Luterański synod niegotowy na ordynację kobiet
- 16 października, 2010
- przeczytasz w 4 minuty
Obradujący w Bielsku-Białej Synod Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce odrzucił wniosek o zmianę przepisów kościelnych, umożliwiających ordynację kobiet. 33 synodałów opowiedziało się przeciwko, 20 za, a siedmiu wstrzymało się od głosu. Komentarz Debata na Synodzie, a jeszcze bardziej wynik głosowania pokazują, że władze Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce w przeważającej części boją się ordynować kobiety. Najwidoczniej decyzja (choć niejednomyślna) Komisji Teologii i Konfesji sprzed kilku lat, stanowiąca, że nie ma teologicznych […]
Obradujący w Bielsku-Białej Synod Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce odrzucił wniosek o zmianę przepisów kościelnych, umożliwiających ordynację kobiet. 33 synodałów opowiedziało się przeciwko, 20 za, a siedmiu wstrzymało się od głosu.
Komentarz
Debata na Synodzie, a jeszcze bardziej wynik głosowania pokazują, że władze Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce w przeważającej części boją się ordynować kobiety. Najwidoczniej decyzja (choć niejednomyślna) Komisji Teologii i Konfesji sprzed kilku lat, stanowiąca, że nie ma teologicznych przeciwwskazań dla ordynacji kobiet, nie zrobiła wrażenia na większości synodałów.
Czy pocieszający jest fakt, że większość przeciwników ordynacji kobiet nie posługuje się – przynajmniej in publico – argumentami teologicznymi, a społeczno-organizacyjnymi? Wydawałoby się, że jest to dobry sygnał, pokazujący, że polscy luteranie rozumieją, czym jest urząd duchownego i jaka jest jego relacja w stosunku do płci. W rzeczywistości akcentowanie kwestii społecznych i organizacyjnych obnaża teologiczną słabość nie tyle Kościoła, co większości synodałów, pokazuje, że teologiczna refleksja nie odgrywa pierwszorzędnej roli, ale głównym determinantem decyzji pozostają wątpliwości, które ani z urzędem, ani z teologią nie mają nic wspólnego. I można by było nieco przewrotnie skonstatować, że skoro tak, to w sumie dobrze, że stało się, jak się stało, gdyż wynik głosowania pokazuje nie tyle negatywne nastawienie do ordynacji kobiet w ogóle, ale tylko (i aż!) brak gotowości do jej realizacji. Cóż, do wszystkiego trzeba dojrzeć i być może ten Synod jeszcze nie dojrzał, być może nie jest jeszcze gotowy na teologiczną refleksję.
Niemniej jednak pewnym smutkiem, a wręcz rozżaleniem napawa fakt, że niektórzy synodałowie promowali podczas debaty domorosłą teologię, równie uroczystą, co literacko (oczywiście chodzi o literaturę teologiczną, bo jakże inaczej!) bezwartościową, polegającą na stwierdzeniu, że Jezus powołał do służby przy ołtarzu (Sakramentu Ołtarza) jedynie mężczyzn. Takie stwierdzenie z ust teologa ewangelickiego i duchownego to po prostu deklaracja teologicznej kapitulacji i po prostu braku historycznej wyobraźni, zarówno w odniesieniu do historii Kościoła w warstwie faktograficznej, jak i teologicznej. Równie niepokojące jest w tym aspekcie promowanie rozumienia urzędu duchownego, które w przytoczonej wypowiedzi dryfuje w stronę rzymsko-prawosławnej hybrydy, tej samej, która podważa sens urzędu duchownego w Kościołach ewangelickich w ogóle.
Jednak nie to jest w tym wszystkim smutne, oburzające i miałkie: kwestia ordynacji kobiet pokazuje, że ten Kościół, mój Kościół ma poważny problem. Pogrążony w jałowych sporach o lustrację, pochłonięty pobocznymi sporami aż po salę sądową, zapomniał o teologii, zapomniał o dyskusji i dialogu, którymi Kościoły luterańskie, czy ewangelickie w ogóle, zawsze się szczyciły. Decyzja synodu w żadnym wypadku nie jest zamknięciem sprawy. Jest zupełnie odwrotnie: wynik pokazuje, że potrzebujemy teologicznej pracy od podstaw. Mniej poezji, częstochowskich rymówi klerykalnego jazgotu, który “dobro Kościoła” i “pochylanie-się-nad-problemem“odmienia przez wszystkie przypadki, a zdecydowanie więcej merytorycznej dyskusji.
Dyskusja jest potrzebna, gdyż teologia urzędu w Kościele Ewangelicko-Augsburskim w Polsce to pobojowisko prywatnego widzimisię z lat ubiegłych i obecnych. Potrzebujemy dyskusji od podstaw, dlatego też niezbędna jest teologia chrztu świętego, przypomnienie i wyostrzenie zasad luterańskiej sakramentologii. Brak zgody na ordynację kobiet jeszcze bardziej obnaża teologiczną słabość Kościoła w jego warstwie urzędowej, gdyż praktyka pokazuje, że wciąż nie wiemy, czy mamy jeden urząd, czy mamy ich 2 i pół, a może tylko 2, bo najwyraźniej nie jeden. Wyrazem tej schizofrenii jest odpychająca klerykalizacja i wyświdrowana do zawrotów głowy konsekracyjno-święceniowa terminologia (dopatrująca się w posłudze biskupa kościelnej ‘godności’), które objawowo leczą kompleksy (nie)licznych, ale niczego poza tym nie wnoszą.
Reasumując: dzisiejsza decyzja to smutny dzień, ale jeszcze nie katastrofa. Synod podjął decyzję zachowującą status quo, czyli teologiczny bałagan, o którym wiadomo od dawna. Wszyscy ci, którzy modlili się, mieli nadzieję, czy ekumenicznie kibicowali mojemu Kościołowi (także po stronie rzymskiej), aby podjął decyzję, którą już dawno mógł podjąć, powinni z jeszcze większym zaangażowaniem zakasać rękawy i stymulować, a nie symulować teologiczną refleksję. Bo nie o ordynację kobiet tylko chodzi. Nie jest ona kluczowym i najważniejszym problemem Kościoła. Chodzi o teologiczną przyzwoitość i odwagę, którą za kilkanaście dni, przy okazji Święta Reformacji będziemy tak ślicznie i pięknie celebrować.
Dariusz Bruncz