Kościół sprzeciwu
- 7 lutego, 2009
- przeczytasz w 5 minut
Benedykt XVI prowadzi Kościół w kierunku sekty — ostrzega austriacka gazeta, a niemieckie oskarżają papieża o zaprzepaszczanie dorobku Soboru Watykańskiego II i odejście od linii Jana Pawła II. Ale w istocie papież jest tylko wiernym wykonawcą soborowych zapisów i kontynuatorem dorobku swojego poprzednika. Medialną histerię (bo trudno nazwać inaczej reakcję na zdjęcie ekskomuniki, co nie oznacza nawet pełnej jedności z Kościołem, z czterech biskupów Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X) wzmacniają jeszcze teolodzy. […]
Benedykt XVI prowadzi Kościół w kierunku sekty — ostrzega austriacka gazeta, a niemieckie oskarżają papieża o zaprzepaszczanie dorobku Soboru Watykańskiego II i odejście od linii Jana Pawła II. Ale w istocie papież jest tylko wiernym wykonawcą soborowych zapisów i kontynuatorem dorobku swojego poprzednika.
Medialną histerię (bo trudno nazwać inaczej reakcję na zdjęcie ekskomuniki, co nie oznacza nawet pełnej jedności z Kościołem, z czterech biskupów Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X) wzmacniają jeszcze teolodzy. Jedni, jak niemiecki teolog Hermann Häring, domagają się od papieża przejścia na emeryturę, inni — jak pewien holenderski etyk — na znak protestu przeciwko zdjęciu ekskomunik występują z Kościoła.
Ostrożniej wypowiadają się hierarchowie. Kardynał Chistoph Schönborn krytykuje Williamsona i zapewnia, że ekskomunika nie powinna być zdjęta z negacjonisty, a watykański ekumenista kard. Walter Kasper wyraża przypuszczenie, że decyzja papieska mogła wynikać z zaniedbań kurialnych.
Do chóru “zaniepokojonych” dołączyli nawet politycy. I to nie tylko polscy, którzy jak marszałek Senatu Bogdan Borusewicz wyrazili opinię, że Benedykt XVI popełnia “błąd za błędem”, ale i niemieccy, którzy jak kanclerz Angela Merkel wezwali Watykan do wyjaśnień…
Afera trwa więc na całego. Problem polega tylko na tym, że nie bardzo wiadomo, jakie są jej przyczyny. Zdjęcie ekskomuniki z kogoś wcale nie oznacza uznania wszystkich jego poglądów za prawdziwe, a przywrócenie praw “starej mszy świętej” jest raczej krokiem wynikającym z soboru niż skierowanym przeciw niemu.
Gdyby krytycy Benedykta XVI rzeczywiście troszczyli się o wierność soborowi, to sięgnęliby do dokumentów. A w nich nie ma ani słowa o radykalnych zmianach liturgicznych, jakich dokonały w kilka lat po soborze kurialne komisje. Zamiast tego znaleźliby tam wezwanie do troski o łacinę, chorał gregoriański i pogłębianie wiedzy liturgicznej, czyli dokładnie to, do czego wzywa obecny papież choćby w adhortacji “Sacramentum caritatis”.
Nijak nie da się wyprowadzić z soboru także krytyki ekumenicznej postawy Benedykta XVI. Decyzja o zdjęciu ekskomuniki w sytuacji, gdy może to przybliżyć jedność, jest bowiem jak najbardziej zgodna z literą i duchem soboru. Jedność Kościoła pozostaje jedną z głównych trosk ojców soborowych, którzy nigdy nie głosili równości różnych wyznań i religii.
Także Paweł VI i Jan Paweł II (o czym zdają się zapominać dziennikarze i teolodzy) nigdy nie zrezygnowali z katolickiego przekonania o tym, że prawda trwa w całej pełni w Kościele katolickim, a jedność oznacza powrót pozostałych wyznań i Kościołów do Rzymu.
Próba przywrócenia takiej jedności przez zdjęcie ekskomunik ze zbuntowanych biskupów jest zatem niezwykle soborowa, a do tego realnie, a nie tylko retorycznie (jak to bywa w przypadku wielu dialogów ekumenicznych) zbliża do większej jedności.
Fakty są zatem jednoznaczne: Benedykt XVI nie tylko nie odchodzi od soboru, ale jest jego wiernym uczniem, dokładnie tak samo (choć w nieco innym stylu) jak Jan Paweł II. Buntu części teologów, a nawet hierarchów i histerii mediów nie da się usprawiedliwić wiernością soborowi. Ich przyczyn trzeba więc szukać gdzie indziej.
A tkwią one nie tyle w soborze, ile w nadziejach, jakie wzbudził on w części opiniotwórczych środowisk. Ich zdaniem miał on być odrzuceniem starego nauczania, zwyczajów i tradycji i całkowitym przyjęciem nowoczesności. Ze zmiany języka i formy wypowiedzi wyciągnięto (nieco na siłę) wniosek, że zmieniła się też treść i już niebawem (gdy tylko odrzuci martwą literę, a przyjmie żywego ducha soboru, albo gdy zwoła sobór watykański III) Kościół zaakceptuje nie tylko kapłaństwo kobiet i antykoncepcję, ale też aborcję i eutanazję, a klerykalną mszę świętą czy paternalistyczną spowiedź zastąpi zbiorową psychoanalizą.
Ale nic takiego się nie stało. I od razu zaczęły się sypać gromy na głowy kolejnych papieży. O niewierność soborowi oskarżany był już Paweł VI, gdy w encyklice “Humanae vitae” przypomniał, że Kościół katolicki niezmiennie odrzuca antykoncepcję jako niemoralną i nie do pogodzenia z życiem chrześcijańskim.
Jan Paweł II o antysoborowość oskarżany był, gdy przywoływał do porządku marksizujących teologów wyzwolenia, nakazywał milczenie głoszącemu (z katolickiego punktu widzenia) herezję teologowi Hansowi Küngowi, wykluczał interkomunię w encyklice “Ecclesia de Eucharistia” czy przypominał, że poza Chrystusem nikt nie może być zbawiony.
Każdy z tych papieży był zresztą nieodmiennie przeciwstawiany swoim poprzednikom (Paweł VI — Janowi XXIII, a Jan Paweł II Pawłowi VI) jako bardziej soborowym. Nie ma więc nic zaskakującego, że podobne zarzuty czyni się Benedyktowi XVI, gdy ten prowadzi Kościół według kursu wyznaczonego przez sobór, a nie przez medialnych jego interpretatorów.
Ta krytyka jest zresztą niejako wpisana w urząd papieski, a szerzej w posłannictwo chrześcijan. Papież nie ma być bowiem ulubieńcem mediów ani tym bardziej nie ma zbierać pochwał w talk-show, ale ma być znakiem sprzeciwu wobec świata. Musi więc bronić życia (jak robią to kolejni papieże), nawet zbierając za to cięgi. Sprzeciwiać się laicyzacji, która odbiera człowiekowi prawdziwą godność, a także budować jedność Kościoła i umacniać jego wiarę. To z tych zadań, a nie z tego, co napisały o nim gazety, Benedykt XVI będzie bowiem rozliczany tak na Sądzie Ostatecznym, jak w podręcznikach historii.
Sympatia mediów czy oburzenie dyżurnych medialnych dialogistów jest bowiem ulotne, a przetrwa jedynie integralny przekaz wiary czy jedność Kościoła, którą uda się zbudować czy umocnić. A najlepiej pokazuje to Jan Paweł II, na którego za życia wylewano również kubły pomyj, co nie przeszkodziło ludziom zgromadzonym na placu św. Piotra krzyczeć “santo subito”. I jakoś nie wątpię, że z Benedyktem XVI może być podobnie, bo jak jego poprzednik nie obawia się on być “znakiem sprzeciwu”.
Tekst ukazał się w dzisiejszym wydaniu dziennika “Polska. The Times”.