Po co nam Święto Reformacji?
- 31 października, 2012
- przeczytasz w 4 minuty
I znów świętujemy Święto Reformacji – rozpamiętujemy, przypominamy, podkreślamy i powtarzamy uroczyście słowa, które mają przypomnieć, podkreślić i powtórzyć to, co kryje się za wydarzeniami z 1517 roku. Czy wówczas stało się coś wyjątkowego? Czy w dobie ekumenizmu wolno, warto i należy świętować Reformację? Wystąpienie Lutra przeciwko nadużyciom związanym ze sprzedażą odpustów, a początkowo nie przeciwko samej instytucji odpustów, odbiło się bez większego echa. Ogłoszenie/przybicie tez nie było niczym wyjątkowym, […]
I znów świętujemy Święto Reformacji – rozpamiętujemy, przypominamy, podkreślamy i powtarzamy uroczyście słowa, które mają przypomnieć, podkreślić i powtórzyć to, co kryje się za wydarzeniami z 1517 roku. Czy wówczas stało się coś wyjątkowego? Czy w dobie ekumenizmu wolno, warto i należy świętować Reformację?
Wystąpienie Lutra przeciwko nadużyciom związanym ze sprzedażą odpustów, a początkowo nie przeciwko samej instytucji odpustów, odbiło się bez większego echa. Ogłoszenie/przybicie tez nie było niczym wyjątkowym, ani też niczym takim nie miało być. Luter proponując swoje tezy do polemiki działał jako duszpasterz – chodziło mu przede wszystkim o pokutę, o łaskawego Boga i grzesznika zdanego na Boże Miłosierdzie, które dzięki Ofierze Chrystusa jest łaskawą sprawiedliwością – nie tą karzącą, srogą i daleką, ale sprawiedliwością obejmującą i zmieniającą całego człowieka.
Dziś Luter stał się dla wielu synonimem buntu i odwagi bez względu na konsekwencje – dla jednych Luter będzie ikoną obywatelskiego sprzeciwu, antyestablishmentowym protestem przeciwko możnym tego świata lub radykałem, który nie tylko, że nie potrafił, ale i nie chciał cicho stąpać. Jeszcze dla innych Luter będzie kacerzem i ojcem rozłamu, psychopatycznym indywidualistą, który nie zrozumiał, czym jest Kościół i czym jest jego prawdziwa reforma. Jeszcze dla innych, Luter będzie spetryfikowanym pomnikiem, totemem wiary zlęknionej, niewolniczo przywiązanej do XVI-wiecznej narracji, która zdaje się emanować błogim pokojem, nie wymagającym już nawet utwierdzania się w dobrze znanych formułkach i deklaracjach.
Wszystkie te zjawiska – nie wgłębiając się w ich słuszność czy absurdalność – ogniskują się w osobie Lutra tak, jakby Święto Reformacji poprzez swoje przypominanie-podkreślenie-powtarzanie było życiodajnym rytuałem, poprzez który uzasadniamy swoją egzystencję jako ewangelicy, luteranie, czy w ogóle jako Kościół. Fenomen ten wyostrzają wypowiedzi innych niż luteranie spadkobierców reformacji, podkreślających, że Luter wprawdzie wiele racji miał, ale zatrzymał się „w połowie drogi”, zaniechał, przestraszył się lub – nie daj Boże – wciąż tkwił w nim, głęboko ukryty papista. Przytoczone opinie, emitowane w mediach, kolportowane w rozmowach i debatach, tylko pozornie dotykają tego, o co tak naprawdę chodzi w świętowaniu Reformacji. Oczywiście chodzi nie o jedną rzecz, a o wiele czynników, jednak pośród nich najważniejsza jest refleksja nad wiarą w Chrystusa.
W sytuacji, gdy Kościół w skali mikro czy makro, ogranicza się do powtarzania reformacyjnych haseł, generuje święte rozrzewnienie nad bohaterskim Lutrem, traktując pytanie o wiarę jako załatwione lub kwestię, którą już odrobiliśmy, a teraz celebrujemy, aby inni mogli od nas spisać i wprowadzić w życie wnioski, szkoda czasu na świętowanie Reformacji. W końcu Reformacja – co z lubością tak powtarzamy – nie jest procesem zakończonym, więc co, świętujemy po raz któryś niedokończony odcinek autostrady? Czy w świetle ekumenicznych zmagań i kontrowersji wolno nam świętować, a więc przypominać, podkreślać i powtarzać, tudzież wyśpiewywać, że Bóg nam orężem i bronią?
Święto Reformacji wbrew pozorom radosnych emocji, które nie są przecież czymś złym, nie jest świętem łatwym. Wymaga zastanowienia, a przede wszystkim modlitwy, domaga się wchodzenia w mroczne zakamarki duchowych zmagań, których koniec nie musi oznaczać uroczystego wyznania: Wierzę! Tak stoję inaczej nie mogę! Święto Reformacji jako refleksja nad żywą wiarą może i powinno postawić gigantyczny znak zapytania, czy rzeczywiście bierzemy na serio wiarę i wszystko to, co do niej należy, czy nasza troska o wspólnotę jest prawdziwa. Czy jesteśmy gotowi na ryzyko, jakie niesie ze sobą spotkanie z Chrystusem? Czy naprawdę chcemy teologii, która w pewnym momencie może postawić nas przed wyborem: tradycja czy Chrystus? Parafrazując słowa wybitnego teologa anglikańskiego można powiedzieć, że Święto Reformacji nie może być prywatnym stolikiem, przy którym wystarczy zbudować sobie warowny gród – święto reformacji winno być bankietem, przy którym wszyscy zbieramy się wokół Chrystusa, nie rezygnując przecież z naszych indywidualności i tego, co nas przez tyle wieków ukształtowało i wciąż porusza.
Święto Reformacji jest więc zaproszeniem nie tylko do indywidualnego spotkania z Bogiem, ale i gorącym apelem o poszukiwanie dróg, często krętych, wyboistych, rzadko kiedy prostych i dobrze oświetlonych, na których spotkamy nasze siostry i braci w Chrystusie, i wraz z nimi zastanawiać się będziemy z wielkim przejęciem nad wielkimi tajemnicami tak jak kiedyś czynili to uczniowie w drodze do Emaus.
: : Ekumenizm.pl: Święto Reformacji — święto wiary