia? To myśle­nie? Od trium­fu do trium­fu w imię lep­sze­go, sku­tecz­ne­go eku­me­ni­zmu? Jeśli tak, to napraw­dę szko­da wszyst­kich tych, któ­rzy na róż­ne spo­so­by uczest­ni­czą w pro­ce­sie wza­jem­ne­go pozna­wa­nia i nisz­cze­nia murów uprze­dzeń. Sło­wa kar­dy­na­ła to pre­zent dla wszyst­kich wro­gów eku­me­ni­zmu, to wyma­rzo­ne wręcz pali­wo dla tych, któ­rzy w Rzy­mie chcą widzieć agre­so­ra, któ­ry mimo wewnętrz­nych pro­ble­mów (któż jest od nich wol­ny?), nie rezy­gnu­je z pro­ze­lic­kiej eks­pan­sji, nie trak­tu­jąc poważ­nie ani sie­bie, ani swo­ich „part­ne­rów”. Szko­da, po pro­stu szko­da. War­to też pamię­tać, że dro­ga na skró­ty nie jest jed­no­kie­run­ko­wa.

Dariusz Bruncz

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.