Opinie

O mannie, co nie spadła z nieba


Brat Ana­to­lij to postać zna­na w Kijo­wie wszyst­kim, a szcze­gól­nie porzu­co­nym, zapo­mnia­nym, bez­dom­nym dzie­ciom. Przed laty Ana­to­lij sam był dziec­kiem uli­cy. Zara­biał na życie ban­dyc­kim rze­mio­słem, aż w koń­cu zna­lazł się tam, gdzie powi­nien, czy­li w wię­zie­niu. W wię­zie­niu nawró­cił się i dziś o jego prze­szło­ści świad­czą jedy­nie roz­licz­ne tatu­aże i nie zawsze peda­go­gicz­nie popraw­ne, ale prze­waż­nie sku­tecz­ne podej­ście do dzie­ci uli­cy. Więk­szość pod­opiecz­nych, któ­rzy tra­fia­ją do nasze­go ośrod­ka, to owoc jego […]


Brat Ana­to­lij to postać zna­na w Kijo­wie wszyst­kim, a szcze­gól­nie porzu­co­nym, zapo­mnia­nym, bez­dom­nym dzie­ciom. Przed laty Ana­to­lij sam był dziec­kiem uli­cy. Zara­biał na życie ban­dyc­kim rze­mio­słem, aż w koń­cu zna­lazł się tam, gdzie powi­nien, czy­li w wię­zie­niu. W wię­zie­niu nawró­cił się i dziś o jego prze­szło­ści świad­czą jedy­nie roz­licz­ne tatu­aże i nie zawsze peda­go­gicz­nie popraw­ne, ale prze­waż­nie sku­tecz­ne podej­ście do dzie­ci uli­cy.

Więk­szość pod­opiecz­nych, któ­rzy tra­fia­ją do nasze­go ośrod­ka, to owoc jego pra­cy, wiel­kiej cier­pli­wo­ści i zała­twia­nia spraw meto­dą biblij­nej wdo­wy.

Pew­ne­go popo­łu­dnia Ana­to­lij, dopi­ja­jąc dru­gą kawę, powie­dział: “Marek, mia­łem wizję”. Pod­czas kie­dy ja robi­łem kolej­ną moc­ną i paskud­nie słod­ką kawę, Ana­to­lij opi­sy­wał swo­ją wizję. Wedle niej nad naszym ośrod­kiem pada­ła man­na, on zaś tań­czył na środ­ku boiska… Widok tań­czą­ce­go Ana­to­li­ja, któ­ry ma pra­wie dwa metry wzro­stu i waży oko­ło 120 kilo­gra­mów, mam przed ocza­mi do dziś, co zaś tyczy się man­ny, to zgod­nie zin­ter­pre­to­wa­li­śmy ją jako nad­cho­dzą­ce i nie­zbęd­nie potrzeb­ne finan­so­we bło­go­sła­wień­stwo. Kie­dy brat Ana­to­lij, poże­gnaw­szy się z naszy­mi pod­opiecz­ny­mi, ruszył w dal­szą dro­gę, wizja wycze­ki­wa­nej man­ny lek­ko przy­bla­dła i tyl­ko pusta cukier­nicz­ka przy­po­mi­na­ła o wizy­cie przy­ja­cie­la.

Nie minę­ły dwa dni, gdy drzwi moje­go poko­ju w ośrod­ku otwo­rzy­ły się sze­ro­ko i sta­nął w nich ponow­nie Ana­to­lij. Po zwy­cza­jo­wym niedź­wie­dzim uści­sku ogło­sił: “Jest man­na. Poszli k maszy­nie”. Idąc w stro­nę bia­łe­go volks­wa­ge­na, nie mogłem uwie­rzyć, że nie minę­ły dwie doby, a finan­so­we bło­go­sła­wień­stwo nade­szło.

Wyszli­śmy za furt­kę i… zamu­ro­wa­ło mnie. Przed samo­cho­dem bra­ta Ana­to­li­ja rząd­kiem sta­ło pię­cio­ro dzie­ci. Sma­głe twa­rze, czar­ne wło­sy, bied­nie ubra­nia. “Zna­la­złem ich na śmiet­ni­ku” — powie­dział Ana­to­lij, pro­mie­niu­jąc zado­wo­le­niem.

“Man­ną” oka­za­ły się dzie­ci uchodź­ców z Afga­ni­sta­nu, w cią­gu nocy pozba­wio­ne domu, nie­mo­gą­ce liczyć na pomoc pań­stwa. Wła­ści­ciel miesz­ka­nia, któ­re wynaj­mo­wa­ła mat­ka z całą gro­mad­ką, zażą­dał kil­ka­krot­nie więk­szej opła­ty, a kie­dy pie­nię­dzy zabra­kło, wygo­nił całą rodzi­nę w jesien­ną, zim­ną noc. Ana­to­lij zna­lazł ich głod­nych i zmar­z­nię­tych pod ścia­ną muro­wa­ne­go śmiet­ni­ka, zapa­ko­wał do samo­cho­du i przy­wiózł do nas.

Mat­ka z naj­młod­szym dziec­kiem zna­la­zła noc­leg u kogoś w kuch­ni. Piąt­ka bez­dom­nych dzie­ci miesz­ka u nas. Po kil­ku­mie­sięcz­nym poby­cie w ośrod­ku tera­peu­tycz­nym zaj­mu­je się nimi rodzin­ny dom dziec­ka, któ­ry otwo­rzy­li­śmy przed dwo­ma laty.

Naj­młod­szy, sied­mio­let­ni Zair zapy­tał nie­daw­no: “Dia­dia Marek, pocze­mu wy nas nazy­wa­te man­noj?”. “Ponie­waż jeste­ście dla nas bło­go­sła­wień­stwem” — powie­dzia­łem. “Tyle że man­na mia­ła bia­ły kolor” — doda­łem w myślach.

——————————————————————————–

Kie­dy spo­glą­dam wstecz, prze­peł­nia mnie wdzięcz­ność i radość z tego, jak Bóg budo­wał swo­je Kró­le­stwo wśród naj­bar­dziej potrze­bu­ją­cych — wśród dzie­ci uli­cy.

Zimą 2000 roku, kie­dy cały świat świę­to­wał nadej­ście nowe­go tysiąc­le­cia, mie­li­śmy do dys­po­zy­cji tyl­ko kil­ka dużych garn­ków, wyna­ję­tą piw­ni­cę i lodów­kę wypeł­nio­ną szam­po­nem prze­ciw wszom. Na zruj­no­wa­nych pla­cach zabaw roz­da­wa­li­śmy dzie­ciom kaszę i parów­ki, opa­try­wa­li­śmy ropie­ją­ce czy­ra­ki i dzie­li­li­śmy tych kil­ka cie­płych kur­tek, któ­re wów­czas mie­li­śmy, pomię­dzy zzięb­nię­te dzie­cia­ki.

Dwa lata póź­niej kupi­li­śmy na wpół zruj­no­wa­ny budy­nek, któ­ry po kil­ku mie­sią­cach inten­syw­nej prze­bu­do­wy stał się ośrod­kiem pomo­cy dla dzie­ci uli­cy “Soniacz­ne swi­tlo”, któ­ry my nazy­wa­my “Sun­shi­ne” albo “Sło­necz­kiem”.

Dzi­siaj — oprócz dobrze funk­cjo­nu­ją­ce­go ośrod­ka reha­bi­li­ta­cyj­ne­go — mamy dwa warsz­ta­ty, zakład sto­lar­ski, tera­peu­tycz­ną rodzi­nę zastęp­czą, wła­sną czte­ro­kla­so­wą szko­łę i szkół­kę para­lot­niar­ską.

——————————————————————————–

Od mar­ca 2002 roku ponad pięć­dzie­się­cio­ro dzie­ci sko­rzy­sta­ło lub wciąż korzy­sta z naszej pomo­cy. Pierw­si wycho­wan­ko­wie opu­ści­li już ośro­dek i dobrze radzą sobie w doro­słym, samo­dziel­nym życiu.

Z rado­ścią myślę o Walen­ty­nie, któ­ra tra­fi­ła do nas pro­sto z uli­cy, w wie­ku 15 lat nie umie­jąc czy­tać ani pisać. Jako dziec­ko zmu­sza­na była przez mat­kę do żebrac­twa, kra­dzie­ży i innych, gor­szych rze­czy. W “Sło­necz­ku” skoń­czy­ła szko­łę, póź­niej zdo­by­ła zawód, teraz pra­cu­je w salo­nie fry­zjer­skim i jest zado­wo­lo­na z życia. Wik­tor, któ­ry przez kil­ka lat miesz­kał w opusz­czo­nej piw­ni­cy, w ośrod­ku ukoń­czył szko­łę jako mecha­nik samo­cho­do­wy.

Kil­ko­ro wycho­wan­ków “Sło­necz­ka” tra­fi­ło do rodzin zastęp­czych poza ośrod­kiem. Dzie­wię­cio­ro prze­by­wa w naszej “ośrod­ko­wej” rodzi­nie, do któ­rej tra­fia­ją dzie­ci nie­po­trze­bu­ją­ce już inten­syw­nej peda­go­gicz­nej opie­ki i tera­pii.

——————————————————————————–

Pobyt każ­de­go dziec­ka w ośrod­ku podzie­lo­ny jest na kil­ka eta­pów. W cią­gu pierw­szych kil­ku tygo­dni, kie­dy nowy miesz­ka­niec przy­zwy­cza­ja się do życia u nas, przy­go­to­wy­wa­ny jest plan pra­cy z nim. Zwy­kle przez pierw­sze pół roku, a nie­kie­dy dłu­żej, dziec­ko uczy się pisać, czy­tać i nabie­ra szkol­nych nawy­ków w naszej domo­wej szko­le.

Do pro­gra­mu socjal­no-peda­go­gicz­nej reha­bi­li­ta­cji — jak ofi­cjal­nie nazy­wa się pobyt w “Sło­necz­ku” — nale­ży też pra­ca w warsz­ta­tach, indy­wi­du­al­ne i gru­po­we zaję­cia tera­peu­tycz­ne oraz to, co dzie­ci lubią naj­bar­dziej: wycho­wa­nie przez przy­go­dy. Pomysł ten zapo­ży­czy­li­śmy z zaprzy­jaź­nio­ne­go ośrod­ka w Szwaj­ca­rii. Szkół­ka para­lot­niar­ska, wypra­wy kaja­ko­we, wędrów­ki i wyjaz­dy na obo­zy poma­ga­ją dzie­ciom odzy­skać poczu­cie wła­snej war­to­ści, uczą odpo­wie­dzial­no­ści za sie­bie i swo­je życie.

Latem orga­ni­zu­je­my obo­zy ewan­ge­li­za­cyj­ne dla naj­bied­niej­szych dzie­ci w naszym regio­nie. Nasi wycho­wan­ko­wie bio­rą na sie­bie obo­wiąz­ki gospo­da­rzy, sta­wia­ją namio­ty, sprzą­ta­ją toa­le­ty, poma­ga­ją w kuch­ni i pil­nu­ją porząd­ku. Wie­czo­ra­mi, razem z wycho­waw­ca­mi i pomoc­ni­ka­mi z Pol­ski i Szwaj­ca­rii, któ­rzy co roku przy­jeż­dża­ją spe­cjal­nie na obóz, pro­wa­dzą nabo­żeń­stwa, poma­ga­ją w orga­ni­za­cji gier i zabaw.

——————————————————————————–

W ostat­nich latach bar­dzo czę­sto gości­li­śmy przed­sta­wi­cie­li ukra­iń­skich władz. Wie­lu chcia­ło na wła­sne oczy zoba­czyć “etot pol­skij diet­dom”. Dla urzęd­ni­ków przy­zwy­cza­jo­nych do pań­stwo­wych domów dziec­ka, w któ­rych miesz­ka nawet czte­ry­stu wycho­wan­ków, taki mały, rodzin­ny ośro­dek ze sta­ran­nie opra­co­wa­nym pro­gra­mem pra­cy był czymś nie­wia­ry­god­nym.

W 2005 roku odwie­dził nas ówcze­sny wice­pre­mier, w 2006 mie­li­śmy moż­li­wość wystą­pie­nia z naszy­mi teza­mi o wycho­wa­niu bez­dom­nych dzie­ci przed pre­zy­den­tem Wik­to­rem Jusz­czen­ką. Bar­dzo czę­sto zapra­sza­ni jeste­śmy na kon­fe­ren­cje i szko­le­nia, na któ­rych opo­wia­da­my o swo­ich meto­dach, suk­ce­sach i poraż­kach. Dla wie­lu ludzi może­my być świa­dec­twem Boże­go dzia­ła­nia w życiu porzu­co­nych, znie­wo­lo­nych dzie­ci.

Codzien­na modli­twa i nie­dziel­ne nabo­żeń­stwa sta­no­wią bar­dzo waż­ną część naszej pra­cy z dzieć­mi. Tyl­ko dzię­ki miło­ści Jezu­sa do nas, dzię­ki prze­ba­cze­niu i nowe­mu naro­dze­niu moż­li­we jest peł­ne uzdro­wie­nie skrzyw­dzo­ne­go dziec­ka. On jest naszym leka­rzem, a Jego myśli o nas — jak uczy nasz pro­rok Jere­miasz — to myśli peł­ne nadziei i dobrej przy­szło­ści.

Z nie­po­ko­jem obser­wu­je­my aktu­al­ny gospo­dar­czy kry­zys na Ukra­inie. Do poli­tycz­ne­go cha­osu, trwa­ją­ce­go od 2004 roku, zdą­ży­li­śmy się przy­zwy­cza­ić, ale cią­gle rosną­ca infla­cja, dro­że­ją­ca z dnia na dzień żyw­ność, ener­gia, odzież i usłu­gi spra­wia­ją nam poważ­ne trud­no­ści. Sym­pa­tia ukra­iń­skich władz, jak­kol­wiek nie­zbęd­na dla naszej pra­cy, nie prze­kła­da się na pomoc finan­so­wą. Glo­bal­ny finan­so­wy k
ryzys wpły­nął rów­nież nega­tyw­nie na ofiar­ność naszych spon­so­rów.

Do kon­ty­nu­owa­nia pra­cy wśród dzie­ci uli­cy na Ukra­inie potrze­bu­je­my Waszej pomo­cy. Nie chce­my pogo­dzić się z fak­tem, że kur­sy gieł­do­we i ceny ropy naf­to­wej odbie­ra­ją bez­dom­nym dzie­ciom chleb i szan­sę na nor­mal­ne życie. Pro­si­my Was o wspar­cie naszej pra­cy modli­twą i ofia­ra­mi. “Uczmy się czy­nić dobrze”, jak zachę­ca pro­rok Iza­jasz. Pamię­taj­my o sło­wach Jezu­sa: “Cokol­wiek uczy­ni­li­ście jed­ne­mu z tych naj­mniej­szych bra­ci moich, mnie­ście uczy­ni­li”.

Marek Wnuk (ema­il: wnuk@sunshine-kiev.org)

Misję wśród dzie­ci uli­cy w Kijo­wie moż­na wspie­rać finan­so­wo:

Kościół Zie­lo­no­świąt­ko­wy, Zbór “Nowe Życie“PKO SA, 6 Oddział w Warszawie,nr 11 1240 1082 1111 0000 0427 9178 — “Misja w Kijo­wie”

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.