Kwestia autorytetu
- 23 października, 2009
- przeczytasz w 3 minuty
Decyzja papieska otwierająca możliwość grupowych konwersji dla anglikanów niezadowolonych z drogi, jaką kroczy ich własna wspólnota wywołała burzę. W Wielkiej Brytanii, gdzie religia coraz mniejznaczy, łamy czasopism zapełniły się komentarzami. Z moimi poglądami koresponduje tekst w Daily Mail, którego tytuł oddaje treść: Gdyby arcybiskup Canterbury spędzał mniej czasu na martwieniu się globalnym ociepleniem zauważyłby, że papieżzamierza ukraść mu wiernych. Można dyskutować oczywiście […]
Decyzja papieska otwierająca możliwość grupowych konwersji dla anglikanów niezadowolonych z drogi, jaką kroczy ich własna wspólnota wywołała burzę. W Wielkiej Brytanii, gdzie religia coraz mniejznaczy, łamy czasopism zapełniły się komentarzami. Z moimi poglądami koresponduje tekst w Daily Mail, którego tytuł oddaje treść: Gdyby arcybiskup Canterbury spędzał mniej czasu na martwieniu się globalnym ociepleniem zauważyłby, że papieżzamierza ukraść mu wiernych.
Można dyskutować oczywiście z tym, czy to była kradzież, gdyż równie (a może bardziej) chętni do przejścia pod Rzym byli niezadowoleni anglikanie co Rzym do ich przejęcia. I postawię tezę, że tym co ich do tego przejścia skłoniło był autorytet — z jednej strony autorytet zwierzchnika katolików, a z drugiej jego brak u zwierzchnika anglikanów.
Uprzedzając zarzuty — osobiście bardzo lubię arcybiskupa Canterbury, cenię jego angielski spokój, podziwiam jego intelekt, a nawet podzielam niektóre jego pasje, jako człowiek jest mi na pewno bliższy niż papież Benedykt XVI, ale jako przywódca religijny pozostawia wiele do życzenia. I trudno mi nie zgodzić się z tezami autora wyżej wymienionego artykułu, że honorowy zwierzchnik Wspólnoty Anglikańskiej i prymas Kościoła Anglii znacznie częściej wypowiadał się w kwestiach globalnego ocieplenia niż w kwestiach wiary i moralności. Być może dr Rowan Williams uważa, że to jedno i to samo, ale nie wszyscy wierni zdają się podzielać to przekonanie. A na pewno wielu spośród tych, którym religia nie jest obojętna. A są to w końcu osoby, które (jeszcze) uczęszczają na nabożeństwa anglikańskie. I co ich zwierzchnik uważa za ważne? Inkorporację szariatu do prawa brytyjskiego, zapobieganie globalnemu ociepleniu przez zrezygnowanie z kenijskiego groszku zimą na rzecz brytyjskiej rzepy oraz wolniejszą jazdę samochodem.
Z wypowiedzi arcybiskupa można odnieść wrażenie, że bardziej troszczy się o środowisko i uczucia religijne innowierców niż o życie wieczne a nawet życie doczesne swoich wiernych. Tak, arcybiskup ubolewał, że w Wielkiej Brytanii dokonuje się zbyt dużo aborcji ale jeszcze bardziej ubolewa nad globalnym ociepleniem. Namawiając do wolniejszej jazdy jako argument podaje ochronę środowiska a nie ochronę życia swojego i innych.
Czytając ciepłe słowa pod adresem ateistycznych i antyreligijnych autorów w rodzaju Dawkinsa i Pullmana można odnieść wrażenie, że są oni arcybiskupowi bliżsi niż jego współwyznawca i prymas nigeryjskiego Kościoła arcybiskup Akinola. A w końcu ci pierwsi ani nie zabiegają o uznanie arcybiskupa ani go za to uznanie nie szanują.
Oczywiście, nie wszyscy katolicy zgadzają się ze wskazówkami, które przychodzą z Rzymu, a dotyczącymi choćby nierozerwalności małżeństwa czy stosowaniu antykoncepcji, ale nie można narzekać, że takich wskazówek jest brak. Stanowisko papieża w istotnych kwestiach moralnych jest jasne i nie pozostawia wątpliwości. Aborcja, rozwód, praktykowanie homoseksualizmu nie są dla katolików kwestią ich wolnego sumienia. Można na to utyskiwać, ale nie można nie przyznać, że mamy autorytet, do którego — jak się okazuje — wielu anglikanów tęskni.
Stoicki spokój, jaki okazał anglikański zwierzchnik na pewno robi dobre wrażenie. Tylko czy to kwestia typowej angielskiej powściągliwości w wyrażaniu uczuć czy może faktycznej obojętności arcybiskupa na utratę kłopotliwych, bo zbyt gorących wiernych?
::Ekumenizm.pl: Kłusownictwo po rzymsku