Opinie

Latający Holender — Kościół sprzeciwu inaczej


Znu­dze­ni prze­ko­ny­wa­niem prze­ko­na­nych smut­ni publi­cy­ści wyru­szy­li na kar­na­wa­ło­wą wal­kę o praw­dzi­wą tra­dy­cję, dia­gno­zu­ją nagon­kę na Kościół i dzi­wią się dzi­wią­cym się. Dzię­ki decy­zji Bene­dyk­ta XVI o zdję­ciu eks­ko­mu­ni­ki z bisku­­pów-lefe­­bry­­stów opu­ści­li szczel­ne schro­ny niszo­wych klu­bi­ków, ogła­sza­jąc koniec kre­mów­ko­wej epo­ki (pon­ty­fi­kat JP2?), i przy­wo­łu­ją niczym sta­ro­te­sta­men­to­wi pro­ro­cy nowy czas, nową erę, a jest ona prze­dziw­nej uro­dy: pomie­sza­niem uśmiech­nię­te­go ultra­mon­ta­ni­zmu, świa­to­we­go eska­pi­zmu oraz groź­nych min współ­cze­snych krzy­żow­ców. […]


Znu­dze­ni prze­ko­ny­wa­niem prze­ko­na­nych smut­ni publi­cy­ści wyru­szy­li na kar­na­wa­ło­wą wal­kę o praw­dzi­wą tra­dy­cję, dia­gno­zu­ją nagon­kę na Kościół i dzi­wią się dzi­wią­cym się.

Dzię­ki decy­zji Bene­dyk­ta XVI o zdję­ciu eks­ko­mu­ni­ki z bisku­pów-lefe­bry­stów opu­ści­li szczel­ne schro­ny niszo­wych klu­bi­ków, ogła­sza­jąc koniec kre­mów­ko­wej epo­ki (pon­ty­fi­kat JP2?), i przy­wo­łu­ją niczym sta­ro­te­sta­men­to­wi pro­ro­cy nowy czas, nową erę, a jest ona prze­dziw­nej uro­dy: pomie­sza­niem uśmiech­nię­te­go ultra­mon­ta­ni­zmu, świa­to­we­go eska­pi­zmu oraz groź­nych min współ­cze­snych krzy­żow­ców.

Lek­tu­ra tek­stów – cho­ciaż­by dyżur­nych obroń­ców tra­dy­cji z „Rzecz­po­spo­li­tej” i red. Toma­sza Ter­li­kow­skie­go – bez­błęd­nie wpi­su­je się w ton roz­pa­czy, któ­rą sami pięt­nu­ją. Ter­li­kow­ski pisze: „Bene­dykt XVI nie tyl­ko nie odcho­dzi od sobo­ru, ale jest jego wier­nym uczniem, dokład­nie tak samo (choć w nie­co innym sty­lu) jak Jan Paweł II. Bun­tu czę­ści teo­lo­gów, a nawet hie­rar­chów i histe­rii mediów nie da się uspra­wie­dli­wić wier­no­ścią sobo­ro­wi. Ich przy­czyn trze­ba więc szu­kać gdzie indziej. A tkwią one nie tyle w sobo­rze, ile w nadzie­jach, jakie wzbu­dził on w czę­ści opi­nio­twór­czych śro­do­wisk. Ich zda­niem miał on być odrzu­ce­niem sta­re­go naucza­nia, zwy­cza­jów i tra­dy­cji i cał­ko­wi­tym przy­ję­ciem nowo­cze­sno­ści. Ze zmia­ny języ­ka i for­my wypo­wie­dzi wycią­gnię­to (nie­co na siłę) wnio­sek, że zmie­ni­ła się też treść i już nie­ba­wem (gdy tyl­ko odrzu­ci mar­twą lite­rę, a przyj­mie żywe­go ducha sobo­ru, albo gdy zwo­ła sobór waty­kań­ski III) Kościół zaak­cep­tu­je nie tyl­ko kapłań­stwo kobiet i anty­kon­cep­cję, ale też abor­cję i euta­na­zję, a kle­ry­kal­ną mszę świę­tą czy pater­na­li­stycz­ną spo­wiedź zastą­pi zbio­ro­wą psy­cho­ana­li­zą.” To nic inne­go jak meto­do­lo­gia stra­chu i gene­ro­wa­nia poczu­cia zagro­że­nia. Feno­me­ny mar­gi­nal­ne ura­sta­ją do ran­gi pro­ble­mów glo­bal­nych, z któ­rej prze­bu­do­wu­je się całą opty­kę dia­lo­gu ostat­nich lat. Pytam: zmar­no­wa­nych ostat­nich lat?

Dzie­ci Sobo­ru powsta­ją, by oto ten Sobór napi­sać na nowo, spo­rzą­dza­jąc skru­pu­lat­ny rejestr win mniej­szych i więk­szych, tro­piąc zbrod­nie rela­ty­wi­zmu tam, gdzie ich nie ma. Ter­li­kow­ski widzi rodzą­cy się Kościół sprze­ci­wu (?), któ­re­go jed­ność zre­ali­zo­wać się może w powro­cie chrze­ści­jan nie­rzym­sko­ka­to­lic­kich do Rzy­mu, gdyż bez tego wszel­ka jed­ność nie ma sen­su, nawet ta ducho­wa, któ­ra, jak po wie­lo­kroć powta­rza­li ostat­ni bisku­pi Rzy­mu, jest tym naj­cen­niej­szym darem, któ­ry otrzy­mu­je­my poprzez modli­twę. Domi­nik Zdort na łamach „Rzecz­po­spo­li­tej” obwiesz­cza koniec uśmie­chów mię­dzy świa­tem libe­ral­nym a Kościo­łem rzym­sko­ka­to­lic­kim. Zaiste: apo­ka­lip­sa!

Chrze­ści­jań­stwo, któ­re – i tutaj peł­na zgo­da – zawsze było kamie­niem zgor­sze­nia, zawsze musia­ło spra­wo­wać swo­je posłan­nic­two w napię­ciu mię­dzy wia­rą w ulot­ność tego świa­ta, a palą­cym poświę­ce­niem się dla nie­go, choć­by do samej śmier­ci, zawsze było prze­strze­nią ducho­wej wspól­no­ty wia­ry, któ­rej jedy­nym celem i począt­kiem jest przy­ję­cie miste­rium zba­wie­nia w Jezu­sie Chry­stu­sie. Wła­śnie ta reflek­sja sta­nę­ła u pod­staw wiel­kie­go eku­me­nicz­ne­go zry­wu – wiel­kie­go nie dla­te­go, że milio­ny rzu­ci­ły się sobie w ramio­na i posta­no­wi­ły skon­stru­ować świa­to­we chrze­ści­jań­stwo poko­ju i miło­ści bez jakich­kol­wiek róż­nic, ale wiel­kie­go, gdyż wła­śnie w spo­tka­niu z inny­mi, w świa­do­mo­ści, że w modlą­cej się sio­strze i bra­cie spo­za wła­sne­go spek­trum ekle­zjal­ne­go modli się – jak powie­dział nie­daw­no abp Rowan Wil­liams – sam Chry­stus.

Naj­częst­sze pyta­nia, jakie poja­wia­ją się w kon­tek­ście tych komen­ta­rzy to te o sens i cel eku­me­nicz­ne­go dia­lo­gu. Wiel­ka i łatwa jest poku­sa rezy­gna­cji i oble­wa­nia wszyst­kie­go sosem papi­stycz­nej obłu­dy. Bło­go­sła­wio­na dla wie­lu jest poku­sa powro­tu do kon­fron­ta­cji i misyj­ne­go wyży­na­nia się w zla­icy­zo­wa­nej Euro­pie. Nad­zwy­czaj pięk­na dla wie­lu jest poku­sa odkry­cia w dzia­ła­niach Rzy­mu Kontr­re­for­ma­cji XXI wie­ku — uku­te­go w waty­kań­skich zaka­mar­kach wiel­kie­go pla­nu wiel­kie­go papie­ża celem wiel­kie­go odzy­ska­nia wiel­ce zagu­bio­nych w wiel­kiej tro­sce o wiel­ką jed­ność.

Ner­wo­wość udzie­la się wszyst­kim tak­że anty­po­dom kon­ser­wa­tyw­nej rewo­lu­cji, publi­cy­stom, któ­rzy z nie­sma­kiem wyra­ża­jąc się o eku­me­nicz­nym sen­ty­men­ta­li­zmie czy wio­śnie poso­bo­ro­wej sami popa­da­ją w sen­ty­men­ta­lizm, z tą róż­ni­cą, że w tych tra­di-sen­ty­men­tal­nych opi­sach Kościo­ła wal­czą­ce­go, Kościół nie jest już łódecz­ką, któ­rą zgrab­nie scha­rak­te­ry­zo­wał kar­dy­nał Joseph Rat­zin­ger przed roz­po­czę­ciem kon­kla­we, a przed nim Ojco­wie Kościo­ła, ale o wie­le bar­dziej Lata­ją­cym Holen­drem, któ­ry sie­je strach i zachwyt, ale któ­re­go nigdy nikt nie widział. Lata­ją­cym Holen­drem, któ­ry żyć będzie dopó­ki dopó­ty w cenie będą kre­mów­ki.

Suro­wy i sier­mięż­ny kato­li­cyzm, któ­ry ma być według Ter­li­kow­skie­go wizją Bene­dyk­ta XVI, kato­li­cyzm lęku i obaw, par­ty­zanc­ki wręcz, jest rze­czy­wi­ście strasz­ny, gdyż uza­sad­nia ponu­re pyta­nia o sen­sow­ność dotych­cza­so­wych dys­ku­sji, tak­że tych pro­wa­dzo­nych w ramach pro­jek­tu ekumenizm.pl. Co wię­cej, wizja tego kato­li­cy­zmu jest naj­lep­szym pre­zen­tem dla fun­da­men­ta­li­stów w i poza chrze­ści­jań­stwem, czy­ni z chrze­ści­jań­stwa, a przede wszyst­kim z żywej Ewan­ge­lii kolej­ny IZM, kolej­ną lite­rę, kolej­ny kon­tyn­gent samo­ce­le­bru­ją­cych się pew­no­ści, któ­re mają dopro­wa­dzić do Rzy­mu, dopeł­nić nie­peł­ne chrze­ści­jań­stwo nie­uświa­do­mio­nych…

Cóż zatem czy­nić? Pognie­wać się? Rzu­cić wszyst­ko? Prze­stra­szyć się? To chy­ba naj­gor­sze, co moż­na uczy­nić. Lepiej się zdzi­wić, zatro­skać, zapła­kać, a póź­niej się znów sze­ro­ko uśmiech­nąć. Holen­der odpły­nie. Keep smi­ling!

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.