- 19 marca, 2014
- przeczytasz w 5 minut
Dramatycznie spada liczba niemieckich ewangelików, a zainteresowanie Kościołem maleje w zastraszającym tempie. Powodem tego nie jest już jednak chęć zaoszczędzenia podatku kościelnego, czy sprzeciw wobec stanowiska Kościoła w sprawach społeczno-politycznych, a...
Odpływ ku obojętności — smutny raport o stanie niemieckiego protestantyzmu
Dramatycznie spada liczba niemieckich ewangelików, a zainteresowanie Kościołem maleje w zastraszającym tempie. Powodem tego nie jest już jednak chęć zaoszczędzenia podatku kościelnego, czy sprzeciw wobec stanowiska Kościoła w sprawach społeczno-politycznych, ale najzwyczajniej obojętność, brak zainteresowania wiarą i przekonanie o małej wiarygodności Kościoła. Takie wnioski nasuwają się po lekturze raportu nt. przynależności kościelnej zleconego przez Kościół Ewangelicki w Niemczech (EKD).
Tekst, a w zasadzie dokument „Erhebung über Kirchenmitgliedschaft der EKD“ to doskonały materiał badawczy dla socjologów religii, teologów czy duszpasterzy. Ostatni dokument opublikowano w 2003 r. Obecny jest piątym z kolei i wyraźnie przedstawia tąpnięcia w niemieckim protestantyzmie, fiasko dotychczasowych strategii misyjnych, opracowywanych przy udziale specjalistów od „cywilnego” marketingu z ogromnym nakładem kosztów. Już sam tytuł — “Zaangażowanie i Obojętność. Przynależność kościelna jako praktyka społeczna” sugeruje ogólny stan ducha w niemieckim protestantyzmie.
Na zlecenie EKD, do którego należy obecnie 20 samodzielnych Kościołów krajowych wyznania luterańskiego, ewangelicko-unijnego i reformowanego, przeprowadzono badania na reprezentatywnej grupie 2000 osób z różnych części RFN wyznania ewangelickiego. Dodatkowo ankiety wypełniło około tysiąca osób, z których połowa wystąpiła z Kościoła ewangelickiego, a druga część nie deklaruje żadnej przynależności religijnej.
Wyniki nie pozostawiają złudzeń: niemieckich ewangelików coraz mniej interesują kwestie dotyczące wiary, a sam Kościół przestaje być w ogóle zauważalny. O ile podczas ostatnich badań 36% niemieckich protestantów czuła się związana z Kościołem, o tyle teraz bliskie związki ze wspólnotą deklaruje już tylko 25%. Stosunek niemieckich ewangelików do Kościoła ulega daleko idącej polaryzacji, co pokazują szczegółowe pozycje raportu: coraz więcej osób deklaruje, że w ogóle nie ma nic wspólnego z Kościołem (+6%), jednak również zwiększyła się liczba ankietowanych, stwierdzających, że są całkiem lub bardzo związani z Kościołem (+5%). Jak zauważają niemieccy komentatorzy niemieccy protestanci albo całkowicie odwracają się od swoich Kościołów lub silnie się angażują w ich życie – topnieje największa grupa „wierzących-niepraktykujących”, rzadkich bywalców nabożeństw, korzystających z posługi religijnej przy ważnych momentach życiowych — niestety na korzyść obozu areligijnego.
Inaczej niż w latach ubiegłych niemieccy ewangelicy nie odwracają się od Kościoła ze względu na chęć podreperowania domowego budżetu – wręcz przeciwnie dochody z podatku kościelnego w niektórych Kościołach krajowych wzrosły mimo kryzysu demograficznego i wciąż sporej, choć zmniejszającej się nieznacznie liczbie wystąpień. Po 10 latach od ostatnich badań okazuje się, że Kościół staje się dla coraz większej ilości niemieckich protestantów zbędny i niewiarygodny.
Zanik zainteresowania kwestiami wiary postępuje praktycznie we wszystkich grupach wiekowych, jednak szczególnie niepokojące są dane, dotyczące młodzieży i młodych dorosłych – mniej niż połowa młodzieży w wieku 14–21 deklaruje religijne wychowania, a mniej niż 1/3 ewangelików poniżej 30. roku życia odczuwa więź z Kościołem. Już nie bezwyznaniowość, a po prostu brak religijności jako takiej staje się „wyznaniem” wielu Niemców, należących oficjalnie do Kościoła ewangelickiego — fenomen ten dotyczył głównie terenów dawnej NRD, lecz obecnie jest on równie mocno rozpowszechniony w zachodniej części kraju. Negatywnych zjawisk nie zmieniły głośne i drogie programy misyjne jak np. zainaugurowany w 2006 roku program naprawczy „Kościół wolności” — o którym informowaliśmy na naszych łamach.
Komentarz
Niedawno opisywałem smutną sytuację ewangelików w Wittenberdze, mateczniku luterańskiej Reformacji. Przedstawione przez EKD badania potwierdzają negatywne trendy. Niektórzy biskupi krajowi próbują pocieszać wiernych (w końcu więcej ewangelików angażuje się społecznie niż bezwyznaniowców), jeszcze inni niezbyt przekonująco konstatują rzeczy oczywiste, że oto ‘jest poważny problem’ wymagający głębokiego zastanowienia. Trudno ocenić, czy większość biskupów jest naprawdę zaskoczona – wszyscy mają wieloletnie, praktyczne doświadczenie duszpasterskie z pracy parafialnej, a jednak ich wypowiedzi sugerują, jakby odkryli coś absolutnie zaskakującego: strategie nie działają? Nasze cele nie zostały zrealizowane? Jak to, przecież tak się staraliśmy i tyle czasu na to poświęciliśmy?
Analiza przynależności kościelnej niemieckich ewangelików wywołała lawinę komentarzy, również ekumenicznych – kardynał Reinhard Marx, nowo wybrany przewodniczący niemieckiego episkopatu stwierdził podczas pierwszego, publicznego przemówienia, że przykład EKD i omawianego raportu wyraźnie pokazuje jak ważna jest więź z Kościołem. Nie posądzam hierarchę o Schadenfreude, bo również Kościół rzymskokatolicki w Niemczech nie ma powodów do samozadowolenia. Purpurat powiedział jednak coś, co tak często umyka wielu ewangelikom, że Kościół jako wspólnota wiary w Chrystusa jest wartością samą w sobie, a nie społeczno-organizacyjnym dodatkiem, że Kościół jest niezmiennie przedmiotem wiary, a zatem skarbem, z którego nie tylko możemy się cieszyć i być za niego wdzięczny, kształtować, ale po prostu kochać go. Reformacja ani tego nie zniosła, ani nie zmieniła, ani nie zrelatywizowała.
Niestety takie słowa wciąż brzmią obco w wielu środowiskach ewangelickich i niestety kojarzone są zbyt często (nie tylko w Niemczech) z postawą nie do końca protestancką. Rzekłbym: do diabła z takim protestantyzmem, który celebruje sam siebie, martwe schematy, po prostu protestuje przeciwko samemu sobie i odpływa w niebyt.
Nie zabrakło komentatorów, sugerujących, że to sygnał dla kolejnego przyspieszenia, że Kościół jeszcze bardziej musi się dostosować, coraz bardziej przypominać ów świat, jeszcze bardziej się otworzyć. Problem w tym, że niedługo nie będzie się już na co otwierać i dla kogo otwierać, gdyż dotychczasowe strategie okazały się – mówiąc delikatnie – nieskuteczne w swoich zamierzeniach. Są również i tacy, którzy żądają całkowitej rewizji i wycofania się Kościoła z tego świata, jakby alternatywą były jedynie skrajności według banalnego schematu: żryj ptaszku albo giń. Raport pokazuje, że coraz silniejsze jest pragnienie, czy nawet tęsknota za powrotem Kościoła do jego właściwej misji, która nie musi oznaczać rezygnacji z angażowania się w zagadnienia społeczne, ale przywróci odpowiednią równowagę. Ewangelia nie jest tożsama ze słusznym postulatem ochrony środowiska czy obroną praw pracowniczych.
Niezależnie od wielu rozczarowań lub innych negatywnych emocji warto dostrzec również i te małe społeczności ewangelickiego świadectwa w Niemczech, które rosną nieraz mimo lub może nawet wbrew wielkim strategiom rozwoju.
Dariusz Bruncz