Ekumenizm i herezja postępowego dialogizmu
- 18 marca, 2009
- przeczytasz w 4 minuty
Afera wokół zdjęcia przez papieża ekskomunik z czterech biskupów Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X pokazała, jak wielka przepaść dzieli katolickie rozumienie ekumenizmu, od „postępowego” dialogizmu. Ten pierwszy ma bowiem na celu jedność Kościoła w prawdzie, ten drugi natomiast rozmywanie rzeczywistego nauczania Kościoła. Tę różnicę najlepiej widać w ostatnim liście Benedykta XVI, w którym wyjaśnia on motywy i cele swojego działania. Uznając, że pewne decyzje można było lepiej uzasadnić, a samo zdjęcie […]
Afera wokół zdjęcia przez papieża ekskomunik z czterech biskupów Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X pokazała, jak wielka przepaść dzieli katolickie rozumienie ekumenizmu, od „postępowego” dialogizmu. Ten pierwszy ma bowiem na celu jedność Kościoła w prawdzie, ten drugi natomiast rozmywanie rzeczywistego nauczania Kościoła.
Tę różnicę najlepiej widać w ostatnim liście Benedykta XVI, w którym wyjaśnia on motywy i cele swojego działania. Uznając, że pewne decyzje można było lepiej uzasadnić, a samo zdjęcie ekskomuniki uprzedzić wyjaśnieniem wszystkich wątpliwości wokół poglądów biskupa Richarda Williamsona, papież jednocześnie zadaje wszystkim swoim krytykom fundamentalne pytanie: „Cczy rzeczywiście było i jest niesłuszne, aby w tym wypadku wyciągnąć rękę do brata «który ma coś przeciw tobie» i szukać zgody? (…) Czy możemy być obojętni na wspólnotę, do której należy 491 księży, 215 seminarzystów, 6 seminariów, 2 instytuty uniwersyteckie, 117 braci i 164 siostry? Czy rzeczywiście możemy pozwolić na to, aby tak po prostu odegnano ich z Kościoła? Myślę np. o tych 491 kapłanach. Nie znamy sieci ich motywacji, ale myślę, że nie zdecydowaliby się na kapłaństwo, gdyby pośród ich niepowodzeń i niezadowolenia nie istniała miłość do Chrystusa i wola, aby Jego i wraz z Nim zwiastować żywego Boga. Czy powinniśmy ich jako przedstawicieli radykalnej grupy gdzieś na uboczu Kościoła naprawdę wykluczyć z poszukiwania pojednania i jedności?” – napisał Benedykt XVI.
I trudno nie zadać tego pytania jego najgłośniejszym, także polskim, krytykom. Czy rzeczywiście są oni zdania, że w dobie powszechnego dialogu, rozmów z protestantami, prawosławnymi, Żydami i muzułmanami, można odmówić rozmów i prób pojednania z grupą, która nawet jeszcze nie do końca oddzieliła się od Kościoła? Czy rzeczywiście ich zdaniem rozmawiać i dialogować można tylko z grupami, które podobają się medialnemu i religijnemu mainstreamowi? Czy w Kościele nie ma być już miejsca dla tych, którzy odrzucają pewną interpretację Vaticanum II (zazwyczaj nie mającą zresztą wiele wspólnego z literą dokumentów)?
Obawiam się, że niestety odpowiedzi najgorętszych krytyków decyzji Benedykta XVI będą twierdzące. A powodem jest ich rozumienie dialogu i ekumenizmu, które z katolicką tradycją i doktryną niewiele lub zgoła nic nie ma wspólnego. Im bowiem (i to niezależnie od wyznania) w istocie wcale nie chodzi o prawdziwy dialog czy prawdziwe poszukiwanie jedności, a o to, by promować doktrynalny relatywizm, rozmywanie prawdy i promowanie nie tyle pełnej jedności, ile jakiejś formy protestanckiego rozumienia dialogu i ekumenizmu, w którym celem nie jest jedność w prawdzie, ale jedność w różnorodności, wypełnianie upodobań wiernych, a także zaangażowanie społeczne.
Dla Kościoła zaś celem dialogu jest dążenie do Prawdy, pogłębiania doktryny i próba coraz lepszego jej wykładania. A na takiej wspólnie zgłębionej prawdzie buduje się Jedność. Szukanie obu tych wartości (jedności i prawdy) dokonuje się zaś za pomocą dialogu, rozmowy, ale także gestów otwartości czy miłosierdzia. Tak było z prawosławnymi czy z wiernymi Kościołów przedchalcedońskich. Paweł VI i Jan Paweł II także zdejmowali z ich liderów ekskomuniki po to, by łatwiej było rozmawiać i dążyć do Prawdy. I w obu przypadkach udało się sporo osiągnąć. Wspólne deklaracje chrystologiczne z Ormianami, Koptami czy Asyryjskim Kościołem Wschodu (czyli nestorianami) zostały osiągnięte właśnie dzięki temu, że kiedyś papieże zdecydowali się na gest otwarcia. I nie widać jakoś powodów, by w przypadku Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X miało być całkowicie inaczej. Nie widać powodów, dla których i tym razem pełen miłosierdzia gest nie miałby przyczynić się do wyraźnego zbliżenia. A nawet jeśli tak się nie stanie, to budowniczy mostów, jakim jest biskup Rzymu, przynajmniej zrobi wszystko, co jest możliwe, by pełną jedność odbudować.
I kto wie, czy właśnie tego nie obawiają się najbardziej krytyczni wobec papieża dialogiści. Jeśli Bractwo Kapłańskie św. Piusa X powróci do Kościoła, to pewnej przemianie ulegnie nie tylko ta wspólnota, ale również Kościół (jak to bywa w przypadku dialogu). Z pewnością po takim zakończonym sukcesem pojednaniu współczesny Kościół byłby bardziej otwarty na Tradycję przedsoborową i bardziej świadomy tego, że dialog jest jedynie środkiem, za pomocą którego poszukuje się prawdy i głosi ją wszystkim narodom (także Żydom). „Jednak niektórym osobom, które przedstawiają się jako wielcy obrońcy Soboru, należy przypomnieć, że Vaticanum II nosi w sobie całe historyczne nauczanie Kościoła. Kto chce być mu posłuszny, musi przyjąć wiarę stuleci i nie może odcinać korzeni, dzięki którym to drzewo żyje” — napisał papież. A jego opinia jest ciosem w serce tych, którzy od litery Soboru wolą jego „ducha”, który jest – by posłużyć się tytułem książki Dietricha von Hildebranda – „koniem trojańskim w mieście Boga”.
Tekst ukazał się w dzisiejszym wydawniu “Gazety Polskiej”