Kościół Benedykta na rozdrożu — pielgrzymka papieża do Niemiec
- 21 września, 2011
- przeczytasz w 6 minut
Medialny przekaz papieskiej pielgrzymki do Niemiec jest jasny i od dawna ustalony: papież przyjeżdża do Kościoła, znajdującego się w fazie rozkładu. W roli ekspertów występują lewicowi komentatorzy, którzy albo z chrześcijaństwem już dawno się pożegnali albo nigdy nie mieli z nim nic wspólnego, a mimo to dyżurnie wieszczą zgliszcza i popiół. Z kolei w roli niezadowolonych, pokrzywdzonych i dyskryminowanych występują ludzie, argumentujący, że skoro papież jest przeciwny błogosławieniu związków homoseksualnych to jest de facto odpowiedzialny […]
Medialny przekaz papieskiej pielgrzymki do Niemiec jest jasny i od dawna ustalony: papież przyjeżdża do Kościoła, znajdującego się w fazie rozkładu. W roli ekspertów występują lewicowi komentatorzy, którzy albo z chrześcijaństwem już dawno się pożegnali albo nigdy nie mieli z nim nic wspólnego, a mimo to dyżurnie wieszczą zgliszcza i popiół. Z kolei w roli niezadowolonych, pokrzywdzonych i dyskryminowanych występują ludzie, argumentujący, że skoro papież jest przeciwny błogosławieniu związków homoseksualnych to jest de facto odpowiedzialny za prześladowanie mniejszości seksualnych na całym świecie, a zawsze gotowy do walki Hans Kueng obwieszcza putynizację Kościoła.
Zatroskani dziennikarze pytają, czy Benedyktowi się uda? Co się uda? Odmienić oblicze niemieckiego chrześcijaństwa? Przekonać do siebie niemieckich katolików (tak jakby to było rolą papieża), którzy od wieku mają opinię obciążonych antyrzymskim afektem? Czy kościoły wypełnią się ludźmi, w tym i demonstrantami, którzy w niewybredny i brutalny sposób chcą demonstrować przeciwko wizycie Benedykta w ojczyźnie, a którzy mają ogromne problemy z przyznaniem, że strzelanie do ludzi, gdy 60 lat temu wznoszono Mur Berliński, było obrzydliwą zbrodnią? Budowana w mediach lista oczekiwań i roszczeń wobec 84-letniego papieża staje się coraz dłuższa – szczególnie jeśli do głosu (a tak dzieje się najczęściej) dochodzą ‘eksperci’, dla których Golgota – jak napisał jeden z katolickich publicystów – to pasta do zębów, a Jezus to alternatywne imię dla Spartakusa. Zieloni, duchowe dzieci Ericha Honeckera z wielokrotnie zmutowanej SED (obecnie Die Linke) usłyszeli wezwanie do protestu przeciwko papieżowi. Usłyszeli i zmontowali wraz z Zielonymi opozycyjkę — chcą zbojkotować papieską przemowę w Bundestagu. Straszne!
Podczas telewizyjnych debat obowiązuje żałośnie przewidywalny arsenał zarzutów: 1) Papież nie wyrósł z roli inkwizytora (czytaj: wszędzie tropi herezje i gdyby tylko mógł rozpaliłby stosy); 2) Zamiast dążyć do otwarcia (czytaj: głosić kazania według badań opinii publicznej, a najlepiej nastroju członków lewackich konwentykli) wznosi kościelne mury (czytaj: jest katolikiem i po prostu głosi to, co jest jego powołaniem – Ewangelię); 3) Papież jest zaślepiony i nie słucha rad zatroskanych katolików (czytaj: jest katolikiem i nie słucha Hansa Kuenga lub innych wielce otwartych teologów, którzy – nie wiedzieć czemu – nie mają cywilnej odwagi wystąpić z Kościoła, gdyż to pozbawiłoby ich kościelnych etacików); 4) Papież jest winny eksodusowi z Kościoła (czytaj: pierwszym zadaniem papieża jest dbanie o statystyki i głoszenie tego, co w mniejszym lub większym stopniu zgodne jest z aktualnie obowiązującym mainstreamem).
Kościół podzielony
Pielgrzymka Benedykta XVI do ojczyzny jest niezwykle trudna. Benedykt wie, że przyjdzie mu się zmagać z Kościołem niezwykle podzielonym, w którym episkopat wydaje się być przytłoczony skalą kryzysu związanego z protestami teologów, falą wystąpień i rozmiarem krytyki, z jaką spotyka się papież i to nie bez udziału partii politycznych, a trzeba pamiętać, że Niemcy podobnie jak Polska, znajdują się w wirze kampanii wyborczej. Do tego organizacje świeckich katolików (ZdK) oraz liberalni księżą mantrują coraz to nową listę reform, których w żaden sposób nie da się zrealizować bez doprowadzenia do schizmy.
Niemiecki Kościół jest podzielony, ale zero-jedynkowy obraz prezentowany przez media – zarówno te niechętne Kościołowi, jak i te wzywające do katolickiej ofensywy w kraju – nie jest prawdziwy. Już samo zestawienie punktów wyjściowych publikowanych komentarzy pokazuje polaryzacje stanowisk: o ile media sceptyczne wobec Kościoła jasno stwierdzają, że władze w Kościele sprawuje (neo)konserwatywna sitwa, szukająca ratunku przed współczesnością w mszy trydenckiej, będącej najbardziej znienawidzonym symbolem przeszłości i siły Kościoła, o tyle media próbujące bronić Benedykta XVI sugerują, że sytuacja episkopatu jest dramatyczna, ponieważ biskupi nie mają pomysłu na nową ewangelizację, a wręcz jej się boją, są sparaliżowani niemocą i bezideowością, dbając o medialny wizerunek i święty spokój w swoich ordynariatach (diecezjach). I trudno nie przyznać racji tym katolikom, a w szczególności księżom, którzy mają nadzieję, że papież znajdzie odpowiednio ostre słowa dla niemieckiego episkopatu. Niemieccy biskupi rzymskokatoliccy (zresztą ewangeliccy biskupi wcale się nie różnią od swoich rzymskokatolickich kolegów) tak bardzo są zatroskani wewnątrzkościelnymi rozgrywkami, których kulminację można było oglądać rok temu, gdy zmuszono do rezygnacji konserwatywnego bpa Waltera Mixę, że nie pozostaje im za wiele czasu na ewangelizację i konkretnie działanie.
Rewolucja nad Renem
Rewolucyjne nastroje w Niemczech podgrzewają lewackie grupy tzw. bazy (My jesteśmy Kościołem czy Kościół od dołu), które nie przyznając się do jakiejkolwiek współodpowiedzialności za sytuację w Kościele niezmiennie recytują katalog złotych recept, których realizacja poskutkowałaby gigantycznym tąpnięciem w historii niemieckiego chrześcijaństwa, przy którym Reformacja byłaby tylko nieznacznym epizodem.
Podobne tendencje można również zauważyć w niektórych ewangelickich Kościołach krajowych, które pogrążone w biurokratyczno-reformatorskim (nie mylić z reformacyjnym) amoku próbują w ramach ‘ewangelickiej otwartości’ i ‘wolności’ napisać chrześcijaństwo od nowa, znajdując wielu sprzymierzeńców również w rzymskokatolickich diecezjach. Od lat formuje się w Niemczech ‘ekumeniczny sojusz’, którego celem jest zaproponowanie chrześcijaństwa bez mówienia o grzechu, ofierze, czy jedynozbawczości Chrystusa. Benedykt XVI – jeszcze jako profesor teologii na niemieckich uniwersytetach apelował o ekumeniczną obronę podstaw chrześcijaństwa, co dziś określane jest przez niektóre media upartym fundamentalizmem Ratzingera i chrześcijan w ogóle. Rzeczywistość jest jednak inna: pokazują to skrzętnie przygotowywane protesty, będące wyrazem antychrześcijańskiego fundamentalizmu, który odrzucając dialog, a wybierając krzyk, zarzuca wszystkim dookoła zacofanie i fanatyzm religijny, gdy tymczasem – nie bez wpływów marksistowskiej ideologii – promuje totalną wojnę z chrześcijaństwem.
Temperatura emocji rośnie, tym bardziej, że w sąsiadującej z Niemcami Austrią lokalny episkopat utknął w martwym punkcie, pertraktując z księżmi rozłamowcami, demonstrującymi w mediach siłę i nieposłuszeństwo wobec swoich biskupów. Także niemiecki episkopat zainaugurował z hukiem forum dialogu, co do którego zarówno liberałowie, jak i konserwatyści (o ile te etykietki w ogóle są uzasadnione) pozostają sceptyczni. Być może jest to ucieczka do przodu – jak zdaje się sugerować Frankfurter Allgemeine Zeitung – jednak trudno zaprzeczać, że sytuacja Kościoła w Niemczech jest niezwykle trudna.
Chcecie prawdziwych reform, progresywni katolicy? – zapytał znany pisarz i publicysta Matthias Matussek tych katolików, którzy domagają się generalnej przebudowy Kościoła. Oto jedna z nich: koniec z podatkiem kościelnym, który jest niegodny handlem odpustowym, więcej, teologicznym skandalem. I rzeczywiście – etatyzm i zbiurokratyzowanie niemieckiego chrześcijaństwa jest niewyobrażalne, przyczyniając się do formalizowania więzi kościelnych i uczynieniu z Kościołów centrum karier lub usług religijnych. Stąd też papież od lat – jeszcze przed swoim wyborem na Biskupa Rzymu podkreślał – że chrześcijaństwo przyszłości będzie chrześcijaństwem małych wspólnot, dla k
tórych głoszenie Ewangelii w porę i nie w porę będzie naczelnym i jedynym powołaniem.
Pielgrzymka Benedykta XVI do Niemiec może być również wielkim wydarzeniem ekumenicznym – nie dlatego, że padną jakieś deklaracje, przełomowe gesty (choć tych trudno wykluczyć). Papież jedzie do kraju, który na powrót stał się terenem misyjnym i w którym chrześcijaństwo coraz bardziej przestaje być oczywiste. Spotkanie papieża z przedstawicielami Kościołów ewangelickich może stać się przykładem chrześcijańskiej solidarności i świadectwa wobec świata – źle się stanie, jeśli ekumeniczny wymiar tej pielgrzymi – tak bardzo podkreślany przez samego Benedykta — ugrzęźnie w irytacjach wywoływanych przez obydwie strony. Wielką zasługą tego papieża dla ekumenii jest to, że po latach gestów i euforycznych oczekiwań zwrócił uwagę na fundament chrześcijańskiej jedności, która nie jest dziełem komisji, rad ekumenicznych czy efektem szumnie podpisywanych deklaracji o czymkolwiek – Benedyktowi udało się przypomnieć, że nasza jedność (jakkolwiek ją pojmujemy) jest dziełem Ducha, a jej pełna i widzialna realizacja możliwa jest już teraz w modlitwie. Fundamentaliści nie są jednak w stanie tego zrozumieć. Nie powinno to jednak dziwić w sytuacji, gdy Kościół traktuje się jak partię polityczną, a Boga jako personifikację idei, które dziś są modne, a jutro nazwane zostaną fundamentalizmem.