Nie ma chrześcijaństwa bez krzyża
- 10 kwietnia, 2009
- przeczytasz w 4 minuty
Wielki Piątek jest najtrudniejszym świętem liturgicznym chrześcijaństwa. Niezmiennie od 2000 lat krzyż pozostaje zgorszeniem i głupstwem – nie tylko dla świata, ale coraz częściej dla ludzi Kościoła. W czasie oszalałej ‘dialogofilii’ krzyż stał się kłopotliwym logiem chrześcijaństwa, dla którego bóstwo Jezusa Chrystusa, Jego męka, śmierć i zmartwychwstanie nie są już podstawą wiary, ale tylko jedną z opcji. Nie jest to już jednak chrześcijaństwo, a po prostu opium. Każdego roku […]
Wielki Piątek jest najtrudniejszym świętem liturgicznym chrześcijaństwa. Niezmiennie od 2000 lat krzyż pozostaje zgorszeniem i głupstwem – nie tylko dla świata, ale coraz częściej dla ludzi Kościoła. W czasie oszalałej ‘dialogofilii’ krzyż stał się kłopotliwym logiem chrześcijaństwa, dla którego bóstwo Jezusa Chrystusa, Jego męka, śmierć i zmartwychwstanie nie są już podstawą wiary, ale tylko jedną z opcji. Nie jest to już jednak chrześcijaństwo, a po prostu opium.
Każdego roku w okolicach Wielkiego Piątku powracają bohaterowie nowego ‘chrześcijaństwa’ – chętnie cytowani przez media obwieszczają z ambon i mównic kongresowych bezsensowność ofiary Chrystusa, absurd odkupienia grzesznika przez krzyż, zachęcając, aby na Wielki Piątek patrzeć jako symbol solidarności Boga z człowiekiem, symbol miłości, oddania i w ogóle wszystkiego, co sprawia, że Wielki Piątek wraz ze swym niewygodnym przesłaniem minie, a wszyscy oddamy się refleksji odrodzenia, reformy, odbicia się od dna (kryzysu?), nowego początku i dziarskiego uśmiechu na co dzień.
Tymczasem chrześcijańska lektura relacji ewangelistów o ostatniej drodze Jezusa z Nazaretu, a także starsze teksty ap. św. Pawła, pokazują dobitnie, że krzyż nie jest symbolem, a wydarzeniem, przeżyciem, miejscem i jednocześnie drogą, pełną ciemnych zaułków, kamieni i cierni.
Inaczej uważają ‘teolodzy’, dla których bezsensowna jest wiara, wyrażająca się w wyznaniu: Wierzę, że Jezus Chrystus umarł dla mojego zbawienia. W rauszu dialogofilii z innymi religiami oraz wstydu przed laicką opinią publiczną, wyznawcy pluszowego chrześcijaństwa przekonują, że nie o cierpienie chodzi, nie o oddalenie, a tym bardziej nie o grzech, ale o miłość, gest poświęcenia i solidarności.
My wiemy, że po Wielkim Piątku nastąpi Wielkanoc. Wiemy, że w niedzielny poranek w kościołach rozbrzmiewać będzie radosne „Alleluja”. Nie wiedzieli tego jednak apostołowie, Jego najbliższa rodzina, nie wiedzieli także ci, którzy za Jezusem szli, a w końcu Go porzucili. Byli przekonani, że oto wszystko skończone, że Ten, który przemawiał „jako moc mający” po prostu przegrał i to w haniebny sposób. Wielki Piątek, a więc przeżywanie pasji Chrystusa, jest trudną drogą przez ten dramat odrzucenia, zwątpienia i rozczarowania, ale przede wszystkim jest wsłuchiwaniem się w słowa Zbawiciela z krzyża, który resztkami sił woła: „Wykonało się”.
Tak, wykonało się ogromne zawstydzenie ludzkości, ale i ratunek – Chrystus umiera, abyśmy my mogli żyć i — mimo cierpienia, zwątpienia, poczucia absolutnego oddalenia od Boga — mieć nadzieję i pewność, że nie wszystko jest stracone, że ten krzyż jest także wezwaniem do spojrzenia poza własny upadek, że jest drzwiami do prawdziwej miłości, która nie zawahała się iść na zatracenie. I to jakiej miłości! Wszystko to zdaje się mieć coraz mniejsze znaczenie w czasach, w których dialog, lekka, łatwa, ludowa i z dużą dawką spektakularnego mistycyzmu duchowość staje się nową ‘ewangelią’ dumnie głoszoną przez uczonych teologów, tak bardzo uczulonych na wrażliwość innych – żydów, muzułmanów, buddystów i niewierzących.
Jezus Chrystus nie jest idolem. Nie jest bohaterem, jakiego chciałby mieć świat. Jego Ewangelia nie jest gwarancją na spokojne życie, obfitujące w sprawiedliwość i pokój, zdrowie i radość. Stojąc pod krzyżem Chrystusa, widzimy odrzuconego Zbawiciela, który niszczy, a nie buduje nasze wyobrażenia o człowieku, sprawiedliwości, miłości i o nas samych. Ten Chrystus jest zarazem niosącym nadzieję Odkupicielem, bowiem za krzyżem kryje się wielka tajemnica wiary, której nie sposób jednak zrozumieć, póki wpierw nie pójdzie się pod krzyż.
Od krzyża można uciec. Można go uczynić znośniejszym dla uszu niewierzących czy wyznawców religii. Krzyż można też zasłonić, zdjąć, a nawet podeptać, a co gorsza można o nim milczeć. Tym bardziej należy mówić o Ukrzyżowanym.
Shusaku Endo, katolicki pisarz z Japonii, opisał w powieści “Cisza” historię prześladowanych chrześcijan w tym kraju z początku XVII wieku w czasie rządów rodu Tokugawa. Podejrzanych o wyznawanie chrześcijaństwa zmuszano do wyrzeknięcia się wiary poprzez zdeptanie wykonanych na tę okoliczność fumie, drewnianych lub kamiennych wizerunków ukrzyżowanego Chrystusa. Endo przedstawia przejmujący obraz uwięzionych chrześcijan, którzy stają przed alternatywą: albo zdeptać Ukrzyżowanego albo ponieść śmierć. Wśród uwięzionych jest młody jezuita. W pewnym momencie, gdy patrzy na fumie twarz Chrystusa zaczyna przemawiać do niego – nie była to jednak twarz przepełniona majestatem i chwałą, jaką znał z Rzymu, ale zraniona głowa Zbawiciela, który mówi: Zdepcz mnie, zdepcz. Po to w końcu przyszedłem.
„Chryste Panie, pomóż nam, byśmy w każdej chwili, pomni Twoich gorzkich mąk, grzechem się brzydzili. Śmierć Twą i przyczynę jej pilnie rozważali, a choć z siły naszej mdłej wciąż Ci dzięki słali. Amen” Heinrich Schütz