Politycy zorganizują ekumenizm — czyli jak wykastrować katolicyzm i uśmiercić reformację
- 5 września, 2012
- przeczytasz w 3 minuty
Ekumenizm teraz – jeden Bóg, jedna wiara, jeden Kościół. Tak nazywa się inicjatywa niemieckich polityków chrześcijańskich firmowana przez Norberta Lammerta, przewodniczącego pierwszej izby parlamentu (Bundestagu), której celem jest głębsza integracja katolików i ewangelików, a konkretnie przełamanie podziału Kościoła. – Nie chcemy pojednania przy dalszym istnieniu podziału, a ekumenia nie może wywędrować do ziemi niczyjej między wyznaniami – mówią pomysłodawcy. Jak informuje Frankfurter Allgemeine […]
Ekumenizm teraz – jeden Bóg, jedna wiara, jeden Kościół. Tak nazywa się inicjatywa niemieckich polityków chrześcijańskich firmowana przez Norberta Lammerta, przewodniczącego pierwszej izby parlamentu (Bundestagu), której celem jest głębsza integracja katolików i ewangelików, a konkretnie przełamanie podziału Kościoła. – Nie chcemy pojednania przy dalszym istnieniu podziału, a ekumenia nie może wywędrować do ziemi niczyjej między wyznaniami – mówią pomysłodawcy.
Jak informuje Frankfurter Allgemeine Zeitung, inicjatywa, która zostanie oficjalnie zaprezentowana 5 września, nie ma oficjalnego poparcia Kościoła Ewangelickiego w Niemczech, ani też rzymskokatolickiej Konferencji Biskupów Niemieckich. Ogłoszenie projektu wiąże się z 50. rocznicą rozpoczęcia Soboru Watykańskiego II i zbliżającymi się obchodami 500-lecia Reformacji.
Sygnatariuszami ekumenicznej odezwy są politycy różnych z różnych partii. Oprócz Lammerta (katolik z chadeckiej CDU), Wolfganga Thierse (katolik z socjaldemokratycznej SPD, były szef Bundestagu) inicjatywę wsparł były prezydent Richard von Weizsäcker (ewangelik), federalny minister spraw wewnętrznych Thomas de Maizière (ewangelik), a także Frank Walter Steinmaier, były szef dyplomacji i jeden z liderów SPD (ewangelik). Do polityczno-ekumenicznej ofensywy dołączyły się również inne osoby z życia społeczno-kulturalnego i medialnego.
- Chcemy uczynić wszystko, aby po jubileuszach nie wszystko pozostało takie jak dawniej. Duchowa jedność chrześcijan musi mieć widzialną postać. Władze Kościołów muszą się porozumieć w kwestii rozumienia urzędów i Wieczerzy Pańskiej – dodają sygnatariusze.
KOMENTARZ
Trudno odmawiać politykom, odwołującym się do chrześcijańskich korzeni dobrych chęci. Trzeba się cieszyć, że w ogóle jeszcze tacy istnieją i nie boją się mówić o tym, że są chrześcijanami. Niemiej jednak akcje polityków usiłujących doprowadzić do tzw. widzialnej jedności chrześcijan wywołuje u mnie nie radość, ale przerażenie. Politycy – bez względu na dobre intencje – powinni z dala trzymać się od wewnętrznych spraw Kościoła i jednocześnie wspierać Kościół wszędzie tam, gdzie przyczynia się on (lub one) do umacniania więzi społecznych, kulturowych oraz, gdzie poprzez swoją działalność służy/ą dobru ogólnemu. Ekumenizm zarządzony z góry, wynegocjowany, wymajstrowany przez polityków na podstawie sondaży, w których ankietowani deklarują rozczarowanie tudzież zmęczenie ekumeniczną zimą, to nie ekumenizm, a raczej ekumeniczna poczwarka.
Można by sprawę skwitować krótko i stwierdzić: niech politycy zaczną jednoczenie od siebie i swoich partii (ile zaoszczędziłyby budżety państwowe?), jednak taka konstatacja byłaby równie demagogiczna, co niebezpieczna. Wprawdzie trudno sobie wyobrazić ekumenię bez profetycznych działań i zmagań, to jednak jest ona przede wszystkim dziełem Ducha Świętego i szkołą modlitwy, nauką, a nie inicjatywą (poza)rządową, mającą na celu obowiązkowe uszczęśliwienie podzielonych chrześcijan. Cóż to za jedność spod znaku „musicie się dogadać ws. urzędu i komunii”. A jak nie to co?
W świetle inicjatywy niemieckich polityków powstają uzasadnione wątpliwości wśród katolików i ewangelików. Katolicy słusznie mogą wskazać, że taka inicjatywa, której celem stworzenie jest jakiegoś niemiecko-chrześcijańskiego Kościoła to zamach na katolicyzm w ogóle, to po prostu kastracja katolicyzmu i wymyślenie go w jakiejś dziwnej formie od nowa. Z kolei ewangelicy mogą się odwołać do powtarzającej się przeszłości, w której to król, Führer lub towarzysz sekretarz decydował, co jest dobre dla Kościoła, a co nie, kto powinien być biskupem, a kto nie. Skutki tych zabiegów były i są katastrofalne, i doprowadziły do obumierania Kościoła.
Oczywiście, dzisiejsze Niemcy nie są krajem totalitarnym, niemniej jednak polityczno-partyjne inicjatywy są nie tyle naciskiem na oficjalne czynniki, o ile sianiem zamętu i skarykaturyzowaniem zarówno Soboru Watykańskiego II i Reformacji, do których tak uroczyście się odwołują.