Opinie

Herezja “dialogu międzyreligijnego”


Kolej­ny kon­gres mię­dzy­re­li­gij­ny, kolej­ne spo­tka­nie i rewia reli­gij­nych tek­sty­liów: od tunik muzuł­mań­skich ima­mów aż po kar­dy­nal­skie pur­pu­ry. Wiel­kie dzie­ło wiel­kie­go dia­lo­gu w wiel­kim wyda­niu. I trud­no nie przy­znać racji Toma­szo­wi Ter­li­kow­skie­mu, któ­ry zauwa­ża, że pano­wie (panie też?) zbie­ra­ją się, aby prze­ko­ny­wać (samych sie­bie?), że dia­log reli­gij­ny jest tak strasz­nie waż­ny. Rze­czy­wi­stość poka­zu­je jed­nak, że dia­log mię­dzy­re­li­gij­ny jest nie tyl­ko zbęd­ny, jało­wy, fik­cyj­ny, ale po pro­stu szko­dli­wy. Tomasz Ter­li­kow­ski pisze, […]


Kolej­ny kon­gres mię­dzy­re­li­gij­ny, kolej­ne spo­tka­nie i rewia reli­gij­nych tek­sty­liów: od tunik muzuł­mań­skich ima­mów aż po kar­dy­nal­skie pur­pu­ry. Wiel­kie dzie­ło wiel­kie­go dia­lo­gu w wiel­kim wyda­niu. I trud­no nie przy­znać racji Toma­szo­wi Ter­li­kow­skie­mu, któ­ry zauwa­ża, że pano­wie (panie też?) zbie­ra­ją się, aby prze­ko­ny­wać (samych sie­bie?), że dia­log reli­gij­ny jest tak strasz­nie waż­ny. Rze­czy­wi­stość poka­zu­je jed­nak, że dia­log mię­dzy­re­li­gij­ny jest nie tyl­ko zbęd­ny, jało­wy, fik­cyj­ny, ale po pro­stu szko­dli­wy.

Tomasz Ter­li­kow­ski pisze, że nie ma nic prze­ciw­ko dia­lo­go­wi mię­dzy­re­li­gij­ne­mu, spo­tka­niom, jeśli słu­żą praw­dzi­we­mu dia­lo­go­wi. Per­spek­ty­wa nie­zwy­kle szla­chet­na, ale rów­nie pozor­na jak dia­log mię­dzy­re­li­gij­ny w swej isto­cie. Co ma być przed­mio­tem tego dia­lo­gu? Posza­no­wa­nie praw czło­wie­ka czy też „eku­me­nicz­ny” kon­sen­sus w spra­wie, czy wyci­na­nie łech­ta­czek nasto­lat­kom jest do pogo­dze­nia z mię­dzy­re­li­gij­nym impe­ra­ty­wem czy nie? Czy wol­no uci­nać gło­wę kon­wer­ty­tom? Czy wol­no wyklu­czać ludzi z głów­ne­go nur­tu spo­łecz­ne­go tyl­ko dla­te­go, że uro­dzi­li się jako człon­ko­wie takiej, a nie innej kasty? Czy przed­mio­tem dia­lo­gu mię­dzy­re­li­gij­ne­go ma być prze­ko­ny­wa­nie jed­nych przez dru­gich, że oto i tak wszy­scy wie­rzy­my w tego same­go, bo jed­ne­go B(b)oga? Stwier­dze­nie to jest już nie tyl­ko dome­ną, ale i świę­tym dogma­tem tzw. chrze­ści­jań­stwa inklu­zyj­ne­go, któ­re­go dru­gim i ostat­nim dogma­tem jest brak innych dogma­tów poza pierw­szym dogma­tem.

Na co komu dia­log mię­dzy­re­li­gij­ny? Jakie kon­kret­ne rezul­ta­ty przy­nio­sły pró­by podej­mo­wa­ne przez cele­bro­wa­nych w islam­skim świe­cie chrze­ści­jań­skich dia­lo­gi­stów – czy uci­na się mniej głów? Czy mniej kobiet się kamie­nu­je? Czy przed­mio­tem dia­lo­gu jest spo­tka­nie przy okrą­głym sto­le, przy któ­rym muł­ła, kar­dy­nał, pastor, bud­dyj­ski mnich, czy cza­row­nik voo doo powie­dzą, jak waż­na jest spra­wie­dli­wość, tole­ran­cja i wza­jem­na miłość? Czy dia­log mię­dzy­re­li­gij­ny jest i powi­nien być w ogó­le nazy­wa­ny dia­lo­giem? W koń­cu dia­log – np. w per­spek­ty­wie wewnątrz­chrze­ści­jań­skiej zakła­da wspól­ne fun­da­men­ty, cze­go nie moż­na powie­dzieć np. o roz­mo­wach chrze­ści­jań­sko-muzuł­mań­skich, chy­ba że ktoś uwa­ża, że jed­ni, jak i dru­dzy wie­rzą w tego same­go Boga. Cie­szę się nie­zmier­nie, że red. Ter­li­kow­ski zaczy­na zada­wać pyta­nie, czy Allah to ten sam Bóg co JHWH tyl­ko ina­czej ujmo­wa­ny. Kwe­stie, nad któ­ry­mi bez­owoc­nie dys­ku­tu­ją hie­rar­cho­wie i reli­gij­ni dostoj­ni­cy, nie są przed­mio­tem dia­lo­gu reli­gij­ne­go, a war­to­ścia­mi wyro­sły­mi z judeo-chrze­ści­jań­skiej ety­ki, mówią­cej o nie­zby­wal­nych pra­wach czło­wie­ka powta­rza­nych w dekla­ra­cjach, kon­sty­tu­cjach i róż­ne­go rodza­ju doku­men­tach. Kwe­stie te powin­ny być przed­mio­tem roz­mów poli­ty­ków, dele­ga­cji mię­dzy­rzą­do­wych, a nie wyse­lek­cjo­no­wa­nych duchow­nych, któ­rzy pięk­nie mówią przy sto­le, a któ­rych kole­dzy w wie­lu kra­jach piszą fatwy o tym, że kościół to obo­ra, że kobie­ta to rzecz, a chrze­ści­ja­nie to psy nie­wier­ne, któ­re nale­ży eks­ter­mi­no­wać poprzez deka­pi­ta­cję, szcze­gól­nie w przy­pad­ku kon­wer­ty­tów. Ale zaraz pod­nie­sie się sko­wyt w obro­nie kul­tu­ro­wej spe­cy­fi­ki, uwa­run­ko­wa­nia i wiel­kiej, pięk­nej tra­dy­cji muzuł­mań­skiej kul­tu­ry, któ­rą nale­ży tole­ran­cyj­nie brać z dobro­dziej­stwem inwen­ta­rza, a z chrze­ści­jań­skiej moż­na się do woli wyśmie­wać i dep­tać, bo jest prze­cież wol­ność sło­wa. Waż­ny jest udział lub nawet wspar­cie duchow­nych do dzia­łań, zmie­rza­ją­cych do przy­wró­ce­nia poko­ju w ska­li mikro i makro, jed­nak ów udział nie czy­ni jesz­cze z roz­mów dia­lo­gu mię­dzy­re­li­gij­ne­go, a mię­dzy­re­li­gij­ną współ­pra­cę spo­łecz­ną, god­ną każ­dej pochwa­ły. Wol­ność, nie­zby­wal­na god­ność jed­nost­ki i pra­wo do życia, ani praw­dy wia­ry nie mogą być przed­mio­tem dia­lo­gu, ani jakich­kol­wiek nego­cja­cji. Dla­te­go też trud­no nazwać roz­mo­wy przed­sta­wi­cie­li róż­nych reli­gii nt. prze­mo­cy dia­lo­giem MIĘ­DZY-reli­gij­nym. To spra­wa przy­zwo­ito­ści i wia­ry­god­no­ści takiej czy innej reli­gii, a nie spra­wa dia­lo­gu. Jeśli przed­sta­wi­cie­le danej reli­gii w Euro­pie nie akcep­tu­ją rów­no­ści kobie­ty i męż­czy­zny, uwa­ża­ją bicie kobie­ty za pra­wo męż­czy­zny to spra­wa ta nie powin­na być przed­mio­tem jakie­go­kol­wiek dia­lo­gu i pró­by “zro­zu­mie­nia”, a przy­czy­ną do natych­mia­sto­wej depor­ta­cji moż­li­wie naj­więk­szej ilo­ści żar­li­wych wyznaw­ców tej­że reli­gii do ojczy­zny, w któ­rej trak­to­wa­nie kobie­ty jak wor­ka na śmie­ci jest wyra­zem poboż­no­ści.

A co z ochro­ną życia? Dziw­ne, że Tomasz Ter­li­kow­ski nie pod­kre­ślił wiel­kich zasług isla­mu, któ­ry w wiel­kich pro­jek­tach ochro­ny życia nie­na­ro­dzo­ne­go idzie pod rękę z Waty­ka­nem, ale gdy cho­dzi o ochro­nę życia naro­dzo­ne­go owo życie prze­sta­je być już tak świę­te. Czyż nie jest to brzyd­ka koali­cja? Nie­zręcz­nie jest mi przy­po­mi­nać o wie­lu ini­cja­ty­wach pro-life pod auspi­cja­mi Kościo­łów ewan­ge­lic­kich (zarów­no refor­mo­wa­nych, jak i lute­rań­skich) na całym świe­cie. Rów­nie nie­zręcz­nie jest mi przy­po­mi­nać o orga­ni­za­cjach świec­kich kato­li­ków, któ­re opo­wia­da­ją się za poli­ty­ką pro-cho­ice i nic z tego nie wyni­ka poza incy­den­tal­ny­mi środ­ka­mi dys­cy­pli­nu­ją­cy­mi. Cóż, nie jestem jedy­nym lute­ra­ni­nem, któ­ry wsty­dzi się za nie­któ­re Kościo­ły moje­go wyzna­nia, że w kwe­stii abor­cji sto­su­ją poli­ty­kę (mil­czą­ce­go) przy­zwo­le­nia.

Jest jesz­cze jed­na kwe­stia i łączy się ona z pew­nym wspo­mnie­niem: daw­no temu oglą­da­łem film doku­men­tal­ny z dzia­łal­no­ści wspól­no­ty św. Idzie­go (orga­ni­za­to­ra kra­kow­skie­go zlo­tu) oraz innych orga­ni­za­cji zwią­za­nych z Kościo­łem rzym­sko­ka­to­lic­kim (podob­nych nie bra­ku­je rów­nież w Kościo­łach pro­te­stanc­kich). W pamię­ci zapa­dła mi sce­na, gdy zakon­ni­ce poka­zy­wa­ły pokój dla azy­lan­tów. Pięk­ne świa­dec­two miło­sier­dzia. Jed­nak mój zachwyt nie trwał dłu­go. Jed­na z zakon­nic roz­pro­mie­nio­na poka­zy­wa­ła na ścia­nie ozdob­ny napis ozna­cza­ją­cy imię islam­skie­go boga i stwier­dzi­ła, że zawie­szo­ny został tam dla­te­go, aby muzuł­mań­scy goście nie czu­li się tu obco. Dra­ma­ty­zu­ję? Może, jed­nak świa­do­mość tego, co dzie­je się w Euro­pie Zachod­niej, nie wyłą­cza­jąc seku­la­ry­za­cji, któ­ra dziw­nym tra­fem idzie w parze z mał­pim zachwy­tem nad isla­mem i reli­gia­mi Dale­kie­go Wscho­du, powo­du­je, że nie­bez­pie­czeń­stwo destruk­cyj­ne­go rela­ty­wi­zmu sta­je się coraz więk­sze. Słusz­nie stwier­dził ongiś Joseph Rat­zin­ger, że rela­ty­wizm nie jest depre­cjo­no­wa­niem war­to­ści, nie jest pomniej­sza­niem wagi takie­go czy inne­go prze­ka­zu, ale jest wła­śnie dowar­to­ścio­wa­niem i prze­war­to­ścio­wa­niem wszyst­kie­go. Rela­ty­wizm nie dewar­to­ściu­je żad­nej reli­gii, a mówi, że wszyst­kie są jed­na­ko­wo war­to­ścio­we, waż­ne i prze­peł­nio­ne duchem (cokol­wiek to zna­czy), stąd też praw­da jest względ­na. Do takie­go sta­nu rze­czy dopro­wa­dza m.in. tzw. dia­log mię­dzy­re­li­gij­ny. Dla­cze­go w onym dia­lo­gu dia­lo­gu­ją głów­nie chrze­ści­ja­nie i to oni wymy­śli­li ów dia­log, któ­ry dla muzuł­ma­nów i innych lumi­na­rzy mię­dzy­na­ro­do­wych spę­dów jest kolej­ną oka­zją do spek­ta­ku­lar­ne­go uwia­ry­god­nie­nia sie­bie i cho­rej idei wspól­nych modłów. Jaki one mają sens oprócz pro­mo­wa­nia cukier­ko­wa­te­go land­scha­ftu wszech­re­li­gij­nej koeg­zy­sten­cji? Co przy­nio­sły set­ki spo­tkań mię­dzy­re­li­gij­nych? Co zmie­ni­ły w sytu­acji chrze­ści­jan? W Euro­pie Zachod­niej z pew­no­ścią przy­czy­ni­ły się do budo­wy etnicz­no-reli­gij­nych gett, w któ­rych prze­pi­sy reli­gij­ne mają rów­ne bądź więk­sze zna­cze­nie niż obo­wią­zu­ją­ce pra­wo. Dziś wła­dze euro­pej­skich metro­po­lii roz­kła­da­ją ręce, ale wciąż chcą dia­lo­go­wać — jesz­cze wię­cej, jesz­cze moc­niej do momen­tu, kie­dy sta­ną się już zupeł­nie bez­sil­ne.

Wra­ca­jąc jed­nak do meri­tum. Co zro­bić z mię­dzy­re­li­gij­nym pitu-pitu? Naj­le­piej nic. Spu­ścić zasło­nę obo­jęt­no­ści i być może orga­ni­za­to­rzy zro­zu­mie­ją, że jest on stra­tą cza­su, któ­ry moż­na poświę­cić na coś o wie­le bar­dziej poży­tecz­ne­go, sen­sow­ne­go, a może i nawet przy­jem­niej­sze­go.

:: Ekumenizm.pl: Mię­dzy­re­li­gij­ne pitu-pitu

:: Ekumenizm.pl: Pro­gram eku­me­nicz­ne­go wie­lo­bó­stwa

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.