O wizycie patriarchy Cyryla w Polsce nieco sceptycznie
- 12 sierpnia, 2012
- przeczytasz w 5 minut
Zbliżająca się wizyta patriarchy Moskwy i Wszechrusi Cyryla I spotyka się z niesłabnącym zainteresowaniem polskich mediów, a także partii politycznych. Abp Józef Michalik w imieniu Konferencji Episkopatu Polski, a Cyryl I w imieniu Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej chcą podpisać negocjowany przez trzy lata dokument, który – jak wielu ma nadzieje – wywoła podobny rezonans jak apel polskich biskupów rzymskokatolickich do ich niemieckich kolegów pod koniec obrad Soboru Watykańskiego […]
Zbliżająca się wizyta patriarchy Moskwy i Wszechrusi Cyryla I spotyka się z niesłabnącym zainteresowaniem polskich mediów, a także partii politycznych. Abp Józef Michalik w imieniu Konferencji Episkopatu Polski, a Cyryl I w imieniu Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej chcą podpisać negocjowany przez trzy lata dokument, który – jak wielu ma nadzieje – wywoła podobny rezonans jak apel polskich biskupów rzymskokatolickich do ich niemieckich kolegów pod koniec obrad Soboru Watykańskiego II. Jakkolwiek przedstawiciele polskiej Cerkwi i KEP podkreślają, że wizyta ma przede wszystkim głęboki wymiar duchowy, większość analiz koncentruje się na związkach Cerkwi z Putinowską Rosją.
Wizyta Cyryla I ma z pewnością ogromne znaczenie dla wiernych Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. Dawno już zainteresowanie prawosławiem w polskich mediach nie było tak duże jak teraz, jednak informacje te w dużej mierze koncentrują się na rosyjskim prawosławiu, w którym prawosławie na ziemiach polskich niknie lub tonie w powodzi historycznych zaszłości oraz prześladowań Cerkwi w dwudziestoleciu międzywojennym. Rosyjska Cerkiew jawi się na tle przekazywanych informacji jako super-Cerkiew, która ze względu na swoją liczebność i wpływy, postrzegana jest jako jedyny liczący się prawosławny gracz na kościelno-politycznej arenie. Jest w tym wiele racji, o czym świadczą odbijające się bez większego echa pielgrzymki ekumenicznego patriarchy Konstantynopola, którego znaczenie w świecie prawosławnym topnieje.
Przed wizytą Cyryla pojawiło się kilka znaczących artykułów i wywiadów, które więcej mówią o politycznych nadziejach lub są też apologią nadwyrężonego wizerunku patriarchy niż o samym prawosławiu, jego duchowości i religijnym, tudzież kościelno-praktycznym wymiarze porozumienia, którego jak dotąd nie ujawniono.
I tak na portalu cerkiew.pl ukazała się rozmowa z p. Darią Janowiec, zafascynowaną postacią Cyryla, która dzielnie odpiera wszystkie zarzuty artykułowane pod adresem patriarchy, pojawiające się w sceptycznych wobec hierarchy publikacjach. Także w kontekście domniemanej współpracy Cyryla z KGB – w końcu państwowa komisja niczego się nie doszukała, a wszystkie inne źródła na ten temat milczą. Sprawę należy oczywiście uznać za zakończoną, a wątpliwości uznać za przejaw prawosławiofobii.
W ton zachwytu nad patriarchą, któremu nikt nie odmawia politycznego doświadczenia, rozeznania i znajomości kościelnej (i nie tylko) Realpolitik, wpisał się również prymas-senior kardynał Józef Glemp, kreując Cyryla w wywiadzie dla KAI na „męża opatrznościowego dla świata, Kościołów prawosławnych i naszych kontaktów.” O ile Cyryl rzeczywiście uznawany jest za osobę o wiele szerszym horyzoncie myślowym niż jego poprzednik, o tyle trudno zrozumieć, na czym miałby polegać opatrznościowy charakter jego osoby dla świata. Nie są to jednak słowa Cyryla, a raczej stan emocji, dokumentujących wielkie oczekiwania odnośnie wizyty, która – co podkreśla chełmski władyka abp Abel – ma mieć przede wszystkim wymiar duchowy.
Patriarcha traktowany przez wielu współwyznawców– nie tylko wiernych RCP – jak prawosławny papież odwiedzi kraj, w którym prawosławie nie jest historycznie ciałem obcym, a jednak funkcjonuje gdzieś na obrzeżach głównego nurtu publicznego, nie licząc informacji mediów o prawosławnym Bożym Narodzeniu czy Wielkanocy, lub też pielgrzymek na Świętą Górę Grabarkę. Czy Cyryl I pomoże polskiemu prawosławiu czy mu raczej zaszkodzi? Czy rzeczywiście będzie duchowym porywem i nabraniem wiatru w żagle, czy nic się nie zmieni? Odpowiedzi na te pytania pozostają całkowicie otwarte.
Co jednak z polsko-rosyjskim orędziem? I to orędziem podpisywanym w trudnych uwarunkowaniach politycznych (Smoleńsk) oraz kościelnych? Jak już wspomniałem, wielu ma nadzieję, że siła porównania z 1965 rokiem nada wydarzeniu dodatkowego impetu, jednak polscy hierarchowie, w tym abp Józef Michalik, zdają się chłodzić zapędy entuzjastów, podkreślając, że orędzie będzie dopiero krokiem do pełnego wybaczenia. Jego proroczy, czy przełomowy charakter pozostaje tym samym w sferze nadziei i to tej bardzo kruchej, ponieważ pozbawionej ważnego komponentu jakim jest zaufanie. Związane jest to m.in. z uroczystą formą ekumenizmu w Polsce pięknie i teatralnie pielęgnowanego przez dwa największe Kościoły chrześcijańskie w Polsce – jego widowiskowość jest odwrotnie proporcjonalna do codzienności i systematycznej współpracy. Wracając jednak do pytania: czy orędzie ma sens?
Wiarygodność orędzia
Jeśli spotyka się dwóch chrześcijan i chcą nie tylko mówić, ale i przyczynić się do tego, że pojednanie będzie czymś więcej niż deklaracją, a raczej dynamicznym wydarzeniem, to należy taką postawę przywitać z radością i wdzięcznością.
Niemniej jednak pozostaję sceptykiem, a to z kilku powodów. Kościół rzymskokatolicki w Polsce AD 2012 jest zupełnie innym Kościołem niż ten z 1965 roku – ten truizm dotyczy nie tyle zewnętrznych uwarunkowań, ale przede wszystkim wpływu i autorytetu Kościoła w dzisiejszym społeczeństwie, jego roli i misji społecznej, która dla wielu staje się coraz mniej czytelna, a coraz bardziej nerwowa. Mówiąc krótko: nie jest to Kościół, który odgrywał tak ważną rolę w życiu Polaków jak kiedyś.
Drugi, choć nie jedyny, powód wydaje się jeszcze ważniejszy i bardziej bolesny: polsko-rosyjskie orędzie dwóch Kościołów, które jest również orędziem prawosławno-rzymskokatolickim, naznaczone jest skazą braku pełnej wiarygodności. Trudno o prawdziwe pojednanie, jeśli na terenie prawosławnej Rosji życie katolików i grekokatolików nie należy do najłatwiejszych, mimo ostentacyjnych wypowiedzi niektórych hierarchów i komentatorów, że za pontyfikatu Benedykta XVI udało się naprawić to, co miał popsuć Jan Paweł II, tworząc m.in. struktury organizacyjne swojego Kościoła w Rosji, co dla prawosławnych stało się przejawem wyznaniowej ekspansji (wrogiej?) rzymskiego katolicyzmu. Wiarygodność polsko-rosyjskiego, bądź jak kto woli, prawosławno-rzymskokatolickiego orędzia jest niewielka w kontekście relacji Kościoła rzymskokatolickiego i prawosławnego i to nie na gruncie obydwu teologii, które – jak mówi ekumeniczny rytuał – są sobie nadzwyczaj bliskie, ale praktycznego życia.
Dopóki katolicy w Rosji (bez względu na pochodzenie) nie będą się cieszyli pełnymi swobodami religijnymi, jakimi cieszą się prawosławni w Polsce, dopóty mowa o prawosławno-katolickiej jedności, także w kontekście polsko-rosyjskiego pojednania, pozostanie czcigodnym i szlachetnym postulatem. Jeśli Rosyjska Cerkiew Prawosławna, targana wewnętrznymi konfliktami, a jednak dumnie konsekwentna w produkowaniu nieustających tyrad przeciwko zepsutemu Zachodowi, nie zadba o prawa i swobody swoich rzymskokatolickich (i nie tylko) sióstr i braci, to nawet najpiękniejsza ceremonia i wzniosłe deklaracje nie naprawią krzywd, które bynajmniej nie należą tylko do historycznych zaszłości.
Nie mam zamiaru ukrywać, że sceptycznie podchodzę do wizyty Cyryla I w Polsce, a konkretnie do oczekiwań z nią związanych. Dobrze jednak, że patriarcha odwiedzi nasz kraj i mam nadzieję, że spotka się z polską gościnnością, dobrym przyjęciem i szczerym zaproszeniem do modlitwy ze strony wszystkich chrześcijan. Kto wie – może w trakcie wizyty wydarzy się mały-
wielki cud i ktoś/wielu zrozumie, że spotkanie jednego chrześcijanina z drugim potrafi zbudować więcej niż notoryczne przeciąganie lub odmawianie takiego spotkania z przyczyn zupełnie nieewangelicznych. Obserwujmy zatem…