Opinie

Laicyzacja zdejmuje krzyże z naszych ścian


Postę­pu­ją­ca laicy­za­cja, sta­ra się zre­du­ko­wać reli­gię kato­lic­ką do reli­gii kie­szon­ko­wej, któ­ra swo­je miej­sce ma wła­śnie nie na ścia­nach szkół, lecz na samym dnie czę­ści duszy, wyalie­no­wa­nej od prze­strze­ni spo­łecz­nej. Mając do czy­nie­nia z powszech­nym zja­wi­skiem oga­ła­ca­nia szkol­nych ścian z krzy­ży, może­my sobie powie­dzieć jasno, że dziś doszli­śmy do hanieb­ne­go punk­tu w histo­rii zachod­niej cywi­li­za­cji, któ­ra to, trak­tu­je reli­gie nie jako pro­ces, ale jako pro­dukt, idąc według obo­wią­zu­ją­ce­go dziś kon­su­me­ry­zmu. Wcho­dzi […]


Postę­pu­ją­ca laicy­za­cja, sta­ra się zre­du­ko­wać reli­gię kato­lic­ką do reli­gii kie­szon­ko­wej, któ­ra swo­je miej­sce ma wła­śnie nie na ścia­nach szkół, lecz na samym dnie czę­ści duszy, wyalie­no­wa­nej od prze­strze­ni spo­łecz­nej.

Mając do czy­nie­nia z powszech­nym zja­wi­skiem oga­ła­ca­nia szkol­nych ścian z krzy­ży, może­my sobie powie­dzieć jasno, że dziś doszli­śmy do hanieb­ne­go punk­tu w histo­rii zachod­niej cywi­li­za­cji, któ­ra to, trak­tu­je reli­gie nie jako pro­ces, ale jako pro­dukt, idąc według obo­wią­zu­ją­ce­go dziś kon­su­me­ry­zmu. Wcho­dzi on w zaka­mar­ki prze­strze­ni spo­łecz­nej jesz­cze do nie­daw­na wol­nej od mecha­ni­zmów wol­ne­go ryn­ku, któ­ry odgry­wa współ­cze­śnie wiel­ką rolę w kon­tak­tach mię­dzy­ludz­kich.

Laicy­za­cja świa­do­mie nama­wia orga­nizm Unii Euro­pej­skiej do trak­to­wa­nia reli­gii w ramach pro­duk­tu, a nie pro­ce­su. Pro­dukt bowiem moż­na scho­wać lub wyrzu­cić, gdyż jest on już czymś skoń­czo­nym i nie­podat­nym na ewo­lu­cję przy­sto­so­waw­czą do nowych oko­licz­no­ści. Bio­rąc reli­gię w ramy pro­ce­su, laicy­za­cja strze­li­ła­by sobie w sto­pę, bo prze­cież owy pro­ces trwał­by od wie­ków, aż do teraz, co w pro­sty spo­sób poka­zu­je, iż reli­gii, jako syn­te­zy wie­rzeń i tra­dy­cji nie moż­na wyrzu­cić do kosza.

Pro­ces jest podat­ny na zmia­ny i ela­stycz­ny w swo­jej struk­tu­rze, co spra­wia, że bar­dzo trud­no się go pozbyć z prze­strze­ni spo­łecz­nej. Zatem obra­no sobie dro­gę, któ­ra w dobie wszech­obec­ne­go kon­su­me­ry­zmu, jaki nakła­da się nawet na świę­ta do nie­daw­na natu­ry obrzę­do­wej, docie­ra do ludzi w łatwy i zna­ny im spo­sób.

Gło­si się, iż reli­gia chrze­ści­jań­ska, jest pod­wa­li­ną naszej kul­tu­ry, lecz jako taką, moż­na ją jedy­nie zoba­czyć w muzeum. Dla dzi­siej­szej laicy­za­cji, chrze­ści­jań­ski pan­te­on, pod­trzy­mu­ją­cy euro­pej­ską kul­tu­rę, jest już roz­dzia­łem defi­ni­tyw­nie zamknię­tym.

Oczy­wi­stym jest, że w tym przy­pad­ku mamy do czy­nie­nia z nie­praw­dą, ponie­waż reli­gia nie tyl­ko wciąż żyje, ale i ewo­lu­uje, przy­sto­so­wu­jąc się do nowej prze­strze­ni spo­łecz­nej w spo­sób, któ­ry nie tyl­ko nie zabie­ra jej swo­jej isto­ty, lecz nawet ją wzbo­ga­ca. Widać było to na przy­kła­dzie pon­ty­fi­ka­tu Jana Paw­ła II, kie­dy to reli­gia kato­lic­ka nabra­ła nowe­go wymia­ru, a sama oso­ba „Bia­łe­go Bisku­pa”, oka­za­ła się być zaląż­kiem punk­tu zwrot­ne­go w histo­rii wia­ry.

Reli­gia zosta­ła wrzu­co­na do tego same­go wor­ka, co edu­ka­cja. Dziś bowiem, edu­ka­cja jest han­dlo­wym przed­mio­tem, do któ­re­go dostęp odby­wa się na zasa­dach ogło­szeń: kupię, sprze­dam.

Wie­dza zosta­ła zepchnię­ta do sfe­ry biz­ne­so­wej. Trak­to­wa­na jest nie jako coś, co czło­wiek zdo­by­wa w pro­ce­sie nauki, lecz jako coś, co czło­wie­ko­wi się daje, a w tym kon­kret­nym przy­pad­ku, sprze­da­je. Wyda­je się, że wie­dza sta­ła się już tyl­ko pro­duk­tem, jakim moż­na han­dlo­wać, prze­ka­zu­jąc go z rąk do rąk.

Zna­mien­ne dla takie­go sta­nu rze­czy jest to, iż mamy do czy­nie­nia z prze­ka­zy­wa­niem infor­ma­cji, a nie stan­dar­do­wych narzę­dzi, pozwa­la­ją­cych nam wypra­co­wać wie­dzę. Infor­ma­cje bowiem, to jedy­nie poda­wa­ne reguł­ki i stwier­dze­nia, nie pozo­sta­wia­ją­ce nam moż­li­wo­ści na wła­sne, auto­no­micz­ne prze­my­śle­nia. W rze­czy samej, auto­no­mizm wie­dzy stra­cił swój żywot już daw­no temu, a zastą­pił go model akre­atyw­nej edu­ka­cji.

Współ­cze­sność ma pew­ne plu­sy z reduk­cji wie­dzy do pospo­li­tych infor­ma­cji. Infor­ma­cje moż­na nie tyl­ko sprze­dać, ale przede wszyst­kim, moż­na je zamie­nić na inne, nowe. Dziś nikt nie pozwa­la uczniom, czy stu­den­tom na samo­prze­twa­rza­nie i auto­re­flek­sję. Lepiej jest prze­cież podać goto­wy pro­dukt na tacy, któ­ry wyda­wa­ło­by się, wystar­czy tyl­ko zalać wrzą­cą wodą. Wszyst­ko to, sprzy­ja mani­pu­la­cji w sfe­rze kul­tu­ro­wej, jaką widzi­my dość dobrze na co dzień w mediach. Dziś z pre­me­dy­ta­cją i dla swo­ich inte­re­sów, daje się nie węd­kę, lecz rybę.

Reli­gia ma tu tyle wspól­ne­go z edu­ka­cją, a raczej tym, co się z nią dzie­je, iż obie one muszą być cią­głym pro­ce­sem, aby słu­żyć czło­wie­ko­wi, któ­ry to sam w swej isto­cie jest wła­śnie rodza­jem pro­ce­su powsta­wa­nia. Czło­wiek zda­je się kształ­to­wać przez całe swo­je życie na bazie kul­tu­ry i nie­od­łącz­nej od niej reli­gii, co wpra­wia dzi­siej­szą laicy­za­cję w złość, gdyż sta­no­wi adop­cję czło­wie­ka przez pewien sys­tem war­to­ści.

Adop­cja czło­wie­ka przez reli­gię, odby­wa się od momen­tu zaist­nie­nia jego Ja w kul­tu­rze. Roz­wią­za­nie pro­ble­mu jest zatem dzie­cin­nie pro­ste. Wystar­czy zająć się ową kul­tu­rą, aby dotrzeć do poru­sza­ją­cej się w niej isto­ty ludz­kiej.

Wypar­cie reli­gii z kul­tu­ry, jest tym, do cze­go dąży dzi­siej­sza zachod­nia laicy­za­cja. Mówi się, iż zdej­mo­wa­nie ze ścian urzę­dów, czy szkół krzy­ży, to tyl­ko oczysz­cze­nie krę­gu publicz­ne­go z sym­bo­li i zaszcze­pie­nie ich w stric­te pry­wat­ną sfe­rę jed­nost­ki. Rzecz jasna, owy pro­ces ma na celu odcię­cie korze­ni reli­gii od drze­wa kul­tu­ry, któ­re­go owo­ca­mi kar­mi się każ­dy z nas.

Laicy­za­cja zbie­ra swo­je żni­wo już dziś, co moż­na zauwa­żyć, wcho­dząc do gale­rii han­dlo­wej i przy­słu­chu­jąc się roz­mo­wą mło­dych ludzi. Moż­na zary­zy­ko­wać tezę, że z wol­na docho­dzi do osie­ro­ca­nia isto­ty ludz­kiej w krę­gu swo­jej kul­tu­ry, aby potem móc zaadop­to­wać go przez nowy, kon­ty­nen­tal­ny sys­tem pan­te­onu war­to­ści, któ­re­go nie­chlub­nym sym­bo­lem, zaczy­na­ją być insty­tu­cje takie, jak Try­bu­nał w Stras­bur­gu.

Osie­ro­co­na isto­ta ludz­ka, nie posia­da punk­tu opar­cia w swo­im krę­gu kul­tu­ro­wym, przed­sta­wia­nym, jako skoń­czo­ny pro­ces i zuży­ty pro­dukt.

W szcze­gól­no­ści winę za taki stan rze­czy, pono­szą jed­nak rodzi­ce, dają­cy się nabrać na swo­istą pro­pa­gan­dę laicy­za­cji i postę­pu­jąc pod­łóg jej zasad, uzna­ją dziec­ko za koszyk emo­cjo­nal­nej kon­sump­cji. W tym zakre­sie, wdra­ża­nie dziec­ka w pono­wo­cze­sny, zglo­ba­li­zo­wa­ny i opie­wa­ją­cy wol­no­ryn­ko­we mecha­ni­zmy świat, roz­po­czy­na się już poprzez jego trak­to­wa­nie. Potem docho­dzą do tego rów­nież same rela­cje panu­ją­ce w całej rodzi­nie, gdzie moż­na nie­rzad­ko zauwa­żyć zna­mio­na biz­ne­so­wych ety­kiet.

Osie­ro­ca­nie jest uzna­wa­ne za coś pozy­tyw­ne­go, za zrzu­ce­nie z czło­wie­ka patriar­chal­nych kaj­dan epo­ki wik­to­riań­skiej. Nie daj­my się zwieść, dziś postu­lu­je się o zdej­mo­wa­nie krzy­ży nie tyl­ko ze ścian szkół, ale też z samych ludzi.

Cho­dze­nie do urzę­dów, czy szkół z krzy­ży­kiem na pier­si, oka­zu­je się na zacho­dzie Euro­py nie do znie­sie­nia. Zapo­mi­na się o praw­dzie, że prze­strzeń spo­łecz­na nie ist­nie­je sama przez się, ale wła­śnie to ludzie są jej twór­ca­mi. Czło­wiek jest bowiem isto­tą z natu­ry wytwór­czą kul­tu­ro­wo i nawet pró­ba jej reduk­cji, siłą rze­czy musi naro­dzić coś nowe­go. Obru­sze­nie na kato­lic­kie dzie­ci w pew­nych rejo­nach Fran­cji, czy Holan­dii ma zna­mio­na styg­ma­ty­za­cji, któ­ra każe nam uznać za racjo­nal­ne, zdej­mo­wa­nie krzy­ży ze ścian i ludzi, aby wspo­mi­na­ną prze­strzeń spo­łecz­ną „oczy­ścić”.

De fac­to nie o oczysz­cza­nie tu cho­dzi, ale o prze­mia­no­wa­nie atry­bu­tów owej prze­strze­ni na atry­bu­ty czyst­ko laic­kie. Ucie­ka naszej uwa­dze, że nosze­nie ubrań, tak samo jak ich nie nosze­nie, jest swe­go rodza­ju two­rze­niem, czymś z grun­tu czyn­nym w prze­strze­ni spo­łecz­nej i na pew­no jej nie­obo­jęt­nym. Uzna­nie zatem, że nie nosze­nie krzy­ży­ka na szyi, to anty­ide­owa i apo­li­tycz­na posta­wa, jest po pro­stu nie­praw­dzi­we i wręcz naiw­ne. Gest nie zakła­da­nia owe­go krzy­ży­ka, już jest bowiem pew­ną for­mą tanie­go poli­ty­ko­wa­nia.

Wyglą­da nie­ste­ty na to, że reli­gia kie­szon­ko­wa zaczy­na się rodzić, cze­go wyraz
em może być adop­cja dzie­ci przez prze­siąk­nię­ty laicy­za­cją sys­tem. Może jedy­nym pozy­ty­wem będzie to, iż ta pono­wo­cze­sna for­ma reli­gij­no­ści na świat przy­cho­dzi z tru­dem.
Skoń­czo­ny i zuży­ty pro­dukt, ma swo­je miej­sce na dnie swe­tra, co wie­lu rodzi­ców uzna­je za oczy­wi­ste. Trzy­ma­ją swo­ją wia­rę tak głę­bo­ko we wspo­mi­na­nej kie­sze­ni, że czę­sto zapo­mi­na­ją poka­zać ją dziec­ku, któ­re pew­ne­go dnia na pyta­nie, kim jesteś, odpo­wie: Jestem euro­pej­czy­kiem!

Wyda­je się, iż euro­pej­czy­ka­mi byli­śmy od zawsze, tak samo, jak prak­tycz­nie od zawsze byli­śmy kato­li­ka­mi, o czym chy­ba dziś pew­ne krę­gi chciał­by zapo­mnieć.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.