Kapitan Planeta i Hulk, czyli nowy papież mediów — refleksje na początek konklawe
- 12 marca, 2013
- przeczytasz w 4 minuty
Równo miesiąc temu papież Benedykt XVI zaskoczył wszystkich – lub prawie wszystkich – ogłaszając swoją rezygnację. Mimo iż media zaabsorbowane są rozpoczynającym się 12 marca konklawe decyzja Benedykta nie jest sprawą, którą można uznać za dostatecznie omówioną i przepracowaną. Rezygnacja Benedykta wywołała lawinę komentarzy, a przez świat przetoczyło się prawdziwe tsunami spekulacji. Pozytywnym efektem tych wydarzeń są trwające, ogólnoświatowe rekolekcje katolików, którzy na nowo […]
Równo miesiąc temu papież Benedykt XVI zaskoczył wszystkich – lub prawie wszystkich – ogłaszając swoją rezygnację. Mimo iż media zaabsorbowane są rozpoczynającym się 12 marca konklawe decyzja Benedykta nie jest sprawą, którą można uznać za dostatecznie omówioną i przepracowaną. Rezygnacja Benedykta wywołała lawinę komentarzy, a przez świat przetoczyło się prawdziwe tsunami spekulacji. Pozytywnym efektem tych wydarzeń są trwające, ogólnoświatowe rekolekcje katolików, którzy na nowo zastanawiają się, czym jest Kościół i w jakim kierunku powinien zmierzać.
Czarny PR wciąż trwa
Mimo iż również sceptyczne papieżowi Benedyktowi media obszernie informowały o spontanicznych i w jakiejś mierze zaskakujących gestach solidarności wiernych z odchodzącym Biskupem Rzymu, to jednak ściek pomyj wylewanych na Benedykta XVI nie słabł. Życzliwi inaczej, którzy – wydawało by się – cokolwiek rozumieją, co tak naprawdę może papież prześcigali się w totalnej krytyce i formułowaniu absolutnie wyśrubowanych oczekiwań wobec następcy Benedykta, ukazując posługę papieża jako hybrydowe połączenie Kapitana Planety, Supermana od spraw wszelakich oraz Hulka, który w świętym gniewie przepędziłby kurialnych przekupniów z Rzymu i na gruzach chaosu zaprowadziłby wreszciewytęskniony święty spokój.
Nie dziwi zatem komentarz jednego z purpuratów, który stwierdził niedawno, że posługa papieża to prawdziwe nadludzkie zadanie, biorąc pod uwagę szeroką paletę oczekiwań, a przecież – gdy wczytać się w podręczniki do katolickiej dogmatyki czy nawet Kodeks Prawa Kanonicznego tudzież inne dokumenty Kościoła rzymskokatolickiego – papież, podobnie zresztą jak każdy inny biskup, jest bardziej sługą niż rządcą, jeśli skoncentrujemy się tylko na duchowym wymiarze papiestwa, czy konkretniej Posługi Piotrowej.
Trudno jednak pozostawać jedynie przy tym aspekcie papiestwa – w końcu papiestwo to także polityka, biurokracja i ogromny patchwork procesów, w których nieustannie dochodzi do mało transparentnego przenikania się sfery sacrum i profanum. Widać to w jakiejś mierze w samej procedurze wyboru nowego papieża – to, co subiektywne łączy się z tym, co obiektywne, sakralność wyrażona w rytuałach zderza się z brutalną rzeczywistością mocno niedoskonałej demokracji, którą odzwierciedla kardynalskie kolegium.
Media komentujące konklawe, a wcześniej historyczną rezygnację Benedykta, wciąż próbują odnaleźć nośny, a więc łatwo przyswajalny faktoid, który podgrzeje atmosferę i choć trochę sprawi, że narracja wydarzeń przypominać będzie ekranizacje książek Dana Browna. Właśnie w tej przestrzeni widzowie bezwolnie, a może i dobrowolnie pozwalają podłączyć się do medialnej sondy, poprzez którą podawane są kolejne porcje dywagacji. Hitem ostatnich dni są niezawodne mądrości jednego z dyżurnych fanów emerytowanego papieża, stwierdzające, że Benedykt będzie wywierał wpływ na swojego następcę poprzez abp. Georga Gänsweina, prefekta Domu Papieskiego. Jaki jest cel takich domysłów – trudno orzec. Z pewnością jest to „news”, poruszający wyobraźnię wielu.
Wybór papieża
Rozpoczynające się dziś konklawe potrwa zapewne kilka dni. Chyba nikt nie wierzy w to, że uda się wybrać kolejnego papieża już dziś.
Uczestniczyłem ostatnio w wielu rozmowach, dotyczących konklawe. Jako osoba, dla której instytucja konklawe jest równie fascynująca, co obca, jeszcze mocniej uświadomiłem sobie, jak bardzo zmienił się chrześcijański świat w ciągu wieków. Kogo obchodził wybór papieża jeszcze przed kilkudziesięcioma laty? Ławkowi katolicy z pokorą przyjmowali decyzję kolegium kardynalskiego, a protestanci tudzież prawosławni – o ile zainteresowani tematem – odnotowywali suchy fakt: jest nowy papież. I tyle. Rewolucja techniczna, mentalna, a także ekumeniczna sprawiły, że wyborem zwierzchnika największej wspólnoty chrześcijańskiej na świecie interesuje się (oczywiście w różnym stopniu) wielu, bardzo wielu – nie tylko chrześcijanie różnych wyznań, ale też ci, którzy nie mogą się doczekać, kiedy druga strona barykady będzie miała znów swojego kapitana. Debaty, pytania i oczekiwania ludzi zatroskanych o swój Kościół (tutaj: rzymskokatolicki) potrafią być inspirujące dla innych: dla mnie jako ewangelika tradycji luterańskiej to nie tylko zachęta do modlitwy za innych chrześcijan – jednocześnie tak bliskich i obcych – ale również wdzięczność za Kościół, w którym jestem, uwrażliwienie na to, co złamane, niedoskonałe czasem koślawe i tak do bólu ludzkie.
U progu konklawe życzę wszystkim katolikom, aby Duch Święty rzeczywiście przemówił, aby kardynałowie nie siłą i mocą się kierowali, a na poważnie wzięli słowa, które będą wypowiadać przed wrzuceniem kartki z nazwiskiem kandydata: „Wzywam na świadka Chrystusa Pana, który mnie osądzi, że swój głos oddałem na tego, którego według Boga — uważam, że powinien zostać wybrany.”
Oby dla dobra wszystkich chrześcijan wybrano odpowiedniego.