Kościół ubogi i dla ubogich — czy ta wizja ma szansę się spełnić?
- 18 marca, 2013
- przeczytasz w 2 minuty
O takim właśnie Kościele (ubogim i dla ubogich) marzy nowy papież Franciszek, który przybrał imię Biedaczyny z Asyżu. Trzeba przyznać, że po mało optymistycznych wieściach, jakie dochodziły z siedziby papiestwa w końcowych miesiącach pontyfikatu Benedykta XVI oraz w okresie sede vacante nowy papież, który pokazuje, że wyrzeczenie się przywilejów i proste życie nie są tylko słowami, ale praktyką wnosi do Kościoła nową nadzieję. Czego można się spodziewać po takiej wizji Kościoła ubogiego […]
O takim właśnie Kościele (ubogim i dla ubogich) marzy nowy papież Franciszek, który przybrał imię Biedaczyny z Asyżu. Trzeba przyznać, że po mało optymistycznych wieściach, jakie dochodziły z siedziby papiestwa w końcowych miesiącach pontyfikatu Benedykta XVI oraz w okresie sede vacante nowy papież, który pokazuje, że wyrzeczenie się przywilejów i proste życie nie są tylko słowami, ale praktyką wnosi do Kościoła nową nadzieję.
Czego można się spodziewać po takiej wizji Kościoła ubogiego i dla ubogich? Nie da się oczywiście wdrożyć programu świętego Franciszka z Asyżu choćby dlatego, że od XIII wieku zmieniły się i realia, i oczekiwania wobec Kościoła. Myślę, że ludzie Kościoła żyjący jak żebracy nie znaleźliby uznania wśród ubogich, którzy raczej oczekują wspomożenia i zaangażowania niż radykalnej ascezy. Dla świętego Franciszka wrogami były: pieniądze, władza i nauka, czyli wszystko to, co może zasłonić Chrystusa. My też wiemy, że umiłowanie pieniędzy, władzy i kariery przez ludzi nazywających się chrześcijanami może przysłonić Chrystusa i spowodować, że głoszenie ewangelii nie będzie skuteczne.
Nie znamy jeszcze programu nowego papieża, który w sposób uroczysty rozpocznie swój pontyfikat jutro — w dzień, w którym wspominamy w sposób szczególny świętego Józefa — jednak na pewno można się spodziewać, że papież własnym przykładem będzie zachęcał do umiarkowania i skromności. Nie mam wątpliwości, że sam przykład może też nie wystarczyć do tego by wszyscy biskupi wzięli sobie go do serca i dawali z kolei przykład księżom i zwykłym wiernym. Nie mamy jednak jako Kościół innej drogi, by udowodnić, że jesteśmy uczniami Jezusa Chrystusa niż dawanie przykładu umiarkowania, skromności, zainteresowania drugim człowiekiem. Same piękne kazania o dobroci Boga czy o podstępach diabła nie wystarczają i nie wystarczą. Oczywiście nie jest tak, że dzięki temu wszyscy ludzie nawrócą się na chrześcijaństwo albo, że Europejczycy zaczną wierzyć ale innej drogi do tego by Kościół stał się wiarygodny nie ma.