Polska po wyborach — wygrał antyklerykalizm
- 10 października, 2011
- przeczytasz w 3 minuty
Dawno temu, a może znowu nie tak dawno Jarosław Kaczyński obwieścił, że Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe (ZChN) to prosta droga do dechrystianizacji Polski. Dziś, po niemal już pewnych wynikach wyborów wiadomo, że w Sejmie znajdzie się Ruch Palikota, który 9 października – w pierwszy Dzień Papieski po beatyfikacji Jana Pawła II – zdobył 10% głosów. Zwolennicy Ruchu Palikota nie wybierali przedsiębiorczości, ani nowoczesnego państwa. Głosy oddane na tę partię to wynik postępującej sekularyzacji oraz działania […]
Dawno temu, a może znowu nie tak dawno Jarosław Kaczyński obwieścił, że Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe (ZChN) to prosta droga do dechrystianizacji Polski. Dziś, po niemal już pewnych wynikach wyborów wiadomo, że w Sejmie znajdzie się Ruch Palikota, który 9 października – w pierwszy Dzień Papieski po beatyfikacji Jana Pawła II – zdobył 10% głosów. Zwolennicy Ruchu Palikota nie wybierali przedsiębiorczości, ani nowoczesnego państwa. Głosy oddane na tę partię to wynik postępującej sekularyzacji oraz działania Prawa i Sprawiedliwości (PiS).
Wynik wyborczy Ruchu Palikota to cenny i historyczny dokument, pokazujący, że demonstracja przeciwników obecności ‘krzyża smoleńskiego’ pod Pałacem Prezydenckim nie była chwilowym kaprysem, czy młodzieżowym happeningiem. Był to przejaw antykościelnego zwrotu w polskiej świadomości społecznej, którego żywym dowodem była młodzież masowo głosująca w szkolnych prawyborach i 9 października na Ruch Palikota.
Wciągnięcie przez Jarosława Kaczyńskiego do kampanii wyborczej Kościoła – czasem nawet wbrew woli hierarchów – ułatwiło Palikotowi udane łowy rzeszy zwolenników. Pankatolickie tyrady niektórych publicystów, skoncentrowanych na budowaniu wizerunku antysalonu, z pewnością zainspirowały wielu wyborców, wahających się, czy wypada głosować na Palikota. Jarosław Kaczyński pomógł wygrać Palikotowi i rozdzieranie szat jest w obecnej sytuacji co najmniej cyniczne. Kaczyński i Palikot nawzajem się legitymizują. I to z sukcesem.
Trudno udawać, że nic się nie stało – co czyni bp Tadeusz Pieronek. Duchowny ucieszył się z tego, że wygrała Platforma Obywatelska i przegrało SLD, które w minionych latach połamało sobie antyklerykalne zęby. Zręcznie wykorzystał to Janusz Palikot, który – jak przypuszczam – prywatnie antyklerykałem wcale nie musi być. I kto wie – może Palikot ze swoim tajemniczym ruchem wyświadczy polskiemu Kościołowi rzymskokatolickiemu wielką przysługę, mobilizując biskupów, kapłanów i świeckich, aby na serio potraktowali słowa papieża Benedykta XVI o odświatowieniu Kościoła. Może właśnie w ten radykalny sposób dojdzie do religijnego przebudzenia ALBO do czegoś zupełnie odwrotnego, jeśli Kościół (większościowy) – w całej wieloznaczeniowości tego słowa – zamiast twardego dialogu wybierze pyskówkę a la Mering-Boniecki, która oprócz płynnego chaosu niczego nie przyniesie.
Nie brakuje publicystów katolickich, którzy już teraz nawołują do katolickiego dżihadu na różańce i modlitwy tudzież radzą otoczyć Palikota kordonem bezpieczeństwa. Zaprawdę, dobrze jest modlić się w porę i nie w porę, i modlitwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła, jednak próba okopywania się w bastionach ortodoksji pod sztandarami po-prostu-mamy-rację to kolejny kamyczek do sprowincjonalizowania chrześcijańskiego przesłania. Ci, którzy pozostaną w twierdzy nie będą jednak stadkiem wybranym tudzież wybranych, ale stadkiem, które samo się wybrało, i jeśli zajdzie taka potrzeba, samo ogłosi się męczennikami.
Czy Polska i polskie chrześcijaństwo naprawdę potrzebują multiplikujących się w wielu środowiskach religijnych mini-Urbanów II, nawołujących do świętej wojny? Czy akcjonizm, przaśny sentymentalizm okraszony patetyczną, bogoojczyźnianą retoryką jest wciąż na topie? Czy chrześcijaństwo nie stroniące od mesjanistycznego partyjniactwa usprawiedliwianego nierzadko astronomicznie absurdalnymi porównaniami z najciemniejszymi okresami europejskiej historii ma przyszłość? Czy wymachiwanie Biblią i powoływanie się na wzory i wzorki amerykańskiej prawicy to naprawdę apogeum tego, na co stać chrześcijan w Polsce? Pan Nergal ma wielu kuzynów, którzy posługując się innymi metodami i działając nawet ze skrajnie różnych pobudek, uzyskują ten sam efekt: zgorszenie.
W perspektywie socjo-religijnej, jeśli w ogóle o takiej możemy mówić, 9 październik to alarmujący sygnał dla Kościoła rzymskokatolickiego, który coraz bardziej zaczyna tracić wpływ na wiernych. Proces sekularyzacji, (nie)działania Kościoła po katastrofie smoleńskiej, partyjniactwo i triumfalizm to konglomerat wielu czynników, które stopniowo upodabniają Polskę do krajów europejskich. Ale może to jest właśnie to, czego potrzebujemy..?
Last but not least: frekwencja wyborcza znów obnażyła niedojrzałość większości Polaków uprawnionych do głosowania. Współodpowiedzialność ponoszą za to Kościoły — najwyraźniej zbyt zajęte swoimi świętymi sprawami.