Ksiądz Czajkowski wraca
- 30 grudnia, 2008
- przeczytasz w 3 minuty
“Więź” i “Tygodnik Powszechny” zdecydowały się ponownie nawiązać współpracę z ks. Michałem Czajkowski, zarejestrowanym przez wiele lat jako TW Jankowski. Duchowny ma pisać wyłącznie na tematy, w których jest specjalistą, czyli o biblistyce, zapewniają naczelni obu mediów. — Będzie pisał jedynie na tematy biblijne. Konsekwentnie nie chce się natomiast wypowiadać w bieżących sprawach społecznych — poinformował serwis tvp.info Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny “Więzi”. — W lustracji chodzi o dwie rzeczy: […]
“Więź” i “Tygodnik Powszechny” zdecydowały się ponownie nawiązać współpracę z ks. Michałem Czajkowski, zarejestrowanym przez wiele lat jako TW Jankowski. Duchowny ma pisać wyłącznie na tematy, w których jest specjalistą, czyli o biblistyce, zapewniają naczelni obu mediów.
- Będzie pisał jedynie na tematy biblijne. Konsekwentnie nie chce się natomiast wypowiadać w bieżących sprawach społecznych — poinformował serwis tvp.info Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny “Więzi”. — W lustracji chodzi o dwie rzeczy: prawdę i miłosierdzie. Opisanie współpracy ks. Czajkowskiego z SB był oddaniem tego, co się należy prawdzie. Obecne publikacje jego tekstów dotyczących tematyki biblijnej, w której jest wybitnym specjalistą, jest natomiast dopuszczeniem do głosu miłosierdzia — dodaje Nosowski.
Komentarz
Teologia jest nauką specyficzną. Miarą bycia w niej specjalistą jest bowiem nie tylko (choć również) wiedza specjalistyczna, ale także to, na ile Słowo Boga przemienia także życie teologa. Tu moralność, wybory i decyzje osobiste, niekiedy nie związane z nauką — także mają znaczenie dla oceny tego, czy ktoś jest czy nie jest wybitnym teologiem czy znakomitym biblistą. Jeśli Biblia, czyli Słowo żyjącego Boga do żyjącego człowieka, jest głęboko przyjęta, przemodlona i poznana — to nie może pozostać bez najmniejszego wpływu na życie teologa, biblisty. Jeśli takiego wpływu nie ma, to… trudno uznać nawet najwybitniejszego znawcę Biblii rzeczywiście za prawdziwego teologa czy biblistę.
I taki właśnie kłopot jest z “wybitnym specjalistą” ks. Czajkowskim. Jego zasługi dla dialogu z judaizmem są niewątpliwe, naukowe osiągnięcia również, ale równie niewątpliwy jest fakt wieloletniej współpracy duchownego z bezpieką, donosy na przyjaciół, przełożonych czy uczestnictwo w rozpracowywaniu operacyjnym także tych, którzy powierzeni byli jego duszpasterskiej trosce. Archiwa bezpieki kryją (i niech tak pozostanie) także wiele innych, przynajmniej równie przykrych i dyskredytujących go jako prawdziwego teologa informacji.
Trudno nie dostrzec też, że — tak często przywoływana skrucha (honor dla księdza Czajkowskiego, bo jako jedyny ze znanych księży się przyznał) była wymuszona, a wyznanie win — najdelikatniej rzecz ujmując — ograniczone, a potem częściowo wycofywane. Trudno więc mówić tu o spełnieniu zasady sprawiedliwości, która jest początkiem prawdziwego miłosierdzia. Bez wyznania win, szczerej skruchy i zadośćuczynienia — trudno o niej mówić. A czy te rzeczywiście miały miejsce, w takim stopniu, jakiego możnaby wymagać od biblisty — można mieć wątpliwości.
Miłosierdzie zresztą w pewnych okolicznościach nie oznacza i nie powinno oznaczać zapomnienia czy ignorowania rzeczywistości. A tak wydają się robić Zbigniew Nosowski i ks. Adam Boniecki. Fakt wieloletniej współpracy skutecznie dyskwalifikuje człowieka, który chciałby odgrywać rolę autorytetu w teologii. Nie dlatego, że nie sposób mu wybaczyć, bo wybaczenie jest konieczne, ale dlatego, że ujawnione informacje w istocie uniemożliwiają bycie autorytetem. Posługując się oczywistym przykładem: gdybym dowiedział się, że opiekunka do moich dzieci (nie mam takowej, ale gdybym miał) upijała się w godzinach pracy i maltreotwała moje córki — to mógłbym jej przebaczyć — ale nie powinienem już nigdy (i wydaje się, że nie powinien już nikt, kto posługuje się zdrowym rozsądkiem) pozwolić jej ponownie zajmować się dziećmi. Nie dlatego, że nie ma we mnie miłosierdzia, ale dlatego, że istnieje odpowiedzialność za własne wybory.
I podobną zasadę należałoby zastosować do ks. Czajkowskiego. Publiczna aktywność człowieka, który przez lata oszukiwał, kłamał, kręcił i donosił na przyjaciół, a potem nigdy się z tego nie rozliczył — nie powinna mieć miejsca w pismach, które uznają się za katolickie. No chyba, że w kanon wpisze się dodatkowo Ewangelię Judasza, której biblista wydaje się znakomitym (bo stan taki przeżył osobiście) znawcą.